Polowanie

Północny Atlantyk, 26 maja 1941 roku, godzina 22:30.
Olbrzymie fale kołyszą niszczycielem ORP „Piorun” jak zabawką. Na mostku komandor porucznik Eugeniusz Pławski z trudem próbuje utrzymać równowagę przyciskając jednocześnie do oczu lornetkę. Nerwowo lustruje horyzont w poszukiwaniu brytyjskiego niszczyciela, z którym miał iść w parze. Nic z tego. HMS „Maori” wysforsował się naprzód i zniknął w ciemnościach.

Od pierwszych dni wojny głównym celem hitlerowskiej Kriegsmarine było zastopowanie konwojów z zaopatrzeniem płynących ze Stanów Zjednoczonych i Kanady do Europy. Ciężar tego zadania wzięły na siebie U-Booty, których „wilcze stada” grasowały na północnym Atlantyku stając się zmorą alianckich marynarzy. Niemcy postanowili przeznaczyć do zadań korsarskich także jednostki nawodne, które miały ściągać na siebie ogień z eskortujących konwoje niszczycieli, podczas gdy U-Booty zajęłyby się transportowcami. Okazało się to dobrym pomysłem. W ciągu dwóch pierwszych miesięcy 1941 roku dwa niemieckie pancerniki „Schnarhorst” i „Gneisenau” zdołały zatopić 22 statki aliantów.
Trzy lata przed wojną w hamburskiej stoczni Blohm und Voss rozpoczęły się prace nad najnowszym pancernikiem mającym być chlubą Kriegsmarine. I rzeczywiście taką chlubą się stał. Zwodowany w sierpniu 1940 roku „Bismarck” był (wraz z bliźniaczym „Tirpitzem”) najpotężniejszym i najnowocześniejszym okrętem wojennym świata. Dysponował siłą ognia nieporównywalną z analogicznymi jednostkami Royal Navy i US Navy – jego artylerię główną stanowiły cztery wieże, z których każda wyposażona była w dwa działa kalibru 380 milimetrów miotające pociski o wadze niemal jednej tony. Jego pancerz w najgrubszym miejscu sięgał 32 cm. Była to pływająca forteca o wyporności ponad 45 tysięcy ton.
Jego głównym portem była okupowana Gdynia.

Na kwiecień 1941 roku Niemcy zaplanowali wielką operację przeciwko alianckim konwojom o kryptonimie „Rheinubung” („Ćwiczenia na Renie”). Miał to być chrzest bojowy „Bismarcka”, który miał ją przeprowadzić wspólnie z ciężkim krążownikiem „Prinz Eugen”.
Dowództwo operacji objął doświadczony admirał Gunther Lutjens. 22 kwietnia 1941 roku otrzymał on rozkaz wyprowadzenia obu okrętów na północny Atlantyk i zapolowania tam na konwoje sprzymierzonych.
„Bismarck” opuścił Gdynię 19 maja 1941 roku około godziny 2:00 nad ranem. Na Bałtyku dołączył do niego „Prinz Eugen” i oba kolosy pod eskortą kilku niszczycieli skierowały się na zachód.
Admirał Lutjens chciał niepostrzeżenie przedostać się na Atlantyk, co jednak w przypadku tak dużego zespołu okrętów było niemal niemożliwe do wykonania. Podczas przechodzenia przez Cieśninę Kattegat 20 maja zauważył go statek neutralnej Szwecji, który przekazał wiadomość na ląd. Szwedzi powiadomili ambasadę brytyjską.
Dzień później oba okręty rzuciły kotwicę w norweskim fiordzie niedaleko Bergen, gdzie krążownik „Prinz Eugen” uzupełnił paliwo. Nagle na niebie pojawiła się sylwetka brytyjskiego myśliwca Spitfire. Admirał Lutjens rozkazał natychmiastowe opuszczenie fiordu i wyjście na pełne morze. Miał rację – wkrótce nad fiordem pojawiły się bombowce. Obu niemieckich okrętów już jednak w nim nie było.
Krążownik i pancernik skierowały się na północ, a następnie skręciły na zachód, w stronę Grenlandii. Opłynęły Islandię i podążyły na południe przez Cieśninę Duńską. Admirał Lutjens nie spodziewał się żadnych kłopotów – wywiad donosił, że flota brytyjska pozostaje w portach i nie szuka niemieckich okrętów.
Wywiad się mylił. W okolicach Islandii operowały dwa brytyjskie krążowniki – HMS „Suffolk” i HMS „Norfolk”, a po uzyskaniu od Szwedów informacji o wykryciu zespołu niemieckich okrętów dowódca Floty Terytorialnej odpowiedzialnej za obronę Wysp admirał John Tovey posłał w ten rejon pancernik „Prince of Wales” oraz największy okręt Royal Navy, potężny krążownik liniowy „Hood”.
HMS „Hood” był dumą brytyjskiej marynarki wojennej i największym okrętem przedwojennego świata. Został zdetronizowany właśnie przez „Bismarcka”.
Jako eskortę admirał Tovey przyznał obu okrętom zespół sześciu niszczycieli.
Po otrzymaniu meldunku o opuszczeniu przez niemieckie okręty norweskiego fiordu posłał dodatkowo w ślad za „Hoodem”, „Prince of Wales” i niszczycielami potężną flotę złożoną z lotniskowca HMS „Victorious”, pięciu krążowników i kolejnych sześciu niszczycieli. Ogółem na „Bismarcka” i „Prinza Eugena” polowało ponad dwadzieścia jednostek.
23 maja 1941 roku oba niemieckie okręty zostały zauważone podczas przechodzenia przez Cieśninę Duńską oddzielającą Islandię od Grenlandii. U wyjścia z cieśniny drogę zagrodziły im pancernik „Prince of Wales” i krążownik „Hood”. Rozgorzała bitwa.
Pierwsi otworzyli ogień Brytyjczycy. „Hood” oddał salwę z odległości około 20 kilometrów biorąc na cel „Prinza Eugena”, podczas gdy „Prince of Wales” skoncentrował ogień na „Bismarcku”. Niemcy nie kazali czekać na odpowiedź. „Prinz Eugen” zaczął ostrzeliwać pancernik „Prince of Wales”, a „Bismarck” skoncentrował się na „Hoodzie”. Niemieccy artylerzyści okazali się zabójczo skuteczni.
Zaledwie sześć minut po otwarciu ognia przez niemieckie okręty pocisk z „Bismarcka” trafia idealnie w śródokręcie „Hooda”, przebija pancerz i eksploduje w magazynie amunicji. Duma Royal Navy kończy żywot w ogromnej kuli ognia. Z załogi krążownika liczącej ponad 1400 marynarzy uchodzi z życiem zaledwie trzech.
Niemieckie okręty koncentrują teraz ogień na pancerniku „Prince of Wales”. Jego dowódca komandor John Leach decyduje się postawić zasłonę dymną i ucieka.
Premier Winston Churchill chciał go postawić przed sądem wojennym, lecz admirał Tovey odwiódł go od tego tłumacząc, że Leach podjął najlepszą decyzję z możliwych. Jego okręt był ledwo ukończony, załoga nie zdążyła się zgrać ze sobą, w dodatku podczas pierwszego rejsu wyszło na jaw wiele usterek. Mimo to „Prince of Wales” zdołał poważnie uszkodzić „Bismarcka”.
Niemcy bowiem nie wyszli z tego starcia bez szwanku. „Bismarck” oberwał w zbiorniki paliwa,  ropa zaczęła wyciekać tworząc ślad za pancernikiem, a na domiar złego do kadłuba wdarło się ponad 2000 ton wody morskiej powodując znaczne spowolnienie okrętu. Dziób zanurzył się w oceanie, a maksymalna prędkość spadła do zaledwie 20 węzłów. Na pokładzie doszło do konfliktu między dowódcą „Bismarcka” komandorem Ernstem Lindemannem, a admirałem Lutjensem dowodzącym całą operacją. Pierwszy chciał rzucić się w pogoń za uciekającym „Prince of Wales”, drugi zdecydował jednak o skierowaniu obu okrętów do portu we francuskim St. Nazaire celem naprawy uszkodzeń.
Popołudniem tego samego dnia admirał Lutjens zdecydował o rozdzieleniu obu okrętów. Krążownik „Prinz Eugen”, który podczas bitwy w Cieśninie Duńskiej doznał jedynie niewielkich uszkodzeń miał samodzielnie kontynuować misję niszczenia alianckich konwojów, a „Bismarck” udać się do najbliższego portu.
„Prinz Eugen” podążył na południe, ale nie zdołał wykonać powierzonej misji. Wskutek problemów z maszynami udał się na wschód, do francuskiego portu Brest.
„Bismarck” został sam. Nikt z jego załogi nie domyślał się nawet co szykują nań Brytyjczycy. Zagłada krążownika „Hood” bedącego symbolem ich niezwyciężonej floty stanowiła potwarz, której nie mogli puścić płazem. Do pościgu rzucają się wszystkie brytyjskie jednostki na północnym Atlantyku.
Do Wielkiej Brytanii zmierza w tym czasie ze Stanów Zjednoczonych konwój WS-8B osłaniany przez flotyllę pięciu niszczycieli – brytyjskie HMS „Cossack”, „Sikh”, „Zulu” i „Maori” oraz polski ORP „Piorun”. Admirał Tovey łączy się z dowodzącym eskortą komandorem Philippem Vianem i rozkazuje mu dołaczyć do pościgu za „Bismarckiem”.
To straszliwe ryzyko – konwój pozbawiony ochrony niszczycieli będzie całkowicie bezbronny wobec ataku U-Bootów.
Ale rozkaz to rozkaz. Pięć dodatkowych niszczycieli dołącza do pościgu. „Bismarck” przypomina teraz ciężko rannego, ale wciąż groźnego odyńca ściganego przez zgraję gończych psów.
26 maja pancernik zostaje zlokalizowany przez latającą łódź typu Catalina. Nad „Bismarcka” nadlatuje kilkanaście samolotów torpedowych, które wystartowały z brytyjskiego lotniskowca HMS „Ark Royal”. Jedna z zrzuconych przez nie torped niszczy ster pancernika. „Bismarck” pozbawiony możliwości manewrowania zamienia się w ogromną kłodę sunącą po falach z prędkością kilkunastu węzłów. Mimo to udaje mu się umknąć ścigającym go brytyjskim okrętom.
26 maja 1941 roku o godzinie 22:30 odnalazł go polski niszczyciel ORP „Piorun”. Rozpoczął się pojedynek Dawida z Goliatem.
Wyporność „Pioruna” to niewiele ponad 1700 ton, a „Bismarcka” – około 40 000. Waga pocisków „Pioruna” wystrzelonych podczas jednej salwy to nieco ponad 100 kilogramów, podczas gdy jeden pocisk z głównego działa „Bismarcka” (ma ich osiem) to prawie tona. Jeden celny strzał, a polski niszczyciel pójdzie w kawałkach na dno. Ciężko uszkodzony „Bismarck” nie może jednak manewrować. Leciutki „Piorun” – i owszem.

Niszczyciel rozpoczyna morderczy taniec z pancernikiem. Pociski z „Bismarcka” padają coraz bliżej. „Piorun” odpowiada ogniem, ale jego pociski nie są w stanie wyrządzić większej krzywdy gigantowi.
Po godzinie polski niszczyciel traci kontakt wzrokowy z „Bismarckiem”. To już nie ma jednak większego znaczenia. Wiadomo w jakim sektorze oceanu się znajduje, więc ostateczne starcie to kwestia najbliższych godzin.
27 maja 1941 roku przed godziną 8:00 na „Bismarcku” rozbrzmiewają dzwonki alarmowe. W odległości 9 mil morskich pojawia się ciężki krążownik „Norfolk”. Z zachodu nadpływają pancerniki „Rodney” i „King George V”. Już z odległości 20 kilometrów otwierają ogień. „Bismarck” odpowiada niecelnym ogniem artylerii głównej. O godzinie 9:00 celny pocisk z „Norfolka” niszczy dziobowe stanowisko kierowania ogniem. Kilkanaście minut później pancernik „King George V” niszczy analogiczne stanowisko na rufie. Artyleria „Bismarcka” milknie.
„Rodney” i „King George V” podpływają na odległość 2 – 3 kilometrów do hitlerowskiego pancernika. Z takiej odległości nie można chybić. W warunkach bitwy morskiej to jak strzał z przystawienia.
To już nie jest walka – to egzekucja.
Działa brytyjskich pancerników kładą się poziomo. Podmuch wystrzałów powoduje na ich pokładach większe uszkodzenia niż pociski zainkasowane od „Bismarcka” i tworzy potężne leje na powierzchni morza.
Kadłub niemieckiego pancernika trzęsie się od uderzeń pocisków z brytyjskich okrętów. W ciągu najbliższej godziny przyjmie ich około czterystu. A mimo to nie tonie. Pokład „Bismarcka” to teraz kłębowisko postrzępionej i poskręcanej blachy udekorowanej obficie strzępami ciał marynarzy. Pociski przebijają burtowe pancerze powodując masakrę wśród załogi ukrytej wewnątrz kadłuba.
Około godziny 10:00 naczelny inżynier „Bismarcka” komandor Gerhard Junack otrzymuje rozkaz przygotowania okrętu do samozatopienia. Montuje ładunki wybuchowe przy wlotach wody morskiej używanej do chłodzenia turbin i czeka na rozkaz. Rozkaz nie nadchodzi. Junack ustawia więc ładunki tak, by eksplodowały po 10 minutach, zbiera ocalałych członków załogi i wspólnie próbują wydostać się na górny pokład.
Nie jest to łatwe. W wielu sekcjach pancernika szaleją pożary, drogę zagradzają sterty żelastwa, marynarze co chwila natykają się na rozkawałkowane trupy swoich kolegów.
Kilkuset marynarzy wydostaje się na pokład i skacze w fale Atlantyku. Niektórzy z nich widzą swojego dowódcę komandora Lindemanna stojącego na dziobie. „Bismarckiem” wstrząsa seria wybuchów. To eksplodują ładunki załozone przez inżyniera Junacka. Pancernik pochyla się na lewą burtę i tonie. Komandor Lindemann w ostatnim geście salutuje i tonie wraz z okrętem.
W wodzie pływa kilkuset rozbitków. 85 z nich ratuje brytyjski krążownik HMS „Dorsetshire”, kolejnych 25 podejmuje niszczyciel HMS „Maori”. Akcję ratunkową przerywa nagły alarm. Jeden z marynarzy krążownika krzyczy, że zobaczył peryskop niemieckiej łodzi podwodnej. „Dorsetshire” i „Maori” natychmiast odpływają zostawiając kilkuset niemieckich marynarzy na pewną śmierć.

Źródło:

Jerzy Pertek, Wielkie dni małej floty, Wydawnictwo Poznańskie, 1987.
Operacja przeciw pancernikowi Bismarck, http://pl.wikipedia.org, Dostęp 11.08.2011
Mirosław Skwiot, Elżbieta Teresa Prusinowska: Operacja Rheinübung: polowanie na Bismarcka, AJ-Press 1999
Last battle of the battleship Bismarck, http://en.wikipedia.org, Dostęp 11.08.2011
Włodzimierz Kalicki, 27 maja 1941. Oba na dno, Gazeta Wyborcza, 31.05.2009