Powrót do domu

Hanoi, lotnisko Gia Lam, 12 lutego 1973 roku, godzina 11:00.
Nawigator podpułkownik James Warren stał na baczność i dłonią przyłożoną do czoła salutował w milczeniu ludziom wprowadzanym pojedynczo na pokład transportowca. Byli identycznie ubrani w szare koszule i czarne spodnie. Nie to jednak zwróciło jego uwagę. Zauważył, że wszyscy mieli taki sam wyraz twarzy.
Kamienny, nieruchomy, obojętny, kompletnie bezekspresyjny… Ich oczy wpatrywały się w jakąś nieokreśloną dal. Wyglądali, jakby na twarzach zastygły im maski.
Wprowadzani pojedynczo na pokład Starliftera przez członków załogi zajmowali miejsca w przedziale pasażerskim. Siadali na fotelach, zapinali pasy i zastygali w nieruchomej pozie.
Jeszcze nie wierzyli. Wycieńczeni, schorowani, storturowani, ze zmasakrowaną przez lata niewoli psychiką nie zdawali sobie sprawy, że to wszystko dzieje się naprawdę. Myśleli, że to tylko piękny sen, z którego za chwilę się obudzą.
Kilkanaście minut później potężny samolot transportowy C-141 Starlifter pokołował na pas startowy. Rozpędził się i po chwili oderwał kołami od wietnamskiej ziemi.
W tym momencie na jego pokładzie rozległ się krzyk radości pomieszany z płaczem. Czterdziestu ludzi, którzy przed chwilą przypominali woskowe figury ściskało się nawzajem, śmiało, płakało, tupało nogami z radości.
Wreszcie uwierzyli, że wracają do domu.

W styczniu 1973 roku doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego USA Henry Kissinger spotkał się w Paryżu ze specjalnym wysłannikiem rządu Wietnamu Północnego Le Duc Tho, by omówić warunki traktatu pokojowego mającego zakończyć trwającą od ośmiu lat wojnę w Wietnamie.  Wietnamscy komuniści wynegocjowali utrzymanie zajętego terenu na południe od strefy zdemilitaryzowanej w zamian za obietnicę wycofania 30 tysięcy żołnierzy z Wietnamu Południowego. Zgodzili się także na zawieszenie broni w Laosie, lecz nie w Kambodży twierdząc, że ich wpływy są tam ograniczone. Amerykanie z kolei zobowiązali się do wycofania wszystkich wojsk z Wietnamu Południowego i odblokowania północnowietnamskich portów.
Ustalono także powstanie Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru, w skład której mieli wejść wojskowi z Indonezji, Kanady, Węgier i Polski oraz Narodowego Komitetu Zgody i Pojednania, który miał przygotować przyszłe wolne wybory w Wietnamie.
27 stycznia 1973 roku w paryskim hotelu „Majestic” wszystkie strony konfliktu podpisały traktat. Datę tę uznaje się za oficjalny koniec wojny wietnamskiej.
Traktat ten powszechnie uważa się za porażkę Amerykanów. Richard Nixon nie stawiał zbyt twardych warunków chcąc za wszelką cenę zakończyć tę krwawą, niepotrzebną i skrajnie niepopularną w amerykańskim społeczeństwie wojnę.
Henry Kissinger i Le Duc Tho za wynegocjowanie traktatu otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla w roku 1973, jednak najbliższe dwa lata dowiodły, że nie zdał się on na wiele. Wkrótce wybuchły nowe walki zakończone zwycięstwem komunistów i opanowaniem przez nich całego kraju.
Dla zwykłych Amerykanów najważniejszym punktem traktatu było zobowiązanie komunistów do zwolnienia wszystkich jeńców przetrzymywanych w Wietnamie Północnym. Niecałe dwa tygodnie po jego podpisaniu na lotnisku w Hanoi wylądował amerykański samolot transportowy C-141 Starlifter. Rozpoczęła się operacja „Homecoming”.
Jako pierwszych do zwolnienia wyselekcjonowano tych Amerykanów, którzy spędzili najwięcej czasu w niewoli – od sześciu do ośmiu lat. Na płytę lotniska wjechały autobusy, z których zaczęli wysiadać ubrani w szare koszule i czarne spodnie mężczyźni. Wietnamski oficer odczytywał po kolei ich nazwiska.
Wśród nich był m.in. komandor Everett Alvarez, który spędził w niewoli niemal 9 lat oraz przyszły senator i kandydat na prezydenta USA porucznik John McCain.
Po usłyszeniu swojego nazwiska każdy z jeńców był witany przez pułkownika Ala Lynna – oficera odpowiedzialnego za operację, następnie w towarzystwie jednego z członków załogi wchodził na pokład Starliftera. Wielu jeńców było wycieńczonych, wielu nosiło ślady tortur. Niektórzy kuleli zmierzając do samolotu, niektórych wnoszono na pokład na noszach. Wielu salutowało amerykańskiej fladze wymalowanej na stateczniku pionowym samolotu.
Wszyscy milczeli. Żaden z nich nie wykonał najmniejszego gestu w stronę Wietnamczyków. Zresztą – nie wszyscy do końca wierzyli, że dzieje się to naprawdę. Przez lata niewoli tyle razy doświadczyli zawiedzionej nadziei na zwolnienie i przeżyli tyle rozczarowań, że uważali to co się działo wokół nich za jedną wielką mistyfikację.
Mieli za sobą także niezliczone upokorzenia, jak choćby podczas wizyt lewicowych „pożytecznych idiotów” z USA, takich jak np. przeklęta Jane Fonda. Haniebną rolę, jaką ta „Suka z Hanoi” odegrała podczas wojny wietnamskiej opisałem TUTAJ.
Dopiero kiedy Starlifter oderwał się od pasa startowego czterdziestu ludzi zaczęło krzyczeć z radości, śmiać się i płakać.
Członkowie załogi zaczęli rozdawać napoje i gazety. Zwolnieni jeńcy jednak najpierw rzucili się na papierosy. Co prawda na pokładzie samolotu palić nie wolno, ale postanowiono zrobić wyjątek…

Na pokładzie transportowca C-141 Starlifter w momencie oderwania się od pasa startowego w Hanoi.

Na pokładzie transportowca C-141 Starlifter w momencie oderwania się od pasa startowego w Hanoi.

Zgłodniali informacji o świecie zaczęli gwałtownie wertować gazety i zasypywać członków załogi pytaniami.
Nie mieli pojęcia jak zmieniła się Ameryka w czasie, gdy byli w niewoli. Zmienił się prezydent, przez kraj przetoczyła się rewolucja seksualna, zmieniła się moda, styl życia, muzyka, samochody na ulicach. Dosłownie niemal wszystko. Oni wracali z innego świata. Z koszmaru osławionego więzienia Hoa Lo nazwanego przez nich sarkastycznie Hanoi Hilton, gdzie trzymano ich w celach wielkości klatek dla psów, gdzie przez lata spali na gołym betonie pokryci własnymi ekskrementami i gdzie karmiono ich żarciem dla świń, do którego oprawcy często wsypywali potłuczone szkło i połamane żyletki. Byli wielokrotnie torturowani i cały czas wiedzieli, że każdy z oprawców może ich bezkarnie zabić w dowolnej chwili. Wielu miało za sobą próby samobójcze.
Skończyć ze sobą próbował m.in. John McCain…
Po dwuipółgodzinnym locie Starlifter wylądował w bazie lotniczej Clark na Filipinach, gdzie jeńców przywitał admirał Gayler – dowódca wszystkich sił USA w rejonie Pacyfiku.
W bazie każdy z jeńców przeszedł badania medyczne. Zakwaterowano ich w najlepszych pokojach w bazie i zapewniono wszelkie wygody. Byli jeńcy wspominają dzisiaj ze śmiechem, że z wielkim trudem mogli zasnąć w czystej pościeli – przez ostatnie lata spali na gołym betonie, więc teraz wojskowe łóżka wydawały im się stanowczo za miękkie.
Spędzali godziny pod prysznicem – pierwszym od wielu lat, nie mogli oderwać wzroku od pielęgniarek, no i opychali się jedzeniem.
Po dwóch dniach w bazie Clark przewieziono ich do Stanów, gdzie wreszcie mogli spotkać się z rodzinami.
Operacja „Homecoming” trwała przez cały luty i marzec 1973 roku. Ogółem z niewoli zwolnionych zostało 591 Amerykanów – głównie pilotów US Air Force zestrzelonych nad Wietnamem Północnym. Opisany wyżej samolot transportowy C-141 Starlifter, który wywiózł z Wietnamu pierwszą grupę jeńców przeszedł do historii jako „Hanoi Taxi”. Dzisiaj można go zobaczyć w Muzeum Lotnictwa w Dayton w Ohio.
Niestety, nie zawsze ich powroty kończyły się happy endem. Niektórzy byli jeńcy wpadli w alkoholizm i narkomanię. Innych przygniotła zmasakrowana przez lata niewoli psychika. Kilku popełniło samobójstwo. Jeszcze inni stwierdzili, że ich bliscy już od dawna nie są już bliskimi…
Najsłynniejszą fotografią tamtego okresu jest zdjęcie wykonane przez fotoreportera agencji Associated Press Slavę „Sala” Vedera w bazie lotniczej Travis w Kalifornii 17 marca 1973 roku.
Przedstawia ono moment powitania przez rodzinę podpułkownika Roberta Stirma, pilota US Air Force, który spędził ponad pięć lat w wietnamskiej niewoli.

"Burst of joy". Fot. Slava "Sal" Veder/Associated Press.

„Burst of joy”. Fot. Slava „Sal” Veder/Associated Press.

Zdjęcie zatytułowane przez autora „Burst of joy”, czyli „Wybuch radości” zdobyło nagrodę Pulitzera w 1974 roku. Wbrew pozorom niesie ono jednak ze sobą ukryty smutek…
Trzy dni wcześniej, dokładnie tego samego dnia, kiedy ppłk Stirm został zwolniony z wietnamskiej niewoli otrzymał on list od swojej żony Loretty (na zdjęciu druga od prawej), w którym poinformowała go, że poznała innego mężczyznę i chce się z nim rozwieść…
Zdecydowana większość zwolnionych z niewoli Amerykanów zdecydowała się na kontynuowanie kariery wojskowej. Jedynie dwadzieścia procent podjęło decyzję o rozstaniu z mundurem.
Operacja „Homecoming” została oczywiście przywitana z wielką radością w społeczeństwie, ale natychmiast powstało pytanie, czy aby wszyscy jeńcy przetrzymywani przez Wietnamczyków zostali uwolnieni?
W 1973 roku lista amerykańska lista zaginionych podczas działań wojennych liczyła 2646 nazwisk. Większość z nich prawdopodobnie zginęła gdzieś w dżungli, a ich ciała nigdy nie zostały odzyskane. Rodziny zaginionych nie przestały jednak naciskać na rząd twierdząc, że jest prawdopodobne, że ich bliscy nadal żyją w niewoli.
W roku 1974 Amerykanie wysłali kilka ekip poszukiwawczych do Wietnamu w celu odnalezienia szczątków żołnierzy. Niektóre szczątki zostały dobrowolnie zwrócone przez Wietnamczyków. Jednak nowo rozpalony konflikt zakończony upadkiem Sajgonu w 1975 roku i opanowaniem całego kraju przez komunistów wstrzymał dalsze misje.
Mimo tego rodziny nie zaprzestały nacisków. Temat zaginionych powrócił ze zdwojoną siłą w roku 1979, kiedy to w Stanach pojawił się zaginiony w Wietnamie żołnierz piechoty morskiej Robert Garwood. Twierdził on, że widział amerykańskich jeńców długo po operacji „Homecoming”. Jego informacje były jednak bardzo niespójne, a on sam stanął wkrótce przed sądem wojskowym oskarżony o współpracę z wrogiem.
W lipcu 1968 roku grupa amerykańskich zwiadowców natknęła się na oddział Vietcongu, z którym stoczyła gwałtowną potyczkę. Zwiadowcy twierdzili, że po stronie Wietnamczyków walczył Robert Garwood.
Został skazany za współpracę z wrogiem, zdegradowany i wydalony z wojska.
W połowie lat 80-tych Wietnamczycy zaczęli ponownie współpracować z Amerykanami w sprawie wyjaśnienia losów zaginionych. Wpuścili do kraju kilka ekip i zezwolili im na poszukiwania w miejscach, gdzie doszło do potyczek lub bitew oraz tam, gdzie rozbiły się amerykańskie samoloty.
Rodzin i przyjaciół zaginionych żołnierzy nadal to nie satysfakcjonowało. Doszło do serii prywatnych misji poszukiwawczych jakby żywcem wyjętych z filmu „Rambo II”.
W 1982 roku były komandos Bo Gritz skrzyknął trzech kumpli i kilkunastu Laotańczyków, z którymi próbował przeprowadzić misję ratunkową w Laosie. Krótko po przekroczeniu granicy wietnamsko-laotańskiej zostali jednak okrążeni i misja padła.
Inny żołnierz Sił Specjalnych Scott Barnes twierdził, że był na kilku tajnych misjach w Kambodży w latach 80-tych i na własne oczy widział przetrzymywanych tam jeńców amerykańskich.
Były oficer US Air Force Jack Bailey próbował zmontować podobną misję i zebrał na ten cel znaczne sumy od rodzin zaginionych żołnierzy, za które zakupił łódź, która miała posłużyć do wywiezienia jeńców z Laosu i Kambodży. Łódź ta nigdy jednak nie opuściła tajskiego portu, a Jack Bailey okazał się być zwykłym oszustem.
Do dzisiaj wielu Amerykanów wierzy, że nie wszyscy jeńcy zostali uwolnieni w ramach operacji „Homecoming”. Niektórzy twierdzą, że możliwe jest, że do dzisiaj w wietnamskiej dżungli przetrzymywani są amerykańscy żołnierze. Flaga upamiętniająca jeńców wojennych (POW – Prisoners Of War) i zaginionych w akcji (MIA – Missing In Action) to powszechny widok w Stanach Zjednoczonych.
POW-MIA flag

Dziękuję Panu Pawłowi Dąbrowskiemu za propozycję tematu!

Przeczytaj także:
Hanoi Jane
Hanoi Hilton
Czarna Ściana
Rajd na Son Tay
Uciekinier z Laosu
Wojna integracyjna

Źródło:
Leo J. Daugherty, Gregory Louis Mattson, NAM: a photographic history, MetroBooks 2001
Operation Homecoming, http://www.nationalmuseum.af.mil, Dostęp 14.06.2014.
Donna Miles, Operation Homecoming for Vietnam POWs Marks 40 years, American Forces Press Service, 12.02.2013.
Vietnam War POW/MIA issue, http://en.wikipedia.org, Dostęp 14.06.2014.