„For your freedom and ours” znów w bazie Leuchars

Pamiętając ile wzruszeń i pozytywnych reakcji wywołała nasza wystawa rok temu nie wyobrażaliśmy sobie, że mogłoby jej zabraknąć podczas tegorocznego Leuchars Airshow. Przygotowania zaczęliśmy więc odpowiednio wcześniej. Paweł zajął się rezerwacją miejsca, Piotr rozwiązaniami technicznymi, Mariusz transportem, a ja zadbałem o public relations. Wszystko zagrało na 100 procent. Pawłowi udało się wynegocjować znaczną zniżkę od organizatorów, plansze zainstalowane według projektu Piotra trzymały się jak skała, transport poszedł wyjątkowo sprawnie, a w telewizji i gazetach ukazały się informacje o naszej inicjatywie.
Podobnie jak w zeszłym roku tak i teraz patronat nad wystawą objęło Polish Association Aberdeen.Nie byłaby ona możliwa bez ogromnego wsparcia, jakiego udzielił nam Konsulat Generalny RP w Edynburgu.
Minister Sikorski powinien wysyłać do Edynburga młodych dyplomatów, by zobaczyli jak wygląda wzorowo prowadzona placówka idealnie współpracująca z lokalną Polonią.
Pomogły nam również Siły Powietrzne przysyłając materiały promocyjne, spośród których największym zainteresowaniem cieszyło się dwujęzyczne specjalne wydanie „Polski Zbrojnej”.
W sobotę o czwartej nad ranem ruszyliśmy do bazy lotniczej Leuchars.
Prognoza pogody nie brzmiała zbyt optymistycznie, ale nie przejmowaliśmy się tym. W końcu w zeszłym roku też z rana lało jak z cebra, a potem się wypogodziło. Niestety, w tym roku aura nie była dla nas tak łaskawa…
Dojechaliśmy bez problemów i rozłożyliśmy cały majdan. Podobnie jak w zeszłym roku na namiocie zawisnęła szachownica – symbol Polskich Sił Powietrznych, a nad nim powiewała biało-czerwona flaga widoczna z daleka.
Pierwsi goście zjawili się tuż po otwarciu bramek dla publiczności.
Podobnie jak rok temu doszło do wielu niesamowitych wizyt.
Przyszedł pan Michael Konopinski, syn Antoniego Konopińskiego – żołnierza Samodzielnej Brygady Spadochronowej, który skakał pod Arnhem z generałem Sosabowskim.
Przyszli Szkoci z Grangemouth zaangażowani w budowę pomnika poświęconego zagranicznym pilotom walczącym podczas Bitwy o Wielką Brytanię (czyli głównie Polakom).
Przyszło mnóstwo ludzi nie mówiących już po polsku, których krewni byli w Armii Andersa, walczyli pod Arnhem, byli pilotami polskich dywizjonów, pływali na polskich okrętach wojennych lub wyzwalali Europę w czołgach generała Maczka.
Przyszło też wielu ludzi nie mających żadnych rodzinnych związków z Polską, ale zafascynowanych dokonaniami polskich pilotów. Podobnie jak w zeszłym roku usłyszeliśmy słowa przeprosin za sposób, w jaki potraktowano polskich żołnierzy po wojnie.
Pewien starszy pan podszedł do naszego stoiska z lekkim wahaniem.
„Wiecie, trochę mi głupio, bo w latach 60-tych szpiegowałem was…” – powiedział, po czym przedstawił się jako Mike.
Okazało się, że służył w jednostce nasłuchu elektronicznego i wyłapywał sygnały radiowe z państw Układu Warszawskiego.
Nawiązaliśmy mnóstwo ciekawych kontaktów, poznaliśmy ludzi zaangażowanych w restaurację miejsc związanych z polskimi żołnierzami i planujemy wycieczkę ich szlakiem.
Jak wspomniałem – pogoda nie dopisała. Przez cały dzień nad bazą wisiały ciężkie, ołowiane chmury, z których co jakiś czas padał deszcz. Wczesnym popołudniem lunęło na dobre i część pokazów odwołano. Nie odbył się między innymi Battle of Britain Memorial Flight, czego żałowałem najbardziej.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wskutek braku podniebnych akrobacji do podziwiania uwaga zwiedzających skupiła się na stoiskach rozstawionych wzdłuż pasa startowego, czyli między innymi na naszej wystawie. Namiot ani przez chwilę nie był pusty.
Frekwencję wspomogła także pogoda. Podczas największej ulewy w naszym namiocie schroniło się tyle osób, że nie można było wcisnąć szpilki. Czekając aż przestanie padać nasi przypadkowi goście zajęli się lekturą plansz przedstawiających historię polskich dywizjonów.
Spotkaliśmy kilku zeszłorocznych znajomych – ludzi, którzy odwiedzili nas rok temu i teraz z radością zareagowali na naszą ponowną obecność.
Wszystko udało się więc znakomicie, tylko… znowu byliśmy jedynymi reprezentantami Polski podczas tych pokazów.

Przygotowania

Oprócz ulotek rozdawaliśmy dwujęzyczne wydanie "Polski Zbrojnej".

Mimo kiepskiej pogody Airshow przyciągnął tłumy widzów.

Dzięki fladze i szachownicy nasz namiot widać było z daleka.

Pan Michael Konopinski, syn Antoniego Konopińskiego - żołnierza Samodzielnej Brygady Spadochronowej generała Sosabowskiego.

Mike, który prowadził nasłuch elektroniczny państw Układu Warszawskiego w latach 60-tych.

Odwiedzili nas poznani w zeszłym roku brytyjscy weterani.

Wystawa cieszyła się większym zainteresowaniem, niż rok temu.

Chwilami do namiotu nie można było wetknąć szpilki.

Od lewej: Biszop, Piotr, Mariusz, Paweł

GALERIA ZDJĘĆ Z LEUCHARS AIRSHOW 2011