Człowiek, który uratował świat

Sierpuchowo-15, Centrum Wczesnego Ostrzegania Sił Powietrznych Związku Radzieckiego, 26 września 1983 roku, godzina 0:04.
Właśnie minęła północ. Pułkownik Stanisław Pietrow przeciągnął się w fotelu przed pulpitem sterowniczym, po czym wstał i poszedł do niewielkiej kuchenki zaparzyć sobie kolejną kawę. Z kubkiem pełnym gorącego napoju stanął przy szybie i spojrzał w dół, na główną salę Centrum, gdzie siedziało kilkudziesięciu ludzi wpatrzonych w monitory i śledzących informacje, które napływały z wojskowych satelitów. Wrócił przed swój pulpit. Właśnie sięgał po kawę, gdy rozległ się dźwięk alarmu. Na pulpicie zapaliła się czerwona lampka z napisem START, a na ekranie wykwitł napis ATAK RAKIETOWY. Pułkownik nie wierzył własnym oczom. Naciśnięcie kilku klawiszy na klawiaturze przywołało mapę Stanów Zjednoczonych. Według komputera z bazy Malstrom w Montanie właśnie wystartował pocisk balistyczny kierujący się nad Związek Radziecki. Po chwili dołączyły do niego cztery dalsze.
W głównej sali Centrum Wczesnego Ostrzegania wszystkie oczy skierowały się na umieszczoną powyżej kabinę dowódcy. Szepty stawały się coraz głośniejsze. Strach zaczął podnosił włosy na głowach oficerów. Po chwili w sali zapanowała panika.
Pułkownik Pietrow uruchomił wielostopniowy system kontroli. Po kilku sekundach na ekranie zaczęły pojawiać się wyniki procedur weryfikacyjnych. Nie było żadnych wątpliwości.
To początek Trzeciej Wojny Światowej.

Początek lat 80-tych to okres wielkiego dyplomatycznego kryzysu amerykańsko-radzieckiego. W grudniu 1979 roku Armia Czerwona wkroczyła do Afganistanu. W odpowiedzi na to państwa zachodnie zbojkotowały moskiewską olimpiadę w roku następnym. Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce w grudniu 1981 roku pogorszyło i tak napiętą już sytuację. Związek Radziecki rozpoczął masową produkcję pocisków balistycznych SS-20. Amerykanie zareagowali rozmieszczeniem rakiet krótkiego i średniego zasięgu w Europie Zachodniej. Dodatkowo administracja prezydenta Reagana rozpoczęła projekt Wojen Gwiezdnych – systemu obrony antyrakietowej przed atakiem ze strony ZSRR.
W jednym z przemówień prezydent USA nazwał ZSRR Imperium Zła.
Kryzys osiągnął apogeum we wrześniu 1983 roku. 1 września radziecki myśliwiec Su-15 zestrzelił nad Sachalinem Boeinga 747 linii Korean Air, który omyłkowo zbłądził w przestrzeń powietrzną ZSRR. W katastrofie zginęło 269 osób, w tym 62 Amerykanów. Wśród nich był członek Izby Reprezentantów Larry McDonald.
Prezydent Reagan nazwał to wydarzenie masakrą, aktem barbarzyństwa i zbrodnią przeciwko ludzkości. Radzieckie linie lotnicze Aerofłot otrzymały zakaz wykonywania lotów nad terytorium USA.
Po raz pierwszy od kryzysu kubańskiego w 1962 roku świat znalazł się na krawędzi wojny.
Radzieckie Biuro Polityczne złożone z dogmatyków i paranoików było przekonane, że Amerykanie uderzą pierwsi.
W tamtym czasie dominującą strategią wojskową obu supermocarstw było tzw. Mutual Assured Destruction, czyli Zagwarantowane Wzajemne Zniszczenie, w skrócie (jakże trafnie…) MAD.
Według tej strategii w przypadku konfliktu nuklearnego doszłoby do całkowitego unicestwienia zarówno USA, jak i ZSRR, a w praktyce – do globalnej zagłady termojądrowej. Ta szaleńcza strategia doprowadziła do niekontrolowanej eskalacji wyścigu zbrojeń i we wrześniu 1983 roku o mały włos nie zakończyła się nuklearnym Holocaustem.
26 września 1983 roku dyżur w Centrum Wczesnego Ostrzegania Sił Powietrznych ZSRR mieszczącym się w bazie wojskowej Sierpuchowo-15 pod Moskwą pełnił pułkownik Stanisław Pietrow. Był to doświadczony oficer, który pracował w Centrum już od dziewięciu lat.
Cztery minuty po północy na ekranie komputera ukazała się wiadomość, że w stronę Związku Radzieckiego zmierza pięć amerykańskich rakiet balistycznych. W bunkrze zapanowała panika. Oficerowie siedzący przed pulpitami zerwali się z miejsc i zaczęli chaotycznie uciekać. Pietrow, mimo że nogi miał jak z waty obrzucił podwładnych wulgaryzmami i kazał natychmiast wracać na stanowiska pracy.
Wiedział doskonale, co ma zrobić. Musi natychmiast powiadomić oficera operacyjnego na Kremlu, a ten z kolei poinformuje ministra obrony, szefa sztabu generalnego i najważniejszą osobę w ZSRR – sekretarza generalnego KC KPZR Jurija Andropowa, byłego szefa KGB.
Na podstawie otrzymanych informacji Andropow podejmie jedyną możliwą decyzję – pełny odwet. Z silosów na terenie całego ZSRR wystartuje dwa i pół tysiąca rakiet i skieruje się nad Stany Zjednoczone. Te z kolei odpowiedzą zmasowanym uderzeniem. Nuklearny Holocaust stanie się faktem.
Pułkownik Stanisław Pietrowicz tego nie zrobił.
Postąpił wbrew wszystkiemu, do czego był szkolony przez całą swoją wojskową karierę, złamał wszystkie rozkazy i procedury określające, co należy zrobić w takim przypadku.
Złamał nawet procedury, które… sam niegdyś stworzył.
Przede wszystkim pomyślał, że przecież nikt nie rozpoczynałby Trzeciej Wojny Światowej przy użyciu pięciu rakiet startujących z jednej bazy.
Gdyby Amerykanie chcieli unicestwić Związek Radziecki przeprowadziliby zmasowane uderzenie ze wszystkich baz, by uchronić się przed ewentualnym odwetem.
Po drugie – pułkownik Stanisław Pietrow miał ograniczone zaufanie do radzieckich systemów elektronicznych, które w przeszłości sprawiały wiele problemów.
Nie miał jednak żadnej pewności. Zadzwonił na Kreml i poinformował oficera operacyjnego o tym co widzi na ekranie komputera. Dodał jednak z mocą „To jakaś bzdura! Nie wierzę w to! To na pewno błąd komputera!”. Po chwili oficer operacyjny odpowiedział przerażonym głosem „Zrozumiano. Pracujcie dalej.”
Kolejne pół godziny było najgorszym okresem w życiu 44-letniego pułkownika. Jeśli się mylił, to po tym czasie amerykańskie pociski eksplodują nad Związkiem Radzieckim. Ale nic takiego się nie stało. Trwała spokojna noc i nadchodził nowy dzień, 26 września 1983 roku.
Rano w Centrum pojawiła się specjalna komisja wojskowa mająca ustalić przyczyny awarii. Nie ustaliła nic.
Dopiero pół roku później pewien młody, zdolny oficer odkrył, że tego dnia nad Montaną zalegały grube i gęste chmury. Światło słoneczne odbite od nich zmyliło czujniki radzieckiego satelity wojskowego, który przesłał do Centrum Wczesnego Ostrzegania pod Moskwą informację o wystrzeleniu rakiet.
Pułkownik Pietrow nie otrzymał żadnej nagrody za swój czyn. Radzieccy generałowie uznali, że gdyby ją otrzymał, to należałoby ukarać kogoś innego. Na przykład projektantów systemu wczesnego ostrzegania. Sprawę wyciszono.
Kilka miesięcy po tym wydarzeniu pułkownik Pietrow odszedł z wojska. Zaczął pracować w biurze konstrukcyjnym i w 1993 roku przeszedł na emeryturę, by zająć się chorą żoną. Kiedy zmarła, musiał pożyczyć pieniądze, by wyprawić jej pogrzeb.
Przemiany w ZSRR sprawiły, że jego emerytura bardzo się zdewaluowała. Musiał dorabiać jako stróż na budowie.
Informacja o tym, co zrobił 26 września 1983 roku została upubliczniona dopiero w latach 90-tych. Na Zachodzie został powszechnie uznany za bohatera. W 2004 roku został uhonorowany przez Stowarzyszenie Obywateli Świata z siedzibą w San Francisco, a dwa lata później w Nowym Jorku otrzymał specjalną nagrodę od Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Stowarzyszenie Obywateli Świata przekazało mu również czek na… 1000 dolarów, co wywołało oburzenie internautów na całym świecie, którzy nie przebierali w słowach:
„W d… sobie wsadźcie ten tysiąc baksów! Ten facet zasługuje na Nobla!”
Stanisław Pietrow nie dostał Nobla. Człowiek, któremu najprawdopodobniej wszyscy zawdzięczamy życie żyje do dzisiaj. Mieszka w zdewastowanym mieszkaniu w podmoskiewskim miasteczku Friazino i pobiera emeryturę, która w przeliczeniu wynosi około 650 złotych.

Przeczytaj także:
Szpieg, który zmienił bieg Historii

Źródło:

Piotr Drabik, Stanisław Pietrow. Jedyny superbohater na świecie. www.wiadomosci24.pl Dostęp 6.03.2011
Agnieszka Skieterska, Człowiek, który ocalił Ziemię przed atomową zagładą, Nowy Dzień, 21.01.2006
SP, Rosjanin, który ocalił świat, Rzeczpospolita, 24.01.2006