Masakra w My Lai

Amerykanie nazywają Dniem Hańby (The Day of Infamy) 7 grudnia 1941 roku, kiedy Japończycy w widowiskowy sposób skopali im tyłek w Pearl Harbor powodując przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny oraz powstanie filmowego gniota z Benem Affleckiem w roli głównej 60 lat później.

Moim zdaniem nie mają racji. Ich Dzień Hańby nastąpił dokładnie 40 lat temu.

Rankiem 16 marca 1968 roku żołnierze kompanii Charlie z 1. Batalionu 23. Dywizji Piechoty US Army wkroczyli do wioski My Lai w Wietnamie Południowym. Według informacji wywiadu w wiosce mieli ukrywać się partyzanci Vietcongu. Wywiad się jednak mylił. W wiosce nie było ani jednego mężczyzny zdolnego do noszenia broni. Sami starcy, kobiety i dzieci.

Mieszkańcy wioski nie uciekali na widok nadlatujących helikopterów. Wcześniej już kilka razy Amerykanie pojawiali się w wiosce w poszukiwaniu partyzantów. Obyło się wtedy bez większych problemów. Tym razem było inaczej.

Pierwszą ofiarą był starszy człowiek, zastrzelony przez dowódcę kompanii. To zabójstwo podziałało jak zapalnik. W wiosce rozpętało się piekło.

Żołnierze rozbiegli się wśród chat i zaczęli spędzać mieszkańców do 1,5-metrowego rowu melioracyjnego, częściowo wypełnionego wodą. Potem przełączyli swoje M-16 na ogień ciągły i skosili ich seriami. Następnie chodząc od chaty do chaty zabijali wszystko co się ruszało. Nie oszczędzali nikogo. Od ich kul padały dzieci, starcy i kobiety. Wiele z nich przed zamordowaniem zostało zgwałconych.

Masakra trwała cztery godziny. Amerykanie zamordowali w tym czasie ponad pięciuset bezbronnych cywilów. William Calley – dowódca kompanii według ostrożnych szacunków osobiście zastrzelił 22 osoby, w tym dwuletnie dziecko.

(Zeznanie jednego z żołnierzy: W jednej z grup było dziecko, najwyżej dwuletnie, chyba chłopiec. Próbował uciekać, ale William chwycił go, wrzucił do rowu na ciała wieśniaków i zabił strzałem w głowę.)

Na szczęście nie wszyscy Amerykanie stracili tego dnia człowieczeństwo. Masakrę zauważył z powietrza chorąży pilot Hugh Thompson. Wylądował śmigłowcem między grupą uciekających cywilów, a goniącymi ich żołnierzami i zagroził Calleyowi otwarciem do nich ognia. Udało mu się ewakuować w bezpieczne miejsce około 20 Wietnamczyków. Dziesięciu z nich żyje do dzisiaj.

Kiedy w wiosce nie było już żadnego żywego mieszkańca, chaty zostały podpalone.

Armijny magazyn „Stars and Stripes” z dumą ogłosił, że „nasi żołnierze podczas krwawej całodniowej bitwy zlikwidowali w My Lai ponad stu komunistów”. Generał Westmoreland, głównodowodzący sił amerykańskich w Wietnamie pogratulował żołnierzom kompanii Charlie „doskonałej roboty”.

Informacja o masakrze dotarła do opinii publicznej grubo ponad rok po tych wydarzeniach. Pewien żołnierz o nazwisku Tom Glen spotkał przypadkowo w barze ludzi z kompanii Charlie, którzy po pijaku zaczęli się przechwalać tym, co zrobili w My Lai. Wstrząśnięty tym co usłyszał zaczął badać sprawę. Po czym napisał obszerny list do generała Abramsa, który przejął dowództwo US Army w Wietnamie po Westmorelandzie. Generał Abrams zlecił zbadanie sprawy 31-letniemu majorowi, niejakiemu Colinowi Powellowi. Ten zaś zrobił wszystko, żeby ją zatuszować…

Po powrocie do Stanów jeden z byłych żołnierzy kompanii Charlie – Ron Ridenhour, niezależnie od Toma Glena opisał to co się wydarzyło w My Lai. Wysłał swoją relację do prezydenta Nixona, do Pentagonu i do wielu członków Kongresu. Jednocześnie fotoreporter obecny tego dnia w wiosce, Ron Haeberle sprzedał prasie wykonane przez siebie zdjęcia pomordowanych cywili.

Amerykańska opinia publiczna przeżyła olbrzymi wstrząs. Zdjęcia zamordowanych kobiet i dzieci wywołały szok w społeczeństwie. Weterani wracający z Wietnamu, wcześniej witani jak bohaterowie, byli teraz nazywani „baby killers” – mordercami dzieci.

(Ojciec jednego z moich kumpli wspominał, że najgorsze było dla niego nie to, co przeżył w Wietnamie, ale to, co go spotkało w kraju – ciągłe pytania typu „Zabijałeś dzieci?”, „Ile kobiet zgwałciłeś?” albo „Ile wiosek spaliłeś?”)

Przed sądem stanął Calley i jego 25 żołnierzy. Kilkunastu oficerów oskarżono o ukrywanie prawdy o zbrodni.

Większość zarzutów została oddalona. Skazano jedynie Calleya.

Najpierw dostał dożywocie. W więzieniu spędził jednak tylko… trzy dni, po czym został ułaskawiony przez prezydenta Nixona. Resztę kary zamieniono mu na trzyletni areszt domowy w Fort Benning w stanie Georgia. Po opuszczeniu aresztu zamieszkał w Columbus w tym samym stanie i zatrudnił się w firmie jubilerskiej swojego teścia. Trzy lata temu przeszedł na emeryturę. Mieszka w Atlancie. Nigdy nie wyraził najmniejszego żalu za to co zrobił.

 

Hugh Thompson – pilot, który powstrzymał masakrę oraz jego strzelcy pokładowi Lawrence Colburn i Glenn Andreotta zostali 10 lat temu (w 30. rocznicę wydarzeń w My Lai) odznaczeni przez prezydenta Clintona za swoją postawę. Glenn Andreotta otrzymał odznaczenie pośmiertnie, ponieważ zginął miesiąc po masakrze. Thompson i Colburn udali się do Wietnamu, gdzie spotkali się z uratowanymi przez siebie ludźmi i otworzyli szkołę w My Lai.

Hugh Thompson zmarł 6 stycznia 2006 roku wskutek choroby nowotworowej.

Oliver Stone, twórca najsłynniejszych filmów o wojnie w Wietnamie („Pluton”, „Urodzony 4 lipca”) postanowił wyreżyserować film o masakrze sprzed 40 lat. Film będzie nosił tytuł „Pinkville” – tak w wojskowym żargonie nazywano My Lai. W jednej z głównych ról wystąpi Bruce Willis.

Telefon do zbrodniarza

Jak czuje się człowiek odpowiedzialny za taką zbrodnię? Czy może spać po nocach? A może nadal twierdzi, że tylko wykonywał rozkazy przełożonych i nie ma sobie nic do zarzucenia? Postanowiłem go o to zapytać i przy okazji przypomnieć, że nie tylko w Stanach wiedzą co zrobił 40 lat temu. Z pomocą amerykańskich przyjaciół udało mi się namierzyć numer telefonu Williama Calleya. Zadzwoniłem do niego. Długo sobie jednak z nim nie porozmawiałem… Dowiedziawszy się w jakiej sprawie dzwonię William Calley odłożył słuchawkę.

Źródła:

Mark Gado, Into The Dark: The My Lai Massacre, http://www.trutv.com Dostęp 15.03.2008.