Sądowy morderca

Areszt Śledczy Warszawa-Mokotów, ul. Rakowiecka 37, 7 kwietnia 1950 roku, godzina 14:00.
Kalifaktor z trudem pchał wózek, na którym znajdował się ogromny kocioł z parującą zupą. Podjechał pod drzwi celi. Strażnik podszedł, otworzył je na ościerz i cofnął się pod ścianę. Więzień funkcyjny rozpoczął wydawanie obiadu. Odbierał od osadzonych żelazne miski, napełniał zupą i oddawał właścicielom. Do kotła podszedł niski, krępy mężczyzna i podał kalifaktorowi swoje naczynie.
- Skalski, odstaw zupę. Pójdziesz ze mną – odezwał się nagle strażnik.
Mężczyzna spojrzał na niego, cofnął się do celi, położył miskę z zupą na pryczy i wyszedł na korytarz.
- Szybciej, szybciej – popchnął go strażnik.
Na końcu korytarza znajdowała się otwarta cela. Mężczyzna wszedł do środka i zobaczył trzech ludzi siedzących na pryczach, z których jeden miał na sobie mundur z dystynkcjami majora, a pozostali byli cywilami.
Bez słowa, ruchem głowy major wskazał więźniowi sedes znajdujący się w rogu celi. Mężczyzna usiadł na klapie.
Najpierw przemawiał jeden z cywilów. Z jego ust posypały się te same oskarżenia, które mężczyzna słyszał wielokrotnie podczas śledztwa. Szpiegostwo na rzecz Londynu i Waszyngtonu, próba obalenia ustroju państwa itp. itd. Były tak absurdalne, że mężczyzna przestał ich słuchać. Wyłączył się i poświęcił całą uwagę na studiowanie odrapanych ścian celi.
Cywil w końcu przestał mówić. Głos zabrał major. Również i jego przemowę mężczyzna puszczał mimo uszu. Przynajmniej do chwili, kiedy padły słowa:
„…na karę śmierci, utratę praw publicznych oraz przepadek mienia na rzecz skarbu państwa”.
Spodziewał się takiego wyroku, a jednak po plecach przeszedł mu dreszcz.
Cywile i oficer wstali. Rozprawa była skończona.
Po powrocie to celi mężczyzna wziął do ręki miskę z zupą. Była jeszcze ciepła.

Był jedną z najmroczniejszych postaci stalinowskiego aparatu represji w Polsce. Bez zmrużenia oka skazywał na kary długoletniego więzienia największych polskich patriotów. Wydał 106 wyroków śmierci, z których wykonano niemal wszystkie. Po zakończeniu zbrodniczej kariery żył spokojnie w Warszawie, pobierał ogromną emeryturę i o mały włos nie został pochowany wśród swoich ofiar z pełnymi honorami wojskowymi.
Mieczysław Widaj urodził się niemal dokładnie 100 lat temu, we wrześniu 1912 roku w Mościskach. Po obronie dyplomu na wydziale prawa Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie w 1934 roku został słuchaczem Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii im. Marcina Kątskiego we Włodzimierzu Wołyńskim, którą ukończył rok później. Potem rozpoczął aplikację sędziowską, którą przerwał wybuch wojny.
Podczas kampanii wrześniowej dowodził plutonem w 60. Dywizjonie Artylerii Ciężkiej. Po klęsce wstąpił do Armii Krajowej i został oficerem łączności lwowskiego obwodu AK. Ceniony przez przełożonych pod koniec wojny uzyskał awans do stopnia kapitana.
Armia Krajowa została rozwiązana 19 stycznia 1945 roku rozkazem swojego ostatniego dowódcy – generała Okulickiego. Rozkaz ten zwalniał żołnierzy z przysięgi, ale nakazywał pozostanie w konspiracji. Kapitan Widaj miał jednak inny pomysł na dalsze życie. Już dwa miesiące później wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego i rozpoczął zbrodniczą karierę jako sędzia.
Początkowo pracował w Wojskowym Sądzie Garnizonowym w Warszawie, jednak wkrótce przeniesiono go do Łodzi – miasta, które w początkowym okresie powojennym pełniło funkcję stolicy kraju. Zwierzchnicy szybko docenili sprawnego i bezwzględnego sądowego oprawcę. Widaj specjalizował się w sprawach skomplikowanych, z wieloma oskarżonymi, z których każdy miał od kilkunastu do kilkudziesięciu zarzutów. W 1948 roku przeniesiono go z powrotem do Warszawy, gdzie objął stanowisko zastępcy przewodniczącego Wojskowego Sądu Rejonowego. W tym samym czasie wstąpił do PZPR.
Lata 1949-53 to apogeum jego zbrodniczej działalności. Skazał na śmierć m.in. legendarnego dowódcę AK i podziemia niepodległościowego majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” i wielu jego podkomendnych, cichociemnego bohatera Powstania Warszawskiego i kawalera Virtuti Militari majora Andrzeja Rudolfa Czaykowskiego „Gardę” i ponad stu innych. Niektórzy otrzymali od niego wielokrotną karę śmierci.

Pułkownik Mieczysław Widaj - jeden z najgorszych sądowych morderców okresu stalinowskiego.

Nie miał żadnych skrupułów moralnych. Według niego sądzeni byli zbrodniarzami, szpiegami, agentami Gestapo, dla których istnieje tylko jedna kara – śmierć. Skazywał nawet swoich dawnych przyjaciół z AK – Jan Władysław Władyka, jego dawny przełożony z lwowskiego obwodu Armii Krajowej otrzymał od niego wyrok 15 lat więzienia.
Nie tylko Widaj został renegatem przechodząc z AK na ciemną, komunistyczną stronę mocy. Prokuratorem oskarżającym jednego z największych bohaterów II Wojny Światowej rotmistrza Witolda Pileckiego był major Czesław Łapiński – dawny oficer AK i uczestnik Powstania Warszawskiego. Zaś przewodniczącym składu sędziowskiego, który skazał rotmistrza na śmierć był podpułkownik Jan Hryckowian, były dowódca batalionu AK. Jego żona Stanisława, odznaczona Krzyżem Virtuti Militari była adiutantem generała Emila Fieldorfa „Nila”.
Odrzucał opinie lekarzy stwierdzające, że zmaltretowani w śledztwie oskarżeni nie są w stanie stawić się na rozprawie. Kiedy podczas procesu niektórzy z nich chwiejąc się na nogach pokazywali mu rany zadane podczas śledztwa przez oprawców Widaj… zaostrzał im wyroki jako karę za oczernianie funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa.
Wielokrotnie sądził w niesławnych „procesach kiblowych” będących kpiną z normalnego procesu sądowego. Swoją nazwę wzięły one stąd, że funkcję sali sądowej pełniła więzienna cela. Sędzia i ławnicy zajmowali prycze (obrońcy w tym „procesie” nie było), a oskarżony siadał na umieszczonym w rogu sali sedesie, co miało go dodatkowo upokorzyć. Owe „rozprawy” były niezwykle krótkie, w ciągu kilkunastu minut zapadał wcześniej ustalony wyrok – zazwyczaj kara śmierci. W ten sposób Widaj skazał między innymi legendarnego polskiego asa myśliwskiego Stanisława Skalskiego. Wiele lat później Skalski wspominał, że kiedy wezwano go na tę „rozprawę” właśnie otrzymał zupę. Kiedy wrócił do celi posiłek był jeszcze ciepły…
Skalski również otrzymał od Widaja karę śmierci zamienioną później przez Bieruta na dożywocie. O tej zamianie nikt go nie poinformował, więc aż do 1956 roku siedział w więzieniu ze świadomością, że każdy nadchodzący dzień może być jego ostatnim.
Na karę dożywocia Widaj skazał słynnego „Radosława” – pułkownika Jana Mazurkiewicza, dowódcę zgrupowania w Powstaniu Warszawskim. Zanim „Radosław” stanął przed sądem przeszedł mordercze pięcioletnie śledztwo, podczas którego był katowany niezliczoną ilość razy.
W 1951 roku na wniosek prokurator Heleny Wolińskiej zatrzymał w więzieniu dowódcę Kedywu AK generała Emila Fieldorfa „Nila”. Generał został powieszony dwa lata później po sfingowanym procesie.
Nie tylko żołnierze niepodległościowego podziemia otrzymywali drakońskie wyroki. Mieczysław Widaj sądził także w lżejszych gatunkowo sprawach. To jednak nie znaczy, że wydawał lżejsze wyroki…
Jedna z łączniczek batalionu „Parasol” otrzymała 6 lat więzienia za… utrzymywanie kontaktów towarzyskich z dawnymi towarzyszami broni i uczestnictwo w pracach ekshumacyjnych. Z kolei jeden z dyrektorów odradzających się po wojnie polskich linii lotniczych „Lot” dostał wyrok śmierci za decyzję o zakupie francuskich samolotów pasażerskich SE 161 Languedoc. Według Widaja był to oczywisty sabotaż – samoloty wyprodukowane w kraju kapitalistycznym nie mogły nadawać się do użytku!
Zbrodniarz wytrwale piął się po stopniach kariery. W 1952 roku został przewodniczącym Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie (chyba najkrwawszego sądu powojennej Polski), a w latach 1954-56 pełnił funkcję zastępcy przewodniczącego Najwyższego Sądu Wojskowego. W 1955 roku został awansowany do stopnia pułkownika.
Pod koniec 1956 roku został przeniesiony do rezerwy i podjął pracę jako radca prawny. Nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie.
Powołana po śmierci Bieruta komisja pod kierownictwem prokuratora Mariana Mazura (tzw. Komisja Mazura) badająca przypadki łamania prawa przez funkcjonariuszy wojskowego wymiaru sprawiedliwości stwierdziła co prawda, że działalność Mieczysława Widaja powinna być przedmiotem odrębnego śledztwa, ale do takowego nigdy nie doszło.
Ofiary jego drakońskich wyroków bezskutecznie próbowały odnaleźć swojego kata. Kiedy po 1989 roku przed sądem stawali nieliczni żyjący stalinowscy oprawcy, tacy jak np. pułkownik Adam Humer o Mieczysława Widaja nikt się nie upominał. Wszyscy doszli do wniosku, że stalinowski zbrodniarz już dawno nie żyje.
A tu niespodzianka!
Dopiero na początku tego wieku okazało się, że Mieczysław Widaj nie dość, że jeszcze żyje to w dodatku pobiera miesięczną emeryturę w wysokości (usiądźcie wygodnie i trzymajcie się krzeseł) prawie 10 000 zł! (słownie: dziesięciu tysięcy złotych). I to w czasie, kiedy dawni AK-owcy musieli się zadowolić świadczeniami często poniżej tysiąca zł…
Próbowano postawić go przed sądem, ale uniemożliwił to stan zdrowia zbrodniarza. W 2006 roku na wniosek wiceministra obrony narodowej Aleksandra Szczygły odebrano mu 4000 zł emerytury wojskowej. Pozostała mu jednak emerytura cywilna – grubo ponad 5 tysięcy złotych, która zapewniła mu wygodne ostatnie lata życia.
Mieczysław Widaj, jeden z najbardziej zbrodniczych sędziów okresu stalinowskiego, morderca sądowy ponad 100 patriotów zmarł w Warszawie 11 stycznia 2008 roku. Jego rodzina postanowiła pochować go z pełnymi honorami wojskowymi na cmentarzu koło kościoła św. Katarzyny na warszawskim Służewcu, gdzie spoczywa wielu żołnierzy podziemia, w tym także ci zamordowani na mocy wydanych przez niego wyroków.
Kat miał zostać pochowany z honorami wśród swoich ofiar…
Na szczęście do tego nie doszło. Ministerstwo Obrony Narodowej nie wydało zgody na udział w pogrzebie kompanii reprezentacyjnej, a proboszcz parafii św. Katarzyny powiadomiony przez polityków i rodziny ofiar Widaja cofnął zgodę na pochówek. Rodzina pochowała zbrodniarza na cmentarzu w Grabowie.

Przeczytaj także:
Polowanie na „Kobyłę”
Wilczyca z Buchenwaldu
Hanoi Jane

Źródło:
Aldona Zaorska, Mieczysław Widaj – zbrodnia bez kary, Gazeta Warszawska, 22.12.2011.
Tadeusz M. Płużański, Stalinowski sędzia Mieczysław Widaj żyje w Warszawie, przez nikogo nie ścigany, http://www.asme.pl, Dostęp 16.04.2012
Tadeusz M. Płużański, Oprawcy bez emerytur i bez… sądu, Nowe Państwo, 7/2006.