Centrum dowodzenia

Przedmieścia Waszyngtonu, 9 listopada 1979 roku, godzina 3:00.
Ostry dźwięk telefonu rozdarł nocną ciszę. Raz, drugi, trzeci. Rozespany mężczyzna wyciągnął rękę ku stolikowi nocnemu, namacał lampkę, zapalił ją i podniósł słuchawkę.
- Słucham!
- Mówi generał William Odom. Sir, mamy poważny problem. Ruscy właśnie wystrzelili 250 pocisków międzykontynentalnych.
Doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa narodowego Zbigniew Brzeziński zerwał się z łóżka i skoczył na równe nogi.
- Jest pan pewien, generale?
- Właśnie trwają procedury weryfikacyjne, ale wszystko wskazuje na to, że Ruski rozpoczęły atak.
Zbigniew Brzeziński zamarł na moment. Przez głowę przelatywały mu tysiące myśli. Miał zaufanie do generała Williama Odoma – swojego oficera łącznikowego. Współpracował z nim od dwóch lat i zdążył go polubić. Był takim samym antysowieckim „jastrzębiem” jak on sam. Ten facet nie budziłby go na darmo w środku nocy.
Jeśli to naprawdę atak nuklearny to prezydent Carter ma około siedmiu minut na podjęcie decyzji o odwecie. Czy ma do niego zadzwonić już teraz?
- Proszę zadzwonić do mnie za chwilę, kiedy będzie pan miał wyniki procedur weryfikacyjnych.
- Tak jest! – powiedział generał Odom i rozłączył się.
Zbigniew Brzeziński odłożył słuchawkę i spojrzał na śpiącą żonę Emilię. Postanowił jej nie budzić. Jeżeli naprawdę w kierunku Waszyngtonu lecą radzieckie rakiety to za jakieś pół godziny będzie po wszystkim…
Dzwonek telefonu.
- Tak?
- Poprawka sir! W stronę USA leci teraz 2200 ruskich ICBMów. To Trzecia Wojna Światowa!
- Rozumiem generale. Budzę prezydenta!
Odłożył słuchawkę, podszedł do biurka, gdzie stał telefon ze sztywnym łączem do Białego Domu. Nie zdążył jednak go dotknąć, gdy telefon na nocnym stoliku odezwał się po raz trzeci.

Po eksplozjach bomb atomowych nad Hiroszimą i Nagasaki Stany Zjednoczone cieszyły się pozycją nuklearnego monopolisty przez cztery lata. W sierpniu 1949 roku Związek Radziecki przeprowadził udaną eksplozję ładunku jądrowego RDS-1 na poligonie pod Semipałatyńskiem w Kazachstanie stając się drugim mocarstwem atomowym.
Amerykanie zdali sobie sprawę z faktu, że budowa systemów wczesnego ostrzegania przed atakiem Sowietów to ich być albo nie być.
Jeszcze w 1949 roku Kongres przyznał ponad 160 milionów dolarów na budowę systemu radarów  rozlokowanych wzdłuż granicy USA i Kanady. System ów nazwany Pinetree Line miał wiele wad – był zbudowany w gęsto zaludnionych okolicach, a stacje wyposażone w radary pulsacyjne nie były w stanie wykrywać nisko lecących obiektów.
W połowie lat 50-tych rozpoczęto więc budowę kolejnej serii radarów nazwanej od swojego położenia Mid-Canada Line. Ciągnęła się ona od wschodniego do zachodniego wybrzeża Kanady mniej więcej na wysokości 55 równoleżnika i była wyposażona w znacznie nowocześniejsze radary dopplerowskie.
Równocześnie na dalekiej północy, za kołem podbiegunowym zaczęto budować kolejną linię radarów wczesnego ostrzegania przewyższającą dwie pozostałe. Distant Early Warning Line składała się z 63 radarów rozmieszczonych na terenie Alaski, Kanady, Grenlandii, Islandii oraz Wysp Owczych. Rozpoczęły one pracę w 1957 roku.
Piętą achillesową całego systemu wczesnego ostrzegania była jego siedziba główna – miejsce, gdzie analizowano wszystkie sygnały napływające z umieszczonych na zaśnieżonych pustkowiach radarów. Mieściła się ona w budynku starego szpitala na przedmieściach Colorado Springs. Miejsce to nie spełniało żadnych wymogów bezpieczeństwa stawianych obiektom o podobnym znaczeniu militarnym. Wystarczyłby jeden dywersant z bombą lub nawet najzwyklejszy pożar, by Stany Zjednoczone stały się ślepe i głuche.
W 1958 roku podjęto decyzję o budowie nowej siedziby Dowództwa Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej NORAD. Zaczęto rozważać różne koncepcje. Proponowano budowę nowego betonowego superbunkra przeciwatomowego lub wykorzystanie którejś z opuszczonych kopalni. Zdecydowano się na rozwiązanie najdroższe, najtrudniejsze, ale jednocześnie oferujące największe bezpieczeństwo – wydrążenie góry.
Colorado Springs położone jest u stóp Gór Skalistych, więc odpowiedniego pagórka nie trzeba było szukać daleko. Wkrótce wyselekcjonowano dwie góry-kandydatki: Blodgett Peak oraz Cheyenne Mountain. Po serii badań geologicznych wybrano tą drugą – była zbudowana z twardego granitu i nie zawierała takiej ilości wody, jak jej kontrkandydatka.
Przed inżynierami stanęło gigantyczne zadanie wydrążenia Cheyenne Mountain, w taki sposób, by w jej wnętrzu zmieściły się pomieszczenia i magazyny i łącznej powierzchni 20 tysięcy metrów kwadratowych.
Oznaczało to, że na dzień dobry trzeba usunąć 700 tysięcy ton granitu.
Zanim jednak w ogóle rozpoczęto prace należało wybudować drogę z Colorado Springs do Cheyenne Mountain. W listopadzie 1959 roku, zaraz po tym, kiedy budowa drogi została ukończona Kongres przerażony perspektywą wyasygnowania gigantycznych pieniędzy na budowę NORAD wstrzymał projekt.
W odblokowaniu go bardzo pomogli… Rosjanie. A dokładniej – pogarszająca się sytuacja międzynarodowa.
W sierpniu 1961 roku Sowieci rozpoczęli budowę Muru Berlińskiego, a w październiku tego samego roku Chruszczow zademonstrował potęgę nuklearną Związku Radzieckiego detonując nad archipelagiem Nowej Ziemi Bombę Cara – najpotężniejszą bombę atomową w historii.
Jej moc wynosiła 58 megaton i była około 1500 razy silniejsza niż bomby, które zniszczyły Hiroszimę i Nagasaki i dziesięciokrotnie silniejsza od wszystkich bomb użytych podczas Drugiej Wojny Światowej. Militarnie była jednak bezużyteczna – ważyła 27 ton i przetransportowanie jej nad terytorium przeciwnika było praktycznie niewykonalne (aby zrzucić ją nad Nową Ziemią Rosjanie musieli użyć specjalnie przerobionego bombowca Tu-95).
Wskutek eksplozji Bomby Cara wyparowało kilka wysp oraz sceptycyzm amerykańskich kongresmenów co do finansowania projektu budowy nowej siedziby NORAD. Uchwalono niezbędne fundusze i prace ruszyły pełną parą.
Rozpoczęto od budowy dwóch tuneli z dwóch przeciwnych stron góry. Jeden w przyszłości miał pełnić funkcję drogi dojazdowej, drugi zapewniał wentylację podziemnego kompleksu. W środku góry za pomocą materiałów wybuchowych utworzono kompleks potężnych jaskiń o wysokości 20 metrów – tam w przyszłości powstaną podziemne budynki mieszczące biura, magazyny, szpital, siłownię, sklep i cały szereg innych pomieszczeń dla personelu tej niezwykłej budowli.
Prace trwały 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. To był wyścig z czasem. Na początku lat 60-tych Stany Zjednoczone żyły bowiem w ciągłym strachu przed radzieckim atakiem nuklearnym. Stąd iście stachanowskie (nomen omen…) tempo budowy. Przewidywany koniec pierwszego etapu budowy ustalony był na połowę czerwca 1962 roku. Przekroczono go o zaledwie dwa dni…
Góra była już wydrążona, więc rozpoczęto drugi etap budowy – konstrukcję podziemnych budynków.
Na miejscu wybudowano także ogromne podziemne zbiorniki wody i paliwa niezbędnego dla podziemnej elektrowni.
Ściany budynków skonstruowano z litego metalu, by zapobiec skutkom impulsu elektromagnetycznego towarzyszącego eksplozji bomby atomowej, zabójczego dla urządzeń elektronicznych, którymi nafaszerowana miała być siedziba NORAD. Dodatkowo Centrum Dowodzenia NORAD – najważniejszy budynek całego kompleksu został okryty kilkumetrowej grubości betonowo-metalową kopułą, która chroniła go nie tylko przed impulsem elektromagnetycznym, ale także przez zasypaniem przez granitowe skały w przypadku ataku.

Centrum Dowodzenia NORAD wewnątrz góry Cheyenne.

Aby uchronić wrażliwe urządzenia elektroniczne przed skutkami trzęsienia ziemi lub wstrząsu wywołanego eksplozją bomby atomowej wszystkie pomieszczenia wewnątrz góry Cheyenne spoczywają na ogromnych półtonowych sprężynach, które mają za zadanie amortyzować wstrząsy.
Drugi etap budowy ukończono na początku 1965 roku. Wewnątrz góry Cheyenne były już gotowe podziemne budynki razem z Centrum Dowodzenia, działała elektrownia i system wentylacyjny, a w skalnych zbiornikach spoczywało 20 milionów litrów wody i 2 miliony litrów paliwa.
Przyszła pora na fazę trzecią – wyposażenie całego kompleksu w niezbędne urządzenia elektroniczne.
Zanim to jednak nastąpiło konstruktorzy zamontowali ogromne, ponad metrowej grubości stalowe drzwi, których zamknięcie całkowicie odcina siedzibę NORAD od świata zewnętrznego.
Jest ona zaprojektowana, by móc funkcjonować przez 30 dni w całkowitej izolacji.
Cała elektronika została zainstalowana w przeciągu roku i w kwietniu 1966 roku siedziba NORAD rozpoczęła pracę polegającą na skrupulatnej obserwacji przestrzeni powietrznej i kosmicznej nad USA i Kanadą za pośrednictwem radarów i satelitów szpiegowskich, by zapobiec atakowi nuklearnemu ze strony ZSRR. Jej personel składał się z ponad 1500 ludzi – przedstawicieli wszystkich rodzajów sił zbrojnych USA i Kanady oraz pracowników cywilnych.
Komputery i inne urządzenia elektroniczne były stale unowocześniane i wymieniane na nowsze. Mimo tego nie uniknięto kilku kompromitujących wpadek, które mogły zakończyć się bardzo, bardzo źle…
9 listopada 1979 roku doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa narodowego Zbigniew Brzeziński został obudzony o trzeciej nad ranem telefonem z NORAD. Dzwonił generał William Odom, który poinformował go, że na ekranach centrum dowodzenia właśnie pojawiła się informacja o wystrzeleniu przez Związek Radziecki ponad 200 międzykontynentalnych rakiet balistycznych w kierunku USA. Chwilę później ich liczba wzrosła do ponad dwóch tysięcy. Z baz na Alasce poderwały się myśliwce, a w bazie Andrews załoga Air Force One zaczęła grzać silniki.
Zbigniew Brzeziński podszedł do biurka, na którym stał telefon łączący go bezpośrednio z prezydentem Jimmym Carterem. Nie zdążył jednak podnieść słuchawki, kiedy otrzymał kolejny telefon z NORAD.
– Słucham!
– Tu znowu Odom. Już wszystko w porządku, sir! Jakiś idiota wsadził do komputera taśmę ćwiczebną i zapomniał przestawić system na tryb testowy. Przepraszam za kłopot i dobranoc!
To wydarzenie wkrótce wyciekło do prasy. Sekretarz Generalny KPZR Leonid Breżniew nie odmówił sobie przyjemności zrugania prezydenta Cartera jak burej suki.
Siedem miesięcy później, pod koniec maja i na początku czerwca 1980 roku w siedzibie NORAD doszło do serii kompromitujących błędów. W odstępie kilku dni komputery przekazały informacje o wystrzeleniu przez Związek Radziecki rakiet. Tym razem jednak natychmiast zorientowano się, że to usterka i znaleziono winowajcę – usmażony chip wartości 46 centów…
Kiedy Związek Radziecki upadł i zakończyła się zimna wojna podniosły się pytania o zasadność dalszego funkcjonowania siedziby NORAD. Sytuacja międzynarodowa, a zwłaszcza nowy wróg – terroryzm szybko dostarczyły odpowiedzi. Sowiecki niedźwiedź stracił zęby i zdechł, ale na jego miejsce pojawiły się węże. Dzisiaj głównym zadaniem NORAD jest przeciwdziałanie potencjalnym atakom ze strony państw wspierających terroryzm takich jak Iran, czy Korea Północna. Zamachy z 11 września 2001 roku również postawiły przed nim nowe zadania.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że żaden pacan nie uruchomi znowu błędnej procedury i żaden chip za parę centów się nie usmaży…

Przeczytaj także:
Człowiek, który uratował świat
O krok od wojny

Źródło:
William Burr, The 3AM Phone Call, The National Security Archive, The George Washington University, http://www2.gwu.edu, Dostęp 15.09.2013.
North American Aerospace Defense Command, http://en.wikipedia.org, Dostęp 15.09.2013.
Construction of NORAD, http://www.youtube.com/watch?v=4ySNP7dku_Y, Dostęp 15.09.2013.