Ostatni z Wyklętych

Majdan Kozic Górnych koło Lublina, 21 października 1963 roku, godzina 15:00.
Trzy ciężarówki zatrzymały się na drodze około kilometra przed wsią. Wieś – to trochę za dużo powiedziane. Majdan Kozic Górnych to maleńka osada. Zaledwie kilka chałup stojących obok siebie na niewielkim wzgórku pod lasem. Z pak samochodów zaczęli wyskakiwać uzbrojeni ludzie. Większość z nich była ubrana w płaszcze, kilku miało na sobie mundury. Ci w mundurach półgłosem wydali reszcie rozkazy. Trzydziestu pięciu ludzi uformowało tyralierę i zaczęło okrążać osadę.
Ze stodoły w jednym z gospodarstw wychodzi czterdziestopięcioletni mężczyzna. Na widok obławy natychmiast cofa się do środka i po chwili wychodzi stamtąd z grabiami na ramieniu. Udaje parobka, ale zdradza go wojskowy, sprężysty krok.
- Jest! Jest tam! – wrzeszczy jeden z uczestników obławy.
Koniec udawania. Mężczyzna rzuca grabie i wbiega z powrotem do stodoły. Po chwili wypada z drugiej strony budynku trzymając w ręku pistolet. Strzela w biegu do najbliższego milicjanta, ale pudłuje. Ucieka w stronę lasu, ale drogę zastępuje mu czterech zomowców.
- Stój! Ręce do góry! – wołają mierząc do niego z pistoletów maszynowych.
Mężczyzna zawraca do gospodarstwa. Wpada do ogródka, gdzie pod jednym z krzaków ma zakopaną torbę z resztą broni. Błyskawicznie ją odkopuje, otwiera, wyciąga kolejny pistolet, a w kieszeniach upycha granaty. Wybiega z ogródka i z kilku metrów strzela do dwóch zomowców. Nie trafia. Ci odpowiadają ogniem, ale również pudłują.
Wpada do sąsiedniego gospodarstwa i kryje się między budynkami. Wygląda zza nich i ocenia sytuację. Jeszcze nie wyrwał się obławie. Biegnie do kolejnego obejścia. Zomowcy prują do niego z pistoletów maszynowych, kule świszczą biegnącemu koło uszu, ale żadna go nie trafia.
Przeskakuje żywopłot i wbiega do ogródka. Pościg depcze mu po piętach. Przystaje, klęka i strzela nadbiegającemu zomowcowi w twarz. Na ten widok drugi zomowiec zatrzymuje się przed żywopłotem. Bierze na muszkę klęczącą postać i puszcza długą serię.
Mężczyzna wypuszcza z dłoni pistolet i pada na twarz. Dostał pięcioma kulami. Zomowcy podchodzą i odwracają go na plecy. Przez chwilę patrzy prosto w oczy prześladowcom, po czym umiera.

Początki podziemia antykomunistycznego sięgają połowy 1944 roku, kiedy na dany z Londynu znak oddziały AK rozpoczęły operację „Burza”, która miała przekształcić się w ogólnopolskie antyniemieckie powstanie. W tym samym czasie na teren Polski wkraczała już Armia Czerwona. Dowódcy oddziałów AK otrzymali rozkaz, by współpracować operacyjne z Sowietami w walce przeciwko wspólnemu wrogowi. Podporządkowali się mu niechętnie. Wkrótce ich obawy co do prawdziwych intencji Sowietów okazały się całkowicie uzasadnione.
Kiedy wyparto Niemców ze wschodnich terenów Rzeczypospolitej oddziały NKWD otoczyły jednostki Armii Krajowej i zgodnie z dyrektywą Stalina z dnia 14 lipca 1944 roku „internowały” je.
Oznaczało to najczęściej rozstrzelanie na miejscu, bądź w najlepszym wypadku – długoletnie więzienie lub wywózkę wgłąb ZSRR.
Postępująca instalacja władzy komunistycznej szła w parze z rosnącymi represjami wobec członków organizacji wywodzących się z Armii Krajowej.
Operacja „Burza” spowodowała dekonspirację większości z nich, więc komuniści mieli ułatwione zadanie.
Żołnierze AK nie mieli więc wyjścia – stanęli do beznadziejnej walki z nowym okupantem. Walki, której nie mogli wygrać.
Początki wyglądały jednak całkiem obiecująco. Oddziały partyzanckie we wschodniej Polsce składały się z dobrze uzbrojonych i otrzaskanych w boju żołnierzy. Represje i kule enkawudzistów przerzedziły ich szeregi, ale mimo tego nadal przedstawiali oni realną wartość bojową, o czym ich prześladowcy przekonali się na własnej skórze.
5 maja 1945 roku oddział dowodzony przez porucznika Franciszka Przysiężniaka stacza regularną bitwę pod Kuryłówką nad Sanem zabijając 60 enkawudzistów. Cztery dni później major Jan Tabortowski „Bruzda” opanowuje Grajewo w województwie białostockim rozbijając tamtejszy Urząd Bezpieczeństwa i uwalniając około 200 więźniów z miejscowego aresztu. 18 maja tego samego roku oddział pod dowództwem majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” wybija co do nogi grupę operacyjną NKWD w Miodusach Pokrzywnych.
Poakowscy partyzanci kontrolują znaczą część wschodnich województw. Komuniści chronią się w większych miastach, gdzie stacjonują sowieckie garnizony. Ale nawet tam nie są bezpieczni.
AK-owcy organizują liczne akcje uwalniania więźniów – opanowują więzienia w Kielcach, Białymstoku i Lublinie wypuszczając przetrzymywanych kolegów. W Rembertowie atakują prowizoryczny obóz jeniecki zorganizowany przez NKWD i uwalniają 700 ludzi.
Władze komunistyczne nie mogąc uporać się z nieuchwytnymi partyzantami ogłaszają w sierpniu 1945 roku amnestię. To celny cios w struktury podziemia niepodległościowego. Ujawnia się ponad 40 tysięcy ludzi mających już dość wojaczki.
We wrześniu 1945 roku powstało Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość. Jego głównym celem była polityczna walka z komunistami, lecz nie wykluczano także walki zbrojnej. Przywódcy WiN liczyli na wybuch III wojny światowej, która skończy się klęską Sowietów i przywróci Polsce niepodległość. W 1946 roku poinformowali przywódców państw zachodnich o sfałszowanym referendum ludowym.
Równocześnie prowadzono walkę z bronią w ręku. Oddziały WiN atakowały posterunki milicji i siedziby Urzedu Bezpieczeństwa, rozbijały więzienia, likwidowały co bardziej aktywnych PPR-owców i wykonywały wyroki śmierci na zdrajcach i konfidentach. Poprzez sieć zagranicznych delegatur WiN otrzymywała wsparcie ze strony zachodnich wywiadów – głównie CIA. Nad terytorium Polski znowu pojawiły się samoloty z Cichociemnymi – tym razem szkolonymi do walki z Sowietami.
Struktury WiN-u oparte były na wzorze organizacyjnym Armii Krajowej, co ułatwiło komunistom infiltrację Zrzeszenia. Praktycznie od końca lat 40-tych organizacja znajdowała się pod kontrolą UB. Komunistom udało się wprowadzić w jej struktury licznych agentów i przewerbować najważniejszych oficerów. Ostatecznie zlikwidowano ją w 1952 roku. Jej oddziały zbrojne zostały rozbite lub same złożyły broń.
Antykomunistyczna partyzantka na początku lat 50-tych to zaledwie kilkadziesiąt grup liczących po kilku lub kilkunastu najbardziej niezłomnych żołnierzy. Komuniści sukcesywnie likwidują jedną po drugiej.
W lipcu 1953 roku pod Mławą wybita zostaje siedmioosobowa grupa pod dowództwem porucznika Wacława Grabowskiego „Puszczyka”.
W marcu 1957 roku niedaleko Łomży od kul funkcjonariuszy UB ginie podporucznik Stanisław Marchewka „Ryba” – ostatni partyzant na Białostocczyźnie.
W lutym 1959 roku wpada Michał Krupa, a w grudniu 1961 roku ginie Andrzej Kiszka „Dąb”.
Na wolności zostaje już tylko jeden.
Józef Franczak urodził się w marcu 1918 roku w Kozicach Górnych w województwie lubelskim. Po ukończeniu szkoły powszechnej zgłosił się na ochotnika do Podoficerskiej Szkoły Żandarmerii w Grudziądzu. Po jej ukończeniu w stopniu sierżanta otrzymał przydział do Plutonu Żandarmerii w Równem, gdzie zastał go wybuch wojny. 17 września 1939 roku został aresztowany przez Sowietów. Zdołał zbiec z niewoli.
Podczas postoju kolumny jeńców w jakiejś wsi niepostrzeżenie wmieszał się w tłum chłopów.
Wrócił w rodzinne strony i natychmiast włączył się w działalność konspiracyjną. Został dowódcą drużyny, a potem dowódcą plutonu w III Rejonie Obwodu AK Lublin.

Podczas konspiracji wyróżniał się szczególną dbałością o wygląd zewnętrzny, co przyniosło mu mało żołnierski pseudonim „Laluś”. Wściekał się na początku, ale potem go zaakceptował. Po pewnym czasie zmienił go na „Lalek”.
W lipcu 1944 roku Armia Czerwona przekroczyła Bug. Miesiąc później „Lalek” na ochotnika zgłosił się do II Armii Wojska Polskiego dowodzonej przez generała Karola „Waltera” Świerczewskiego.
W rzeczywistości wiecznie pijanego renegata (w 1920 roku walczył po stronie bolszewików) pozbawionego jakichkolwiek zdolności przywódczych. Większość decycji podejmował w stanie totalnego upojenia alkoholowego, co miało tragiczne skutki dla jego żołnierzy.
W styczniu 1945 roku Józef Franczak stacjonował ze swoim oddziałem w Kąkolewicy koło Radzynia. Był tam świadkiem jak sąd polowy II Armii skazał na śmierć i rozstrzelał kilkudziesięciu żołnierzy AK, w tym kilku jego kolegów. Zdezerterował kilka dni później. Wrócił do Lublina i wstąpił do oddziału dowodzonego przez legendarnego Cichociemnego – majora Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”.
W czerwcu 1946 roku bawił się na weselu swojego przyjaciela w Chmielniku. Miejsce, w którym odbywała się impreza zostało otoczone przez funkcjonariuszy UB, którzy aresztowali kilku weselników, w tym „Lalka”. Po drodze na posterunek aresztowani zaatakowali eskortę, zabrali ubekom broń i zastrzelili czterech z nich.
Kilka tygodni później UB namierza „Lalka” we wsi Bojanica. Udaje mu się wyrwać z okrążenia. Podczas ucieczki zabija dwóch milicjantów, w tym komendanta jednego z okolicznych posterunków.
Na początku 1947 roku komuniści ogłaszają kolejną amnestię. Józef Franczak myśli o ujawnieniu się, ale adwokat, z którym kontaktuje się jego siostra pozbawia go złudzeń – za zabójstwo funkcjonariuszy na pewno dostanie wyrok śmierci.
Dołącza do oddziału Zdzisława Brońskiego „Uskoka”. W jego szeregach dokonuje ataków na posterunki milicji i likwiduje najgorliwszych utrwalaczy nowej władzy. Każda akcja powoduje odwet Urzędu Bezpieczeństwa. A odwet skutkuje kolejną akcją „leśnych”. Śmiertelna gra trwa bez końca.
W tym czasie Józef Franczak ma już narzeczoną. Danutę Mazur poznał w połowie 1946 roku, kiedy nocował w gospodarstwie jej ojca wspierającego antykomunistyczną partyzantkę. Młodzi spotykają się najczęściej w lesie lub w zbożu. Początkowo Danuta pełni rolę łączniczki – przekazuje mu wiadomości i donosi jedzenie. Z czasem oboje zakochują się w sobie.
Komuniści dopadają jednego z najbliższych współpracowników „Uskoka” – dowódcy Franczaka. Torturują go tak długo, aż podaje lokalizację bunkra, w którym ukrywa się „Uskok”. 21 maja 1949 roku oddziały UB otaczają zamaskowany bunkier w Dąbrówce. „Uskok” ostrzeliwuje się, ale szybko pojmuje beznadzieję sytuacji. Bierze do ręki granat, przystawia do szyi i wyciąga zawleczkę. W bunkrze ubecy znajdują liczne dokumenty oddziału. Jest wśród nich zdjęcie Józefa Franczaka.
Pętla zaczyna się zaciskać. Giną kolejni żołnierze jego oddziału. Wkrótce zostaje sam. Ukrywa się w leśnych kryjówkach i kamieniołomach. Zimą pomieszkuje u zaufanych gospodarzy. Nigdy nie spędza w tym samym miejscu więcej niż dwa, trzy dni. Za gościnę odwdzięcza się drobnymi pracami w gospodarstwie – naprawia narzędzia, kładzie strzechy, maluje izby. Czasem płaci gotówką.
W 1956 roku napadł na konwój pocztowy i zrabował ponad sto tysięcy złotych.
Życie w ciągłym napięciu wykańcza go.
W kwietniu 1956 roku Sejm uchwala kolejną amnestię dla antykomunistów. „Lalek” po raz kolejny rozważa poddanie się, ale adwokat znów pozbawia go złudzeń. W najlepszym przypadku czeka go dożywocie.
Cały czas spotyka się z Danutą Mazur. W 1958 roku na świat przychodzi jego syn Marek.
Danuta nie mogła przyznać się, kto jest ojcem dziecka, więc mówiła, że nie wie. Cierpliwie znosiła związane z tym upokorzenia.
Funkcjonariusze UB nie dawali jej jednak spokoju. Kiedy Marek trochę podrósł przynosili mu słodycze i wypytywali o tatę.
Nic nie mógł powiedzieć, bowiem „Lalek” bardzo dbał o to, by syn go nie zobaczył. Odwiedzał go i przytulał tylko wtedy, kiedy mały spał.
Ubecy skupili się więc na werbowaniu agentów. Nie było to łatwe, bowiem Franczak dysponował własnym, prywatnym „kontrwywiadem”. Pomagało mu aktywnie około 200 osób. Wśród nich byli jego dawni koledzy, antykomunistycznie nastawieni chłopi, księża, podobno nawet niektórzy milicjanci. Kiedy dostawał informację, że ktoś podejrzanie często odwiedza posterunek milicji, składał takiej osobie wizytę, po której kontakty z milicją ustawały. Chłopi wiedzieli, że nie ma z nim żartów.
W końcu jednak wysiłki komunistów zostały zwieńczone sukcesem. W kwietniu 1963 roku kuzyn Danuty Mazur skusił się na nagrodę pieniężną i rozpoczął aktywną współpracę z UB. Na polecenie ubeków spotkał się z Józefem Franczakiem i zapamiętał numer rejestracyjny motocykla, którym ten przyjechał. Milicjanci szybko ustalili, że to pojazd należący do Wacława Becia, gospodarza ze wsi Majdan Kozic Górnych.
W stronę niewielkiej osady ruszyły trzy ciężarówki zomowców.

Źródło:

Michał Wójcik, Ostatni niezłomny – Józef Franczak ps. „Lalek”, http://podziemiezbrojne.blox.pl, Dostęp 23.06.2011
Tadeusz M. Płużański, Jak zginął Józef Franczak, „Lalek”, ostatni żołnierz II Rzeczypospolitej, http://www.asme.pl, Dostęp 23.06.2011
Włodzimierz Kalicki, 21 października 1963 r. Ostatni partyzant, Gazeta Wyborcza, 23.10.2009
Violetta Gut, Józef Franczak ps. „Lalek”: ostatni partyzant poakowskiego podziemia. Wydawnictwo Adam Marszałek, 2004
Sławomir Poleszak, Odsłonięcie pomnika Józefa Franczaka ps. Lalek – Piaski, 11 maja 2007 r., http://www.ipn.gov.pl, Dostęp 23.06.2011