Zapomniana wojna

Brytole to może z pozoru nudziarze i flegmatycy, ale wkurwianie ich jest bardzo niezdrowe. Argentyńczycy przekonali się o tym na własnej skórze 27 lat temu.

Wojna o Falklandy trwająca od kwietnia do czerwca 1982 roku była według mnie konfliktem wyjątkowym z kilku względów.  Była to wojna “czysta” – bez nienawiści, zbrodni i ofiar cywilnych (z wyjątkiem trzech kobiet – mieszkanek Falklandów, które zginęły od zabłąkanego pocisku). Wojna, w której żołnierze walczyli przeciwko żołnierzom, a zwyciężyli lepsi. Jest to wreszcie wojna mało znana, która nie zaistniała w szeroko pojętej świadomości publicznej, tak jak późniejsze konflikty, na które wraz z żołnierzami pojechali reporterzy z największych gazet czy stacji telewizyjnych.

Ale zacznijmy od początku…

W 1976 roku władzę w Argentynie przejęła junta wojskowa. Zaczęły się aresztowania, tajemnicze zniknięcia przeciwników politycznych i inne mało sympatyczne sprawy. W kraju był totalny syf i wkurwienie społeczeństwa powoli zbliżało się do punktu krytycznego. Generał Leopoldo Galtieri, który objął przywództwo junty w 1981 roku wiedział, że jeśli nie powstrzyma fali niezadowolenia społlecznego, to wkrótce poleci ze stołka. Była jedna sprawa, co do której wszyscy Argentyńczycy byli zgodni – Malvinas son Argentinas – Malwiny (tak Argentyńczycy nazywają Falklandy) są argentyńskie!

Te małe, smagane wiatrem wyspy na południowym Atlantyku znajdowały się we władaniu Wielkiej Brytanii od 150 lat. Wcześniej zajmowali je Argentyńczycy pogonieni stamtąd przez Brytoli w 1833 roku. Wielka Brytania niezbyt przejmowała się tym zamorskim terytorium i swego czasu nawet rozważano w Westminsterze możliwość przekazania ich Argentynie. Na przeszkodzie stanął jednak opór mieszkańców wysp, którzy uważali się za Brytyjczyków i nie chcieli nawet słyszeć o przyłączeniu do Argentyny.

Na początku lat 80-tych rząd Margaret Thatcher wprowadził w życie plan radykalnych cięć budżetowych, które nie ominęły Royal Navy. W ramach tego planu z południowego Atlantyku odwołano ostatni brytyjski niszczyciel, który stacjonował na Falklandach. Trudno było o bardziej wyraźny sygnał dla argentyńskiej junty…

Galtieri postawił wszystko na jedną kartę. W kwietniu 1982 roku żołnierze argentyńscy zajęli Falklandy i opanowali ich stolicę – Port Stanley. Mały oddział Royal Marines stawił krótki opór, ale wkrótce musiał się poddać. Gubernator wysp ewakuował się do Montevideo.

Początkowo wydawało się, że kalkulacje Galtieriego były słuszne – na ulicach Buenos Aires, gdzie do tej pory protestowano przeciwko niemu i jego kumplom z junty teraz ludzie manifestowali poparcie dla jego decyzji. Watażka liczył na to, że Wielka Brytania zajęta własnymi problemami (recesja, bezrobocie, niepopularny rząd Margaret Thatcher itp.) machnie ręką i pozostawi Falklandy na łasce Argentyńczyków.

Przeliczył się. Nie docenił Żelaznej Damy.

Margaret Thatcher w płomiennym przemówieniu poinformowała członków parlamentu, że wobec inwazji na brytyjskie terytorium jej rząd postanowił zorganizować w ciągu 48 godzin ekspedycję militarną w celu odbicia wysp siłą. Trzon ekspedycji tworzyły dwa lotniskowce – HMS „Invincible” i HMS „Hermes”. Razem z nimi na południowy Atlantyk wyruszyło około stu innych jednostek, między innymi słynna “Queen Elizabeth 2” zamieniona z luksusowego transatlantyka w transportowiec dla wojska. Przebycie 8 tysięcy mil zajęło im, razem z krótkim postojem na Wyspie Wniebowstąpienia około trzech tygodni. Przez ten czas dyplomaci próbowali doprowadzić do pokojowego rozwiązania konfliktu. Prezydent Peru zgłosił propozycje pokojowe, na które Galtieri wstępnie się zgodził, jednak 2 maja 1982 nastąpił wypadek, który unicestwił wszelkie dyplomatyczne wysiłki.

Brytyjczycy ogłosili, że każdy statek znajdujący się w promieniu 200 mil od Falklandów zostanie zatopiony bez względu na banderę. W kierunku wysp płynął w tym czasie argentyński krążownik „Generał Belgrano” śledzony przez brytyjski atomowy okręt podwodny HMS „Conqueror”. Krążownik znajdował się poza dwustumilową strefą bezpieczeństwa, ale dowódca „Conquerora” obawiał się, że jeśli wpłynie na płytkie wody w pobliżu Falklandów, wówczas on straci możliwość tropienia go. Skonsultował się więc bezpośrednio z brytyjską premier. Margaret Thatcher wydała rozkaz zatopienia okrętu. „Conqueror” odpalił torpedy posyłając „Generała Belgrano” na dno. Sprawa nabrała międzynarodowego rozgłosu, ponieważ okazało się, że krążownik był jednostką szkolną i podczas ataku utonęło lub spłonęło żywcem ponad 300 kadetów. Margaret Thatcher zawsze jednak broniła słuszności podjętej przez siebie decyzji.

Do niechlubnej historii dziennikarstwa przeszła okładka brukowca „The Sun”, który zatopienie „Generała Belgrano” uczcił wielkim tytułem na pierwszej stronie: „Gotcha” („Mamy cię!”)

OK, wojna to wojna. Żołnierze giną, okręty są zatapiane, a samoloty zestrzeliwane, ale robienie z tego pożywki dla motłochu to przegięcie…

Priorytetem dla Brytyjczyków było uzyskanie pełnej kontroli nad przestrzenią powietrzną. Było to zadanie bardzo trudne zważywszy na fakt, że dysponowali tylko tyloma myśliwcami, ile zdołali zmieścić na pokładach obu lotniskowców. Ogółem mieli do dyspozycji 34 Harriery – myśliwce pionowego startu i lądowania, które w dodatku nie były dotychczas przetestowane w walce (był to  najnowszy zakup Royal Air Force). Wkrótce jednak udowodniły swoją zabójczą skuteczność, podobnie jak inny nowy nabytek RAF-u – rakiety Sidewinder.

Argentyńskie lotnictwo nie ustępowało brytyjskiemu pod względem nowoczesności i wyszkolenia pilotów. W dodatku Falklandy leżały w zasięgu ich samolotów startujących z lotnisk na kontynencie. Na domiar złego krótko przed wojną Francuzi dostarczyli im rakiety Exocet, które później zadały Royal Navy bolesne straty.

Brytyjczykom nie udało się uzyskać pełnej przewagi w powietrzu. Mimo to zdecydowali się na desant żołnierzy na wyspy. 21 maja w Zatoce San Carlos na północnym wybrzeżu Falklandu Wschodniego wylądowało około trzech tysięcy komandosów – dwa bataliony Royal Marines i batalion spadochroniarzy. Stamtąd grupa Royal Marines ruszyła na południe, by odbić osadę Goose Green, zaś główne siły miały zostać przetransportowane helikopterami na wschód, w pobliże Port Stanley. Niestety akurat wtedy argentyńskie myśliwce zaatakowały statek transportowy „Atlantic Conveyor”, na którego pokładzie znajdowały się ciężkie śmigłowce Chinook, które miały przewieźć komandosów. Śmigłowce spłonęły, więc żołnierzy czekał długi 80-kilometrowy marsz w poprzek całej wyspy, przez bardzo trudny teren i w siekącym marznącym deszczu. A na mecie zamiast odpoczynku czekała ich walka. W międzyczasie grupa Royal Marines wysłana na południe zdobyła Goose Green. To zwycięstwo miało ważne znaczenie dla morale żołnierzy uczestniczących w ekspedycji.

O ile w powietrzu toczyła się dość wyrównana walka, o tyle działania na lądzie przypominały grę do jednej bramki. Argentyńscy żołnierze byli w znacznej większości słabo przeszkolonymi rekrutami powołanymi do wojska zaledwie kilka miesięcy wcześniej, a Margaret Thatcher wysłała na Falklandy elitę armii – komandosów SAS i Royal Marines, szkockich i walijskich gwardzistów oraz batalion słynnych nepalskich Gurkhów. Wielu Argentyńczykom życie uratowało natychmiastowe poddanie się.

12 czerwca na wzgórzach otaczających stolicę wysp – Port Stanley rozgorzała zacięta walka, w której zginęło 31 Brytyjczyków i ponad 100 Argentyńczyków. W końcu argentyński garnizon w Port Stanley został zdobyty, a 14 czerwca generał Mario Menendez podpisał akt kapitulacji. Do niewoli dostało się około 10 tysięcy argentyńskich żołnierzy. Po sześciu tygodniach zmagań konflikt dobiegł końca. Zginęło około 250 Brytyjczyków i 700 Argentyńczyków.

Argentyńczyków, którzy trafili do niewoli czekał kolejny szok. Okazało się, że Brytyjczycy traktowali ich o wiele lepiej niż… ich właśni oficerowie, którzy zresztą podczas bitwy często brali nogi za pas pozostawiając swoich podwładnych na pastwę losu. Do dzisiaj argentyńscy weterani tego konfliktu wspominają, że byli przez zwycięzców traktowani bardzo dobrze.

Ten konflikt paradoksalnie wyszedł na dobre obu uczestniczącym w nim stronom. W Argentynie upadła junta wojskowa rządząca od sześciu lat i rozpisano wolne wybory, a w Wielkiej Brytanii zwycięstwo na Falklandach tchnęło nowy optymizm w społeczeństwo pogrążone do tej pory w recesji i maraźmie. Margaret Thatcher w ciągu kilku tygodni stała się najbardziej popularnym premierem w historii i w cuglach wygrała kolejne wybory.