Ucieczka

Tallin, Estonia, 17 września 1939 roku, godzina 10:00.
Estoński oficer beznamiętnie przyglądał się, jak polscy marynarze obwiązują stalową liną torpedę w dziale rufowym polskiego okrętu podwodnego. Nie spieszyli się, a wręcz ślimaczyli, mimo to nie poganiał ich. Nawet ich rozumiał. Rozbrajać własny okręt to dla marynarza jak burzyć własny dom.
Nagle usłyszał wołanie z tyłu. Obrócił się i zobaczył polskiego oficera przywołującego go gestem ręki. Kiedy do niego podszedł Polak wyciągnął paczkę z papierosami. Zapalili.
W tym samym czasie dwaj marynarze przygotowujący torpedę do wyciągnięcia spojrzeli na siebie znacząco. Jeden z nich naciągnął linę tak, by opierała się na stalowym dźwigarze, a drugi szybko przyłożył do niej przecinak, w który silnie uderzył młotkiem.
Stuk!
Odgłos został stłumiony przez silnik przestarzałego dźwigu portowego, który nie dość, że hałasował, to jeszcze dymił niemiłosiernie. Na stalowej linie pojawiła się głęboka rysa.
Estończyk skończył palić, wrzucił niedopałek do wody i wrócił na swoje miejsce. Dwaj marynarze pokazali mu na migi, że torpeda jest gotowa do wyciągnięcia. Dał znak operatorowi dźwigu.
Trzask!
Odgłos pękającej liny zabrzmiał jak wystrzał. Jej koniec przeleciał tuż koło twarzy estońskiego oficera.
- Oh raisk! – krzyknął i odruchowo zasłonił twarz ręką.

Dla ORP „Orzeł” – najnowszego polskiego okrętu podwodnego i chluby Marynarki Wojennej II Rzeczypospolitej wojna nie zaczęła się zbyt szczęśliwie. Kiedy nad Gdynię nadlatywały kolejne eskadry hitlerowskich bombowców okręt nadal stał przycumowany do molo w porcie na Oksywiu, a na pokładzie była tylko część załogi. Dowódca „Orła” komandor Henryk Kłoczkowski lekkomyślnie bowiem pozwolił marynarzom mieszkającym w Gdyni na spędzenie nocy z 31 sierpnia na 1 września w swoich domach. Sam również nocował na lądzie. W rezultacie okręt wyszedł w morze dopiero około godziny siódmej rano.
Ta podwodna duma Marynarki Wojennej RP weszła do służby zaledwie siedem miesięcy wcześniej – 2 lutego 1939 roku. Koszt budowy wynoszący około 10 milionów złotych został pokryty częściowo ze składek społecznych. Wybudowany w holenderskiej stoczni „Orzeł” był jednym z najnowocześniejszych okrętów podwodnych ówczesnego świata. Zdolny do operowania z dala od bazy i prowadzenia wielodniowych misji krążowniczych był właściwie okrętem oceanicznym. Marynarka Wojenna była wręcz krytykowana za rozrzutność – argumentowano, że na płytkim i dość małym akwenie, jakim jest Bałtyk bardziej przydałoby się kilka mniejszych i tańszych jednostek.
W chwili wybuchu wojny Marynarka Wojenna dysponowała pięcioma okrętami podwodnymi – OORP „Żbik”, „Ryś”, „Sęp”, „Wilk” i „Orzeł”. Sposób ich użycia określał plan „Worek”, według którego „Orzeł” i „Wilk” miały operować na Zatoce Gdańskiej, a trzy pozostałe okręty – na północ od Półwyspu Helskiego.
Niemal cały 1 września „Orzeł” spędził w zanurzeniu patrolując przydzielony mu sektor w Zatoce Gdańskiej. Co jakiś czas wychodził na głębokość peryskopową, co było czynnością dość ryzykowną – nad zatoką cały czas latały niemieckie samoloty. Dopiero wieczorem, kiedy zapadł zmrok komandor Kłoczkowski wydał rozkaz wynurzenia i „Orzeł” rozpoczął ładowanie akumulatorów.
Drugi dzień wojny również upłynął na „Orle” dość spokojnie. Zanurzony na głębokości peryskopowej obserwował zbombardowanie przez Niemców dwóch polskich okrętów OORP „Gdańsk” i „Gdynia” (oba były pasażerskimi wycieczkowcami zmobilizowanymi w przededniu wojny i służącymi jako okręty–bazy). Dowództwo Marynarki Wojennej planowało użyć „Orła” do walki z pancernikiem „Schleswig-Holstein”. Nic jednak z tego nie wyszło, ponieważ pancernik cały czas przebywał w kanale portowym.
Niemal cały następny dzień „Orzeł” także spędził w zanurzeniu, wychodząc na powierzchnię dopiero po zmroku celem ładowania akumulatorów. Doszło wówczas do spotkania z ORP „Wilk”, który patrolował sąsiedni sektor zatoki.
Wczesnym rankiem 4 września komandor Kłoczkowski podjął decyzję o wyjściu z Zatoki Gdańskiej – uznał, że dalsze pozostawanie w niej jest zbyt niebezpieczne.
Około godziny 15:00, kiedy „Orzeł” przebywał na głębokości peryskopowej został zauważony przez niemiecki samolot, który obrzucił go (na szczęście niecelnie) bombami. Okręt zszedł na maksymalną głębokość, ale Niemcy nie zamierzali łatwo odpuścić. Wokół „Orła” zaczęły eksplodować bomby głębinowe, z których jedna rozerwała się bardzo blisko lewej burty powodując ogromny wstrząs i dość znaczne uszkodzenia.
Gorsze było jednak co innego – bombardowanie miało fatalny wpływ na morale załogi, a zwłaszcza na psychikę dowódcy. Zamiast podtrzymywać swoich marynarzy na duchu i świecić przykładem komandor Kłoczkowski załamał się i wpadł w ciężką depresję.
Rankiem 5 września „Orzeł” znalazł się na południe od szwedzkiej Gotlandii. Wieczorem tego samego dnia odebrano rozkaz z Dowództwa Floty w sprawie zmiany sektorów operacyjnych dla okrętów podwodnych. Okazało się, że „Orłowi” przypadł sektor właśnie w okolicach Gotlandii…
Kolejne dni upłynęły na nudnym patrolowaniu wyznaczonego sektora. Stan komandora Kłoczkowskiego stale się pogarszał. Będący nadal w depresji dowódca zapadł na jakąś niezidentyfikowaną chorobę, zamknął się w kabinie i odmawiał przyjmowania pokarmów. Nie wyznaczył także zastępcy.
Prawdopodobnie symulował chorobę, by móc jak najszybciej opuścić okręt.
Kapitan Jan Grudziński skontaktował się z Dowództwem Floty i poinformował o chorobie komandora. Dostał do wyboru – zawinąć do jednego z portów neutralnych lub przedostać się nocą na Hel celem wymiany dowódcy. Oficerowie zaproponowali jeszcze jedno wyjście – wynurzenie u brzegów Gotlandii i przetransportowanie komandora Kłoczkowskiego łodzią na brzeg. Komandor  postanowił zawinąć do Tallina. Decyzję argumentował tym, że ma w mieście wielu znajomych.
Wieczorem 14 września OPR „Orzeł” wpłynął na redę stolicy Estonii.

Okręt podwodny ORP „Orzeł” – chluba Marynarki Wojennej II Rzeczypospolitej.

Z okrętu nadano depeszę radiową z prośbą o zgodę na wejście do portu. Około godziny 22:00 do „Orła” podpłynął statek pilotowy i polecił Polakom czekać na dalsze decyzje. Dwie godziny później pojawił się ponownie ze zgodą na wejście do Tallina.
Doszło wtedy do nieprzyjemnego incydentu. Do burty „Orła” podpłynęła motorówka z estońskimi marynarzami, którzy bez pozwolenia zaczęli przeskakiwać na pokład polskiego okrętu. „Orzeł” szarpnął do przodu strącając intruzów, a polscy marynarze skierowali działo w stronę motorówki. Na pokład okrętu pozwolono wejść jedynie oficerowi.
Rankiem następnego dnia komandor Kłoczkowski oraz podporucznik Mokrski udali się do kwatery dowódcy estońskiej floty, gdzie oczekiwał ich także przedstawiciel polskiej ambasady. Poinformowano ich, że władze Estonii wyrażają zgodę na 24-godzinny postój „Orła” w porcie celem dokonania niezbędnych napraw. W tym samym czasie jednak w porcie przebywa niemiecki frachtowiec „Thalatta”, a więc zgodnie z prawem międzynarodowym „Orzeł” będzie mógł wypłynąć z Tallina nie wcześniej, niż 24 godziny od momentu opuszczenia portu przez jednostkę niemiecką. Chodziło o uniemożliwienie pościgu i ataku na „Thalattę”.
Po wizycie u dowódcy floty komandor Kłoczkowski udał się do szpitala, gdzie już pozostał.
Po zajęciu Estonii przez Armię Czerwoną został aresztowany i osadzony w obozie w Kozielsku. Trafił do Armii Andersa i w 1941 roku przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie natychmiast stanął przed Polskim Sądem Morskim oskarżony o tchórzostwo i zaniechanie obowiązków. Został zdegradowany do stopnia marynarza i skazany na 4 lata więzienia, do którego w końcu nie trafił. Pływał w atlantyckich konwojach, a po wojnie zamieszkał w Stanach Zjednoczonych. Zmarł w Portsmouth w Virginii w 1962 roku.
Załoga „Orła” zajęła się niezbędnymi naprawami. Najwięcej kłopotu sprawił pęknięty cylinder sprężarki elektrycznej, który należało zaspawać. Grupa marynarzy otrzymała od kapitana Grudzińskiego pozwolenie na udanie się do łaźni miejskiej. Przy okazji przeszli badania lekarskie, wskutek których mat Barwiński został skierowany do szpitala – lekarzy zaniepokoiła jego silna wysypka.
Po południu tego samego dnia do nabrzeża, gdzie cumował „Orzeł” podjechało kilka samochodów, z których wysiedli uzbrojeni estońscy marynarze. Dowodzący nimi oficer przekazał kapitanowi Grudzińskiemu pismo z decyzją o internowaniu polskiego okrętu. Jako powód podano przedłużający się pobyt „Orła” w Tallinie. Kapitan Grudziński zaprotestował powołując się na wcześniejsze ustalenia i prawo międzynarodowe, które zabraniało okrętowi wojennemu wyjścia z  portu wcześniej, niż 24 godziny po opuszczeniu go przez jednostkę należącą do drugiej strony konfliktu. Nie zdało się to na nic. Był to klasyczny przykład Paragrafu 22. Bez względu na wcześniejsze uzgodnienia „Orzeł” miał zostać internowany. Opór nie zdałby się na nic – w kierunku „Orła” obrócone zostały działa estońskich okrętów.
Na pokład polskej jednostki weszła grupa estońskich marynarzy, którzy zabrali mapy i dziennik nawigacyjny. Jeden z oficerów przeszedł na rufę okrętu i bezceremonialnie zerwał polską banderę.
Zbliżał się zmierzch. „Orzeł” był nieustannie pilnowany przez trzech estońskich wartowników, z których jeden czuwał w pobliskiej strażnicy przy telefonie.
16 września rano na pokładzie „Orła” zjawiła się grupa marynarzy pod dowództwem oficera z zadaniem rozbrojenia okrętu. Intruzi zabrali broń palną i wynieśli pociski do dział, które zostały pozbawione zamków. Rozpoczęło się wyładowywanie torped.
Na szczęście szyfry, akta, książkę depesz i mapę pól minowych kapitan Grudziński zdążył zniszczyć.
W tym samym czasie polscy marynarze i oficerowie otrzymali dokument z estońskiego sztabu generalnego wzywający ich do dobrowolnego pozostania w Estonii. Gwarantowano im takie same warunki utrzymania i żołdu, jak w estońskiej marynarce wojennej. Na podpisanie deklaracji marynarze dostali trzy dni.
Trudno jest dziś ustalić, kto pierwszy rzucił hasło ucieczki z Tallina. Najprawdopodobniej idea zrodziła się w momencie, kiedy marynarze dowiedzieli się o internowaniu „Orła”. Postanowiono sabotować wszelkie prace demontażowe.
Wyładowywanie torped było robotą bardzo żmudną i czasochłonną. Tego dnia Estończykom udało się usunąć tylko te znajdujące się w przedziale dziobowym. Wyładowanie torped z działu rufowego wymagało obrócenia „Orła” dziobem do wyjścia z portu (co było okolicznością bardzo pomyślną), ponieważ ramię żurawia portowego było zbyt krótkie. Czynność tę odłożono jednak do dnia następnego – Polacy oświadczyli, że mają teraz kolację i codzienną zbiórkę załogi.
Rankiem 17 września zaraz po śniadaniu odbyło się zebranie całej załogi, na którym jednogłośnie zaaprobowano pomysł ucieczki z Tallina. Przy „Orle” pojawił się holownik, który obrócił go o 180 stopni. Rozpoczął się wyładunek pozostałych sześciu torped z przedziału rufowego. Nie potrwał on jednak długo. W odpowiednim momencie porucznik Piasecki przywołał do siebie estońskiego oficera asystującego przy wyładunku i poczęstował go papierosem. Wtedy dwaj polscy marynarze nacięli stalową linę przywiązaną do torpedy, tak, że po chwili się zerwała. Liny zapasowej oczywiście „nie było”.
Inni członkowie załogi też nie próżnowali. Bosman Markiewicz pływał małą łódką po porcie udając, że łowi ryby, podczas gdy w rzeczywistości podręczną sondą badał głębokość basenu i otrzymane wyniki notował w zeszycie. Bosman Kotecki, który w asyście estońskiego marynarza miał rozebrać żyrokompas celowo wywołał gwałtowne spięcie w aparacie. Kiedy przestraszony Estończyk odszedł Kotecki szybko naprawił urządzenie. Starszemu bosmanowi Fortkowi odpowiedzialnemu za maszynownię udało się zapobiec demontażowi wałów śrubowych – oświadczył Estończykom, że przed ich rozłączeniem wszystko musi zostać dokładnie wyczyszczone i naoliwione.
Inni marynarze rozchodzą się po porcie wdając się w pogawędki z przygodnie napotkanymi pracownikami portu i wypytując ich o miejscowe przepisy i zwyczaje. Uważnie rozglądają się dookoła notując w pamięci lokalizację dział i reflektorów. Znajdują budkę, z której znajduje się główny węzeł elektryczny. Dwóch marynarzy siada na polerach, do których przywiązane są liny cumownicze „Orła” i niepostrzeżenie je nacinają.
Krótko przed północą tego dnia zapada ostateczna decyzja. Uciekamy!
O północy na pokładzie okrętu zjawił się estoński oficer celem dokonania inspekcji. Po jego odejściu porucznik Piasecki dał sygnał do rozpoczęcia akcji.
„Orła” tej nocy pilnowało dwóch wartowników, z czego jeden czuwał przy trapie, a drugi siedział przy telefonie w strażnicy. O godzinie 2:00 dwaj marynarze przywołali tego przy trapie na pokład pod pretekstem zapalenia papierosa. Kiedy znalazł się na okręcie został ogłuszony i wciągnięty pod pokład.
Porucznik Piasecki nakazał możliwie bezkrwawe obezwładnienie obu wartowników.
Drugi z Estończyków siedzący przy telefonie w strażnicy został sterroryzowany pistoletem, który bosmat Piegza ukrył podczas rozbrajania okrętu. Bez oporu podniósł ręce do góry i wszedł na pokład. Obydwaj wartownicy zostali zamknięci w mesie.
Teraz już nie ma odwrotu. Załoga jak jeden mąż zrywa się na równe nogi i zajmuje stanowiska bojowe. Z trapu zbiega starszy marynarz Chojecki i z siekierą w ręku rusza pędem wzdłuż nabrzeża. Dobiega do budki z węzłem elektrycznym. W jednym miejscu wychodzi z niej gruby kabel. Bierze potężny zamach i tnie. Słychać potworne trzaski, sypią się iskry i nagle wszystkie światła w porcie gasną. Chojecki sprintem wraca na okręt.
„Orzeł” rusza do przodu rwąc bez problemu nacięte liny cumownicze. Kieruje się w stronę wyjścia z portu. Wszystko idzie idealnie, kiedy nagle…
– Falochron na kursie! – krzyczy sygnalista.
Słychać potężny zgrzyt i całym okrętem targa olbrzymi wstrząs. Wpakowali się na skalisty falochron.
– Cała wstecz! – krzyczy kapitan Grudziński.
– Jest cała wstecz! – brzmi jak echo odpowiedź.
Aby ściągnąć okręt ze skały kapitan Grudziński każe uruchomić głośne silniki diesla. Na najwyższych obrotach działają także pompy odwadniające, które opróżniają zbiorniki dziobowe. Jednocześnie napełniane są rufowe zbiorniki balastowe. „Orzeł” powolutku schodzi z fatalnej skały.
Mimo wymuszonego zaciemnienia w porcie wrze jak w ulu. Ucieczka „Orła” zostaje natychmiast zauważona. Na estońskich okrętach wojennych zapalają się reflektory. Słychać wystrzał z działa. Na szczęście tylko jeden i to niecelny. Estończycy nie strzelają więcej z dział, ponieważ boją się, że w ciemnościach trafią własne okręty. Za to zaczynają terkotać karabiny maszynowe. Ich pociski rykoszetują od kadłuba „Orła” – nie są w stanie wyrządzić mu krzywdy.
Kapitan Grudziński trzyma przed sobą notatki bosmana Markiewicza, który poprzedniego dnia dokładnie wysondował dno basenu portowego i wydaje rozkaz zanurzenia. Okręt powoli chowa się pod wodę. Estońskie jednostki ruszają w pościg i rzucają bomby głębinowe, ale bez żadnych rezultatów.
„Orzeł” przechodzi koło wyspy Naissaar i po kilku milach kładzie się na dnie.
Jest wolny.

Dalszą część historii ORP „Orzeł” znajdziecie w artykule pt. „Przedarcie”, który dostępny jest TUTAJ.

Jak wiadomo, „Orzeł” po wielu perypetiach zdołał brawurowo przedostać się przez cieśniny duńskie i 14 października 1939 roku dotarł do wybrzeży Szkocji. Włączony do Drugiej Flotylli Okrętów Podwodnych rozpoczął służbę w Royal Navy, podczas której patrolował Morze Północne. 8 kwietnia 1940 roku zatopił niemiecki statek transportowy „Rio de Janeiro” wiozący oddziały inwazyjne do Norwegii. Był to pierwszy sygnał dla aliantów (niestety zignorowany), że hitlerowcy planują zaatakować Norwegię.
Na swój ostatni patrol „Orzeł” wyszedł z bazy w Rosyth 23 kwietnia 1940 roku. Miał za zadanie obserwować ruchy okrętów na zachód od wylotu cieśniny Skagerrak. Od tamtej pory wszelki słuch po nim zaginął.
Sześć lat temu skontaktował się ze mną Pan Piotr Surzyn z Morskiej Agencji Poszukiwawczej z Gdyni, która przygotowywała ekspedycję, której celem było odnalezienie wraku „Orła”. Poprosił mnie o pomoc w zdobyciu map z lokalizacjami platform wiertniczych w sektorze, w którym będą prowadzić poszukiwania. Skontaktowałem się  z UKOOA – United Kingdom Offshore Operators Association i przekazałem im współrzędne wspomnianego pola minowego otrzymane od Piotra prosząc o informację, czy w tym rejonie stoją jakieś instalacje wydobywcze, a jeśli tak, to w jakiej odległości od nich może przepływać statek hydrograficzny. Uzyskałem odpowiedź, że owo pole minowe znajduje się w norweskim sektorze Morza Północnego. Skontaktowałem się więc z Norwegian Petroleum Directorate. Otrzymane od nich mapy przesłałem do Gdyni.
Ekspedycja doszła do skutku w sierpniu 2008 roku, jednak jej uczestnikom nie udało się odnaleźć wraku „Orła”.
Los chluby Marynarki Wojennej II Rzeczypospolitej i jego załogi oraz miejsce ich ostatecznego spoczynku nadal pozostają nieznane…

Przeczytaj także:
Rozbitek
Polowanie
Stracona szansa
O krok od wojny

Źródło:
Jerzy Pertek, Dzieje ORP „Orzeł”, Gdański Dom Wydawniczy, 1998.
Tomasz Grzanka, Epizod talliński, http://orzelorp.republika.pl/talin.htm, Dostęp 14.04.2013.
Ucieczka okrętu podwodnego ORP „Orzeł”, http://www.1939.pl, Dostęp 14.04.2013.
ORP „Orzeł” (1939), http://pl.wikipedia.org, Dostęp 14.04.2013.