Ostatnia podróż

Liverpool, 13 września 1940 r., godz. 15:00.
Kapitan Landles Nicoll stał na górnym pokładzie liniowca SS „City of Benares” i z uwagą przyglądał się scenom, które rozgrywały się na nabrzeżu. W pobliżu trapu stała grupa kilkudziesięciu zapłakanych dzieci. Wśród nich uwijało się kilku dorosłych pocieszając i przytulając rozpaczające maluchy. Nie na wiele to się zdało – dzieci płakały nadal. Miały na sobie szkolne mundurki, a na szyi każdego z nich zawieszona była okrągła tabliczka z imieniem, nazwiskiem i numerem.
Kilkanaście metrów dalej miała miejsce jeszcze bardziej rozdzierająca serce scena – część rodziców przyjechała do portu ze swoimi pociechami i teraz nadszedł moment rozstania. Kilkuletnie dzieci z całych sił przywierały do zrozpaczonych rodziców, którzy podjęli najtrudniejszą decyzję w życiu. Zdawali sobie sprawę z tego, że w Kanadzie ich pociechy będą bezpieczne, ale teraz czuli się, jakby ktoś im żywcem wyrywał serce.
Do każdego z dzieci podchodził członek załogi liniowca i delikatnie, lecz stanowczo oddzielał od rodzica i prowadził w kierunku grupy stojącej przy trapie.
Kapitan nie mógł na to dłużej patrzeć. Oderwał się od barierki i  poszedł w kierunku mostku. Tam wziął od pierwszego oficera mapę i zaczął ją dokładnie studiować.
To nie będzie spokojny rejs do Bombaju. Przed nim groźny Atlantyk, na którym grasują hitlerowskie U-Booty. Wspomniał los SS „Volendam” – transatlantyka, który zaledwie przed dwoma tygodniami został storpedowany przez Niemców.
Spojrzał na słońce powoli chylące się ku zachodowi i zmówił krótką modlitwę.
„Boże, jeśli taka Twoja wola to niech ja zginę, a te dzieciaki niech ocaleją…”

Jeszcze przed wybuchem wojny rząd brytyjski przygotował plan ewakuacji najmłodszych obywateli z miast, które miały największe szanse na zostanie celami rajdów bombowych. Ustalono, że w takim wypadku dzieci zostaną przewiezione na tereny wiejskie, nienarażone na bombardowania.
Kiedy Niemcy napadły na Polskę z początkiem września 1939 roku brytyjski parlament wziął tę sprawę pod obrady. Ustalono, że na razie ewakuacja nie zostanie przeprowadzona – obawiano się wybuchu paniki i niepokojów społecznych.
Sytuacja na kontynencie pogarszała się jednak z miesiąca na miesiąc. Po zajęciu Polski Hitler ruszył na zachód. Francja szybko padła, a wojska sprzymierzonych zostały zmuszone do upokarzającej ucieczki z Dunkierki na Wyspy. Nikt nie miał wątpliwości, że następnym celem wodza III Rzeszy będzie Wielka Brytania.
Nowomianowany szef brytyjskiego gabinetu Winston Churchill powierzył zadanie przygotowania ewakuacji dzieci podsekretarzowi stanu Geoffreyowi Shakespearowi.
Powietrzna Bitwa o Wielką Brytanię dopiero miała się rozpocząć, a jej wynik był bardzo niepewny. Wobec spodziewanej inwazji wywiezienie dzieci na wieś nie rozwiązywało sprawy. Należało je ewakuować za granicę, do nieobjętych wojną części imperium. Natychmiast rozpoczęto negocjacje z liniami żeglugowymi.
Zaproponowano także ewakuację rodziny królewskiej do Kanady. Tu jednak trafiła kosa na kamień. Królowa Elżbieta (znana nam jako Królowa Matka) odpowiedziała twardo: „Dzieci nigdzie nie pojadą beze mnie. Ja nie opuszczę króla. A król nigdzie nie wyjedzie.”. To był koniec dyskusji. Królewska rodzina całą wojnę przeżyła w Londynie dodając otuchy rodakom. Mieszkańcy pałacu Buckingham dzielili dole i niedole swoich poddanych – na królewskim dworze racjonowano żywność, ograniczano zużycie wody i elektryczności, a bombardowania przeczekiwano w schronie. Pałac był wielokrotnie celem ataku niemieckich bombowców.
W czerwcu 1940 roku utworzono Komitet Ewakuacji Dzieci za Granicę – Children’s Overseas Reception Board. Jako główne kierunki ewakuacji zostały wybrane Kanada, Australia, Nowa Zelandia i Afryka Południowa, ponieważ rządy tych krajów przychyliły się do inicjatywy i wydały stosowne rozporządzenia swoim służbom imigracyjnym.
Stany Zjednoczone były bardziej powściągliwe. W tamtym czasie były krajem neutralnym i miały dość ostre przepisy imigracyjne. Trzeba jednak wspomnieć, że przedstawicielstwa amerykańskich koncernów działających na Wyspach zaproponowały ewakuację do Stanów swoim brytyjskim pracownikom.
W brytyjskich szkołach rozdawano formularze dla rodziców, którzy chcieliby wysłać swoje pociechy w bezpieczne miejsce. Chętnych nie brakowało – groźba hitlerowskiej inwazji była bardzo realna. Niektórzy z tych, którzy przystąpili do programu ewakuacji mieli członków rodziny bądź przyjaciół w krajach, do których miały zostać wysłane dzieci. To bardzo ułatwiało im podjęcie decyzji. Dzieci z rodzin nie posiadających takich koneksji miały być zakwaterowane u ludzi, którzy zgodzili się na przyjęcie małych uchodźców z rozdartego wojną kontynentu. Programem ewakuacji objęto dzieci w wieku od 5 do 15 lat.
Równocześnie werbowano także kadrę opiekuńczą, która miała zajmować się dziećmi podczas podróży. Ustalono, że jeden opiekun będzie przypadał na maksymalnie 15 dzieciaków. Oprócz tego zatrudniono także lekarzy i pielęgniarki.
Koszt podróży pokrywał rząd brytyjski, a formalności były ograniczone do minimum. Dzieci nie posiadały paszportów – otrzymywały okrągłe tabliczki z wydrukowanym imieniem, nazwiskiem oraz numerem. Podobna tabliczka była mocowana do ich bagażu. Do portu podróżowały koleją pod opieką nauczyciela, który towarzyszył im aż do punktu docelowego na drugiej półkuli.
Część dzieci jechała do portu ze swoimi rodzicami – tam następowało smutne rozstanie.
13 września 1940 roku przy liverpoolskim nabrzeżu stał zacumowany liniowiec SS „City of Benares”. Był to stosunkowo nowy, zaledwie czteroletni statek pasażerski należący do Ellerman Lines, który aż do wybuchu wojny regularnie kursował między brytyjskimi miastami, a indyjskim Bombajem. Tego dnia na jego pokład weszło 407 ludzi, w tym 90 dzieci objętych programem ewakuacji. Portem docelowym był Montreal.

Liniowiec SS "City of Benares"

SS „City of Benares” opuścił Liverpool późnym wieczorem 13 września i dołączył do transatlantyckiego konwoju OB-213 składającego się z 20 jednostek – statków pasażerskich i eskortujących je niszczycieli. Opiekunami dzieci byli między innymi słynna pianistka Mary Cornish, członek brytyjskiego parlamentu James Baldwin-Webb oraz pisarz Rudolf Olden z żoną.
Podróż przebiegała spokojnie. Ocean był wyjątkowo łagodny jak na tę porę roku i kapitan Landles Nicoll cieszył się w duchu na myśl, że bezpiecznie dowiezie dzieci do Kanady. Ryzyko ataku niemieckiej łodzi podwodnej malało z każdą godziną rejsu. Ale to nie znaczy, że znikało kompletnie…
Zaledwie dwa tygodnie wcześniej holenderski transatlantyk SS „Volendam” płynący do Kanady z 320 brytyjskimi dziećmi został storpedowany przez niemieckiego U-Boota U-60 kilkaset mil od wybrzeży Irlandii. Na szczęście potężny statek zdołał utrzymać się na powierzchni oceanu, a jego pasażerów i załogę uratowały inne statki konwoju. Atak U-Boota pochłonął tylko jedną ofiarę.
Późnym wieczorem 17 września 1940 roku konwój, w którym płynął SS „City of Benares” został zauważony przez załogę niemieckiej łodzi podwodnej U-48. Jej dowódca, kapitan Heinrich Bleichrodt wydał rozkaz storpedowania największego okrętu w konwoju, którym był wspomniany liniowiec przewożący dzieci. O 23:45 odpalono pierwszą salwę dwóch torped, które chybiły. Minutę po północy U-48 wystrzelił kolejną torpedę, która trafiła w kadłub statku.
Na pokładzie SS „City of Benares” zapanowała panika. Część ewakuowanych dzieci zginęła w momencie eksplozji torpedy, pozostałe desperacko starały wydostać się na pokład. Statek szybko się przechylał. Załoga opuściła szalupy, ale w zamieszaniu trudno było przeprowadzić skoordynowana akcję ratunkową. Chaos dopełnił dzieła zniszczenia. SS „City of Benares” zatonął w ciągu 30 minut. Na domiar złego pogoda znacznie się pogorszyła. Zerwał się silny wiatr, a powierzchnię morza zaczął smagać grad. W tych warunkach kilkanaście szalup i tratw z rozbitkami walczyło o przetrwanie. Okręty eskorty miały wyraźny rozkaz powstrzymania się z pomocą do czasu, gdy zostanie wyeliminowane największe niebezpieczeństwo, czyli czający się cały czas w pobliżu hitlerowski U-Boot. Dopiero 24 godziny po katastrofie na miejsce tragedii przybył niszczyciel HMS „Hurricane” i podjął większość rozbitków z pechowego liniowca.

Ocaleni rozbitkowie na pokładzie niszczyciela HMS "Hurricane"

Jakby mało było nieszczęścia – ktoś z załogi niszczyciela błędnie policzył szalupy ratunkowe (do tych z SS „City of Benares” doliczył jedną szalupę z również storpedowanego liniowca SS „Marina”) i przedwcześnie dał rozkaz powrotu do bazy. Na oceanie pozostała niezauważona szalupa nr 12, w której stłoczonych było 46 rozbitków z SS „City of Benares”. Szalupa była dobrze zaopatrzona w żywność, ale brakowało jej wody pitnej. Dowództwo objął czwarty oficer Ronnie Cooper, a wśród jej pasażerów znalazła się pianistka Mary Cornish i sześcioro z ewakuowanych dzieci. Mary starała się odwrócić ich uwagę od strasznej sytuacji, w której się znaleźli opowiadając wesołe historie z jej życia. Po dziewięciu dniach dryfującą szalupę zauważył samolot RAF-u i kilka godzin później z morza podjął ją niszczyciel HMS „Anthony”. Mary Cornish i Ronnie Cooper zostali odznaczeni medalami.

Szalupa ratunkowa z SS "City of Benares". Zdjęcie wykonane z pokładu niszczyciela HMS "Anthony".

Szalupa nr 12 podjęta z morza po 9 dniach przez niszczyciel HMS "Anthony".

W katastrofie SS „City of Benares” zginęło 260 spośród 407 ludzi na pokładzie. Kapitan Landles Nicoll poszedł na dno razem ze statkiem i większością załogi. Spośród 90 ewakuowanych dzieci przeżyło tylko 13.
Storpedowanie SS „City of Benares” wzbudziło międzynarodowe oburzenie. Sprzymierzeni nazwali je aktem wyjątkowego barbarzyństwa, a Niemcy odpowiedzieli oskarżeniem Wielkiej Brytanii o bezmyślne narażenie dzieci na śmierć poprzez wysłanie ich w strefę działań wojennych.
Po wojnie dowódca U-48 kapitan Heinrich Bleichrodt stanął przed sądem oskarżony o zbrodnię wojenną. Bronił się twierdząc, że nie złamał prawa wojennego atakując statek i nie miał pojęcia, że na pokładzie storpedowanego liniowca znajdują się dzieci. Odmówił przeproszenia rodzin ofiar.
Tragedia SS „City of Benares” zahamowała program ewakuacji młodych Brytyjczyków do innych krajów. Premier Winston Churchill, który od samego początku był do niego raczej negatywnie nastawiony nakazał jego wstrzymanie.
Ogółem w ramach programu ewakuacji do Kanady trafiło 1532 dzieci, do Australii 577, do Afryki Południowej 353, a do Nowej Zelandii 202.
Jakie były losy tych dzieci ? Przeróżne.
Należy pamiętać, że ewakuowane dzieci spędziły w swoich nowych krajach minimum pięć lat. W tym czasie w ich życiach zaszły znaczące zmiany.
Część z nich odnalazła się w swoich nowych ojczyznach wyjątkowo dobrze i po wojnie sprowadziła do nich swoich rodziców. Chłopcy osiągnąwszy wiek poborowy często wstępowali do sił zbrojnych swoich nowych krajów. Rodzice niektórych zginęli podczas bombardowań Luftwaffe, a ich dzieci zostały adoptowane przez australijskie, kanadyjskie lub nowozelandzkie rodziny. Najstarsze dzieci w momencie zakończenia wojny miały po 20 lat, więc mogły decydować same o sobie. Część z nich zdecydowała się na powrót do Wielkiej Brytanii.

Przeczytaj także:
Polskie dzieci maharadży
Syberyjskie dzieci Cesarzowej
Rejs wyklętych

Źródło:
The sinking of the Benares, http://www.liverpoolblitz70.co.uk, Dostęp 10.02.2012
From tragedy comes hope, http://www.bbc.co.uk, Dostęp 10.02.2012
Children’s Overseas Reception Board, http://yourarchives.nationalarchives.gov.uk, Dostęp 10.02.2012