Bagienny koszmar
Wyspa Ramree, Birma, 19 lutego 1945 roku, godzina 23:00.
Straszliwy wrzask rozdarł ciszę bezksiężycowej nocy nad mokradłami. Ucichł nagle jak ucięty nożem, a po nim słychać było przeciągły plusk wody, jakby jakiś olbrzym taplał się w bagnie.
Kapral John Thistow – 23-letni Royal Marine odwrócił głowę w kierunku, z którego dobiegł wrzask. Już kilka dni temu zobojętniał na odgłosy dochodzące z tych straszliwych bagien. Nadal jednak nie mógł pojąć uporu Japończyków.
- Koufuku shiro! (Poddajcie się!) – krzyknął po raz tysięczny w czarną otchłań bagien i po raz tysięczny nie doczekał się odpowiedzi.
„Pieprzeni Japońce wolą zdechnąć, niż się poddać…” – pomyślał.
„No i dobrze! Przynajmniej krokodyle się najedzą…”
W styczniu 1945 roku brytyjskie oddziały w Birmie sukcesywnie wypierały Japończyków w kierunku centrum kraju. Po zajęciu nadmorskiej prowincji Arakan brytyjscy stratedzy postanowili uderzyć na wyspy Ramree i Cheduba. Szczególnie ważna była ta pierwsza – znajdowało się na niej lotnisko, które samoloty RAFu mogłyby wykorzystać do atakowania celów w głębi kraju. Niebagatelne znaczenie strategiczne miał również port Kyaukpyu położony na północnym krańcu wyspy.
Japończycy nie zamierzali oddać wyspy bez walki. Zwiad doniósł, że poczynili odpowiednie przygotowania do odparcia desantu – umocnili bunkry, a przy plażach zainstalowali gniazda karabinów maszynowych. Brytyjczycy postanowili więc poprzedzić lądowanie intensywnym ostrzałem artyleryjskim i bombardowaniem.
O świcie 21 stycznia 1945 roku pancernik HMS „Queen Elizabeth” otworzył ogień z głównych dział w kierunku japońskich umocnień, a Liberatory i Thunderbolty z 224. Grupy RAF zbombardowały plaże niszcząc stanowiska karabinów maszynowych. Godzinę po tym ataku żołnierze z indyjskiej 71. Brygady Piechoty wylądowali na wyspie praktycznie bez problemów.
Pięć dni później komandosi Królewskiej Piechoty Morskiej zajęli wyspę Cheduba leżącą na południe od Ramree. Tutaj też obeszło się bez walki – okazało się, że Japończycy w ogóle nie utrzymywali posterunków na wyspie.
Na Ramree Japończycy toczyli beznadziejną walkę z przeważającymi siłami brytyjskimi, które spychały ich wgłąb wyspy. Zajęcie Cheduby odcięło im możliwość ucieczki drogą morską, więc pułkownik Kanichi Nagazawa podjął decyzję o przebiciu się w poprzek wyspy, do oddziałów japońskich stacjonujących na wschodzie.
Decyzja była teoretycznie słuszna, jednak pułkownik Nagazawa nie wziął pod uwagę faktu, że droga ewakuacji prowadzi przez rozległe bagna mangrowe. Dla niemal wszystkich jego żołnierzy te ciągnące się przez 16 kilometrów mokradła stały się przedsionkiem piekła.
Ci, którzy na samym początku utonęli w gęstym, lepkim błocie mogli uważać się za szczęściarzy. Szybka śmierć oszczędziła im cierpień, których doświadczyli ich towarzysze mozolnie przedzierający się przez namorzynowe bagna.
Był to teren opanowany przez roznoszące malarię moskity, zabójcze skorpiony, jadowite węże i przede wszystkim – straszliwe krokodyle różańcowe.
To największe i najbardziej zabójcze gady żyjące na naszej planecie. Samiec krokodyla różańcowego osiąga przeciętnie 4-5 metrów długości (spotykano osobniki liczące ponad 8 metrów) i jest doskonałą maszyną do zabijania. W poszukiwaniu pożywienia czasem opuszcza swoje terytorium zapuszczając się daleko na suchy ląd. Poluje na każde stworzenie, które jest w stanie zaspokoić jego głód – bydło domowe, kangury, dingo, a także – ludzi. W porównaniu z bawołem wodnym – jednym z jego przysmaków, dorosły mężczyzna to dla krokodyla zaledwie przystawka. Najchętniej poluje w nocy, czając się na ofiarę, która nieostrożnie wkroczy na jego terytorium. Chwyta ją zębami, wciąga pod wodę, a następnie rozrywa na kawałki. Ucieczka nie zda się na nic – nawet na lądzie krokodyl ten jest w stanie na krótkim dystansie prześcignąć człowieka. Wdrapanie się na drzewo? To tylko przedłużenie własnej agonii. Krokodyl różańcowy w przeciwieństwie do krokodyli słodkowodnych jest w stanie zwolnić swój metabolizm i czekać na ofiarę tygodniami.
Tysiąc japońskich żołnierzy uciekając przed Brytyjczykami weszło na teren, gdzie populacja tych zabójczych gadów była wyjątkowo liczna. Dla krokodyli był to sygnał typu „podano do stołu”.
Początkowo Japończycy próbowali odganiać krokodyle strzałami z karabinów, jednak kule ześlizgiwały się po grubych płytkach kostnych, którymi gady były pokryte. Równie dobrze można by było strzelać do nich z procy.
Brytyjczycy i Hindusi otoczyli bagna zajmując każdy suchy skrawek terenu i zaczęli nawoływać japońskich żołnierzy do poddania się. Bez skutku. Wierni samurajskiemu kodeksowi żołnierze woleli przerażającą śmierć, niż upokarzające poddanie się.
Hekatomba trwała całymi dniami. Japończycy pokąsani przez komary, skorpiony i węże, majaczący w malarycznej gorączce pełznęli na oślep przez gęste bagno. Co chwila któryś z nich zapadał się w gęstą maź,a na powierzchni pojawiało się kilka pęcherzy powietrza oznaczających miejsce jego wiecznego spoczynku. Najgorsze jednak były noce. Wtedy właśnie krokodyle wychodziły na żer.
W całkowitych ciemnościach rozlegały się wrzaski rwanych na strzępy ludzi pomieszane z pluskiem przewalających się w błocie krokodylich cielsk. Krew rozerwanych żołnierzy wabiła kolejne drapieżniki. Spirala ludożerczej uczty rozkręcała się, a kakofonia przerażających dźwięków jeżyła włosy na głowie Brytyjczykom i Hindusom, którzy podczas birmańskiej kampanii napatrzyli się na mrożące krew w żyłach widoki. To, co widzieli i słyszeli teraz nie dało się porównać z niczym. Od czasu do czasu rozbrzmiał jakiś pojedynczy strzał i trudno było ustalić, czy to Japończyk próbował odgonić od siebie gada, czy też któryś z Hindusów lub Brytyjczyków stojących na suchym lądzie zastrzelił szukającego schronienia wroga.
Generalnie nawoływano ich po poddania się, jednak wieści o popełnionych przez Japończyków okrucieństwach podczas wojny rozeszły się szeroko i zapewniły im szczerą nienawiść ze strony aliantów. Brytyjscy i hinduscy żołnierze widząc umorusaną błotem postać zmierzającą w ich kierunku nie zastanawiali się długo, tylko pociągali za spust.
W ciągu dnia nad mangrowym cmentarzyskiem krążyły sępy, które dokańczały robotę zaczętą w nocy przez krokodyle.
Hekatomba Japończyków trwała kilkanaście dni. W tym czasie wojskom brytyjskim udało się całkowicie otoczyć rozległe bagno i odciąć wrogom jakąkolwiek drogę ucieczki. Z tysiąca japońskich żołnierzy, którzy weszli w tę przerażającą pułapkę przeżyło zaledwie dwudziestu ciężko rannych, którzy dostali się do niewoli.
Liczba ta jest podawana w wątpliwość przez niektórych historyków. Według nich około dziewięciuset japońskich żołnierzy podjęło próbę przedarcia się w poprzek wyspy przez mangrowe bagna i pięciuset z nich się to udało. Co do pozostałych to niemożliwością jest stwierdzić dzisiaj ilu zostało pożartych przez krokodyle, ilu zastrzelonych przez Brytyjczyków bądź Hindusów, a ilu utonęło lub zmarło z innej przyczyny.
Faktem jest jednak, że wydarzenia, które miały miejsce na birmańskiej wyspie w lutym 1945 roku trafiły do Księgi Rekordów Guinnessa pod ponurym tytułem „Największe masowe zabójstwo dokonane przez zwierzęta na ludziach”.
Źródła brytyjskie na ten temat są wyjątkowo skąpe, zaś japońskie… nie istnieją. Japończycy nigdy nie lubili dokumentować swoich porażek, a naoczni świadkowie tamtych wydarzeń już nie żyją. Mieszkańcy wyspy Ramree też nie są w stanie powiedzieć nic na ten temat – obszar, w którym rozegrała się ta masakra jest i był praktycznie niezamieszkały.
To kolejna z tragicznych historii, w której niezwykle trudno jest oddzielić prawdę od mitu.
Przeczytaj także:
Tragedia USS „Indianapolis”
Krystyna i krokodyl
Źródła:
Frank McLynn, The Burma Campaign: Disaster Into Triumph, 1942-45, Yale University Press, 2011
Battle of Ramree Island, www.en.wikipedia.org, Dostęp 4.03.2012
Massacre at Ramree Island, www.youtube.com, Dostęp 4.03.2012