Zabić „Panienkę”

Warszawa, 4 marca 1944 roku, godzina 11:00.
Ostry gwizd zawiercił w uszach i lokomotywa zabuksowawszy kołami po oblodzonych szynach szarpnęła wagonami. Pociąg pospieszny do Krakowa odjeżdżał planowo. Pasażerowie przez okna przyglądali się przygnębiającej scenie.
Oto wzdłuż torów w stronę budynku wartowni straży kolejowej szło trzech ludzi – dwóch żołnierzy w mundurach Wehrmachtu z pistoletami maszynowymi w rękach i jeden biednie ubrany młody chłopak w czapce cyklistówce dźwigający worek. Żołnierze popędzali go szturchając lufami pistoletów w plecy i hojnie obdarzając kopniakami.
Żaden z pasażerów nie miał wątpliwości – złapali chłopaka przy torach na zbieraniu węgla i teraz prowadzą do strażnicy, gdzie zajmą się nim znani z brutalności bahnschutze.
Kiedy pociąg zniknął w oddali chłopak poczuł kolejne kopnięcie. Odwrócił się do niemieckiego żołnierza i wycedził przez zęby.
- Teraz przesadziłeś! Jak tylko skończy się ta szopka to skuję ci mordę!

Jedną z postaci budzących powszechną grozę w okupowanej Warszawie był dowódca posterunku Bahnschutzpolizei (straży kolejowej) przy dworcu zachodnim feldwebel Karl Schmalz. Ze względu na delikatną urodę i smagłą cerę warszawiacy nadali mu przezwisko „Panienka”, które skrajnie kontrastowało z jego brutalnością i sadyzmem. Był to patologiczny zboczeniec, kat i morderca. Uwielbiał znęcać się nad pracującymi na kolei Polakami, strzelał bez ostrzeżenia do ludzi zbierających węgiel przy torach, by ogrzać swoje mieszkania, zabijał nawet dzieci przechodzące przez torowisko, by skrócić sobie drogę. Liczbę jego ofiar określa się na ponad dwieście osób, z których wiele było przed śmiercią torturowanych w złowrogiej wartowni. Dowodził kilkuosobowym oddziałem straży kolejowej złożonym z podobnych do niego bydlaków.
Pod koniec 1943 roku Armia Krajowa wydała na niego wyrok śmierci. Rozkaz jego likwidacji otrzymał oddział Kedywu Kolegium A dowodzony przez podporucznika Stanisława Sosabowskiego „Stasinka” (syna generała – twórcy Samodzielnej Brygady Spadochronowej). Ten na dowódcę akcji wyznaczył swojego zastępcę – Kazimierza Jakubowskiego „Kazika”.

Kazimierz Jakubowski "Kazik"

Schmalz zdawał sobie sprawę z tego, że jest znienawidzony w Warszawie i że w każdej chwili może go dosięgnąć karzące ramię Podziemia.
W końcu zaledwie przed miesiącem w zamachu zginął niezwykle starannie chroniony inny zbrodniarz – kat Warszawy generał Franz Kutschera.  
Schmalz zaczął więc prowadzić bardzo nieregularny styl życia – przychodził do pracy różnymi drogami i o różnych porach. Często też chodził w cywilnym ubraniu.
Wywiad AK ustalił, że najdogodniejszym miejscem do wykonania wyroku będzie miejsce pracy Schmalza – wartownia Bahnschutzpolizei położona między dworcami głównym i zachodnim w pobliżu ulicy Niemcewicza na Ochocie. Był to spory, ceglany budynek otoczony drutem kolczastym leżący koło torów.
W grudniu 1943 roku oddział AK opanował wartownię i przez kilka godzin czekał na Schmalza, który się jednak nie pojawił. Akcję powtórzono trzy miesiące później. Tym razem jednak przygotowano ją znacznie bardziej starannie.
W sąsiedztwie wartowni znajdowała się siedziba firmy drogowej Severin. Obie posesje oddzielone były drewnianym płotem. Plan zakładał atak na posterunek z dwóch stron. Konieczne było więc opanowanie siedziby firmy.
4 marca 1944 roku około godziny 10:00 przed wejściem do budynku firmy „Severin” zatrzymały się dwa samochody, z których wysiadło kilku mężczyzn. Weszli do środka i pistoletami sterroryzowali właściciela i kilku robotników. Przerażony dyrektor w pierwszej chwili myślał, że to napad rabunkowy. Uspokoił się nieco, gdy zrozumiał, że to akcja polskiego Podziemia, nie wymierzona przeciwko niemu.
AK-owcy przekonali go, by polecił robotnikom przesunięcie betoniarek w pobliże ogrodzenia, by odgłosy ich pracy zagłuszyły strzały. Następnie wraz z kilkoma pracownikami „Severina” wycięto dziurę w płocie, za którym znajdował się cel ataku.
Plan zakładał wzięcie posterunku z zaskoczenia. Posłużono się więc podstępem. O godzinie 11:00 w stronę wartowni ruszyło od strony dworca głównego trzech ludzi. Ubrani w niemieckie mundury Krzysztof Sobieszczański „Kolumb” i Jan Barszczewski „Janek” prowadzili przed sobą grającego rolę kolejowego złodzieja Antoniego Wojciechowskiego „Antka”.
Oddział początkowo dysponował tylko jednym mundurem niemieckim. Drugi trzeba było jakoś zdobyć. Stanisław Likiernik „Staszek” wraz z „Jankiem” podjechali samochodem pod niemieckie koszary, gdzie przypadkowo spotkali żołnierza, który wracał spóźniony z przepustki. Porwali go, wywieźli do lasu i kazali się rozebrać. Zdobywszy mundur odjechali zostawiając nieszczęśnika w lesie w samych gatkach. W środku stycznia…  
Obaj „Niemcy” bardzo wczuli się w swoje role i głośnymi okrzykami „Los!”, „Schneller!” oraz poszturchiwaniami dodawali całej scenie realizmu. Grający rolę złodzieja „Antek” obiecywał sobie  w duchu, że kiedy ta maskarada się skończy to im obu obije gęby…
W końcu doszli do drzwi wartowni. „Kolumb” otworzył je i wpuścił przodem „złodzieja”. W pomieszczeniu znajdowało się trzech bahnschutzów – Schmalz i jego dwaj podwładni. Dość obojętnym wzrokiem obrzucili „złodzieje” wprowadzanego przez dwóch „Niemców”.
– No, pokaż co tam ukradłeś – powiedział jeden z nich.
„Antek” rzucił worek na podłogę, po czym spokojnie wyciagnął z niego… pistolet maszynowy sten. Schmalz – „Panienka” zerwał się od stołu i sięgnął do kabury. Nie zdążył wyciagnąć pistoletu, ponieważ „Kolumb” natychmiast ściął go serią z MP-40. „Antek” i „Janek” otworzyli ogień do dwóch pozostałych strażników. Obaj zginęli na miejscu.
W tym momencie od tyłu wdarło się siedmiu ludzi pod dowództwem „Kazika”. Rozbiegli się po innych pomieszczeniach zabijając dwóch dalszych bahnschutzów.
Atak przeżył tylko jeden strażnik. „Kazik” wpadłszy do jednego z pomieszczeń zobaczył przed sobą Niemca. Natychmiast wycelował w niego swojego stena. Niemiec natychmiast podniósł ręce do góry i krzyknął „Nicht schiessen!”. „Kazik” widząc w jego oczach śmiertelne przerażenie zlitował się. Opuścił broń i kazał strażnikowi położyć się na podłodze twarzą do ziemi.
Ten odruch serca miał go wkrótce drogo kosztować…
Akcja zakończyła się pełnym sukcesem. Oprócz Schmalza zastrzelono czterech Niemców, bez żadnych strat własnych.
Strażnica była dobrze zaopatrzona w broń, która teraz dostała się w ręce AK-owców. Przed budynek zajechała ciężarówka, a uczestnicy akcji zaczęli ładować do niej łupy – jeden ckm, kilka pistoletów maszynowych i krótkich, karabiny, granaty i kilka tysięcy naboi. Po załadowaniu ciężarówka natychmiast odjechała wraz z częścią bojowców. Pozostali wycofali się przez dziurę w płocie na teren firmy „Severin”. Tam wsiedli do samochodów i wrócili do melin, gdzie schowali broń.
Niecały miesiąc później, 30 marca w ręce Gestapo wpadł „Kazik”. Na ulicy rozpoznał go strażnik nazwiskiem Lerner, któremu kilka tygodni wczesniej darował życie. Został aresztowany wraz z żoną i przewieziony na Aleję Szucha.
„Kazik” i jego żona mimo okrutnych tortur nie wydali nikogo. Obydwoje zostali zamordowani w siedzibie Gestapo.

Akcję zlikwidowania „Panienki” zekranizował Janusz Morgenstern w drugim odcinku serialu telewizyjnego „Kolumbowie”.

Jerzy Matałowski jako złodziej kolejowy. Kadr z serialu "Kolumbowie".

Źródło:

Sebastian Pawlina, Akcja „Panienka” – najlepsza akcja konspiracyjnej Warszawy? historia.org.pl 4.03.2011

Akcja „Panienka”, Whatfor