Lis

Francja, okolice Sainte-Foy-de-Montgommery, 17 lipca 1944 roku, godzina 16:00.
Pasażer siedzący na tylnym siedzeniu czarnego kubelwagena był w kiepskim nastroju. Wracał cały czas myślami do ostatniej rozmowy z Falkenhausenem i Stulpnagelem. Spisek przeciwko Hitlerowi zataczał coraz szersze kręgi i wydawało się, że dni Fuhrera są już policzone. Sam był przeciwnikiem jego likwidacji – uważał, że aresztowanie go i postawienie przed sądem będzie wyjściem znacznie lepszym. Mimo tego udzielił spiskowcom swojego wsparcia i obiecał, że stanie po ich stronie.
Czy dobrze zrobił? W razie niepowodzenia on i jego rodzina zapłacą straszną cenę…
Sytuacja na froncie również nie napawała optymizmem. Alianci po wylądowaniu w Normandii ciągle parli naprzód. Gdyby Hitler w odpowiednim czasie zezwolił na użycie dwóch dywizji pancernych wówczas Niemcy zgnietliby ich bez problemu. Ale nie zezwolił, uważając, że atak na plaże Normandii to blef… Może to i dobrze, że wkrótce nie będzie już tego szaleńca…
Rozmyślania przerwał warkot silnika samolotu. Pasażer kubelwagena spojrzał za siebie. Spitfire ze znakami kanadyjskiego 412. Dywizjonu na kadłubie właśnie rozpoczął zniżanie. Nie było chwili do stracenia.
- Zjeżdżaj na bok! – krzyknął do kierowcy. Ten raptownie skręcił kierownicę w lewo.
O ułamek sekundy za późno. Pilot Spitfire’a kilka sekund wcześniej uruchomił karabiny maszynowe myśliwca i długa seria pocisków dogoniła samochód w momencie, kiedy kierowca szarpnął kierownicą. Kamień wzbity w powietrze jednym z pocisków uderzył pasażera w twarz.
Zalany krwią feldmarszałek Erwin Rommel osunął się na siedzenie samochodu.

Był chyba jedynym takim generałem podczas II Wojny Światowej. Rozmawiał z szeregowcami jak z przyjaciółmi, jadł te same posiłki co oni i dowodził nimi siedząc nie za biurkiem, ale w samochodzie jadącym kilka metrów za nacierającymi żołnierzami. Był geniuszem wojny kochanym przez swoich podwładnych i szanowanym przez nieprzyjaciół. Szkoda, że walczył nie po tej stronie, co trzeba…
Erwin Rommel urodził się w listopadzie 1891 roku niedaleko Ulm w Wirtembergii jako jedno z pięciorga dzieci dyrektora miejscowej szkoły. Jako dziecko był bardzo wrażliwy, ale jako nastolatek zaczął przejawiać zdolności przywódcze. Był bardzo lubiany przez rówieśników i miał sporą grupę przyjaciół. Po ukończeniu szkół planował zostać inżynierem, jednak uległ namowom ojca i wstąpił do 124. Wirtemberskiego Pułku Piechoty. Był zdyscyplinowanym kadetem – nie pił, nie palił, odzywał się tylko wtedy, kiedy miał coś do powiedzenia. Po wstępnym szkoleniu trafił do Szkoły Wojennej w Gdańsku. Tam szybko poznano się na jego zdolnościach przywódczych. Po kilku miesiącach został awansowany na kaprala, a krótko potem na sierżanta. Podczas studiów w Gdańsku poznał 17-letnią Lucię Marię Mollin, która kilka lat później została jego żoną.
W 1912 roku dostał awans na podporucznika i przydział do 6. Wirtemberskiego Pułku Piechoty.
Podczas I Wojny Światowej walczył we Francji, Rumunii i we Włoszech.
Na froncie imponował niezwykłą odwagą. Pewnego razu podczas natarcia wpadł na grupę francuskich żołnierzy. Zastrzelił dwóch i rzucił się z bagnetem na pozostałych. Jeden z Francuzów strzelił do niego trafiając w biodro. Za ten czyn otrzymał pierwszy Krzyż Żelazny, a w jego oddziale zaczęły krążyć opowieści o jego męstwie. Miał olbrzymi wpływ na swoich towarzyszy broni – żołnierze podczas walki starali się brać z niego przykład. Obdarzony był jakimś szóstym zmysłem, dzięki któremu przewidywał ruchy przeciwnika i przygotowywał właściwą odpowiedź. Podwładni wkrótce zaczęli mu bezgranicznie ufać.
Podczas ofensywy na froncie włoskim w październiku 1917 roku miało miejsce wydarzenie, które zwróciło na Rommla uwagę najwyższych dowódców. W okolicach Mount Matajur zauważył słabo broniony odcinek, zebrał oddział w sile batalionu i ruszył do walki. Zaskoczył Włochów, wziął do niewoli ponad 9 tysięcy żołnierzy, 150 oficerów i osiemdziesiąt dział samemu tracąc zaledwie sześciu ludzi. Za swoje męstwo otrzymał order Pour le Merite oraz awans na kapitana.
Niemcy przegrały wojnę, a Rommel poświęcił się życiu rodzinnemu. W 1928 roku przyszedł na świat jego syn Manfred. Rok później przyjął propozycję objęcia stanowiska instruktora w drezdeńskiej Szkole Piechoty. Szybko awansował – w 1932 roku został majorem, a rok później podpułkownikiem. Wykorzystując swoje doświadczenia wojenne napisał książkę „Piechota atakuje”, którą wzbogacił własnoręcznymi szkicami i rysunkami. Wydana w 1937 roku książka okazała się tak dobra, że wiele europejskich akademii wojskowych wpisało ją na listę podręczników.
Zwróciła ona także uwagę Adolfa Hitlera. I nic dziwnego – podczas I Wojny Światowej on także był żołnierzem piechoty. Z miejsca poczuł sympatię do zdolnego podpułkownika. Powierzył mu stanowisko w Ministerstwie Wojny, na którym Rommel był odpowiedzialny za kontakty z nazistowską młodzieżówką paramilitarną Hitlerjugend. W 1938 roku otrzymał awans na pułkownika i został mianowany komendantem Akademii Wojennej w Wiener Neustadt. Nie zagrzał tam miejsca zbyt długo. Adolf Hitler mianował go szefem swojej ochrony osobistej.
Przebywając w otoczeniu Hitlera Rommel zwrócił na siebie uwagę Josepha Goebbelsa, który postanowił wykorzystać wizerunek doskonałego oficera do celów propagandowych, co Rommlowi niezbyt się spodobało.
Nie wziął udziału w wojnie z Polską we wrześniu 1939 roku, cały czas przebywając w otoczeniu Hitlera. Na prośbę żony próbował wyciągnąć z więzienia jej dalekiego krewnego, polskiego księdza. Interweniował w siedzibie Gestapo, lecz powiedziano mu, że miejsce pobytu owego księdza nie jest im znane.
Rommel nie czuł się dobrze na berlińskich salonach i chciał wrócić na pole walki. Obserwując kampanię w Polsce zauważył jak wielką rolę odegrały w niej wojska pancerne. Uprosił Hitlera, by powierzył mu dowództwo jednej z dywizji czołgów. Fuhrer zgodził się. Rommel został dowódcą elitarnej 7 Dywizji Pancernej.
Zauważcie, że nie miał absolutnie żadnego doświadczenia w tym rodzaju wojsk – był przecież żołnierzem piechoty. Odtąd jednak jego nazwisko będzie zawsze kojarzone z czołgami.
Podczas inwazji na Francję dowiódł, że powierzenie mu elitarnej dywizji nie było błędem. Zastosował taktykę sprawdzoną w piechocie – wyszukiwał słabo bronione odcinki i zaskakiwał wroga śmiałymi, zdecydowanymi atakami. Zaskoczenie i mocny cios – to była jego recepta na zwycięstwo. Jego znakiem rozpoznawczym stały się dalekie wypady, podczas których często tracił kontakt z własnym sztabem – sam bowiem dowodził atakiem jadąc w jednym z czołgów. 7 Dywizja Pancerna wkrótce zyskała miano „Dywizji Duchów” – wskutek szybkich, improwizowanych manewrów nie było wiadomo, gdzie aktualnie Rommel się znajduje. Był uosobieniem Blitzkriegu. W ciągu sześciotygodniowej kampanii francuskiej wziął do niewoli 100 tysięcy żołnierzy i zdobył 450 czołgów tracąc zaledwie 42. Wrócił do Berlina w glorii zwycięzcy i otrzymał awans na generała.
Oprócz pochwał i opinii najskuteczniejszego dowódcy wojsk III Rzeszy dorobił się także wrogów. Zarzucano mu brawurę i niepotrzebne ryzykanctwo. Niesłusznie – Rommel drobiazgowo planował każdy manewr i nie szafował krwią swoich żołnierzy.
Wraz z awansem na generała otrzymał także nowe zadanie – na czele nowopowstałego Afrika Korps utworzonego z 5 Dywizji Lekkiej oraz 15 Dywizji Pancernej miał wyruszyć do Libii, by wspomóc zdemoralizowane wojska włoskie, które otrzymywały regularny łomot od Brytyjczyków.
Przed wyjazdem Afrika Korps przeszedł intensywne szkolenie na Pustyni Błędowskiej.
Było to zadanie wymarzone dla Rommla – bezkresna afrykańska pustynia dawała nieograniczone możliwości manewrowania, w którym był mistrzem.
Przybył do Afryki w lutym 1941 roku. Przypomnijmy – miał za zadanie jedynie wspomóc Włochów i odwlec w czasie klęskę. Nie miał rozkazu podbicia północnej Afryki. Rommel  postanowił jednak samowolnie rozszerzyć swoje zadanie i przeszedł do działań ofensywnych. W ciągu kilku tygodni wypchnął Brytyjczyków z Cyrenajki i wziął do niewoli generała Richarda O’Connora.
Podczas dwuletniej kampanii afrykańskiej gwiazda Rommla rozbłysła jak nigdy wcześniej i nigdy potem. Dla aliantów stał się wcielonym diabłem, człowiekiem siejącym klęskę i zniszczenie, gdziekolwiek się pojawił. Brytyjczycy bali się wykonywać gwałtowniejsze ruchy wiedząc, że Rommel zapewne już je przewidział i w odpowiedzi uderzy w nich tam, gdzie się tego najmniej spodziewają.
„Nic nie jest ważniejsze od pokonania tego człowieka!” – wrzeszczał Churchill w parlamencie.
Istotnie, dla Brytyjczyków kontrola nad Egiptem i Kanałem Sueskim miała kluczowe znaczenie – był to jeden z ich głównych szlaków transportowych, dzięki któremu otrzymywali ropę i inne surowce. Siły brytyjskie w Egipcie zostały więc znacznie wzmocnione – wkrótce trzykrotnie przewyższały siły niemiecko-włoskie. Co jednak nie przeszkadzało Rommlowi skutecznie ich szachować. To właśnie tam zyskał przydomek Lisa Pustyni.

Rommel w Afryce. Fot. Bundesarchiv, Bild 101I-786-0327-19 / Otto / CC-BY-SA

Nienawiść pomieszana z szacunkiem, jaką darzyli go wrogowie była równa uwielbieniu, jakim darzyli Lisa jego żołnierze.
Nie był to bowiem jeden z tych generałów, którzy chodzą w wyglansowanych butach, śpią w wygodnej kwaterze, popijają wino i dowodzą stukając palcami w mapę. Lis żył życiem swoich żołnierzy. Mieszkał z nimi w zakurzonym namiocie, chodził w zapoconym, zawszonym mundurze, był brudny, głodny i stęskniony za rodziną tak samo jak oni. Miał zwyczaj jadania dokładnie takich samych posiłków jak jego szeregowcy – często zresztą jadał je razem z nimi. Najlepiej się czuł wśród prostych żołnierzy, którzy niewyszukanym językiem mówili to, co mieli na myśli. A najszczęśliwszy był kiedy jechał w jednym z czołgów prowadząc kolejne natarcie.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że na Afrika Korps nie ciążą żadne zarzuty o zbrodnie wojenne. Lis czasami otrzymywał rozkazy, by wśród wziętych do niewoli aliantów wyszukiwać Żydów i natychmiast ich likwidować. Zawsze jednak takie rozkazy ignorował. Nie był nazistą i zaraz po objęciu dowództwa Afrika Korps zlikwidował szkolenie ideologiczne.
W czerwcu 1942 roku został mianowany feldmarszałkiem.
Alianci mimo szacunku, jakim darzyli Lisa próbowali go zgładzić. W listopadzie 1941 roku z portu w Aleksandrii wyszły w morze dwa okręty podwodne – HMS „Torbay” i HMS „Talisman”, na pokładach których znajdowała się grupa kilkudziesięciu komandosów, którzy mieli za zadanie opanować siedzibę Lisa w Beda Littoria w Libii. Atak zakończył się całkowitą klęską. Rommla nie było w kwaterze, a komandosi zostali zabici lub trafili do niewoli. Gdy Lis się o tym dowiedział uśmiał się setnie. Bardzo rzadko przebywał w tej kwaterze cały czas spędzając wśród swoich żołnierzy. Jak widać aliancki wywiad nie popisał się…
Sytuacja na froncie afrykańskim zaczęła ulegać zmianie. Brytyjczycy ciągle zwiększali swój kontyngent wojskowy w regionie, a zaopatrzenie dla nich płynęło nieprzerwanym strumieniem. Lis nie mógł na coś takiego liczyć – uwaga Hitlera skupiona była na froncie wschodnim.
Niemieckie linie zaopatrzeniowe były skutecznie sabotowane. Wielki udział w tym miał polski superagent Jerzy Iwanow-Szajnowicz, o którym pisałem TUTAJ.
Mimo tego ruszył do Egiptu.  W lipcu 1942 roku oddziały Afrika Korps dotarły na odległość zaledwie 200 kilometrów od Kairu, zostały jednak powstrzymane przez brytyjską 8 Armię okopaną pod El-Alamein. Lis zdecydował się utrzymać zdobytą rubież i przegrupować siły.

Podczas pogawędki z żołnierzami. Fot. Bundesarchiv, Bild 146-1991-031-25A / Koch / CC-BY-SA

Brytyjczycy postanowili raz na zawsze rozprawić się ze strasznym przeciwnikiem. Dowództwo 8 Armii objął marszałek Bernard Law Montgomery, który rozpoczął przygotowania do decydującej bitwy.
Lis zaś popełnił tragiczny błąd – zamiast przygotowywać się do spodziewanej brytyjskiej ofensywy poleciał w październiku 1942 roku do Niemiec, by przekonać Hitlera do zwiększenia pomocy materiałowej dla wycieńczonego Afrika Korps. Nie uzyskał nic poza pustymi obietnicami.
23 października Brytyjczycy ruszyli do ataku. Rozpoczęła się Druga Bitwa pod El-Alamein. Niemiecki generał Stumme dowodzący w zastępstwie Rommla dostał ataku serca podczas ostrzału artyleryjskiego i zmarł. Lis pojawił się na miejscu dopiero dwa dni później – zbyt późno, by opanować sytuację. Przewaga Brytyjczyków w sprzęcie i ludziach była tak olbrzymia, że nawet on nie mógł nic na to poradzić. Rozpoczęła się totalna konfrontacja, w której nie było miejsca na manewrowanie, czy efektowne ruchy taktyczne. Lis zdecydował się na odwrót.
Wojska Osi straciły w tej bitwie 20 tysięcy żołnierzy, a ponad 30 tysięcy dostało się do niewoli. Marszałek Montgomery zaczął od tej chwili zażywać sławy jako „Pogromca Rommla”. Mimo, że jako dowódca i strateg nie dorastał Lisowi nawet do pięt…
Na początku listopada 1942 roku rozpoczęła się aliancka operacja „Pochodnia”. Oddziały amerykańskie i brytyjskie wylądowały na plażach Algierii i Maroka błyskawicznie opanowując francuską Afrykę północną.
Ten sukces był możliwy głównie dzięki działalności innego polskiego szpiega – majora Mieczysława Słowikowskiego, o którym pisałem TUTAJ.
Lis został wzięty w dwa ognie. Wycofał się do Tunezji.
Osłabiony i pozbawiony wsparcia logistycznego nadal był bardzo groźny. Wciągnął aliantów w trudny, górski teren i zadał im dotkliwą klęskę w bitwie na przełęczy Kasserine w lutym 1943 roku.
To były jednak ostatnie podrygi wykończonego Afrika Korps. W walkach z Brytyjczykami Lis stracił ostatnie czołgi i 9 marca 1943 roku został odwołany do Europy. Objął dowództwo Grupy Armii E w Grecji, gdzie miał przygotować wybrzeże przed spodziewaną aliancką inwazją. W sierpniu tego samego roku został odwołany do północnych Włoch. W międzyczasie resztki Afrika Korps dostały się do alianckiej niewoli.
Wśród wziętych do niewoli żołnierzy było sporo Polaków, głównie ze Śląska, którzy zostali siłą wcieleni do Afrika Korps. Po segregacji i weryfikacji wielu z nich zostało wysłanych do Wielkiej Brytanii, gdzie wstąpili do Polskich Sił Zbrojnych, zwłaszcza do Samodzielnej Brygady Spadochronowej generała Sosabowskiego (która podobnie jak Afrika Korps była jednostką elitarną). Oprócz znakomitego wyszkolenia wnieśli ze sobą doskonałą znajomość języka niemieckiego, a także nieocenioną wiedzę o strategii i zwyczajach przeciwnika.
Hitler powierzył Lisowi nowe zadanie – miał ufortyfikować i zorganizować obronę Wału Atlantyckiego – pasa umocnień ciągnącego się wzdłuż zachodnich wybrzeży Europy. Rommel wykonał zadanie jak potrafił najlepiej – wzmocnił bunkry, najeżył plaże zasiekami, założył pola minowe, a miejsca, w których spodziewał się lądowania alianckich szybowców obsadził betonowymi słupami, nazwanymi później przez wrogów „szparagami Rommla”.
Nie czuł się jednak dobrze w tej roli. Był przecież zagończykiem, najlepiej czuł się w polu, gdzie miał możliwość dokonywania raptownych i zaskakujących manewrów. Wojna pozycyjna to nie była jego bajka. Bunkry uważał za grobowce dla żołnierzy.
Na dodatek dowiedział się o nieopisanych zbrodniach popełnionych przez nazistów w Polsce i Związku Radzieckim. Zrozumiał, że bierze udział nie tylko w wojnie, że jest jednym z ważniejszych trybów potężnej machiny zbrodni.
6 czerwca 1944 roku Lis był w domu w Niemczech świętując urodziny swojej żony, kiedy dowiedział się o alianckiej inwazji w Normandii. Natychmiast przerwał urlop i pospieszył na front. Alianci zdołali przebić się przez zorganizowaną przez niego obronę i uchwycili przyczółki na francuskim brzegu. Rommel apelował do Hitlera, by pozwolił mu rzucić do walki dwie dywizje pancerne, które wyparłyby aliantów z wybrzeża. Ten jednak, bagatelizując wydarzenia na nowopowstałym froncie zachodnim nie zgodził się. To do reszty podkopało zaufanie Rommla do Fuhrera.
Już na początku 1944 roku trzej oficerowie grający główne role w antyhitlerowskim spisku – Strolin, Falkenhausen i Stupnagel rozpoczęli starania o wciągnięcie Lisa do konspiracji. Potrzebowali go. Niezmiernie popularny w Niemczech dowódca polowy z ogromnymi osiągnięciami bardzo przysłużyłby się sprawie. Stupnagel zaprosił go na poufne spotkanie w Paryżu.
Podczas spotkania Rommel zgodził się ze spiskowcami, że Hitler utracił kontakt z rzeczywistością i jego usunięcie jest jak najbardziej pożądane. Sprzeciwił się jednak zamordowaniu Fuhrera. Uważał, że powinien on zostać aresztowany i postawiony przed sądem. Powiedział spiskowcom, że da Fuhrerowi jeszcze jedną szansę. Napisze do niego telegram przedstawiający sytuację na froncie zachodnim w najczarniejszych barwach i wzywający go do podjęcia rokowań z aliantami. Był przekonany, że telegram zostanie zignorowany. W takim wypadku zadeklarował swoje poparcie dla spiskowców.
Napisał telegram 16 lipca 1944 roku i wręczył go feldmarszałkowi Guntherowi von Kluge prosząc go o jak najszybsze dostarczenie pisma Hitlerowi. Telegram dotarł do Fuhrera dopiero po dwóch tygodniach. O wiele za późno.
Następnego dnia samochód, którym jechał Rommel został zaatakowany przez aliancki myśliwiec w okolicach francuskiej miejscowości Sainte-Foy-de-Montgommery. Lis został ciężko ranny w twarz i trafił do szpitala.
W tym samym czasie miała miejsce druga próba usunięcia Lisa przez aliantów. Grupa sześciu komandosów została zrzucona na spadochronach w pobliżu Orleanu z zadaniem opanowania kwatery Lisa w La Roche-Guyon. Po wylądowaniu dowiedzieli się, że cel ataku miał poprzedniego dnia wypadek.
Trzy dni później, 20 lipca 1944 roku pułkownik Claus von Stauffenberg podłożył walizkę z bombą w kwaterze Hitlera w Wilczym Szańcu. Wybuch zdemolował barak, w którym odbywała się narada z udziałem Fuhrera, ale on sam zdołał przeżyć.
Plan spiskowców spalił na panewce i wkrótce trafili oni w ręce Gestapo. Podczas zeznań kilkakrotnie padło nazwisko Rommla. Jeden z czołowych spiskowców – generał Carl-Heinrich von Stupnagel próbował popełnić samobójstwo strzelając sobie w głowę. Zamiast tego oślepił się, a  po aresztowaniu zaczął powtarzać w malignie „Rommel! Rommel!”. Na domiar złego do Hitlera dotarł telegram Lisa, w którym ten stanowczo domagał się rozpoczęcia rokowań z aliantami.
Rommel w tym czasie cały czas przebywał w szpitalu ranny po ataku z 17 lipca.
Hitler nie potrzebował już więcej dowodów na zdradę Rommla. Jednak postawienie przed sądem niezwykle popularnego marszałka i oskarżenie go o zdradę niechybnie podkopałoby morale społeczeństwa. Fuhrer postanowił rozegrać to inaczej.
14 października 1944 roku generałowie Wilhelm Burgdorf i Ernst Maisel przybyli do domu Rommla w Herrlingen. Przedstawili mu dwie opcje do wyboru: oskarżenie o zdradę, sąd, zesłanie rodziny do obozu koncentracyjnego i nieuchronną egzekucję lub samobójstwo, puszczenie zdrady w niepamięć, pogrzeb ze wszystkimi honorami i wysoką rentę dla żony. Lis nie miał wyboru. Pożegnał się z rodziną i wsiadł do samochodu z generałami. Po przejechaniu kilku kilometrów pojazd zatrzymał się. Jeden z generałów wręczył Rommlowi kapsułkę z cyjankiem, po czym razem z towarzyszem i kierowcą wysiedli z wozu i odeszli na odległość kilkunastu kroków. Kiedy wrócili do samochodu kilka minut później Rommel już nie żył. Jako oficjalną przyczynę śmierci podano atak serca.
Prawda o przyczynach śmierci Lisa wyszła na jaw dopiero podczas procesu w Norymberdze.
Lis Pustyni został pochowany na cmentarzu w Herrlingen niedaleko Ulm.
Do dzisiaj żyje jego syn Manfred. Jest jednym z najbardziej popularnych polityków partii CDU i wieloletnim burmistrzem Stuttgartu. Publikuje także felietony w gazecie „Stuttgarter Zeitung”. Przyjaźni się m.in. Z Georgem S. Pattonem IV oraz Davidem Montgomerym – synami dawnych przeciwników swojego ojca.

Przeczytaj także:
Patton
Ostatni z wielkich
Agent 033B
Człowiek z Algieru

Źródła:
Dr John Pimlott, Rommel and his Art of War, Greenhill Books, 2003.
Erwin Rommel, http://en.wikipedia.org, Dostęp 17.02.2013.
Erwin Rommel, http://www.jewishvirtuallibrary.org, Dostęp 17.02.2013.