Czarna Ściana

Waszyngton, listopad 1998 roku.
Późna jesień tego roku była w stolicy USA wyjątkowo podła. Niemal każdego dnia padał deszcz. Samochody jadące Constitution Avenue rozchlapywały rzadkie błoto. Chodnikiem ciągnącym się wzdłuż północnej granicy National Mall jechał na wózku inwalidzkim, starszy, zaniedbany mężczyzna. Na głowie miał starą, zniszczoną baseballówkę, a zmierzwiona broda sięgała niemal pasa. Nieliczni przechodnie omijali bezdomnego szerokim łukiem – zapach, jaki rozsiewał dookoła nie należał do przyjemnych.
Nie przejmował się tym, nie zważał na siąpiący deszcz, tylko wytrwale popychał koła swojego wózka.
Kiedy dojechał do skrzyżowania z 21 Ulicą zatrzymał się, a po chwili skręcił w lewo, w kierunku Ogrodów Konstytucji. Przemierzył parkową alejką około stu metrów, skręcił w prawo i zatrzymał się. Z torby przewieszonej przez oparcie wózka wyjął butelkę owiniętą w papierową torebkę, podniósł ją do ust i pociągnął spory łyk.
O tej porze przy pomniku nie było nikogo. Inwalida jechał powoli wzdłuż czarnej granitowej ściany i uważnie się jej przyglądał, jakby czegoś szukał. Po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się. Przez długą chwilę wpatrywał się w kilka spośród prawie sześćdziesięciu tysięcy wyrytych na niej nazwisk.
Ostrożnie podjechał do niej, wychylił się z wózka najmocniej jak mógł i pocałował zimny granit.

To najbardziej niezwykły i najbardziej wstrząsający pomnik, jaki widziałem w życiu. A jednocześnie… najprostszy. Nie ma na nim postaci w dramatycznych pozach, górnolotnych symboli, czy patriotycznych haseł. To pomnik, który upamiętnia weteranów jednej z najkrwawszych i najmniej potrzebnych wojen stoczonych przez USA. Wszystkich co do jednego. I każdego z osobna.
Jego historia zaczęła się na początku 1979 roku. Jan Scruggs, weteran z Wietnamu, gdzie służył jako kapral w 199. Brygadzie Piechoty wrócił z kina po obejrzeniu „Łowcy jeleni” w reżyserii Michaela Cimino. Zainspirowany filmem skrzyknął dawnych towarzyszy broni i zaraził ich ideą upamiętnienia wszystkich, którzy polegli w Wietnamie. Pomysł chwycił i w kwietniu tego samego roku powstał The Vietnam Veterans Memorial Fund. Szefem rady nadzorczej fundacji został John Wheeler – kapitan US Army, dyrektorem wykonawczym Robert Doubek – oficer wywiadu Sił Powietrznych, a wspomniany Jan Scruggs objął stanowisko prezesa. Idea powstania pomnika upamiętniającego weteranów z Wietnamu w bardzo krótkim czasie zdobyła ogromne rzesze zwolenników. Należy pamiętać o tym, że wtedy od upadku Sajgonu minęły zaledwie cztery lata. Wszyscy amerykańscy żołnierze wrócili już do domu, ale tu czekała ich bardzo niemiła niespodzianka.
Nikt nie witał ich jak bohaterów, a wręcz przeciwnie. Na lotniskach ustawiały się grupy hippisów, którzy pluli na żołnierzy wracających do domu i obrzucali ich wyzwiskami. W miejscach publicznych ludzie ostentacyjnie odwracali się od weteranów, a kelnerzy odmawiali obsługiwania ich w restauracjach. Ba, często nawet członkowie najbliższej rodziny traktowali ich jak trędowatych.
No i te kretyńskie pytania… Ojciec mojego kolegi ze studiów wspominał, że najgorsze było nie to, co przeżył w Wietnamie, ale to, co go spotkało po powrocie do domu.
„Ilu ludzi zabiłeś?”, „Ile kobiet zgwałciłeś?”, „Ile wiosek spaliłeś”, „Zabijałeś dzieci?”, „Kiedy się wreszcie powiesisz, zbrodniarzu?” – to tylko część pytań, jakie usłyszał po dwóch turach w Wietnamie, gdzie był trzykrotnie ranny.
Trwająca kilkanaście lat i w końcu przegrana wojna podzieliła społeczeństwo i pozostawiła w nim głębokie, trudno gojące się rany. A jej weterani byli chodzącymi wyrzutami sumienia. Samą swoją obecnością nie tylko przypominali o jej ofiarach, ale byli także żywym symbolem upokorzenia, jakie wielkiej Ameryce zadał leżący na drugim końcu świata kraj wieśniaków biegających po dżungli w pidżamach..
Wielu przez długi czas nie mogło znaleźć pracy. Wielu się stoczyło, wpadło w alkoholizm, narkotyki i bezdomność.
Do dziś na ulicach amerykańskich miast można spotkać żebrzących weteranów.
Teraz mieli wreszcie okazję odreagować doznane upokorzenia. Oto powstała inicjatywa mająca na celu uhonorowanie ich poświęcenia dla kraju, któremu oni oddali wszystko, a który potraktował ich jak śmieci. W krótkim czasie zebrano ponad osiem milionów dolarów na budowę pomnika.
Jednocześnie władze fundacji intensywnie lobbowały w Kongresie na rzecz jego powstania. Otrzymały one ogromne wsparcie od senatorów Charlesa Matthiasa z Maryland – weterana II Wojny Światowej oraz Johna Warnera z Virginii.
1 lipca 1980 roku Kongres uchwalił ustawę na mocy której trzy akry ziemi w pobliżu Lincoln Memorial w centrum Waszyngtonu zostały przeznaczone na budowę pomnika upamiętniającego weteranów wojny w Wietnamie. Tego samego dnia ustawę podpisał prezydent Jimmy Carter.
Rozpisano konkurs na projekt pomnika, w którym nagrodą było 50 tysięcy dolarów. Wkrótce ze wszystkich stron kraju zaczęły spływać najprzeróżniejsze propozycje.
Do 31 marca 1981 roku napłynęło 1421 różnych projektów pomnika. Wszystkie zgromadzono w olbrzymim hangarze w bazie lotniczej Andrews i poddano surowej ocenie grupy ekspertów złożonej z ośmiu wybitnych architektów i rzeźbiarzy.
Wybrano projekt 21-letniej studentki architektury na Uniwersytecie Yale, Amerykanki chińskiego pochodzenia Mayi Ying Lin.
Zaproponowała ona szokujący w swojej prostocie pomnik w postaci dwóch zagłębionych w ziemi czarnych, granitowych ścian stykających się pod kątem prostym z wyrytymi nazwiskami wszystkich żołnierzy, którzy polegli w tej nieszczęsnej wojnie.
Bez patriotycznych inskrypcji, bez postaci bohaterów, bez tej całej pompatyczności towarzyszącej wielu pomnikom. Tylko imiona i nazwiska ludzi, którzy oddali życie za swój kraj w krwawej i niepotrzebnej wojnie. Bez informacji o stopniu wojskowym, jednostce, czy odznaczeniach. Same imiona i nazwiska. Wszystkie tak samo wyryte, wszystkie równe. Nie w kolejności alfabetycznej, ale chronologicznej – po kolei, tak jak kolejno ginęli w wietnamskiej i laotańskiej dżungli, na ulicach Sajgonu, w delcie Mekongu, czy zestrzeleni nad Hanoi.
Nie wszystkim ten projekt się spodobał. Niektórzy nazwali go „czarną szramą hańby”. Słynny przedsiębiorca Ross Perot oraz senator James Webb wycofali swoje poparcie, kiedy zobaczyli projekt pomnika. Uznali go za hańbiący i nihilistyczny.
Głosy sprzeciwu szybko jednak ucichły.
26 marca 1982 roku na miejsce budowy wjechały buldożery. Jednocześnie z Bangalore w Indiach sprowadzono płyty czarnego granitu. W Archiwum Narodowym uzyskano pełną listę wszystkich żołnierzy poległych w Wietnamie i rozpoczęto żmudne grawerowanie ich w twardej skale.
Pierwsze nazwisko wyryte na Ścianie to Richard B. Fitzgibbon – amerykański doradca wojskowy poległy w Wietnamie 8 czerwca 1956 roku (jego syn, kapral Marines Richard Fitzgibbon III również poległ w Wietnamie 7 września 1965 roku). Zaś ostatnim żołnierzem który zginął w Wietnamie i którego nazwisko zostało upamiętnione jest 18-letni Marine Kelton Rena Turner. Poległ on 15 maja 1975 roku.
13 listopada 1982 roku montaż granitowych płyt został ukończony. Pomnik został uroczyście otwarty przez prezydenta Ronalda Reagana po przemarszu tysięcy wietnamskich weteranów.
Dzisiaj Pomnik Weteranów Wojny Wietnamskiej, popularnie zwany Czarną Ścianą to narodowa świątynia i jedno z najchętniej odwiedzanych miejsc w stolicy USA.

Vietnam Veterans Memorial w Waszyngtonie. Fot. Biszop

Każda z prostopadle ułożonych czarnych ścian ma ponad 75 metrów długości i rośnie ku górze, by osiągnąć kulminację w miejscu zetknięcia się obydwu. Na obu przeciwległych krańcach mają one wysokość zaledwie 20 centymetrów, by w najwyższym punkcie osiągnąć ponad 3 metry. Są na nich wyryte dokładnie 58 272 nazwiska poległych i zaginionych w akcji weteranów. Na jednym z krańców Ściany jest trochę wolnego miejsca – cały czas bowiem napływają informacje o nowych zaginionych.
Dla tych, którzy przeżyli jest to miejsce święte. Często można spotkać tam ludzi w podeszłym wieku, dotykających w skupieniu czarnego granitu, całujących go i płaczących.
Czarna Ściana jest wypolerowana jak lustro. Stojąc przed nią widzi się swoje w niej odbicie, a przed nim – rzędy nazwisk poległych. Przeszłość i teraźniejszość przenikają się w niej.

Postaci zwiedzających odbijają się w Czarnej Ścianie jak w lustrze. Fot. Biszop

Przed Ścianą składane są najprzeróżniejsze przedmioty – pamiątki po poległych, kartki urodzinowe od najbliższych, czy podarunki od dawnych towarzyszy broni.
Niektóre z nich mają charakter wojskowy – pokrwawiona kamizelka kuloodporna, wojskowe buty, naszywki z mundurów, identyfikatory „dog tags”, czy przestrzelony hełm. Inne są bardzo osobiste – pluszowe zabawki od wnuków poległych, kartki urodzinowe od rodziców dla poległego syna, kwiaty, medale, zdjęcia, czy nigdy nie wysłane listy od dawnych dziewczyn, czy narzeczonych. Jeszcze inne to prezenty od towarzyszy broni – butelka piwa dla poległego przyjaciela, paczka papierosów, czy ulubione jedzenie (Zauważyłem kiedyś pod Czarną Ścianą zeschłego hot-doga. W pierwszej chwili myślałem, że wyrzucił go jakiś smarkacz, ale po chwili zobaczyłem na nim małą chorągiewkę z napisem „Dla Ciebie, Chuck!”.).

Butelka piwa dla przyjaciela… Fot. Biszop

Jeszcze inne są trudne do rozszyfrowania i kryją za sobą tajemnicę znaną jedynie poległemu oraz jego przyjacielowi, który przeżył (Zobaczyłem kiedyś leżący pod Ścianą lekarski stetoskop. Czy to hołd dla poległego sanitariusza? A może prezent dla kumpla, który po powrocie z wojny chciał rozpocząć studia medyczne? Kto to wie…).
Wszystkie te przedmioty są co pewien czas pieczołowicie zbierane i przewożone do ogromnego magazynu w stanie Maryland. Tam są dokładnie opisywane i starannie przechowywane. Zebrało się ich już ponad sto tysięcy – dwukrotnie więcej, niż nazwisk na ścianie.
Przy Czarnej Ścianie można pobrać kartkę papieru i za pomocą rysika odbić na niej nazwisko wyryte na ścianie.
Kiedy odwiedziłem Czarną Ścianę po raz pierwszy odbiłem na kartce przypadkowo wybrane nazwisko Russella Wade’a Eadsa z Detroit. Poległ w prowincji Dinh Tuong 5 kwietnia 1969 roku. Miał 20 lat.
Niedaleko Ściany znajduje się Lincoln Memorial, przed którym weterani z Wietnamu rozkładają niewielkie kramiki sprzedając na nich gadżety i pamiątki związane z wojną w Wietnamie. Często wdawałem się z nimi w pogawędki.
Mieszkając w Stanach Zjednoczonych często bowiem odwiedzałem Waszyngton i podczas każdej wizyty obowiązkowo szedłem pod Czarną Ścianę. Spacer wzdłuż niej to niezwykłe doświadczenie. To jak apel poległych, w którym bierze udział niemal sześćdziesiąt tysięcy ludzi. To rytuał.

Autor pod Czarną Ścianą.

Niedaleko Ściany stoją Trzej Żołnierze – pomnik postawiony w 1984 roku przedstawiający trzech żołnierzy z Wietnamu – białego, Latynosa i Afroamerykanina. Nieco dalej stoi Vietnam Women’s Memorial poświęcony pielęgniarkom i lekarkom ratującym życie rannym żołnierzom.
Powstała także ruchoma wersja Czarnej Ściany wielkości połowy oryginału, która regularnie odwiedza amerykańskie miasteczka, by ci, którzy nie mogą sobie pozwolić na podróż do Waszyngtonu mogli oddać cześć poległym. Ruchoma Ściana najczęściej podróżuje w honorowej asyście Patriot Guard Riders.
Czarna Ściana mająca postać niezagojonej rany w ziemi okazała się mieć niezwykłą, uzdrawiającą moc. Dzisiaj już nikt nie pluje na weteranów z Iraku i Afganistanu. Wręcz przeciwnie – są oni powszechnie uznani za bohaterów. Zwykli ludzie dziękują im za poświęcenie i okazują szacunek na ulicach.

Fragment Czarnej Ściany. Fot. Biszop

Rany po wojnie wietnamskiej goiły się długo, ale nadal bywają rozdrapywane.
Niedawno środowiskiem wietnamskich weteranów wstrząsnęła wiadomość, że w najnowszym hollywoodzkim filmie pt. „The Butler” (opowiada on historię czarnoskórego Eugene’a Allena, który przez 34 lata służył jako majordomus w Białym Domu) rolę Nancy Reagan zagrała przeklęta Jane Fonda, o której haniebnych i zdradzieckich dokonaniach podczas wojny wietnamskiej pisałem TUTAJ.
Zdrajczyni, która pluła na własny kraj, wspierała z całych sił wietnamskich komunistów i publicznie cieszyła się ze śmierci amerykańskich żołnierzy.
Kryminalistka, której działania przyczyniły się do przedłużenia tej krwawej wojny i zwielokrotniły cierpienia amerykańskich jeńców w Wietnamie Północnym.
„Suka z Hanoi”, jak nazywają ją weterani, która powinna co najwyżej występować w więziennym teatrzyku, a nie w Hollywood w roli powszechnie szanowanej żony najwybitniejszego prezydenta USA???!!!
Dla weteranów z Wietnamu to kolejny policzek. Postanowili oni zbojkotować ten film i założyli w tym celu profil na Facebooku, do którego polubienia gorąco Was zachęcam. Ja już to zrobiłem.

Uwaga! Z powodu urlopu kolejny artykuł ukaże się 18 sierpnia.

Przeczytaj także:
Patrioci na stalowych rumakach
Zwiadowcy dalekiego zasięgu
Kosiarka do bambusu
Oblężenie Khe Sanh
Wojna integracyjna
Uciekinier z Laosu
Doskonały Marine
Rajd na Son Tay
Król snajperów
Sierżant Elias
Hanoi Hilton
Hanoi Jane

Źródło:
Vietnam Veterans Memorial, http://en.wikipedia.org, Dostęp 26.07.2013.
The Vietnam Veterans Memorial, http://thewall-usa.com/, Dostęp 26.07.2013.