Witajcie w Maczkowie!
Haren, Dolna Saksonia, lipiec 1945 roku.
Czterech mężczyzn zbliżało sie do punktu kontrolnego od strony Emmeln. Idący na przedzie starszy mężczyzna ciągnął niewielki czterokołowy wózek wyładowany jakimiś workami. To, co się w nich znajdowało musiało być dość ciężkie, ponieważ widać było, że mężczyzna ciągnie niezgrabny wehikuł z wysiłkiem. Trzech innych pomagało mu w tym pchając go z tyłu.
Na środek drogi wyszedł żołnierz w hełmie pokrytym siatką maskującą, ze stenem w ręku. Ruchem dłoni kazał przybyszom się zatrzymać.
Starszy mężczyzna podszedł do niego i zaczął tłumaczyć, że idą w odwiedziny do krewnych mieszkających tuż pod granicą holenderską. Na próżno. Żołnierz tylko pokręcił głową i ręką pokazał w bok, jakby chcąc wskazać im inną drogę. Starzec był jednak nieustępliwy. Zaczął szarpać żołnierza za ramię i tłumaczyć coś podniesionym głosem. Żołnierz cofnął się o krok i wymownym gestem położył dłoń na lufie stena. To nieco ostudziło krewkiego staruszka, ale nie ułatwiło komunikacji.
Do żołnierza podeszła zakonnica i spytała się po angielsku o co chodzi. Ten przez chwilę coś wyjaśniał.
Zakonnica podeszła do czterech mężczyzn i wytłumaczyła im po niemiecku, że przez miasto mogą przejść tylko kilkoma wyznaczonymi ulicami i ona może im wskazać jedną z nich. Mężczyźni pokiwali głowami i zepchnęli swój wózek z drogi. Musieli go teraz ciągnąć przez zaorane pole ku równoległej drodze prowadzącej do miasta.
- Verfluchte Polnische Okkupanten! – rzucił z wściekłością starzec.
Trzej młodsi obejrzeli się z przestrachem za siebie jakby chcąc sprawdzić, czy żołnierz usłyszał przekleństwo starego.
Zdawali sobie bowiem sprawę z tego, że zadarcie z polskim spadochroniarzem to nie jest dobry pomysł.
Polska strefa okupacyjna w pokonanych Niemczech była mikroskopijna w porównaniu z ogromnymi połaciami kraju zagarniętymi przez Brytyjczyków, Francuzów, Amerykanów i Rosjan, niemniej jednak istaniała przez trzy lata i przez ten czas stała się oazą dla setek tysięcy Polaków, których wojenna zawierucha rzuciła na teren Rzeszy.
Plany powstania strefy narodziły się w Londynie już w 1942 roku, kiedy końca wojny nie widać było nawet na horyzoncie. Polscy stratedzy w sztabie generała Sikorskiego lubili jednak wybiegać wyobraźnią daleko w przyszłość. Jak widać – czasami było to działanie uzasadnione. Trzy lata później rozwój sytuacji umożliwił zrealizowanie tych planów niemal co do joty.
W kwietniu 1945 roku czołgi 1. Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka wjechały do Wilhelmshaven – największego portu wojennego hitlerowskiej Kriegsmarine. Niemcy broniący portu nie stawiali oporu i niemal natychmiast poddali się Polakom.
Kilka tygodni później wojna w Europie zakończyła się. Polscy czołgiści dostali rozkaz opuszczenia Wilhelmshaven i udania się około 150 kilometrów na południowy zachód, na pogranicze Dolnej Saksonii i Północnej Nadrenii, pod granicę holenderską.
Był to teren, na którym jeszcze podczas trwania działań wojennych przebywało wielu Polaków – głównie robotników przymusowych i jeńców wojennych (w obozie w Oberlangen przebywało około dwóch tysięcy kobiet – uczestniczek Powstania Warszawskiego).
Pod koniec maja 1945 roku premier Winston Churchill wydał zgodę na utworzenie polskiej strefy okupacyjnej i jej ochronę powierzył żołnierzom 1. Dywizji Pancernej generała Maczka oraz 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej generała Sosabowskiego.
Powstanie polskiej, choćby niewielkiej strefy było Churchillowi na rękę. Odciążał w ten sposób brytyjskie wojska okupacyjne i mógł posłać część żołnierzy do Azji, gdzie nadal trwała wojna.
Do polskiej strefy zaczęli ściągać rodacy z całych Niemiec. Podążali do niej jak muzułmanie do Mekki. Szli pieszo, jechali na gapę nielicznymi pociągami, przebłagiwali kierowców ciężarówek jadących w stronę Holandii. Byli to w znacznej większości dawni robotnicy przymusowi, jeńcy wojenni osadzeni w stalagach i oflagach (niektórzy z nich przebywali w niewoli od września 1939 roku) oraz co najstraszliwiej okaleczeni przez wojnę – dawni więźniowie hitlerowskich obozów koncentracyjnych. W strefie znalazło się też wielu powstańców warszawskich, którzy po klęsce tragicznego zrywu zostali wywiezieni wgłąb Niemiec.
Wielu byłych powstańców ponownie wstąpiło do polskiego wojska. Jednym z nich był kapitan Ryszard Białous ps. „Jerzy” – były dowódca Batalionu „Zośka”, który wstąpił do 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej.
Polska strefa obejmowała teren kilku powiatów i liczyła około 6500 kilometrów kwadratowych. Wojska okupacyjne rozlokowane były w powiecie Emsland, którego największym miastem było trzytysięczne Haren.
Napływ Polaków był tak intensywny, że wkrótce w obozach przejściowych zaczęło brakować miejsca. Żołnierze zaczęli więc akcję wysiedlania ludności niemieckiej. Całe Haren opustoszało w ciągu tygodnia – Niemcom kazano osiedlić się w okolicznych miejscowościach i zakazano im wstępu do miasta. Zostawiono jedynie burmistrza oraz zakonnice pracujące w miejscowym szpitalu. W innych miastach powiatu poprzestano na wyrzuceniu Niemców z ich domów i mieszkań, ale pozwolono im pozostać w obrębie miejscowości. Zamieszkali w stodołach, oborach i innych pomieszczeniach gospodarczych.
Duża część Polaków, którzy osiedlili się w zwolnionym przez Niemców Haren pochodziła ze Lwowa. Szybko podjęto więc decyzję o zmianie nazwy miasta na… Lwów właśnie. Ulice zaś zyskały nazwy Łyczakowskiej, Wileńskiej, Armii Krajowej, Legionów, Jagiellońskiej itp. Nowa nazwa miasta przetrwała jednak tylko kilka dni – Sowieci dowiedzieli się o niej i podnieśli wrzask. Wpłynęli na Brytyjczyków, by ci zmusili Polaków do zmiany nazwy. W czerwcu 1945 roku Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych generał Tadeusz Bór-Komorowski (został mianowany na to stanowisko pod koniec Powstania Warszawskiego) przyjechał do Haren i oficjalnie przemianował je na Maczków – na cześć dowódcy 1. Dywizji Pancernej.
Najmłodsze polskie miasto zaczęło się gwałtownie rozwijać. Pierwszym burmistrzem Maczkowa został Zygmunt Gałecki, potem jego miejsce zajął Mieczysław Futa. Z wyzwolonych obozów koncentracyjnych przybyli nauczyciele, lekarze i artyści. Z obozu w Dachau przyjechała spora liczba księży. Powstała polska parafia, założono polskie szkoły podstawowe, gimnazja i licea, zaczęło działać kino i klub sportowy. Z pomocą Leona Schillera utworzono Teatr Ludowy. Zaczęły się ukazywać dwie codzienne gazety w języku polskim, a księgarnia notowała rekordowe obroty sprzedając kilkanaście tysięcy książek miesięcznie. Powstało także przedstawicielstwo UNRRY.
Miasto zyskało także swój herb. Widniał w nim kwiat maku oraz hełm ze skrzydłem husarskim – znak 1. Dywizji Pancernej.
W 1947 roku w Maczkowie wystąpił z koncertem słynny amerykański skrzypek Yehudi Menuhin. Potem wspominał niezwykle radosną atmosferę, która towarzyszyła mu na każdym kroku.
Wielu mieszkańców Maczkowa było w bardzo młodym wieku. Mieli po 20-30 lat. Nie zdążyli jeszcze założyć rodzin lub stracili je podczas wojny. Musieli jakoś odreagować koszmar wojny. W mieście trwało więc coś na kształt ciągłego karnawału. Udzielono kilkuset ślubów, urodziło się około pięciuset dzieci.
W początkowych miesiącach istnienia Maczkowa Polacy obawiali się odwetu ze strony upokorzonych Niemców lub nazistowskich niedobitków. Nic takiego nie nastąpiło. Faktem jest, że Niemcy żywili do Polaków głęboką niechęć, ale obecność czołgistów generała Maczka i spadochroniarzy generała Sosabowskiego skutecznie studziła gorące głowy tych, którzy kombinowali, jak by się na Polakach odegrać.
Na początku zabroniono wysiedlonym Niemcom wstępu do Maczkowa. Potem ten zakaz nieco zelżał – pozwolono im na przechodzenie przez miasto wyznaczonymi ulicami. Z czasem także zezwolono niemieckim rzemieślnikom na wykonywanie zawodu w Maczkowie.
Pociągi kursujące na terenie polskiej strefy zostały ozdobione tabliczkami „Nur fur Polen”, co było wyraźną chęcią odwetu za niemiecką okupację w Polsce. Jednak w rzeczywistości nikt zbytnio nie pilnował „czystości rasowej” pasażerów.
Polacy nie dokonywali nadużyć w stosunku do wysiedlonej ludności niemieckiej i po latach mieszkańcy Emslandu powszechnie przyznawali, że owi „Polnische Okkupanten” byli wobec nich w porządku.
Oczywiście nie obeszło się bez nieprzyjemnych incydentów. W jednym z miast polskiej strefy kilku byłych nazistów zaczęło rozpowszechniać listy kobiet „kalających rasę aryjską” przez utrzymywanie kontaktów z Polakami. Winowajców szybko zidentyfikowano i ukarano publicznym pobiciem. W innym mieście Polacy – byli więźniowie obozów koncentracyjnych podpalili dom wysokiego funkcjonariusza NSDAP.
Niechęć znikała tam, gdzie pojawiała się możliwość zarobku i to niekoniecznie legalnego. Polska strefa okupacyjna przylegała do granicy z Holandią, więc przemyt kwitł w najlepsze. Polsko-niemiecko-holenderskie grupy przemytnicze dorabiały się fortun.
Wiadomo – niechęć niechęcią, okupant okupantem, ale… biznes jest biznes.
Sowieci nie mogli się pogodzić z faktem istnienia polskiej strefy okupacyjnej. Sami jeszcze przed końcem wojny wymusili na zachodnich aliantach obowiązek przymusowego odesłania obywateli radzieckich, którzy znaleźli się w zachodnich strefach okupacyjnych do ZSRR. Chcieli ten obowiązek rozszerzyć także na Polaków, co im się na szczęście nie udało.
Nie ustawali w naciskach na Churchilla, by zlikwidował polską strefę, jednak on pozostawał na nie obojętny. Nie miał złudzeń co do przyszłości sojuszu zachodnich aliantów z ZSRR i był pewien, że wkrótce pozorna przyjaźń zamieni się w otwartą wrogość. A w takiej sytuacji wycofywanie polskiego korpusu okupacyjnego z Niemiec byłoby bezsensownym zmniejszeniem własnych sił.
Churchill przestał być premierem w lipcu 1945 roku. Jego miejsce zajął labourzysta Clement Attlee, człowiek o wiele bardziej podatny na sowieckie naciski.
Polscy żołnierze zaczęli wycofywać się z Niemiec jesienią 1946 roku. Trafili z powrotem do Wielkiej Brytanii, gdzie zajął się nimi Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia. W ślad za żołnierzami wyjechali cywile.
W ciągu trzech lat przez polską strefę przewinęło się kilkaset tysięcy ludzi. Tylko około 20% z nich zdecydowało się na powrót do kraju opanowanego przez komunistów. Ten odsetek wśród żołnierzy Dywizji Pancernej i Brygady Spadochronowej był jeszcze mniejszy. Wielu z nich pochodziło z Kresów – ci po prostu nie mieli dokąd wracać.
Ostatni Polacy opuścili Maczków latem 1948 roku. Na początku września Niemcy wrócili do miasta i przemianowali je z powrotem na Haren.
Polskie ślady widać w mieście do dzisiaj. Na lokalnym cmentarzu znajduje się około stu polskich grobów (o które Niemcy bardzo dbają), a tablica umieszczona w ratuszu przypomina o istnieniu polskiej strefy okupacyjnej.
Przeczytaj także:
Tułacze, robotnicy, więźniowie i najemnicy
Źródło:
Polska też miała swoją strefę okupacyjną Niemiec, http://www.dziennikpolski24.pl, Dostęp 28.10.2012.
Ziemowit Szczerek, Historia polskiej okupacji Niemiec, http://fakty.interia.pl, Dostęp 28.10.2012.
Marcin Sajniak, Maczków – polskie miasto w Niemczech, http://bellum.com.pl, Dostęp 28.10.2012.
Polska strefa okupacyjna w Niemczech, http://pl.wikipedia.org, Dostęp 28.10.2012.