Walka i przyjaźń
Lotnisko Balice koło Krakowa, 1 września 1939 roku, godzina 5:30
Ciszę nad lotniskiem rozdarł głos syreny alarmowej. Było już zupełnie jasno. Od strony miasta dochodziło głuche dudnienie wybuchów.
Z głównego budynku wybiegło kilka postaci.
„Władek, lecisz ze mną!” – krzyknął jeden z mężczyzn dopinając w biegu skórzaną kurtkę. Po chwili obaj byli przy swoich samolotach. Wsiedli do kabin, naciągnęli na głowy pilotki i założyli gogle. Silniki Bristol Mercury krztusiły się przez chwilę zanim zaczęły pracować równym rytmem. Dwa myśliwce P-11c potoczyły się w kierunku pasa startowego.
W pierwszej parze wystartowali kpt. Mieczysław Medwecki i ppor. Władysław Gnyś. Kiedy nabierali wysokości zza chmur wypadły na nich trzy bombowce nurkujące Ju-87. Pierwszy ze Stukasów ominął samolot Gnysia i puścił morderczą serię w kierunku samolotu kapitana Medweckiego. Pociski zabiły pilota siedzącego w otwartej kabinie i maszyna pozbawiona sterowania zwaliła się bezwładnie w dół. Roztrzaskała się na polach koło miejscowości Żurada. Podporucznik Gnyś bezsilnie patrzył na śmierć swojego dowódcy i przyjaciela. Tymczasem Stukas zawrócił i zaczął strzelać do niego. Gnyś ratował się gwałtownym skrętem w lewo, po czym, nabrawszy wysokości przygotował się do ataku. Niestety – Stukas zdążył skryć się w chmurach. Zawróciwszy w stronę lotniska zrozpaczony i wściekły pilot zauważył kilka bombowców wracających znad Krakowa. Po dwóch statecznikach pionowych poznał, że to Dorniery Do-17. Mocniej zacisnął dłonie na drążku sterowym.
Teraz pomści przyjaciela.
Władysława Gnysia przygoda z lotnictwem zaczęła się w 1933 roku, kiedy po odbyciu dwuletniej służby wojskowej został skierowany na kurs pilotażu w Grudziądzu, po ukończeniu którego trafił do 4. Pułku Lotniczego w Toruniu. W 1936 roku podjął naukę w Szkole Podchorążych w Bydgoszczy, którą zakończył maturą dwa lata później. Potem była słynna Szkoła Orląt w Dęblinie i wreszcie upragniony przydział do 121 Eskadry Myśliwskiej w Krakowie.
W pierwszym dniu wojny podporucznik Gnyś wystartował ze swoim dowódcą kapitanem Mieczysławem Medweckim do lotu na przechwycenie niemieckich bombowców wracających znad Krakowa. Niedługo po starcie zaatakowały ich Stukasy. Kapitan Medwecki poległ, a Gnyś samotnie kontynuował patrol. W okolicach Olkusza natknął się na grupę Dornierów wracających do bazy po zbombardowaniu Krakowa. Ostrzelał i strącił dwa z nich, zostając w ten sposób pierwszym alianckim pilotem, który zestrzelił wrogi samolot podczas II Wojny Światowej.
Przez następne dwa tygodnie latał bojowo na P-11c, ale nie odniósł więcej zwycięstw. W połowie września ciężko się rozchorował i został ewakuowany samochodem do Rumunii. W Bukareszcie doszedł do zdrowia i w październiku odpłynął statkiem do Marsylii.
We Francji znalazł się w pierwszej grupie polskich pilotów, która została przeszkolona na myśliwcach Morane 406. Jako pilot polsko-francuskiej Grupy Pościgowej 16 maja 1940 roku wspólnie z dwoma innymi lotnikami zestrzelił niemiecki bombowiec. Po upadku kampanii francuskiej polscy piloci ewakuowali się do Port Vendres koło granicy z Hiszpanią i stamtąd odpłynęli do Oranu. Potem drogą lądową dotarli do Casablanki i na pokładzie brytyjskiego statku przybyli do Liverpoolu. Była połowa lipca 1940 roku.
W sierpniu podporucznik Gnyś dostał przydział do 302. „Poznańskiego” Dywizjonu Myśliwskiego. Latał w nim przez rok, a potem rozpoczął peregrynację po innych polskich jednostkach. Przez krótki czas był w słynnym Dywizjonie 303, potem został dowódcą eskadry w 316. Dywizjonie „Warszawskim”, potem przeszedł na identyczne stanowisko w Dywizjonie 309, by w sierpniu 1944 roku otrzymać awans na dowódcę 317. „Wileńskiego” Dywizjonu Myśliwskiego.
W dniu, w którym objął dowództwo 317. Dywizjon otrzymał rozkaz osłony wyprawy bombowej nad Rouen. Kiedy dotarli nad cel odezwała się artyleria przeciwlotnicza. Spitfire Gnysia dostał w silnik i zaczął mocno dymić. Pilot cudem ocalił życie lądując na leśnej przesiece, jednak doszczętnie rozbił samolot. Kiedy próbował wydostać się z kabiny rozległy się strzały. Okazało się, że niemieccy żołnierze obserwowali jego dramatyczne lądowanie i natychmiast przybiegli na miejsce. Jeden z nich trafił Polaka w plecy.
Niemcy wzięli go do szpitala, gdzie chirurg zrezygnował z prób wyjęcia pocisku, który utkwił bardzo głęboko.
Władysław Gnyś do końca życia chodził z tym pociskiem w plecach.
Kilka dni później francuscy partyzanci odbili Polaka ze szpitala i kiedy front był już blisko – przekazali go aliantom.
Po wyzdrowieniu ukończył brytyjską Wyższą Szkołę Lotniczą i jako kapitan objął stanowisko w dowództwie Polskich Sił Powietrznych. Za swoje wojenne dokonania otrzymał Virtuti Militari oraz trzykrotnie Krzyż Walecznych.
W 1947 roku Brytyjczycy zaoferowali Władysławowi Gnysiowi długoletni kontrakt z RAF. Po namyśle odmówił i wraz z żoną zdecydowali się na emigrację do Kanady. Osiedli w stanie Ontario. Najpierw próbowali sił w rolnictwie. Zakupili farmę, ale brak wiedzy rolniczej sprawił, że szybko zbankrutowali. Sprzedali gospodarstwo i przenieśli się do miasta Grimsby. Władysław rozpoczął pracę jako mechanik w zakładach samochodowych, a jego żona Barbara zajęła się hodowlą rasowych psów. Powoli wykuwali swoje emigracyjne szczęście. Wkrótce nadeszła stabilizacja finansowa i urodzili się dwaj synowie – Stefan i Ashley.
W Polsce zapomniano o pierwszym powietrznym zwycięzcy. W latach 80-tych dziennikarze bezskutecznie próbowali ustalić losy pilota, który we wrześniu 1939 roku jako pierwszy zestrzelił hitlerowski bombowiec. Ktoś rozpuścił plotkę, że Władysław Gnyś zmarł na emigracji w 1983 roku.
Była jednak osoba, która szukała go ze szczególną determinacją. Był to Frank Neubert – pilot Stukasa, który zestrzelił kapitana Medweckiego w pierwszym dniu wojny i z którym Władysław Gnyś stoczył pierwszy powietrzny pojedynek. Frank podczas wojny wykonał 350 lotów bojowych i był jednym z najbardziej cenionych pilotów Luftwaffe. Najbardziej w pamięci utkwiła mu jednak pierwsza walka, w której zaatakował dwa polskie myśliwce.
Podobnie jak Władysław Gnyś po stronie alianckiej, Frank Neubert był pierwszym niemieckim pilotem, który zestrzelił nieprzyjacielski samolot podczas II Wojny Światowej.
Jego upór opłacił się – w 1984 roku ustalił adres dawnego wroga w Kanadzie. Zasiadł przy biurku i zaczął pisać najtrudniejszy list w życiu.
„…Wtedy była wojna, ale teraz mamy pokój. Pomyślałem nieśmiało, że może chciałby się Pan spotkać…”
Napisał list i… schował go do szuflady. Nie miał odwagi go wysłać – przecież zabił przyjaciela tego człowieka i próbował zabić jego samego.
Pięć lat później lekarz powiedział mu, że stan jego serca nie wróży mu zbyt długiego życia. Frank zdecydował się wysłać list do polskiego pilota.
Po trzech tygodniach przyszło zaproszenie do Kanady.
Niemal dokładnie 50 lat po ich pierwszym spotkaniu na niebie nad Małopolską – 31 sierpnia 1989 roku w posiadłości Gnysia w Beamsville dwaj dawni wrogowie spotkali się ponownie i uścisnęli sobie dłonie.
Piloci, którzy kiedyś chcieli się pozabijać teraz zostali serdecznymi przyjaciółmi.
W latach 90-tych Władysław Gnyś kilkakrotnie odwiedzał Polskę, gdzie był witany ze wszystkimi honorami. Uczestniczył w uroczystości nadania swego imienia szkole podstawowej w miejscowości Żurada, został honorowym obywatelem Olkusza. W 1998 roku w Pałacu Namiestnikowskim gościł go prezydent. Podczas tej wizyty odwiedził także Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie, gdzie przechowywany jest jedyny ocalały egzemplarz myśliwca P-11c. Wsiadł do kabiny i ze wzruszeniem dotykał dźwigni i przełączników.
Władysław Gnyś zmarł w Kanadzie 28 lutego 2000 roku. Frank Neubert zmarł trzy lata później.
Niezwykłą przyjaźń obu pilotów kontynuują ich dzieci.
Źródło:
Radosław Nawrot, Dzieci śmiertelnych wrogów pojednały się, Gazeta Wyborcza, 15.05.2008.
Dariusz Tymiński, Wladyslaw Gnys and the first Allied WWII air victory, http://www.elknet.pl Dostęp 2.10.2010
Walka, Pojednanie, Przyjaźń, http://www.wystawa.com.pl Dostęp 2.10.2010
Wojciech Zmyślony, Władysław Gnyś, http://www.polishairforce.pl Dostęp 2.10.2010