Mike Killer

Okolice Vechty w Dolnej Saksonii, 8 marca 1944 roku
Zrozumiał, że to już koniec. Z silnika Thunderbolta wydobywały się kłęby dymu, a samolot ledwo reagował na ruchy drążka sterowego. Obejrzał się za siebie. Jeden Focke-Wulf 190 siedział mu na ogonie, ale nie strzelał. Drugi, z numerem 13 na kadłubie zrównał się z nim. Pilot gestem pokazał mu, że ma lądować. Nie miał wyboru. Wypuścił podwozie i zaczął obniżać pułap lotu. Pas startowy wojskowego lotniska w Vechcie rósł w oczach. Nagle do głowy przyszedł mu szaleńczy pomysł. Kiedy Thunderbolt dotknął kołami pasa pilot niespodziewanie dodał gazu…

Bolesław Gładych urodził się w Warszawie w 1918 roku. Ukończył tam Szkołę Powszechną, po czym wstąpił do Korpusu Kadetów we Lwowie, gdzie w maju 1937 roku zdał maturę. Wybrał karierę zawodowego wojskowego i jesienią tego samego roku rozpoczął kurs dla podchorążych w 72. Pułku Piechoty w Radomiu. Na początku 1938 roku został przyjęty do dęblińskiej Szkoły Orląt. Szkolenie zostało przerwane wybuchem wojny. Nie został dopuszczony do walk podczas kampanii wrześniowej, a po klęsce ewakuował się razem z innymi podchorążymi do Rumunii. Internowany w obozie Turnu Severin uciekł stamtąd zabijając strażnika. Potem drogą morską, wiodącą przez Maltę przedostał się do Francji. W połowie listopada 1939 roku dotarł do Marsylii i zgłosił się do Centrum Wyszkolenia Lotnictwa na lotnisku Lyon-Bron. Po przeszkoleniu na myśliwcach Morane wszedł w skład polskiego dywizjonu. W maju i czerwcu 1940 roku walczył nad Francją na myśliwcu Caudron. Nie odniósl zwycięstw, ale przeżył niezwykłą przygodę.
Wdał się w walkę z niemieckim Messerschmittem Bf-109. Niemiec okazał się być doświadczonym pilotem. Ciężko poharatał Caudrona pilotowanego przez Polaka i uszkodził jego silnik. Kiedy Gładych gotował się już na śmierć Niemiec zamachał skrzydłami i odleciał. Polak zdążył tylko zauważyć numer 13 wymalowany na jego kadłubie.
Po upadku Francji Gładych wraz z innymi polskimi pilotami ewakuował się do Wielkiej Brytanii. Został przeszkolony na Spitfire’ach w 57. Dywizjonie Treningowym w Hawarden i w kwietniu 1941 roku uzyskał przydział do słynnego Dywizjonu 303. Pierwszego Messerschmitta zestrzelił zaledwie kilka dni po przybyciu. 23 czerwca 1941 roku dywizjon dwukrotnie startował nad Francję jako osłona bombowców. Podczas pierwszego lotu Bolesław Gładych strącił dwa Bf-109 i jeden prawdopodobnie, a podczas drugiego – jeden na pewno i jeden prawdopodobnie. Niestety, wracając rozbił swojego postrzelanego Spitfire’a o słup telegraficzny i odniósł ciężkie rany. Ze szpitala wyszedł w październiku, wrócił do Dywizjonu 303 i znów latał nad Francję.  24 października w rejonie Calais Dywizjon napotkał niemieckie myśliwce nowego typu – Focke-Wulfy 190. Gładych był pierwszym pilotem, który odniósł zwycięstwo nad jednym z nich.
Focke-Wulf 190 został potem okrzyknięty najlepszym niemieckim myśliwcem II Wojny Światowej i to zarówno przez pilotów niemieckich, jak i alianckich, którzy mieli okazję latać zdobycznymi egzemplarzami.
W czerwcu 1942 roku Bolesław Gładych został przeniesiony do 302. Dywizjonu „Poznańskiego”. Niedługo potem uzyskał awans na kapitana i został dowódcą eskadry. Wiosną 1943 roku podczas gwałtownej walki powietrznej nad Lille strącił jednego Focke-Wulfa, ale i jego Spitfire niewąsko oberwał. Zawrócił uszkodzony samolot w stronę Anglii, kiedy zbliżył się do niego kolejny wrogi myśliwiec. Niemiec podleciał do niego, pomachał skrzydłami, po czym… odleciał nie dobijając uszkodzonego Spitfire’a. Gładych zobaczył na jego kadłubie taki sam numer, jak na Messerschmitcie, z którym miał podobną przygodę trzy lata wcześniej.
Do jesieni zestrzelił jeszcze dwa nieprzyjacielskie myśliwce. W październiku 1943 roku doszło do wypadku, który zaważył na jego późniejszym losie. Wracając z lotu nad Francję zauważył w okolicach Londynu samolot, który wziął za niemiecki bombowiec. Ostrzelał go zużywając resztę amunicji. Po powrocie do bazy dowiedział się, że o mały włos nie strącił samolotu, którym leciał premier Winston Churchill…
Wściekłe dowództwo RAF-u uziemiło narwanego pilota.
W styczniu 1944 roku do Northolt, gdzie stacjonował 302. Dywizjon przyjechał podpułkownik Francis „Gabby” Gabreski (właściwie – Franciszek Gabryszewski), Amerykanin polskiego pochodzenia, jeden z najsłynniejszych asów myśliwskich II Wojny Światowej. Zaoferował Polakom przejście do dowodzonego przez niego 61. Dywizjonu Myśliwskiego. Uziemiony przez RAF Gładych bez skrupułów przeszedł do lotnictwa amerykańskiego.
Francis Gabreski dobrze znał wartość bojową polskich pilotów – przez pewien czas był w składzie 315. „Dęblińskiego” Dywizjonu Myśliwskiego.
Kapitan Gładych przeszkolił się na myśliwcach P-47 Thunderbolt i szybko stał się jednym z najlepszych pilotów 61. Dywizjonu. Koledzy nadali mu przezwisko „Mike Killer”. W marcu 1944 roku po raz kolejny spotkał się z tajemniczym Niemcem, który już dwukrotnie miał okazję go zabić.
8 marca 1944 roku jego dywizjon osłaniał ogromną wyprawę bombową „Latających Fortec” na Berlin. Nad Dolną Saksonią zostali zaatakowani przez rój Messerschmittów i Focke-Wulfów. Gładych strącił jednego FW 190, ale sam nie wyszedł z walki bez szwanku. Jego Thunderbolt dostał w silnik i wyglądało na to, że ten lot nie zakończy się szczęśliwie. Jeden z nieprzyjaciół usiadł mu na ogonie, a drugi – z numerem 13 na kadłubie pokazał mu gestem, że ma wylądować na pobliskim lotnisku w Vechcie. Gładych kiwnął głową, że rozumie, wypuścił podwozie i rozpoczął manewr lądowania. Kiedy jego Thunderbolt dotknął kołami pasa startowego „Mike Killer” nagle dodał gazu i włączył karabiny maszynowe niszcząc zaparkowane w pobliżu pasa maszyny. Poderwał samolot i położył go w ciasny skręt nad lotniskiem. Niemcy natychmiast dobiegli do stanowiska artylerii przeciwlotniczej i otworzyli ogień. W chaosie chybili samolot Gładycha i trafili jednego z goniących go Focke-Wulfów, który rozbił się za lotniskiem. Drugi z niemieckich myśliwców, ten z 13-tką na kadłubie zrezygnował z pościgu za Thunderboltem. Gładych skierował się nad Morze Północne, jednak nad Kanałem La Manche zabrakło mu paliwa i musiał skakać do morza ze spadochronem.
Został uratowany przez wodnosamolot brytyjskiej straży przybrzeżnej. Za swoją śmiałą akcję otrzymał amerykański medal Silver Star oraz dyplom od prezydenta Roosevelta.
W ostatnich miesiącach wojny przesiadł się z Thunderbolta na Mustanga. Podobnie jak na wszystkich swoich poprzednich maszynach równiez i na nim Gładych namalował wizerunek pingwina.
Wszystkie jego maszyny nosiły przydomek „Pengie” – pigwinek na cześć przezwiska jego dziewczyny Elizabeth, Kanadyjki z Żeńskiej Służby Pomocniczej.

Na tym Mustangu udało mu się pod koniec wojny zestrzelić odrzutowego myśliwca Me-262. Ogółem służąc w Amerykańskich Siłach Powietrznych zestrzelił 10 samolotów wroga.
W 1945 roku został zdemobilizowany, ożenił się z Elizabeth i osiadł w Nowym Jorku. Udało mu się ściagnąć do Stanów brata – żołnierza AK.
W 1950 roku uczestniczył w zjeździe pilotów wojskowych we Frankfurcie nad Menem. Poznał tam wreszcie owego dżentelmeńskiego Niemca, który pilotował myśliwce z 13-tką na kadłubie i który trzykrotnie miał okazję go zabić. Okazało się, że był nim Georg-Peter Eder – jeden z najsłynniejszych niemieckich pilotów bojowych, który podczas wojny strącił 78 samolotów alianckich.
Po wojnie kapitan Gładych przez pewien czas pracował w lotnictwie cywilnym. Potem zrobił doktorat z psychologii i zaczął pracować jako psychoterapeuta.
„Mike Killer” żyje do dzisiaj. Ma 92 lata i mieszka w miasteczku Issaquah niedaleko Seattle.

Przeczytaj także:
Z polskiej Marynarki do US Navy
Z polskiego dywizjonu do Programu Apollo
Najemnik z Dywizjonu 303
As w jeden dzień

Źródła:

Boleslaw „Mike” Gladych, http://www.century-of-flight.net Dostęp 4.09.2010
Wojciech Zmyślony, Bolesław Gładych, http://www.polishairforce.pl Dostęp 4.09.2010
Dariusz Tyminski, Boleslaw „Mike” Gladych and his enemy with code „13”, http://members.tripod.com Dostęp 4.09.2010