O krok od wojny

Ocean Atlantycki na północny wschód od Bahamów, 27 października 1962 roku, godzina 16:00.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin radziecki okręt podwodny B-59 zamienił się w zanurzoną komorę gazową. W dodatku podgrzewaną. Toksyczne wyziewy z niemal kompletnie wyczerpanych baterii truły powietrze, a temperatura wewnątrz tej stalowej trumny rosła z minuty na minutę. W przedziale maszynowym było już niemal 70 stopni Celsjusza, a w przedziałach najbardziej od niego oddalonych – „zaledwie” 40 stopni. Połowa marynarzy straciła już przytomność, a reszcie niewiele brakowało. Ciała oblewały się potem, skóra pokryta wrzodami swędziała, a języki przysychały do podniebień.
No i ta świadomość, że nie ma dokąd uciec…
Na powierzchni ścigały ich amerykańskie okręty wojenne. W pobliżu co chwila eksplodowały niewielkie głębinowe ładunki wybuchowe. Nie mogły uszkodzić okrętu, ale odgłosy wybuchów doprowadzały wymęczonych marynarzy do szaleństwa.
I nie tylko ich.
Na mostku kapitan Walentin Grigoriewicz Sawicki przetarł spoconą twarz i nagłym ruchem zerwał z szyi klucz służący do odpalania torped.
- Dość tego! Rozwalę ich wszystkich! My zginiemy, ale i oni też!
Spojrzał na ledwo żywego oficera politycznego Iwana Semionowicza Maslennikowa. Ten słabo skinął głową.
Sawicki wsunął klucz do gniazda. Na pulpicie zapaliła się czerwona lampka z napisem „Wyrzutnia nr 1″.
Spoczywała w niej gotowa do odpalenia torpeda wyposażona w głowicę jądrową RDS-9 o sile 11 kiloton.
Jeden ruch i torpeda opuści wyrzutnię i pomknie ku powierzchni. Tam eksploduje i zamieni amerykańskie okręty w obłoki radioaktywnej pary.
- Stój!
Sawicki obrócił się. Przed nim stał wiceadmirał Wasilij Aleksandrowicz Archipow, dowódca grupy okrętów i zastępca dowódcy floty. On też musiał wyrazić zgodę na odpalenie torpedy. A najwyraźniej nie miał takiego zamiaru.
- Ależ Wasiliju Aleksandrowiczu….
- Bez dyskusji! Nie wyrażam zgody! Proszę o klucz!
Nie czekając na reakcję kapitana wiceadmirał podszedł do pulpitu i wyciągnął klucz. Czerwona lampka zgasła.
Schował klucz do kieszeni.
I ani przez moment nie pomyślał, że prawdopodobnie w tej chwili ocalił świat.

W październiku 1962 roku Zimna Wojna o mały włos nie zamieniła się w gorącą. Związek Radziecki rozpoczął instalację wyrzutni rakiet balistycznych średniego zasięgu na Kubie, tuż pod nosem Amerykanów. Prezydent Kennedy odpowiedział całkowitą blokadą morską wyspy. Dwa supermocarstwa stanęły na krawędzi wojny.
Związek Radziecki postanowił zapewnić wsparcie swoim jednostkom wiozącym części wyrzutni na Kubę. Na początku października z bazy Floty Północnej na Półwyspie Kolskim wypłynęły cztery okręty podwodne należące do 69 Brygady Podwodnej. Maszyny o oznaczeniach B-4, B-36, B-59 i B-130 były okrętami klasy Foxtrot o napędzie dieslowo-elektrycznym. Miały dotrzeć do kubańskiego portu Mariel i operując stamtąd zapewnić bezpieczeństwo innym jednostkom płynącym na wyspę.
Każdy z okrętów oprócz torped konwencjonalnych miał na wyposażeniu pocisk RDS-9 – potężną torpedę z głowicą atomową.
Rosjanie przetestowali takie torpedy kilka lat wcześniej na poligonie atomowym na Nowej Ziemi. Eksplozja pocisku wystrzelonego przez zanurzony okręt podwodny niszczyła wszystko co pływało w promieniu kilku mil.
Dowództwo radzieckiej marynarki wojennej pozostawiło decyzję o ich użyciu w gestii kapitanów.
Droga na Karaiby miała zająć około czterech tygodni. Misja oczywiście była tajna. Okręty płynęły w na głębokości peryskopowej wysuwając jedynie chrapy ponad powierzchnię oceanu.
Okręty klasy Foxtrot były maszynami o napędzie dieslowo-elektrycznym. Silnik spalinowy diesla napędzał generator elektryczny ładujący akumulatory. Te z kolei dostarczały energii silnikom elektrycznym, które napędzały okręt. Silnik diesla wymagał jednak stałego dostępu do powietrza atmosferycznego – w innym przypadku wyssałby je z wnętrza okrętu zabijając całą załogę. W tym celu na okrętach tej klasy stosowano tzw. chrapy – rury wystające ponad powierzchnię wody, które dostarczały powietrze do silników i jednocześnie pozwalały na ograniczoną wentylację wnętrza okrętu. Pływanie z wysuniętymi chrapami było dość niebezpieczne – okręt znajdujący się na niewielkiej głębokości był łatwy do wykrycia przez samoloty.
Po dotarciu w pobliże Kuby okręty otrzymały rozkaz udania się na wyznaczone rejony patrolowe o promieniu 25 mil. Aktywność jednostek amerykańskich spowodowała, że pływanie na głębokości peryskopowej z wysuniętymi chrapami stało się ogromnie niebezpieczne. Akumulatory ładowane były tylko do poziomu niezbędnego minimum, a możliwość wentylacji dusznego wnętrza okrętu została znacznie ograniczona.
24 października 1962 roku prezydent Kennedy wprowadził całkowitą blokadę morską Kuby. Amerykańskiemu wywiadowi nie uszedł fakt, że w pobliżu wyspy znajdują się radzieckie okręty podwodne. Rozpoczęło się gigantyczne polowanie.
Do akcji weszły dwie grupy zwalczania okrętów podwodnych skupione wokół lotniskowców USS „Randolph” i USS „Essex”. Niebo było przeczesywane przez samoloty patrolowe Orion i Neptun startujące z baz na lądzie. Wykrycie radzieckich jednostek podwodnych było kwestią czasu.
Wieczorem 25 października samolot patrolowy odnalazł okręt B-59 płynący w wynurzeniu około 350 mil na południowy zachód od Bermudów. Kapitan Sawicki nakazał natychmiastowe zanurzenie. Na miejsce ruszyła grupa niszczycieli z grupy Alfa skupionej wokół lotniskowca USS „Randolph”. Samoloty startujące z jego pokładu zrzuciły boje sonarowe. Rankiem 27 października jedna z nich wykryła radziecki okręt. Detektory anomalii magnetycznych zainstalowane na samolotach potwierdziły sygnał. B-59 został wykryty.
Amerykanie rozpoczęli śledzenie okrętu. Wiedzieli, że wcześniej, czy później musi się wynurzyć w celu doładowania baterii. Tymczasem wewnątrz radzieckiej jednostki rozgrywały się dantejskie sceny. Część marynarzy straciła przytomność z powodu braku tlenu i trujących wyziewów z baterii.  Wszystkich męczyło straszne pragnienie – od dłuższego czasu każdy z nich dostawał tylko szklankę wody dziennie. Ciała pokryły się swędzącą wysypką, a potworna duchota i temperatura sięgająca 70 stopni doprowadzały do utraty zmysłów. Stężenie dwutlenku węgla osiągnęło niemal zabójczy poziom.
Amerykanie zaczęli obrzucać zanurzony okręt niewielkimi ładunkami wybuchowymi, by zmusić go do wynurzenia i identyfikacji. Była to standardowa procedura US Navy w tamtym czasie.
Na całe szczęście jeszcze przed kryzysem zdążyli przesłać na Kreml zestaw procedur stosowanych w takich sytuacjach. Radzieckie dowództwo marynarki powiadomiło o nich dowódców okrętów podwodnych.
Ładunki miały mniej więcej siłę granatu. Nie uszkadzały okrętu, ale skutecznie zwiększały cierpienie umęczonych marynarzy. Na domiar złego zamiast przewidzianych procedurą pięciu ładunków Amerykanie słali pod wodę jeden po drugim chcąc za wszelką cenę zmusić B-59 do wynurzenia.
Nie zdawali sobie, że igrają z ogniem. Nie wiedzieli, że okręt ma na wyposażeniu torpedę z głowicą atomową. I że kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią oceanu kapitan Sawicki zaczął tracić kontrolę nad sobą…
W pewnym momencie zdecydował się odpalić nuklearną torpedę. W ostatniej chwili powstrzymał go wiceadmirał Wasilij Archipow. Według procedury także i on musiał wyrazić zgodę na atak. W tych piekielnych warunkach zdołał jednak zachować trzeźwość umysłu i dosłownie w ostatnim momencie zapobiegł katastrofie. Gdyby torpeda została odpalona wówczas amerykańskie okręty zostałyby unicestwione, a na powierzchni oceanu wyrósłby olbrzymi atomowy grzyb. W odpowiedzi USA wystrzeliłyby międzykontynentalne pociski balistyczne na Związek Radziecki, który zrewanżowałby się w identyczny sposób. Rozpoczęłaby się Trzecia Wojna Światowa.
Późnym wieczorem 27 października 1962 roku okręt B-59 wypłynął w końcu na powierzchnię. Ogromne stalowe cygaro zostało natychmiast oświetlone reflektorami ustawionymi na pokładach amerykańskich okrętów. Wymęczeni radzieccy marynarze zaczęli powoli wychodzić na powierzchnię. Jeden z amerykańskich niszczycieli nadał lampą sygnałową żądanie identyfikacji „What ship?”. Rosjanie odpowiedzieli „Korabl X” („Okręt X”). Przez następne 48 godzin B-59 ładował swoje akumulatory w asyście kilku amerykańskich niszczycieli. 29 października pilnowany przez USS „Barry” radziecki okręt niespodziewanie zanurzył się i ruszył na wschód. Amerykanie śledzili go jeszcze przez tydzień.

Radziecki okręt podwodny B-59 na powierzchni Atlantyku. Nad nim widoczny śmigłowiec US Navy.

Wieczorem 28 października radar amerykańskiego niszczyciela USS „Charles P. Cecil” wykrył niewielki obiekt w odległości 15 tysięcy jardów i rozpoczął śledzenie go. Były to chrapy kolejnego radzieckiego okrętu – B-36. Ładował właśnie akumulatory i wskutek awarii radaru nie zauważył zbliżającego się amerykańskiego niszczyciela. USS „Charles P. Cecil” zbliżył się na odległość kilku tysięcy jardów i wezwał samolot patrolowy Neptun, którego detektor anomalii magnetycznych zlokalizował okręt. B-36 był śledzony przez 35 godzin. Wynurzył się rankiem 31 października około 300 mil na północ od Puerto Rico i przez następne dwa dni ładował akumulatory  pilnowany przez amerykański niszczyciel. W tym samym czasie rosyjska załoga dostosowała urządzenia pozorujące do częstotliwości amerykańskich radarów. Kiedy w pobliżu nie było samolotów patrolowych okręt zanurzył się i uruchomił pozoratory, które zmyliły sonary przeciwnika. USS „Charles B. Cecil” stracił kontakt z okrętem podwodnym.
Kolejnym okrętem zmuszonym do wynurzenia był B-130. Samolot patrolowy Marlin startujący z bazy na Bermudach zlokalizował go w odległości około 420 mil na północny wschód od Puerto Rico 24 października. Grupa niszczycieli grupy Bravo skupionej wokół lotniskowca USS „Essex” ruszyła na miejsce. Radar niszczyciela USS „Blandy” znalazł wynurzony okręt rankiem 30 października. B-130 natychmiast zanurzył się i zszedł na głębokość 250 metrów. Załoga uruchomiła pozorujące urządzenia akustyczne. Na pokładzie USS „Blandy” odebrano je jako odgłosy wystrzeliwanych torped i o mały włos nie obrzucono zanurzonego okrętu bombami głębinowymi. Po czternastu godzinach B-130 pojawił się na powierzchni. Okazało się, że wszystkie trzy silniki spalinowe były uszkodzone i nie były w stanie doładować akumulatorów. Dowódca Nikołaj Szumkow musiał wezwać holownik, by okręt mógł w ogóle wrócić do ZSRR.
Na pokładzie B-130 doszło przez chwilę do groźnej sytuacji, podobnej do tej, która miała miejsce na B-59. Szumkow kazał uzbroić torpedy, włącznie z tą nuklearną. Na szczęście nie zdecydował się na jej użycie wiedząc, że byłoby to równoznaczne z samobójstwem.
Jedynym radzieckim okrętem, który uniknął wykrycia przez Amerykanów był B-4 „Czelabiński Komsomolec” dowodzony przez kapitana Aleksieja Dubiwko.

Wiceadmirał Wasilij Archipow (1926-1998) – człowiek, który najprawdopodobniej zapobiegł wybuchowi Trzeciej Wojny Światowej.

Kryzys kubański zakończył się pod koniec października 1962 roku. Kennedy dzięki informacjom od superszpiega Olega Pieńkowskiego zmusił radzieckiego przywódcę do ustępstw. Chruszczow zgodził się zdemontować wyrzutnie na Kubie w zamian za likwidację podobnych instalacji amerykańskich w Turcji.
Wydarzenia na radzieckim okręcie B-59 zainspirowały hollywoodzkiego reżysera Tony’ego Scotta do nakręcenia w 1995 roku filmu pt. „Karmazynowy przypływ” z Denzelem Washingtonem i Genem Hackmanem w rolach głównych.

Przeczytaj także:
Człowiek, który uratował świat
Szpieg, który zmienił bieg Historii

Źródło:
Jan Drent, Confrontation in the Sargasso Sea: Soviet Submarines During The Cuban Missile Crisis, The Northern Mariner, http://www.cnrs-scrn.org/northern_mariner/vol13/tnm_13_3_1-19.pdf, Dostęp 30.09.2012.
Kryzys kubański, http://pl.wikipedia.org, Dostęp 30.09.2012.
Vasili Arkhipov – The Man Who Saved The World, http://www.sonicbomb.com, Dostęp 30.09.2012.