Akcja „Za Kotarą”

Warszawa. ul. Poznańska, 19 sierpnia 1943 roku, godzina 18:00.
Letni upał nieco zelżał i zaczął wiać chłodniejszy wietrzyk. Mężczyzna stojący na chodniku rzucił na ziemię niedopałek papierosa, przydepnął go i zerknął na zegarek.
„Już powinien tu być” – pomyślał.
Nieznacznie rozejrzał się dookoła. Sześciu żołnierzy Polski Podziemnej – jego podwładnych zajęło stanowiska zgodnie z planem. Czterech czekało ukrytych w bramach, piąty udawał, że czyta plakaty nalepione na słupie ogłoszeniowym, a szósty oparty o ścianę kamienicy udawał zatopionego w lekturze „Nowego Kuriera Warszawskiego”.
Pozostaje tylko czekać na sygnał.
Porucznik Wojciech Lilienstern ps. „Wiktor” zaczął się przyglądać twarzom przechodniów próbując odgadnąć, który z nich jest zdrajcą i celem zamachu. Nie znał bowiem jego twarzy. Cel miał wskazać jego zastępca – „Aston”, który lada chwila nadjedzie rikszą. Ujrzawszy agenta ukłoni mu się, a wówczas grupa likwidacyjna przystąpi do akcji.
A oto i on.
Od strony Alei Jerozolimskich (obecnie Reichstrasse) nadjechała riksza, w której siedział człowiek o bardzo semickich rysach twarzy. To „Aston” – oficer AK i zastępca ‚Wiktora” w Wojskach Łączności Komendy Głównej Armii Krajowej. Za chwilę ukłoni się jednemu z przechodniów i wtedy „Wiktor” pozna cel ataku.
Pasażer rikszy siedział zrelaksowany, kiedy nagle uniósł się z siedzenia i sięgnął ręką do kapelusza kłaniając się… „Wiktorowi”!
Ten ledwo zdążył pomyśleć „Co ten idiota robi???!!!”, kiedy tuż przed nim z piskiem opon zahamował czarny Opel, z którego wnętrza wyskoczyło dwóch cywili. Rzucili się na „Wiktora” zanim zdążył sięgnąć po broń, obezwładnili i wepchnęli do samochodu.
Grupa konspiratorów otrząsnęła się ze zdumienia i ulica rozbrzmiała kakofonią wystrzałów. Jeden z gestapowców aresztujących „Wiktora” z grymasem bólu chwycił się za ramię. Nie był jednak sam. Na ulicy znajdowało się kilku gestapowców w cywilu i ci natychmiast otworzyli ogień do AK-owców zabijając dwóch z nich.
Zdrada zebrała śmiertelne żniwo.

Wsypa na ulicy Poznańskiej zaowocowała nie tylko stratą trzech doświadczonych konspiratorów – była plamą na honorze kontrwywiadu Armii Krajowej, dowodem na jego niekompetencję i łatwowierność. Oto jego struktury z łatwością przeniknął agent Gestapo, wobec którego już wcześniej były niepokojące podejrzenia zignorowane przez dowództwo.
Józef Staszauer ps. „Aston” był oficerem Oddziału V Komendy Głównej AK, który przez długi czas współpracował z okupantem i wydał w ręce Gestapo wielu żołnierzy Podziemia. Fakt, że kontrwywiad AK nie potrafił go zawczasu zidentyfikować i zlikwidować stanowi zmazę na jego honorze. Trzeba było potężnej wpadki okupionej śmiercią trzech żołnierzy, by rozpoznać zdrajcę i wydać na niego wyrok. A można to było zrobić znacznie wcześniej…
Józef Staszauer był Żydem o bardzo wyraźnych, semickich rysach twarzy. W czasie, gdy setki tysięcy jego pobratymców umierało w piekle getta on prowadził knajpę o nazwie „Za Kotarą”, która była jednym z ulubionych miejsc funkcjonariuszy warszawskiego Gestapo. Już sam ten fakt powinien był zwrócić na niego uwagę oficerów kontrwywiadu.
Kilkakrotnie widziano go pijącego w towarzystwie gestapowców. Kiedy pewnego dnia został zaszantażowany przez dwóch osobników, którzy zażądali od niego pieniędzy grożąc, że w razie odmowy wydadzą go Gestapo, w jego lokalu natychmiast pojawiło się kilku agentów wspomnianej służby, którzy… natychmiast aresztowali szmalcowników. Staszauer był wyraźnie chroniony przez Niemców.
Miarka przebrała się w sierpniu 1943 roku. Oddział pod dowództwem porucznika Wojciecha Liliensterna „Wiktora” miał zlikwidować na ulicy Poznańskiej konfidenta Gestapo pracującego na Poczcie Głównej. Cel zamachu miał wskazać właśnie Józef Staszauer „Aston”, który jadąc rikszą ukłoniłby się konfidentowi wskazując go w ten sposób AK-owcom. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, z tym, że jadący rikszą „Aston” ukłonił się… „Wiktorowi” wskazując go gestapowcom, którzy natychmiast wciągnęli go do samochodu. W strzelaninie, która się wówczas wywiązała zginęło dwóch żołnierzy Podziemia. Aresztowany „Wiktor” przeszedł ciężkie śledztwo i po wielokrotnych torturach został rozstrzelany dwa miesiące później.
Konspiracyjna machina sądownicza zadziałała bardzo sprawnie i wobec niezbitych dowodów zdrady Wojskowy Sąd Specjalny wydał na Józefa Staszauera wyrok śmierci.
Łatwiej go było jednak wydać, niż wykonać…
„Aston” nie rozstawał się z bronią i większość dnia przesiadywał w swojej knajpie, która położona na rogu Mazowieckiej i Świętokrzyskiej była istnym gniazdem os – gestapowcy tam pili, urządzali libacje i spotykali się ze swoimi agentami. Na dodatek w najbliższej okolicy tego przybytku znajdowało się kilka budynków obsadzonych przez Niemców.
Stało się jasne, że przeprowadzenie zamachu będzie wymagało użycia licznego i silnie uzbrojonego oddziału.
Rozkaz likwidacji zdrajcy otrzymał Oddział Bojowy Kontrwywiadu II Oddziału Komendy Głównej AK znany pod kryptonimem 993/W. Była to grupa doświadczonych egzekutorów Armii Krajowej mająca na koncie wielu zlikwidowanych gestapowców, konfidentów i szmalcowników. Na dowódcę akcji wyznaczono podporucznika Stefana Matuszczyka ps. „Porawa”.

Podporucznik Stefan Matuszczyk ps. „Porawa”

Akcję przygotowano bardzo starannie. Jako miejsce zamachu wybrano knajpę, której właścicielem był zdrajca – było to miejsce, gdzie „Aston” spędzał większość dnia. Była to jednak jedyna zaleta tej lokalizacji…
Jak wspomniałem wyżej, było to miejsce bardzo chętnie odwiedzane przez gestapowców i ich agentów, na dodatek znajdujące się w okolicy zdominowanej przez okupanta. Należało zakładać, że w momencie zamachu część klientów przybytku będzie uzbrojona. Sam „Aston” również stale nosił przy sobie pistolet.
Plan opracowany przez „Porawę” zakładał, że najpierw do lokalu wejdzie grupa żołnierzy, zajmą jeden ze stolików i we właściwym momencie powiadomią oddział uderzeniowy, który wpadnie do knajpy. Sterroryzują gości, każą im podnieść ręce do góry, po czym ich zrewidują. Następnie zastrzelą „Astona” oraz zidentyfikowanych gestapowców i natychmiast się ewakuują.
To w teorii. W praktyce jednak rzadko która akcja Podziemia przebiegała zgodnie z planem…
„Porawa” zaangażował do akcji niezwykle silny oddział ubezpieczający liczący aż 14 ludzi. Rozstawieni w okolicy baru mieli czuwać, by podczas wykonywania wyroku nikt nie zbliżył się do drzwi.
Jest piątek 8 października 1943 roku, godzina 18:00. Do baru „Za Kotarą” wchodzi czwórka młodych ludzi – to Danuta Hubner „Nina”, Zofia Rusecka „Zofia”, Tadeusz Towarnicki „Naprawa” oraz nieznany z nazwiska wywiadowca o pseudonimie „Ryś”. Udają dwie zakochane pary i zajmują  stolik w rogu.
Bar nie jest duży – stoi w nim zaledwie dziewięć stolików. Sześć z nich stoi w większej sali z barkiem, do której wchodzi się z ulicy. W głębi lokalu, na niewielkim podeście znajduje się mniejsza salka z trzema stolikami. Obie sale są czasem przedzielane grubą, czerwoną kotarą – stąd nazwa przybytku.
Tego dnia kotara jest odsunięta. Wywiadowcy siedzący w rogu większej sali mają więc oba pomieszczenia w zasięgu wzroku. Po przeciwnej stronie większej sali, przy telefonie siedzi Józef Staszauer „Aston” – cel zamachu. Razem z nim siedzą dwie kobiety i kilku mężczyzn. Pozostałe stoliki też są zajęte – w końcu to piątkowy wieczór…
Do stolika konspiratorów podchodzi kelnerka. Jeden z mężczyzn składa obfite zamówienie – butelka wódki i najdroższe zakąski, jakie bar ma w ofercie.
AK-owcy postanowili sobie zaszaleć. Wiedzą bowiem, że nie będą płacić…
Pół godziny później „Zosia” wychodzi z baru i informuje dowodzącego akcją „Porawę”, że cel jest w środku.
Ten jednak przed chwilą zauważył coś niepokojącego. Na ulicy pojawiają się jacyś dziwni ludzie w cywilu. Niby nie robią nic niepokojącego, ale „Porawa” – doświadczony konspirator od razu wyczuwa, że to szpicle. Po co się tam kręcą? Czyżby w lokalu odbywało się spotkanie jakiegoś gestapowskiego agenta z oficerem prowadzącym?
Bar „Za Kotarą” był znany jako miejsce, gdzie często dochodziło do takich spotkań.
A może… ich akcja została zdekonspirowana?!
Obok kryjącego się w bramie „Porawy” przechodzi jakiś nieznajomy mężczyzna i rzuca szeptem:
„Wsypa! Odwołaj akcję!”
Nerwy dowódcy są napięte do granic. Co robić? Jeśli to wsypa, to trójka jego ludzi, którzy zostali w środku jest już stracona. Czeka ich aresztowanie, ciężkie śledztwo, tortury, a potem nieuchronna śmierć. Czy ma prawo skazywać ich na taki los? Jak zareaguje na to dowództwo AK? Powierzenie mu dowodzenia arcytrudną akcją było dowodem najwyższego zaufania ze strony zwierzchników. Oddziałem 993/W dowodził przecież zaledwie od dwóch miesięcy…
„Porawa” podejmuje decyzję. Daje znak grupie uderzeniowej, że mają wkraczać do lokalu.
Do baru wchodzi pięciu cyngli. Trzej z nich to bracia – Bolesław Bąk „Szlak”, Stanisław Bąk „Burza” i Leon Bąk „Doktur”*. Pozostali żołnierze zespołu likwidacyjnego to Andrzej Zawadzki „Andrzejewski” i Zbigniew Szumański „Clive”.
„Doktur” odsłania poły płaszcza i odbezpiecza stena. Pozostali zamachowcy trzymają w rękach pistolety vis i parabellum. Na ten widok ze stolika w rogu podrywa się trójka konspiratorów. Też trzymają w rękach pistolety. Krzyczą „Ręce do góry!” i „Hande hoch!”. Słucha ich jednak tylko dwóch mężczyzn przy jednym ze stolików – posłusznie unoszą ramiona w górę.
„Aston” i jego towarzysze sięgają do kieszeni. „Doktur” długą serią ze stena rozwala towarzystwo, aż krew bryzga na ściany. Potem przenosi ogień na tych, którzy na wezwanie nie podnieśli rąk.
Obecni w lokalu gestapowcy nie pozostają dłużni i odpowiadają strzałami z pistoletów. Obydwa pomieszczenia wypełniają się dymem prochowym, hukiem wystrzałów i jękami rannych. Na ziemię padają kolejne ofiary. Cel ataku – „Aston” ginie już w pierwszych sekundach akcji. Teraz leży w kałuży krwi w rogu większej sali. „Doktur” ze swoim stenem sieje szczególne spustoszenie. Pozostali zamachowcy też nie pudłują.

Miejsce akcji – róg ulic Mazowieckiej i Świętokrzyskiej. Fot. z serwisu www.warszawa1939.pl

Na zewnątrz baru do działania przystępuje zespół ubezpieczający. Jak tylko za ostatnim z zamachowców zamykają się drzwi knajpy Bronisław Gwiaździński „Sokół” z grupy ubezpieczającej długą serią ze stena gasi najbliższą latarnię. Otoczenie baru pogrąża się w mroku. „Sokół” krótkimi, dwu-, trzystrzałowymi seriami szachuje kryjących się w bramach gestapowskich szpicli. Jego ogień jest bardzo skuteczny. Żaden z nich nie śmie wychylić nosa zza murów. Odpowiadają rzadkim i niecelnym ogniem z pistoletów, jednak nawet nie próbują się zbliżyć do drzwi knajpy, zza których dochodzą odgłosy gwałtownej strzelaniny.
Kanonada w środku trwa kilkadziesiąt sekund. Kiedy się kończy, na kamiennej podłodze baru leży kilkanaście ciał. Na szczęście nie ma wśród nich AK-owców.
Oni jednak też nie wyszli z tego zupełnie bez szwanku. Ciężko ranna została „Nina”, lżejszą ranę odniósł „Naprawa”.
Czas na odskok. Zamachowcy wybiegają z lokalu i uciekają ulicą Mazowiecką. Dowódca akcji ładuje rannego „Naprawę” na dorożkę i odwozi do mieszkania „Zosi”. Ciężko ranną „Ninę” prowadzą „Doktur” i „Szlak”. Na placu Napoleona znajdują porzuconą rikszę, wsadzają do niej ranną i wiozą na plac Mirowski. Kiedy wchodzą z nią do bramy w ciemności rozlega się zapijaczony głos:
„Ruki w wierch!”
W głębi bramy stoi jakiś kolaborant z Ostlegionu. Jest kompletnie pijany i ledwo trzyma w dłoni pistolet. „Doktur” bez słowa podchodzi do niego i strzela mu w głowę. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane, ale rannej „Niny” nie można tu zostawić. Jadą z nią do konspiracyjnego mieszkania na ulicy Ogrodowej.
„Nina” wyzdrowieje i za kilka miesięcy wróci do oddziału.
W barze „Za Kotarą” zginęło czternaście osób, wśród których byli oprócz „Astona” – celu ataku także jego żona, szwagier, szwagierka, kilku agentów Gestapo i volksdeutschów. Niestety, kule dosięgły także kilku niewinnych osób,w tym kelnerkę Marię Malanowicz-Niedzielską.
Komendant Główny Armii Krajowej generał Tadeusz „Bór” Komorowski bardzo wysoko ocenił akcję „Pod Kotarą” nadając „Porawie” i „Ninie” ordery Virtuti Militari, a pozostałym uczestnikom zamachu Krzyże Walecznych.
———————————
* Nieortograficzną pisownię swojego pseudonimu Leon Bąk uzasadniał mawiając: „Doktór jest od leczenia, a Doktur od zabijania.”

Przeczytaj także:
Śmierć zdrajcy
Pierwsza krew
Odbicie „Wani”
Los kolaboranta
Zabić „Panienkę”
Iza, co nie znała strachu
Polskie zamachy na Hitlera

Źródło:
Tomasz Strzembosz, Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1944, PIW, 1983.
Remek Piotrowski, Zamach w Barze „Za Kotarą”, http://tropyhistorii.wordpress.com, Dostęp 24.03.2013.
Kazimierz Maciejewski, Egzekucja zdrajców, http://wzzw.wordpress.com, Dostęp 24.03.2013.
Whatfor, Akcja „Za Kotarą”, http://www.powstanie-warszawskie-1944.pl/, Dostęp 24.03.2013.