Patrioci na stalowych rumakach

Spróbujcie sobie wyobrazić następującą scenę:
Niewielkie miasto w stanie Kansas. W kościele właśnie kończy się msza przed pogrzebem amerykańskiego żołnierza poległego w Iraku. Ze świątyni powoli wyłania się trumna okryta gwiaździstym sztandarem, niesiona przez ośmiu żołnierzy – kolegów poległego, za nią wychodzi zapłakana rodzina, znajomi, przyjaciele. Cisza.
Nagle tę ciszę przerywają jakieś wrzaski. Kilkadziesiąt metrów od kościoła, przy drodze prowadzącej na cmentarz stoi grupa ludzi obrzucających kondukt obelgami, depczących amerykańska flagę i trzymających w rękach transparenty o szokującej treści: „Dzięki Bogu za poległych żołnierzy”, „Gnij w piekle!”, Dzięki Bogu za IEDs” (Improvised Explosive Devices – bomby domowej roboty, najgorsi zabójcy żołnierzy koalicji w Iraku i Afganistanie), „Bóg Was nienawidzi!” itp. Manifestanci bluzgają na kondukt, który mija ich w milczeniu.

Trudno to sobie wyobrazić, prawda? A jednak w ten sposób wyglądały do niedawna pogrzeby amerykańskich żołnierzy. Wszystko za sprawą Westboro Baptist Church.

Ta fundamentalistyczna organizacja założona w 1955 roku w Topeka w stanie Kansas liczy sobie około 100 członków, z których znaczna większość jest spokrewniona z Fredem Phelpsem – założycielem tego „kościoła” i religijnym fanatykiem. Sekta zieje nienawiścią dosłownie do wszystkiego i wszystkich. Szczególną nienawiścią darzą homoseksualistów, którzy według nich powinni być karani śmiercią. Po rozpoczęciu wojny z terroryzmem uwzięli się na żołnierzy poległych w Iraku i Afganistanie. Z chorobliwą gorliwością wyszukiwali informacje na temat mających się odbyć pogrzebów, jechali na miejsce i manifestowali swoją nienawiść w opisany powyżej sposób. Legitymowani przez policję zasłaniali się Pierwszą Poprawką do Konstytucji gwarantującą wolność słowa i zgromadzeń.
W sierpniu 2005 roku Chuck „Pappy” Barshney, weteran z Wietnamu i członek lokalnego klubu motocyklowego zobaczył w telewizji reportaż z pogrzebu zakłóconego przez fanatyków z WBC. Wstrząśnięty postanowił coś z tym zrobić. Wygrzebał w necie informację, że sekta planuje zakłócić pogrzeb sierżanta Johna Dolesa w Chelsea w Oklahomie (Westboro Baptist Church ma kilkanaście stron internetowych, na których „reklamują” swoją działalność). Skrzyknął kumpli z klubu, skontaktował się z rodziną poległego i w 20 harleyów pojechali na miejsce, by oddać cześć bohaterowi. Ale nie tylko po to. Kiedy członkowie sekty rozwinęli swoje transparenty, motocykliści stanęli w szeregu tuż przed nimi, trzymając w rękach flagi amerykańskie. Kiedy zaś fanatycy zaczęli skandować swoje hasła i intonować nienawistne przyśpiewki, podjechało do nich kilka harleyów i utopiło ich wrzaski w ryku silników.
Dzięki tym wytatuowanym i odzianym w skóry motocyklistom pogrążona w żałobie rodzina nie zobaczyła ani nie usłyszała ziejących nienawiścią fanatyków.
Pomysł został szybko podchwycony przez inne kluby motocyklowe i niezrzeszonych fanów jednośladów. Tak powstał spontaniczny ruch o nazwie Patriot Guard Riders. Pojawiła się strona internetowa, a szeregi patriotów na motorach zaczęły rosnąć w tempie geometrycznym. Powstały też główne zasady ruchu:
1) Okazanie szacunku poległemu bohaterowi, jego rodzinie i przyjaciołom.
2) Ochrona uczestników pogrzebu przed wszelkimi próbami zakłócenia uroczystości.
Ten drugi punkt jest realizowany w sposób całkowicie legalny i bez przemocy. Patriot Guide Riders stając w szeregu fizycznie separują fanatyków z Westboro Baptist Church od uczestników pogrzebu i zagłuszają ich wrzaski rykiem motocyklowych silników. W każdym pogrzebie uczestniczą jako zaproszeni goście rodziny poległego. Na życzenie rodziny organizują także honorową eskortę trumny z kościoła na cmentarz. Nie oczekują żadnej zapłaty, żadnego zwrotu kosztów, niczego. Chcą tylko okazać szacunek poległemu bohaterowi i dopilnować, by miał godne ostatnie pożegnanie. Wielu z nich przejeżdża w tym celu setki mil, bez względu na pogodę, czy porę roku. Biorą bezpłatny urlop z pracy, wsiadają na motor i jadą, by pożegnać człowieka, którego nigdy w życiu nie widzieli. Ich liczba przekroczyła ostatnio 150 tysięcy. Mają oddziały we wszystkich stanach USA i Kanadzie. Praktycznie nie ma w tej chwili wojskowego pogrzebu bez ich uczestnictwa. Poszerzyli także swoją działalność – biorą także udział w ostatnich pożegnaniach weteranów wszystkich wojen, jak również policjantów i strażaków. Słowem – w pogrzebie każdego Amerykanina, który przyczynił się do obrony USA. Uczestniczą również w powitaniach żołnierzy wracających z Iraku i Afganistanu organizując im gorące przyjęcie. Większość z Patriot Guard Riders to weterani z Wietnamu. Pamietają doskonale, że kiedy oni wracali z niepopularniej i przegranej wojny nikt ich wtedy nie witał.
Do Patriot Guard Riders może wstąpić każdy, Nie ma żadnych opłat członkowskich, czy wpisowego. Nie trzeba nawet mieć motocykla. Nieważne jakie się ma poglądy, jakiej jest się rasy czy religii. Jedynym wymaganiem jest szacunek dla poległych.

W maju 2006 roku prezydent George W. Bush w obecności przedstawicieli Patriot Guard Riders podpisał w Białym Domu Respect for America’s Fallen Heroes Act – uchwalony przez Kongres przepis, na mocy którego zakłócanie pogrzebów poległych żołnierzy zagrożone jest karą 100 tysięcy dolarów grzywny i rokiem więzienia.

Źródła:

http://www.patriotguard.org Dostęp 18.11.2009.