For your freedom and ours, czyli wystawa o polskich lotnikach

Coroczne pokazy lotnicze w bazie Leuchars niedaleko St. Andrews to jedna z największych imprez tego typu w Wielkiej Brytanii. Miałem wielką nadzieję, że podobnie jak cztery lata temu, także tym razem zobaczę na niebie samoloty z biało-czerwoną szachownicą.
W 2006 roku podczas Airshow major pilot Artur Kałko na MIGu-29 wycinał takie hołubce, że Szkotom opadły szczęki.
Tegoroczna impreza odbywała się pod hasłem 70. rocznicy Bitwy o Wielką Brytanię. Nie wyobrażałem sobie, że Ministerstwo Obrony odpuści imprezę poświęconą najważniejszej bitwie II Wojny Światowej, do której wygrania walnie przyczynili się Polacy.
Niestety, email z biura rzecznika dowódcy Sił Powietrznych rozwiał wszelkie nadzieje.
Panie Mateuszu,
Dziękujemy za zainteresowanie, ale Siły Powietrzne nie biorą udziału w tych pokazach.
Z poważaniem
Kpt. Block
No, mówi się trudno. Postanowiliśmy więc sami zadbać o pamięć o polskich lotnikach. My – czyli dwóch moich przyjaciół oraz moja skromna osoba. Przygotowaliśmy wystawę, której efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania.
Ale od początku…
Paweł nawiązał kontakt z Grupą Historyczną Lotnictwa Polskiego, która przesłała nam zestaw 24 plansz z angielskojęzycznym opisem dokonań polskich lotników, ich wkładu w Bitwie o Wielką Brytanię itp. Zajął się ich wydrukiem oraz zarezerwował stoisko na terenie Airshow.
Piotr – prezes Polish Association Aberdeen zakupił namiot typu gazebo, w którym urządziliśmy wystawę. Zajął się także transportem oraz stroną techniczną całego przedsięwzięcia.
Ja wysłałem kilkadziesiąt listów do potencjalnych sponsorów, zaprojektowałem ulotkę, którą wykonał mój amerykański szwagier oraz objąłem opiekę merytoryczną nad imprezą.

Ulotka była dwustronna, formatu A4. Na stronie zatytułowanej "Angels of revenge" opisałem dokonania polskich lotników, a na drugiej, zatytułowanej "Unwelcome heroes" napisałem w jaki sposób zostali potraktowani po wojnie.

Oprócz ulotki rozdawaliśmy również gazetkę "Wings" - reprint jednodniówki wzorowanej na gazecie Polskich Sił Powietrznych sprzed 70 lat.

Finansowo wsparł nas mocno polski Konsulat w Edynburgu, David Lloyd Leisure Ltd oraz… moja firma.
Tyle naopowiadałem w pracy o polskich lotnikach, że niektóre współpracowniczki potrafią już z pamięci wymienić numery polskich dywizjonów hehe .
Wysłałem maile i kilkakrotnie dzwoniłem do Ministerstwa Obrony Narodowej w Warszawie. Nie prosiłem o wiele – pytałem się, czy mogliby wrzucić w jakiś karton garść ulotek i folderów po angielsku i wysłać do nas. W ten sposób połączylibyśmy na wystawie chlubną przeszłość polskiego lotnictwa z jego teraźniejszością i przyszłością.
Raz usłyszałem, że osoba kompetentna jest na urlopie. Drugi raz – że właśnie jest Święto Lotnictwa i nie mają do niczego głowy. Za trzecim razem dowiedziałem się, że oczywiście znają sprawę i natychmiast wyślą na mój adres jakieś materiały.
Oczywiście nie przysłali nic.
Było nas ciut mało na taką imprezę, więc zwerbowaliśmy ochotników. Mariusz, Marcin i Andrzej bardzo nam pomogli w prowadzeniu wystawy.
W sobotę o piątej rano ruszyliśmy dwoma samochodami w stronę bazy lotniczej Leuchars, do której dotarliśmy po półtorej godziny jazdy. Po rutynowym przeszukaniu samochodu przez żołnierzy odnaleźliśmy nasz spot i przystąpiliśmy do rozkładania całego majdanu.

Kiedy przyjechaliśmy do bazy Leuchars pogoda była fatalna.

Na początku nie wyglądało to za ciekawie – niebo pokryły ołowiane chmury i lunął ulewny deszcz. Wydawało się nam, że cała impreza będzie odwołana. Na domiar złego nasz piękny, nowiutki, zielony namiot okazał się wybitnie przemakalny. Całe szczęście, że plansze zostały przezornie zalaminowane, bo inaczej byłaby katastrofa. Niedługo potem wypogodziło się, a my zaczęliśmy wyczekiwać pierwszego gościa.

Głównym elementem wystawy był zestaw 24 plansz ze zdjęciami, infografikami i opisami losów polskich lotników.

Byliśmy gotowi na długo przed pojawieniem się zwiedzających. Biało-czerwona szachownica widoczna w rogu wkrótce...

...znalazła się na namiocie od strony wejścia na Airshow. Dzięki niej trudno było przegapić naszą wystawę.

Nie czekaliśmy długo. Pierwsi zwiedzający pojawili się jeszcze przed otworzeniem bramek dla publiczności. Potem było coraz lepiej. Biało-czerwona szachownica namalowana przez moich Rodziców, których niedawno gościliśmy i umieszczona na namiocie przyciągała ludzi jak magnes.
Doszło do wielu niespodziewanych i wzruszających wizyt.
„Hey! It’s Polish Air Force insignia!” – krzyknął ze zdumieniem na widok biało-czerwonej szachownicy starszy, elegancko ubrany pan z plakietką „VETERAN” w klapie. Okazało się, że on i jego kolega byli mechanikami z 43. Dywizjonu RAF, którzy w albumie przyniesionym przez Andrzeja i stanowiącym część naszej ekspozycji rozpoznali swoich kolegów sprzed 70 lat.
Przyszła pani Monica Wisniewski – córka Witolda Wiśniewskiego, marynarza z ORP „Piorun”. Pani Monica nie mówiła po polsku, ale długo z nami rozmawiała na temat swojego ojca.
Była młoda dziewczyna – Szkotka ze swoim chlopakiem, ktora straszliwie kalecząc język polski dziękowała nam za naszą obecność. Jej dziadek był żołnierzem Armii Andersa, który po wojnie osiadł w Glasgow.
Przyszła nauczycielka z Edynburga, również Szkotka i poprosiła o większą ilość ulotek, ponieważ chciałaby przeprowadzić lekcję o polskich lotnikach dla swoich uczniów.

Weterani - mechanicy z 43. Dywizjonu RAF rozpoznali w naszym albumie kolegów sprzed 70 lat.

Pani Monica Wisniewski - córka marynarza z ORP "Piorun" ze swoimi dziećmi. Po lewej Piotr - prezes Polish Association Aberdeen.

Chwilami nasz namiot dosłownie pękał w szwach. Oprócz Szkotów i Polaków przyszli Amerykanie, Finowie, Czesi i Irlandczycy. Kilkunastu Brytyjczyków przepraszało nas za sposób, w jaki labourzystowski rząd potraktował Polaków po wojnie.

Zainteresowanie naszą wystawą rosło z godziny na godzinę.

Chwilami namiot pękał w szwach.

Odwiedziła nas również pani konsul Anna Dzięciołowska z Edynburga. Paweł obliczył, że ogółem przez nasze stoisko przewinęło się ponad tysiąc osób.
Myślę, że Wujek w zaświatach był zadowolony…
Pokazy były wspaniałe. Zaprezentowali się Brytyjczycy, Amerykanie, Holendrzy, Niemcy, Szwedzi, Belgowie, Nowozelandczycy… Nawet Czesi mieli się czym pochwalić.
Zdenek dał taki popis na Gripenie, że kark mnie rozbolał od gapienia się w niebo.
Brakowało tylko polskich maszyn…

Organizatorzy. Od lewej: Piotr, Biszop i Paweł.

Bardzo dziękujemy poniższym osobom i intytucjom za nieocenioną pomoc w organizacji wystawy:
Polish Association Aberdeen
Grupie Historycznej Lotnictwa Polskiego
Polskiemu Konsulatowi Generalnemu w Edynburgu
Firmie David Lloyd Leisure Ltd

moim Rodzicom i Szwagrowi
oraz wolontariuszom Mariuszowi, Andrzejowi i Marcinowi

GALERIA ZDJĘĆ Z RAF LEUCHARS AIRSHOW 2010

Jeśli chcecie pobrać ulotkę, którą rozdawaliśmy podczas imprezy kliknijcie TUTAJ.

Wywiad na Onecie: Polacy pamiętają o bohaterach