W osiem minut do nieśmiertelności

Hiszpania, okolice wąwozu Somosierra, 29 listopada 1808 roku, godzina 23:30.
Mgła zakrywa góry Ayllon obsadzone przez dziesięć tysięcy hiszpańskich żołnierzy. W dole, niedaleko wejścia do wąwozu płoną setki ognisk, przy których grzeją się polscy i francuscy żołnierze. Do jednego z ognisk zbliża się kilkunastu konnych. Zsiadają z rumaków i powoli podchodzą do grupy francuskich piechurów grzejących dłonie nad ogniem. Ci natychmiast rozpoznają jednego z przybyłych. To przecież sam Napoleon Bonaparte, ich cesarz w otoczeniu swoich generałów. Pochylają z czcią głowy, po czym odchodzą pozostawiając ognisko wodzowi i jego świcie.
Napoleon rozmawia cicho z generałami. Jest dobrej myśli. Hiszpańskie wojska stacjonujące pod Sepulvedą wycofały się, co oznacza, że może uderzyć na wąwóz nie ryzykując ataku od tyłu.
Nagle z ciemności wyłania się żołnierz ubrany w granatową kurtkę z amarantowym kołnierzem i obcisłe granatowe spodnie. Bezceremonialnie kuca przy ognisku i nie zwracając żadnej uwagi na generałów i cesarza wygrzebuje z ogniska żarzący się węgielek, by podpalić nim fajkę. Po czym, pykając fajeczkę odchodzi bez słowa.
- Ej ty! Podziękuj najjaśniejszemu panu za dopuszczenie do ognia! – krzyczy za odchodzącym blady z wściekłości generał.
- Jutro mu tam podziękuję – odpowiada polski szwoleżer wskazując ręką wejście do wąwozu i znika w ciemnościach.

Na początku XIX wieku Wielka Brytania była największym sponsorem i sojusznikiem sił antynapoleońskich w Europie. Bonaparte myślał co prawda o inwazji na wyspy i pokonaniu wszechmocnej Royal Navy, ale klęska pod Trafalgarem w 1805 roku wybiła mu te pomysły z głowy.
Postanowił więc zastosować blokadę ekonomiczną. Zmusiwszy do uległości niemal wszystkie państwa europejskie wydał w dniu 21 listopada 1806 roku Dekret Berliński zakazujący importu brytyjskich towarów do kontynentalnej Europy. Liczył na to, że embargo zrujnuje gospodarkę Wielkiej Brytanii i zmusi króla Jerzego III do negocjacji.
W rzeczywistości Brytyjczycy, kontrolujący handel na Atlantyku, przejęli się tym dekretem jak zeszłorocznym śniegiem. Embargo w bardzo małym stopniu dotknęło gospodarkę Wielkiej Brytanii, za to zrujnowało gospodarki Francji i innych państw europejskich.
Aby uszczelnić blokadę Napoleon musiał spacyfikować Hiszpanię i Portugalię. W tym czasie Hiszpania przeżywała ogromny chaos związany ze sporami dynastycznymi, podsycanymi zresztą przez Francuzów.
Napoleon zaprosił strony sporu na negocjacje do Bajonny, francuskiej miejscowości położonej tuż przy granicy z Hiszpanią. Tam kazał natychmiast aresztować obu pretendentów do tronu i ogłosił królem Hiszpanii swojego brata Józefa Bonaparte.
Zanim jednak nowy król zdążył przyjechać do kraju, którego miał być głową, w Hiszpanii wybuchło antyfrancuskie powstanie. Powstańcy zmasakrowali francuski kontyngent wojskowy stacjonujący pod Bailen i zmusili Józefa Bonaparte do ucieczki z Madrytu. Napoleon postanowił przyjść bratu z pomocą i siłą spacyfikować niepokorny kraj.
Kluczową sprawą było zdobycie Madrytu kontrolowanego przez powstańców. Zamiast iść naokoło przez Valladolid cesarz zdecydował się podążyć do stolicy najkrótszą drogą prowadzącą przez przełęcz Somosierra w górach Ayllon.
Dla hiszpańskiego generała Benito San Juana była to znakomita wiadomość. Był przekonany, że w stromych górach bez trudu zatrzyma francuską armię i zyska wieczną chwałę. Na zboczach gór otaczających wąwóz umieścił kilka tysięcy strzelców, zaś na wąskiej drodze prowadzącej pod górę środkiem wąwozu ustawił cztery potężne baterie armat. Po cztery armaty w pierwszych trzech i aż dziesięć w ostatniej, znajdującej się już na przełęczy.
30 listopada około godziny ósmej rano Napoleon nakazał trzem pułkom francuskiej piechoty uderzyć na wąwóz. Była to decyzja fatalna. Hiszpańscy strzelcy ulokowani na zboczach wzgórz i artylerzyści ustawieni w wąwozie zmasakrowali piechurów wspieranych przez dwa lekkie działa.
Napoleon wpada w kiepski humor. Jego piechurzy zostali wybici niemal co do nogi, a na domiar złego jeden z oficerów przyniósł mu fatalną wiadomość – podczas wczorajszego zwiadu polski oddział szwoleżerów utracił jednego ze swoich ludzi, którego najprawdopodobniej żywcem schwytali Hiszpanie.
Ku zdumieniu swoich generałów cesarz wydaje rozkaz frontalnego ataku na wąwóz. Ma go wykonać polski 3. szwadron 1. Pułku Szwoleżerów Gwardii Cesarskiej pod dowództwem pułkownika Jana Kozietulskiego. Francuscy oficerowie nie wierzą w to, co słyszą. Atak jednym szwadronem na stromą, ufortyfikowaną drogę, z tysiącami hiszpańskich strzelców po obu stronach?
To samobójstwo! Żaden szwoleżer nie zdoła dotrzeć nawet do pierwszej baterii armat!
Napoleon nie zmienia zdania. Rozkazuje generałowi Montbrun zawieźć rozkaz Polakom. Usłyszawszy go szwoleżerowie ustawiają się w czwórki. Atak poprowadzi 3. kompania pod dowództwem kapitana Jana Dziewanowskiego, tuż za nią uderzy 7. kompania dowodzona przez kapitana Piotra Krasińskiego. Razem 125 ludzi.
Widząc, jak Polacy bez słowa ustawiają się w szyku bojowym generał Montbrun wraca do cesarza i próbuje nakłonić go do zmiany rozkazu, który poskutkuje krwawą łaźnią. Napoleon pozostaje jednak nieugięty. Na argumenty Montbruna odpowiada machnięciem ręki i krótką uwagą „Zostawcie to Polakom”. Wysyła do gotującego się do walki oddziału swojego adiutanta, majora Philippa de Segura, który ma potwierdzić cesarski rozkaz. Polacy mają bezzwłocznie ruszyć do boju.
Dochodzi godzina 10:30. Mgła już dawno się rozwiała. Słońce wychodzi zza chmur i na zboczach gór z obu stron wąwozu pojawiają się setki małych rozbłyków. To promienie słoneczne odbijają się w lufach karabinów hiszpańskich strzelców.
Szwoleżerowie mają nietęgie miny. Wiedzą doskonale, że ida na pewną śmierć. Nikt nie zdoła się przedrzeć przez taką zaporę ogniową. Mimo to bez słowa protestu ustawiają się czwórkami i oczekują rozkazu do ataku.
Pułkownik Kozietulski dobywa szabli i wrzeszczy „Naprzód psiekrwie! Cesarz patrzy!”. Szwoleżerowie z szablami w dłoniach wydają dziki okrzyk i ruszają galopem w kierunku pierwszej baterii armat odległej o około 1000 metrów. Na zboczach wąwozu wykwitają setki dymnych pióropuszów, a huk wystrzałów zlewa się w jeden potężny grzmot. Kule świszczą szwoleżerom koło uszu, ale generalnie hiszpańscy strzelcy pudłują – zaledwie kilku Polaków spada z koni. Gdy znajdują się 400 metrów przed pierwszą baterią armat następuje pierwsza salwa. Na ziemię pada kilkunastu szwoleżerów. Po kilkunastu sekundach, gdy Polacy są już około 50 metrów przed hiszpańskimi działami, te plują kolejną, morderczą salwą kartaczy. Szwoleżerowie przeskakują nad zabitymi i rannymi kolegami i dopadają armat. Ich obsługa ginie w ciągu kilku sekund. Paru Hiszpanów próbuje ukryć się pod działami. Na próżno. Polacy, którzy przed chwilą widzieli swoich kolegów zmasakrowanych pociskami wyciągają spod armat oszalałych ze strachu artylerzystów i zabijają na miejscu. Kozietulski ponownie podrywa szwadron do ataku. Kolejna bateria odległa jest o około 500 metrów. Jej salwa okazuje się dość nieskuteczna. Ginie kilku Polaków, a pułkownik Kozietulski traci konia. Szwoleżerowie masakrują szablami obsługę drugiej baterii i ruszają na trzecią.
Obsługa trzeciej baterii miała dość czasu, by się przygotować, więc ich salwa wyrządza największe szkody wśród szturmujących Polaków. Ranny zostaje kapitan Dziewanowski. Hiszpańskie kule zabijają i ranią kilkunastu szwoleżerów. Polacy wybijają kanonierów i ruszają coraz bardziej stromą drogą ku czwartej, najsilniejszej baterii.
Kilkudziesięciu jeźdźców z zakrwawionymi szablami w dłoniach, szaleństwem w oczach i dzikim wrzaskiem na ustach rzuca się w kierunku dziesięciu armat ustawionych na przełęczy. Potężna salwa zrzuca z koni większość z nich. Zaledwie kilku Polaków dopada linii armat i siecze szablami ich obsługę. Wśród nich jest jedyny ocalały oficer – podporucznik Andrzej Niegolewski. Kiedy dym opada stwierdza on ze zdumieniem, że oprócz niego do czwartej baterii dotarło tylko kilku szwoleżerów. W głębi wąwozu dostrzega jeszcze kilkunastu innych, biegnących co sił ku przełęczy. Salwa zabiła ich konie, lecz oni sami są tylko lekko ranni i zdolni do dalszej walki. Niegolewski czeka, aż dobiegną do niego, formuje z nich niewielki oddział i uderza na kilkudziesięciu hiszpańskich piechurów, którzy stoją około stu metrów dalej. Ci odpowiadają salwą z karabinów. Koń podporucznika Niegolewskiego pada przygniatając jeźdźca. Do leżącego Polaka natychmiast doskakuje kilkunastu Hiszpanów. Dziesięć bagnetów zatapia się w ciele oficera. Kilku Hiszpanów przystawia lufy karabinów do głowy Polaka i strzela.
To nieprawdopodobne, ale Niegolewski przeżył. Hiszpanie używali karabinów o niegwintowanych lufach i kiepsko skalibrowanych pocisków o małej prędkości wylotowej, W dodatku obszyta drutem czapka szwoleżera osłabiła ich uderzenie. Niegolewski, udekorowany przez cesarza krzyżem Legii Honorowej wrócił do kraju, ożenił się i spłodził ośmioro dzieci. Walczył w powstaniu listopadowym, po czym zajął się działalnością społeczną. Zmarł w Poznaniu w 1857 roku, 49 lat po słynnej szarży.

Atak polskich szwoleżerów pod Somosierrą uwieczniło na obrazach wielu artystów, między innymi Piotr Michałowski.

Na pomoc Polakom przybywa pluton francuskich Strzelców Konnych Gwardii i pluton szwoleżerów Tomasza Łubińskiego. Hiszpańscy strzelcy w popłochu wycofują się ze wzgórz i przełęczy. Generał San Juan zostaje zamordowany przez własnych żołnierzy. Kilka tysięcy Hiszpanów trafia do niewoli.
125 polskich szwoleżerów w ciagu ośmiu minut pokonało 2,5-kilometrowy odcinek drogi biegnący stromo pod górę środkiem wąskiego wąwozu, przy 300-metrowej różnicy wzniesień, pod ogniem czterech baterii armat i kulami tysięcy Hiszpanów strzelających do nich z odległości kilkudziesięciu metrów. W szturmie padło 18 Polaków, a kilkudziesięciu zostało rannych. Liczba zabitych Hiszpanów trudna jest do oszacowania. Na pewno zginęła cała obsługa czterech baterii armat i nieustalona liczba piechurów stacjonujących na przełęczy.
Droga na Madryt stanęła otworem.

Przeczytaj także:
Żyd, mason, bohater

Źródło:

Bitwa pod Somosierrą, http://pl.wikipedia.org, Dostęp 15.05.2011
Janusz K. Zawodny, Somosierra: prawda i legenda, http://www.zwoje-scrolls.com, Dostęp 15.05.2011
Zenobi, Somosierra 1808. Chrzest bojowy 3 szwadronu, http://napoleon.org.pl, Dostęp 15.05.2011
Włodzimierz Kalicki, 30 listopada 1808. Podziekuję na górze, Gazeta Wyborcza, 2.12.2008