Anioł z podziemi

Lwów, druga połowa 1943 roku.
Mała karbidowa lampka nikłym blaskiem oświetlała niewielką niszę, pod ścianą której siedziało kilkanaście postaci. Szmer przyciszonych rozmów wypełniał pomieszczenie. Po prawej, w pewnym oddaleniu od reszty siedziała jakaś parka. Młoda kobieta szeptała coś ukochanemu do ucha. Z lewej strony niszy kilkuletni chłopiec karmił resztkami trzy odpasione szczury. Gryzonie łasiły się do niego jak koty popiskując cicho i gryząc się nawzajem o rzucane przez niego kęsy. Wzdłuż ściany w płytkim kanale płynęła szaro-brudna cuchnąca ciecz.
Nagle szmer rozmów ustał jak ucięty nożem. Z głębi kanału dochodziły czyjeś kroki. Promień latarki błądził po ścianach kanału i podobnie jak odgłos kroków stawał się coraz silniejszy. Kilkanaście postaci zamarło w przerażeniu. Zza załomu murów wyłoniło się trzech mężczyzn.
Postaci odetchnęły z ulgą.

Armia Czerwona zajęła Lwów 23 września 1939 roku. Miesiąc później, po przeprowadzeniu pseudowyborów sowieckie władze okupacyjne dokonały formalnej aneksji miasta. Konsekwencją było narzucenie mieszkańcom obywatelstwa ZSRR, rozpoczęcie procesu sowietyzacji i represji wobec ludzi uznanych za „elementy antyradzieckie”.
Przed wojną Lwów był trzecim co do ilości mieszkańców miastem Polski (po Warszawie i Łodzi). Był także domem trzeciej co do wielkości społeczności polskich Żydów – mieszkało ich tam ponad 150 tysięcy.
Po wkroczeniu Sowietów życie Żydów, podobnie jak innych mieszkańców uległo znacznemu pogorszeniu. Ich sytuacja nie była jednak aż tak tragiczna, jak na terenach zajętych przez III Rzeszę. Do miasta zaczęły zmierzać dziesiątki tysięcy uciekinierów. Populacja Żydów wkrótce osiągnęła liczbę 200 tysięcy i stale rosła.
29 czerwca 1941 roku Ukraińcy witali kwiatami oddziały Wehrmachtu wkraczające do miasta. Lwowscy Żydzi zrozumieli, że ich koniec zbliża się wielkimi krokami.
Naziści zamknęli ich w getcie, z którego stopniowo wywożono ich w ostatnią podróż – do obozów koncentracyjnych lub na lwowskie Piaski, gdzie byli rozstrzeliwani. W domu przy ulicy Zamarstynowskiej 120 schroniło się kilka żydowskich rodzin, które nie miały zamiaru pójść jak barany na rzeź. Ponieważ próby oporu były z góry skazane na klęskę, postanowili się ukryć. W piwnicy należącej do niejakiego Weissa rozpoczęła się mozolna praca – za pomocą łyżek, noży i naprędce skonstruowanych łopat budowano podkop, by dostać się do miejskich kanałów i tam przeczekać rządy nazistów. Grupą uciekinierów dowodził Ignacy Chiger – przed wojną bogaty właściciel ekskluzywnego sklepu odzieżowego przy reprezentacyjnej ulicy Lwowa.
Ich wysiłki zostały zwieńczone sukcesem – pod koniec maja 1943 roku przebili się do kanału. 21 osób weszło w ciemną i cuchnącą otchłań.
Lwowskie kanały były bardzo solidne i wysokie. Zostały zbudowane na początku XX wieku przez włoskich inżynierów i wiły się pod ulicami miasta oraz pod dnem rzeki Pełtwi. Dorosły człowiek mógł spokojnie iść nimi wyprostowany bez zahaczania głową o sufit.
Te cuchnące i wypełnione fekaliami podziemia stały się ich domem na długie miesiące.
Po kilkunastu godzinach błąkania się po podziemnym labiryncie grupa Żydów została odkryta przez trzech polskich kanalarzy: Leopolda Sochę, Stefana Wróblewskiego i Jerzego Kowalowa. Zapanowała konsternacja. Polacy mogli ich bez ceregieli wydać nazistom, ale tego nie zrobili. Za opłatą. Ignacy Chiger miał przy sobie najwięcej gotówki, więc to on zapłacił.
Kanalarze zaprowadzili ich do niewielkiej niszy pod jednym z lwowskich kościołów. To było ich pierwsze podziemne schronienie.
Nieformalnym przywódcą pozostał Ignacy Chiger, który ukrył się w podziemiach razem z żoną Pauliną oraz dziećmi: siedmioletnią Krysią i czteroletnim Pawełkiem.
Pierwsze kilka dni spędzili w całkowitych ciemnościach, potem polscy kanalarze przynieśli im karbidową lampę. W jej nikłym blasku starali się zorganizować sobie życie. W jednym kącie urządzono prowizoryczną toaletę, w innym wydzielono kącik dla dzieci. Każdego dnia jeden z Żydów szedł dwa kilometry pod fontannę Neptuna, by zebrać trochę świeżej wody. W najczystszym miejscu chasyd Jakub Berestycki modlił się i zapalał szabasowe świece dostarczone przez jednego z Polaków.
Z ukrytymi Żydami najbardziej zaprzyjaźnił się Leopold Socha. Codziennie pokonywał kilka kilometrów kanałami, by przynieść żydowskim przyjaciołom żywność, gazety i karbid do lampy. Mówił im co się dzieje na górze i opowiadał kawały, by choć na chwilę zapomnieli o swojej tragicznej sytuacji. Czasem razem z nim przychodzili jego towarzysze. Na początku Żydzi płacili im za opiekę. Kiedy pieniądze się skończyły Ignacy Chiger wyznał Leopoldowi, że już nie mają im czym płacić. Socha zamyślił się. Nie był pewien swoich dwóch towarzyszy i bał się, że jeśli zorientują się w sytuacji to wydadzą Żydów Niemcom. Wręczył więc Ignacemu plik banknotów. Od tej pory nieformalny żydowski przywódca „płacił” mu za opiekę jego własnymi pieniędzmi. Pozostała dwójka Polaków nie odkryła przekrętu.

Socha szczególnie zaprzyjaźnił się z małą Krysią Chiger. Grał z nią w różne gry i sadzając ją sobie na barana przystawiał do włazu, by mogła choć na chwilę poczuć świeże powietrze. Kiedy mu powiedziała, że chciałaby jeszcze raz powąchać kwiaty następnego dnia przyniósł jej bukiet stokrotek.
Żywność dla nich kupował z własnych pieniędzy. Brał ich rzeczy do uprania i przynosił im czyste. Na święto Paschy przyniósł im worek ziemniaków, by mogli przygotować świąteczny posiłek. Codziennie starał się chodzić do nich inną drogą, by uniknąć podejrzeń.
Doskonale znał podziemny labirynt. Nie był bowiem szeregowym kanalarzem, lecz jednym z nadzorców podziemnych robotników.
Niemcy wiedzieli, że w kanałach mogą ukrywać się Żydzi, więc czasem wynajmowali Sochę, by służył im za przewodnika. Ten oczywiście prowadził ich jak najdalej od miejsca, gdzie ukrywali się jego przyjaciele.
Ignacy Chiger zapytał go kiedyś dlaczego to wszystko dla nich robi. Przecież mógłby po prostu ich wydać Niemcom, albo jeszcze prościej – zapomnieć o nich. Socha zwierzył się mu ze swojej tajemnicy.
Był przestępcą. Przed wojną spędził wiele lat w więzieniu za kradzieże, bójki, paserstwo i inne sprawy. Jego kartoteka w lwowskiej policji była bardzo gruba. Pomoc Żydom traktował jako próbę odkupienia win.
Mimo jego heroicznej pomocy sytuacja Żydów była straszna. Mogli się porozumiewać wyłącznie szeptem – każdy głośniejszy dźwięk groził dekonspiracją. W zamieszkiwanej przez nich niszy roiło się od szczurów i robactwa. Chorowali na czerwonkę, gorączkowali i nękały ich wszy, które starali się iskać z siebie nawzajem.
Opowiadali sobie przeróżne historie – prawdziwe i zmyślone. Urządzali teatrzyki i polowali na szczury walcząc o rekord. Mały Pawełek Chiger oswoił kilka gryzoni, które karmił resztkami jedzenia.
Tworzyli niewielkie społeczeństwo ze wszystkimi tego konsekwencjami. Utworzyły się wrogie sobie frakcje – jedna skupiona wokół rodziny Chigerów i druga, której „szefową” była niegdyś bardzo ładna Halina Wind. Frakcje walczyły ze sobą o chleb przynoszony przez Sochę, o większe porcje czystej wody – dosłownie o wszystko.
Oprócz konfliktów w podziemiach była również miłość. Klara Keller wpadła w oko Mundkowi Marguliesowi i razem spędzali długie godziny przytuleni szepcząc do siebie.
Były też i trudne do wyobrażenia tragedie. Jedna z kobiet wchodząc do kanału była w ciąży. Urodziła dziecko w podziemiach i zaraz potem udusiła je, by krzykiem nie ściągnęło Niemców. Ciało noworodka wrzuciła do kanału wpadającego do Pełtwi.
Największym wrogiem ukrytych Żydów był deszcz. W czasie ulewy woda w kanale sięgała szyi. Dorośli trzymali dzieci w wyciągniętych ramionach, przyciskając ich twarze do sufitu i trwali tak godzinami. Krysia Chiger paniczne się tego bała. „Będzie padać, mama?” - pytała się potem drżąc ze strachu.
Najgorzej było wczesną wiosną 1944 roku, kiedy zaczęły topnieć śniegi. Uciekinierzy przez całe dnie tkwili po pas w brudnej, zimnej brei.
Kilkakrotnie musieli zmieniać kryjówkę, zagrożeni dekonspiracją. Pewnego dnia jakiś człowiek odsunął właz do kanału, w którym się ukrywali, wsadził głowę do środka i krzyknął ze śmiechem „A więc jednak to prawda – tu są Żydzi!”
Nie wszyscy wytrzymali psychicznie. Niektórzy z obłędem w oczach wyszli z kanału prosto w łapy nazistów. Inni utonęli w zalanych wodą kanałach. Do lata 1944 roku dotrwało tylko dziesięciu.
28 lipca 1944 roku Socha przyniósł im upragnioną wiadomość, że na powierzchni nie ma już Niemców i że mogą już wyjść. Po kolei wyciągał ich przez właz.
Świat jaki zobaczyli był krwistoczerwony. Po czternastu miesiącach spędzonych w podziemiu, przy nikłej lampce wzrok płatał im figle. Przez pewien czas widzieli wszystko w czerni, bieli i czerwieni. Socha znalazł im pomieszczenie, w którym mogli powoli przyzwyczajać się do światła. Mały Pawełek Chiger chciał wrócić do kanału. Bał się słońca i ludzi.
Ich wybawca zginął kilka miesięcy później w Gliwicach, dokąd się przeprowadził z rodziną. Razem ze swoją córką jechali rowerami ulicą, kiedy zza zakrętu wypadła rozpędzona ciężarówka. Socha zdążył odepchnąć dziecko, ale sam zginął pod kołami samochodu.
W 1978 roku Leopold Socha otrzymał pośmiertnie tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata.
Mundek Margulies i Klara Keller pobrali się wkrótce po wyjściu z kanału. Wyjechali do Londynu, gdzie założyli świetnie prosperującą firmę cateringową.

Ignacy i Paulina Chiger osiedli w Krakowie, lecz w 1957 roku wyjechali do Izraela. Ich syn Paweł wstąpił do izraelskiej armii i został spadochroniarzem. Zginął w 1978 roku podczas patrolu w arabskiej wiosce.
Do dzisiaj żyje tylko Krystyna Chiger. Jest lekarzem stomatologiem i mieszka w Nowym Jorku.
Nadal boi się deszczu.
Wiosną tego roku Agnieszka Holland zakończyła zdjęcia do filmu „Ukryci” opowiadającego historię Żydów, którzy przeżyli 14 miesięcy w lwowskich kanałach. W rolę Leopolda Sochy wcielił się Robert Więckiewicz. Premiera filmu jest przewidziana na początek 2011 roku.

Przeczytaj także:

Śmierć rodziny Ulmów

Źródło:

Rabbi Shmuel Burstein, Angels in the Dark, http://www.aish.com Dostęp 13.12.2010
A Miracle in the Sewers, http://www.auschwitz.dk Dostęp 13.12.2010
Beata Dżon, Dziewczynka w zielonym sweterku, Tygodnik Powszechny, 15.06.2010.