Do trzech razy sztuka

Nasza coroczna wystawa podczas pokazów lotniczych RAF Leuchars Airshow powoli staje się nową świecką tradycją :-). Niewiele jednak brakowało, a w tym roku tradycja ta zostałaby zakłócona…
Oczywiście z powodu pieniędzy. Konsulat w Edynburgu zakręcił kurek z kasą, prywatni sponsorzy również się wypięli i gdyby nie pomoc finansowa Polskiego Stowarzyszenia w Aberdeen to w tym roku w Leuchars zabrakłoby polskich akcentów. Dzięki Gosi – skarbniczce Stowarzyszenia i Marcie – Pani Prezes tegoż (a prywatnie mojej żonie) mieliśmy pieniądze na wykupienie przestrzeni wystawowej, resztę wydatków pokryliśmy z własnych kieszeni.

Prognoza pogody na 15 września była bardzo optymistyczna (słońce przez cały dzień), więc ze spokojem doczekaliśmy do weekendu i w sobotę bardzo wczesnym rankiem (pobudka o 3 nad ranem) w dwa samochody i trzy osoby ruszyliśmy do bazy lotniczej w Leuchars koło St. Andrews.
Rozstawiliśmy cały majdan dość sprawnie – w końcu mamy już w tym wprawę – i rozpoczęliśmy oczekiwanie na pierwszych gości.
Przyszło ich znacznie więcej niż w ubiegłych latach.
Przyszedł Pan Allan Moore z rodziną. Jego Ojciec – Maksymilian Jekiell przed wojną walczył w Legii Cudzoziemskiej, po kampanii wrześniowej trafił do Wielkiej Brytanii, był żołnierzem 1. Dywizji Pancernej generała Maczka, po czym przeniósł się do wywiadu. Pan Moore ma sporo informacji o przebiegu jego kariery wojskowej i obiecał się nimi podzielić. Oczywiście wymieniliśmy się adresami mailowymi.
Odwiedził na Pan Thomas McMillan – Szkot bez żadnych rodzinnych powiązań z Polską, ale jednocześnie wielki orędownik pamięci o polskich pilotach. Przyszedł z trzema wnukami i zapowiedział im, że nie wyjdą z namiotu dopóki nie przeczytają wszystkich plansz opisujących historię i dokonania polskich lotników. Kiedy jego wnuki oglądały naszą wystawę Pan Thomas wdał się z nami w dyskusję, w której z przejęciem opowiadał jak wielki szacunek ma do polskich pilotów i jak stara się przybliżać ich historię swoim znajomym. Sam też był żołnierzem – spędził 34 lata w szeregach Scots Guards.
Wiele czasu w naszym namiocie spędzili przedstawiciele brytyjskiej Armii. Kapitan Jeff Bailey z 102 Batalionu REME (Royal Electrical and Mechanical Engineers) z Grangemouth okazał się być specjalistą od rekrutacji, więc szybko znaleźliśmy wspólny język.
Wielu inżynierów, których rekrutuję do przemysłu naftowego ma za sobą karierę w armii. Firmy olejowe przyjmują ich z otwartymi ramionami, a ich pensje zaczynają się przeciętnie od 500 funtów dziennie…
Zadzwonił po swojego dowódcę, który zaprosił nas na uroczystość odsłonięcia tablicy poświęconej polskim pilotom w bazie lotniczej RAF Grangemouth. Uroczystość odbędzie się w maju przyszłego roku.
Nie będzie to pierwszy polski motyw w tej bazie. Na jej terenie obecnie stoi replika Spitfire’a z oznaczeniami Dywizjonu 303.
Przyszedł także porucznik Peter Westley – emerytowany pilot z bazy lotniczej Lossiemouth, który prowadzi na terenie bazy izbę historii poświęconą… polskim pilotom.
Przyszło wielu innych ludzi, których imion i nazwisk nie zdążyliśmy zapamiętać ani spisać. Byli potomkowie spadochroniarzy Sosabowskiego, czołgistów generała Maczka i polskich pilotów. W większości przypadków nie mówili już po polsku (chociaż wnuk jednego z polskich spadochroniarzy zagadał do nas językiem Mickiewicza bez śladu obcego akcentu), ale doskonale pamiętali o swoich korzeniach i utyskiwali, że ich dzieci i wnuki są bardziej zainteresowane durnymi celebrytami, niż chwalebną historią własnych pradziadków.
Chyba jednak nie wszyscy… Naszą wystawę odwiedziło wielu młodzików w mundurach kadetów Royal Air Force. Z zainteresowaniem czytali o losach polskich pilotów i wzięli spory plik naszych ulotek – by rozdać swoim kolegom.
Rozmowy z odwiedzającymi nie przeszkodziły nam w podziwianiu pokazów. Nad głowami przelatywały nam Eurofightery, Tucany, Vampiry i Meteory. Oczywiście był też pokaz słynnych Czerwonych Strzał. Ja jednak najbardziej czekałem na przelot Króla Vulcana – brytyjskiego bombowca, o którym pisałem w artykule poświęconym operacji „Black Buck”.
Pogoda zgodnie z prognozą była słoneczna, ale od rana wiał silny wiatr. Mniej więcej do godziny 2 po południu nasze plansze trzymały się dzielnie, ale później sprawy zaczęły wyglądać nieciekawie. Wiatr przybrał na sile i niewiele brakowało, a nasza wystawa stałaby się kolejną, aczkolwiek niezaplanowaną latającą atrakcją Airshow. Podwinęliśmy dolne części ścian namiotu, by zmniejszyć opór, jaki stawiały wiatrowi, ale niewiele to pomogło. Piotr wyciągnął z samochodu koło zapasowe, do którego linką holowniczą przymocowaliśmy szczyt namiotu – chyba tylko dzięki temu nie pofrunął on w przestworza robiąc konkurencję samolotom.
Plansze przypięte do drewnianych ram zaczęły się zrywać i przez pewien czas sytuacja była dosłownie dramatyczna. Zamiast podziwiać podniebne wygibasy Hurricanów i Spitfire’ów rzuciliśmy się do ratowania naszej wystawy. Udało się nam ją ocalić, ale plansze trochę na tym ucierpiały. Ich pokłute pinezkami brzegi były w opłakanym stanie i w przyszłym roku prawdopodobnie trzeba będzie wydrukować je i zalaminować od nowa.
Jeżeli oczywiście ta impreza odbędzie się w przyszłym roku. Od kilku lat chodzą bowiem słuchy o likwidacji bazy lotniczej RAF Leuchars…
Mimo tych przeciwności aury naszą obecność podczas pokazów uznaliśmy za bardzo udaną. Radość mącił jedynie fakt, że i tym razem na szkockim niebie nie zobaczyliśmy samolotów z biało-czerwoną szachownicą i że byliśmy jedynym polskim akcentem tych pokazów. Znowu.

Nasza wystawa o 6 rano, na długo przed wpuszczeniem zwiedzających.

Pan Allan Moore z synem. Ojciec Pana Allana – Maksymilian Jekiell służył przed wojną w Legii Cudzoziemskiej, potem był jednym z czołgistów generała Maczka, a na koniec trafił do wywiadu…

Pan Thomas McMillan z wnukami – wielki orędownik pamięci o polskich pilotach.

Przedstawiciele brytyjskiej armii również zainteresowali się wystawą.

Byli też młodzi kadeci Royal Air Force.

Z minuty na minutę robiło się tłoczniej…

…i tłoczniej…

…aż chwilami nie dało się szpilki wetknąć!

Nad głowami latały Eurofightery…

…Tutory…

…i dwupłatowe SE5a.

Żaden porządny Airshow w Wielkiej Brytanii nie może obejść się bez Czerwonych Strzał.

Ja jednak najbardziej czekałem na przelot Vulcana.

Nie przypuszczałem, że Chinook to taka zwinna maszyna…

Nad publicznością majestatycznie przeleciał E-3D Sentry.

Pojawił się także OH-6 Cayuse…

…oraz znany z czasów wojny Wietnamskiej „Huey”.

Pod koniec imprezy na niebie pojawiła się imponująca grupa Eurofighterów.

Kiedy sytuacja była już podbramkowa Piotr wpadł na pomysł, by szczyt naszego namiotu przywiązać linką holowniczą do koła zapasowego.

Organizatorzy wystawy – Piotr, Mateusz i Biszop.

Przeczytaj także:
„For your freedom and ours”, czyli wystawa o polskich lotnikach

„For your freedom and ours” znów w bazie Leuchars
Pamiątkowy lot z polskim akcentem