Przeklęty sektor

Kanał La Manche, na wysokości Vierville, 6 czerwca 1944 roku, godzina 7:25.
Brytyjski sternik łodzi desantowej był bliski obłędu. Zalewany wodą morską, drżącymi dłońmi trzymał koło sterowe i wytężał całą siłę woli, by nie zemdleć ze strachu. Przed sekundą pocisk moździerzowy trafił sąsiednią łódź. Na jego oczach w powietrze pofrunęły kawałki drewna wraz z pourywanymi częściami ciał nieszczęsnych Jankesów. Część z nich spadła na jego łódź.
O dziwo, żołnierze Kompanii B, 116 Pułku, 29 Dywizji Piechoty Armii USA – pasażerowie sterowanej przez niego łodzi nie zwrócili na ten koszmar większej uwagi,
Pewnie dlatego, że byli zajęci wylewaniem za burtę wody, którą łódź nabrała zaraz po opuszczeniu transportowca SS „Empire Javelin”. Czerpali ją hełmami i byli tak pochłonięci pracą, że nie zauważyli horroru rozgrywającego się przed nimi. Może to i lepiej…
Sternik jednak wszystko widział.
Widział błyski luf karabinów maszynowych ustawionych na wysokim urwisku.
Widział eksplozje pocisków moździerzowych rozrywające na strzępy żołnierzy na plaży.
Widział ciała unoszone falą przypływu, która zmieniła kolor na krwistoczerwony.
Dość tego! Niech się dzieje, co chce!
- Zawracamy! Nie widzę punktów orientacyjnych! – krzyknął do dowódcy oddziału, porucznika Donaldsona.
Ten w odpowiedzi sięgnął po Colta .45, przyłożył go do skroni sternika i wrzasnął:
- Do brzegu, kurwa!

Sceny lądowania na plaży Omaha przedstawione w „Szeregowcu Ryanie” reżyserii Stevena Spielberga to prawdopodobnie najlepsze sceny wojenne, jakie kiedykolwiek nakręcono. Czy masakra przedstawiona przez słynnego reżysera i sfotografowana przez polskiego operatora Janusza Kamińskiego naprawdę była aż tak krwawa? Chyba nie.
W rzeczywistości było o wiele gorzej…
Plaża Omaha to około siedmiokilometrowy odcinek francuskiego wybrzeża pomiędzy Sainte-Honorine-des-Pertes na wschodzie i Vierville na zachodzie. Jest on lekko wygięty w kształt łagodnego półksiężyca. Podczas odpływu plaża ma około 300 metrów szerokości, zaś podczas przypływu morskie fale rozbijają się o opaski brzegowe ciągnące się u stóp stromego urwiska górującego nad plażą.
Urwiska przecięte są czterema małymi dolinkami prowadzącymi wgłąb lądu. Są one jednak bardzo silnie bronione przez Niemców.
Ci wyjątkowo starannie obsadzili ten odcinek.
Na plaży znajdują się ukośnie wbite belki z minami zainstalowanymi na końcach, „belgijskie wrota” – żelazne zapory przeciwczołgowe oraz stalowe jeże w postaci kilku zespawanych ze sobą dźwigarów.
Na szczycie urwiska ulokowane są bunkry, gniazda karabinów maszynowych i stanowiska moździerzy. Nie ma ciężkiej artylerii. Co prawda w pobliskim Point du Hoc znajduje się sześć haubic kalibru 155mm, ale nie wezmą one udziału w walce.
Niemieckie umocnienia są obsadzone przez żołnierzy z 716 Dywizji Piechoty. Nie jest to elitarna formacja. Znaczna część żołnierzy została wcielona do niej pod przymusem. Są tam Rosjanie oraz… Polacy. W odwodzie czeka 352 Dywizja rozlokowana w okolicach Saint Lo. Jej żołnierze to prawdziwi twardziele, weterani z frontu wschodniego.
Plaża Omaha podzielona jest na dziesięć sektorów: Able, Baker, Charlie, Dog Green, Dog White, Dog Red, Easy Green, Easy Red, Fox Green i Fox Red. Każdy z nich ma długość około sześciuset metrów.
Najsilniej umocniony jest sektor Dog Green znajdujący się na wysokości miasteczka Vierville. Przejdzie on do historii pod nazwą „Krwawej Omaha”.
Jest wczesny ranek 6 czerwca 1944 roku. Do sektora Green Dog zbliża się siedem łodzi desantowych zwanych powszechnie Łodziami Higginsa. W każdej z nich znajduje się trzydziestu paru żołnierzy z Kompanii A, 116 Pułku, 29 Dywizji Piechoty US Army. Stoją w milczeniu. Są w miarę spokojni, ponieważ nie zdają sobie sprawy z tego, co ich czeka. To nowicjusze, nigdy wcześniej nie brali udział w walce. Ponad połowa z nich pochodzi z Bedford z Virginii, więc koledzy z innych kompanii mówią o nich „Bedford Boys”.
Kiedy są w odległości trzech kilometrów od brzegu zaczyna się ostrzał z moździerzy. Większość pocisków wpada do wody co najwyżej ochlapując Amerykanów. Ale nie wszystkie.
Łódź numer 5 obrywa w silnik i zaczyna tonąć. Żołnierze wyskakują przez burty. Sześciu tonie, reszta rozpaczliwie próbuje utrzymać się na powierzchni. Po kilku chwilach zjawia się przy nich amerykański okręt i wyławia ich z morza.
Mogą uważać się za szczęściarzy. Ominie ich los kolegów, którzy dotrą do plaży.
Pozostałe łodzie podążają niestrudzenie w kierunku francuskiego wybrzeża. W odległości 100 metrów od celu pocisk moździerzowy trafia w łódź numer 3. Ginie dwóch żołnierzy, a łódź zaczyna tonąć. Żołnierze objuczeni ciężkim ekwipunkiem idą na dno razem z nią.
O godzinie 6:36 cztery łodzie docierają na odległość kilkudziesięciu metrów od plaży i opuszczają rampy. Żołnierze rzucają się do przodu i lądują w wodzie głębokiej po szyję. W tym momencie rozpętuje się piekło. Skraj urwiska górującego nad plażą ożywa ogniem z luf kilkunastu karabinów maszynowych. Pociski zabijają żołnierzy wyskakujących z łodzi, tak, że w wodzie lądują już ich martwe ciała. Woda przybiera ciemnoczerwony kolor. Ci, którzy zostali ranni toną. Ciężki ekwipunek natychmiast nasiąka wodą i ciągnie w dół, a przestrzelone ręce i nogi nie są w stanie utrzymać nieszczęsnego żołnierza na powierzchni. Nieliczni zdołają utrzymać grunt pod nogami i dotrzeć na płytszą wodę, by ukryć się za stalowymi jeżami. Jest jednak pora przypływu. Wkrótce woda zabiera także ich. Zaledwie kilku dociera na suchy ląd. Kryją się przed huraganowym ogniem za niemieckimi zaporami przeciwczołgowymi, po czym… pędem wracają do wody uznając ją za najbezpieczniejsze schronienie. Zanurzają się w niej całkowicie starając się schować za potrzaskaną łodzią desantową. Nieubłagany przypływ znosi ich jednak w kierunku plaży.

Zdjęcie Roberta Sargenta wykonane 6 czerwca 1944 roku na plaży Omaha, w sektorze Fox Green. Autor zatytułował je „Prosto w paszczę śmierci”.

Kompania A nie ma już dowódców. W ciągu siedmiu minut od momentu lądowania giną wszyscy oficerowie i podoficerowie. Część poległa od ognia karabinów maszynowych, reszta padła łupem niemieckich snajperów, którzy w pierwszej kolejności biorą na cel oficerów, potem żołnierzy objuczonych ciężkim sprzętem, takim jak radiostacje, miotacze ognia, czy rury Bangalore służące do wysadzania zasieków, potem dopiero strzelają do kryjących się za zaporami żołnierzy.
Do plaży dociera ostatnia łódź. Dwa niemieckie karabiny maszynowe MG-42 koncentrują na niej ogień. Żaden z ponad trzydziestu żołnierzy nie dociera nawet do końca otwartej rampy. Zostają dosłownie przecięci na pół seriami pocisków.
Karabin maszynowy MG-42 był najbardziej zabójczą bronią tego typu używaną podczas II Wojny Światowej. Jego niewiarygodna szybkostrzelność (do 20 pocisków na sekundę) powodowała, że seria wystrzałów zlewała się w jeden potworny dźwięk przywodzący na myśl pracującą piłę tarczową. Alianccy żołnierze ochrzcili go mianem „piły Hitlera”.
Mija dwudziesta minuta od chwili, kiedy pierwsza z łodzi opuściła rampę. Nie ma już dowódców, a dwie trzecie Kompanii A nie żyje. Ci, którym udało się przeżyć siedzą w wodzie wystawiając jedynie nozdrza ponad powierzchnię. Żaden z żołnierzy nie wystrzelił w stronę Niemców ani jednego pocisku. Serie niemieckich karabinów maszynowych sieką wodę i co chwila jeden z żolnierzy szukających schronienia w falach idzie na dno, a w miejscu, gdzie był pojawia się czerwona plama. Reszta szuka schronienia za każdą możliwą rzeczą. Za strzępami ich łodzi, za niemieckimi przeszkodami, nawet za ciałami własnych kolegów.
Tu nie ma bohaterów i tchórzy. W obliczu nieuchronnej śmierci pęka kręgosłup moralny, a instynkt samozachowawczy zamienia ludzi w zwierzęta, które chcą przeżyć za wszelką cenę. Męstwo, honor, poczucie obowiązku – to wszystko leży w strzępach pokonane przez atawistyczny instynkt przetrwania i rozstrzelane seriami niemieckich karabinów maszynowych.
Po upływie godziny sześciu ludzi z Kompanii A niesionych falą przypływu dociera do stóp urwiska. Znajdują niewielką niszę, w której się kulą, jak osaczone zwierzęta. Zostaną tam przez resztę tego koszmarnego dnia skostnieni z przerażenia, nie mówiący ani słowa nawet do siebie, sparaliżowani tym, czego doświadczyli. Żołnierze innych kompanii docierający do plaży zostawią ich w spokoju, każdy z nich ma swoje własne problemy.
Po kilku godzinach dwóch żołnierzy z tej szóstki skulonej u stóp urwiska otrząsa się z odrętwienia i dołącza do rangersów z 2 Batalionu, którzy szturmują niemieckie umocnienia w Pointe du Hoc.
To jedyni żołnierze Kompanii A, którzy tego dnia wzięli udział w walce.
Według planu Kompania B ma wylądować na plaży Omaha dokładnie pół godziny po Kompanii A. Jednak podczas opuszczania przy wzburzonym morzu sześciu łodzi desantowych z pokładu transportowca SS „Empire Javelin” dostało się do nich sporo wody, która bardzo je spowolniła. Żołnierze zaczęli czerpać ją za pomocą hełmów i wylewać za burtę. Zajęci tym nie widzieli, co się dzieje w sektorze, w którym wylądowała Kompania A. Widział to jednak sternik pierwszej łodzi drugiego rzutu, który próbował zawrócić. Zrezygnował po tym, jak porucznik Donaldson przystawił mu pistolet do głowy.
Pokaz determinacji porucznika Donaldsona, który zmusił brytyjskiego sternika do utrzymania kursu na plażę miał pozytywny wpływ na morale jego żołnierzy. Żaden z nich nie spanikował, kiedy tuż obok łodzi eksplodowały trzy pociski moździerzowe. Niestety chwilę później ich szczęście się skończyło.
O godzinie 7:30, kiedy łódź jest w odległości około 75 metrów od brzegu porucznik Donaldson wrzeszczy do sternika „Opuszczaj rampę!”.
Jak tylko stalowa ściana wędruje w dół, do środka łodzi wpadają pociski niemieckich karabinów maszynowych. Porucznik Donaldson wskakuje do wody, po czym krzyczy „Dostałem!”. Thomas Kenser, sanitariusz, krzyczy „Trzymaj się! Idę do ciebie!” jednak sekundę później pada przeszyty serią kul. Trzecim żołnierzem opuszczającym łódź jest porucznik Tom Dallas z Kompanii C, który poprosił przełożonych o pozwolenie na wzięcie udziału w jednym z pierwszych rzutów jako zwiadowca swojej kompanii. Niemiecki pocisk dosłownie odstrzeliwuje mu głowę.
Za nim podąża szeregowy Robert Sales, łącznościowiec dźwigający na plecach ciężką radiostację. Ślizga się na rampie i przewraca rozbijając niesione na plecach urządzenie. Dzięki temu przeżywa. Ci, którzy wyskakują za nim padają ścięci seriami niemieckich karabinów maszynowych. Żaden z nich nie dociera do suchego lądu.
Szeregowy Sales ostatkiem sił chwyta jakąś deskę z rozbitej łodzi desantowej i próbuje utrzymać się na powierzchni. Na próżno, Ekwipunek, a zwłaszcza ciężka radiostacja ciągną go w dół. W ostatniej chwili podpływa do niego postrzelony w twarz żołnierz z Kompanii A, który szukał schronienia w wodzie. Nożem przecina szelki plecaka i ratuje Salesa przed utonięciem.
Oprócz łodzi porucznika Donaldsona jeszcze jedna łódź z żołnierzami Kompanii B próbuje wylądować w środku sektora Dog Green. Pocisk moździerzowy trafia w sam jej środek. Łódź obraca się bokiem. Serie z karabinów maszynowych MG-42 przechodzą przez drewniane burty jak przez masło masakrując amerykańskich żołnierzy i brytyjską załogę. Nikt nie przeżywa.
Sternicy czterech pozostałych łodzi desantowych widząc co się stało z poprzednikami kręcą kołami sterowymi, byle znaleźć się jak najdalej od tego koszmaru. Łamią rozkazy, ale ratują życie żołnierzy. Dwie z tych łodzi kierują się na prawo, ku Pointe du Hoc w sektorze Charlie, gdzie walczą rangersi z 2 Batalionu.
Jedna z nich, którą dowodzi porucznik Leo Pingenot kieruje się ku niewielkiej zatoczce wyglądającej na dość spokojną. Kiedy są w odległości około pięćdziesięciu metrów od brzegu porucznik wrzeszczy do sternika „Opuszczaj rampę!”. Ten jednak, sparaliżowany strachem ani drgnie. Doskakuje do niego sierżant Padgett, nokautuje silnym ciosem i gwałtownie kręci żelaznym kołem opuszczającym rampę. Plaża jest usiana ogromnymi głazami, które zapewniają żołnierzom osłonę. Pociski karabinów maszynowych odłupują z nich kamienne fragmenty, ale nie mogą razić ukrywających się za nimi Amerykanów. Ci skokami poruszają się ku urwisku. Do jego stóp dociera znakomita większość – tylko sześciu żołnierzy padło od ognia karabinów maszynowych.
Spotykają oddział rangersów, do których dołączają i kontynuują walkę.

Scena z filmu „Szeregowiec Ryan” w reżyserii Stevena Spielberga. Słynny reżyser nieco minął się z faktami. 2 Batalion Rangersów nie atakował sektora Dog Green, ale przylegający do niego sektor Charlie.

Druga łódź Kompanii B, która również skręciła w prawo, ku sektorowi Charlie nie ma tyle szczęścia. Jedynie siedmiu żołnierzy dociera żywych do stóp urwiska.
Sternicy dwóch pozostałych łodzi widząc tragiczny los załogi porucznika Donaldsona i tej, która dotarła do przeklętego sektora zaraz po niej gwałtownie skręcają w lewo, ku sektorowi Dog White.
Sternik jednej z nich odbija o sześćset metrów w lewo i znajduje piaszczystą łachę wrzynającą się w morze. Bez namysłu kieruje ku niej łódź. Żołnierze dowodzeni przez porucznika Williamsa wyskakują od razu na suchy ląd, bez konieczności taplania się w wodzie. Kiedy ostatni z żołnierzy opuszcza łódź pocisk moździerzowy rozwala ją na kawałki zabijając sternika.
Niemieckie karabiny maszynowe i moździerze koncentrują ogień na oddziale porucznika Williamsa. Tylko on i dziesięciu żołnierzy dociera do opaski brzegowej ciągnącej się u stóp urwiska. Żołnierze starają się zachować jak największe odstępy od siebie – jeżeli będą stali w grupie wówczas jedna celna seria zabije ich wszystkich.
Tuż obok nich bezustannie rozrywają się pociski moździerzowe. Odłamki dosięgają trzech żołnierzy. Porucznik Williams prowadzi ocalałą siódemkę do wylotu dolinki prowadzącej wgłąb lądu. Ledwo dostrzegalną ścieżką wdrapują się na szczyt urwiska i stają na skraju niewielkiej wsi Les Moulins.
Wioska jest silnie ufortyfikowana przez Niemców. Seria z karabinu maszynowego ustawionego w betonowym bunkrze  przygniata Amerykanów do ziemi. Czołgają się teraz w wysokiej trawie. Porucznik Williams podkrada się na odległość kilkunastu metrów od bunkra, bierze do ręki granat, wyciąga zawleczkę, czeka chwilę i rzuca.
Niestety, czekał za długo i granat eksploduje w powietrzu nie robiąc załodze bunkra żadnej krzywdy.
Sięga po drugi granat, wyciąga zawleczkę i rzuca. Niecelnie. Granat odbija się od ściany bunkra i… ląduje obok niego. Eksplozja wbija mu trzy odłamki w ramię. Na dodatek w jego kierunku leci z bunkra niemiecki granat trzonkowy zwany przez Amerykanów „tłuczkiem do ziemniaków”. Porucznik Williams inkasuje kolejnych kilka odłamków. Kiedy czołga się ku swoim dopada go seria z karabinu maszynowego raniąc go w nogę i pośladek. Z ogromnym trudem dociera do swoich i przekazuje mapę i kompas sierżantowi Frankowi Price, mianując go swoim zastępcą. Poleca, by udał się wraz z ludźmi w stronę wsi Vierville. Price się opiera, ale Williams jest stanowczy. Obserwuje, jak jego żołnierze ruszają w stronę wsi, po czym rozciąga się na ziemi. Późnym wieczorem znajdą go amerykańscy sanitariusze.
Siedmiu żołnierzy idzie ostrożnie w kierunku Vierville. Kiedy dochodzą do żywopłotu oddzielającego dwa pola rozlega się terkot karabinu maszynowego. Natychmiast padają na ziemię. Za żywopłotem jest niemieckie stanowisko z siedmioma żołnierzami i dwoma MG-42. Jeden z Amerykanów czołga się rowem z thompsonem w garści, nagle zrywa się na równe nogi i celną serią z pistoletu maszynowego zabija Niemców.
Żołnierze Williamsa podchodzą do Vierville i ze zdumieniem stwierdzają, że wieś jest w rękach ich kumpli z Kompanii B dowodzonych przez porucznika Waltera Taylora.
Łódź wioząca jego oddział również odbiła w lewo od sektora Dog Green, ale nie tak daleko, jak łódź z oddziałem porucznika Williamsa. Jakimś cudem znaleźli się na kawałku plaży wolnym od ostrzału. Wdrapali się na urwisko tracąc zaledwie sześciu ludzi i po dwugodzinnej walce opanowali Vierville.
Wyłomy w niemieckiej linii obrony zostały zrobione. Teraz wleją się przez nie tysiące żołnierzy.

Przeczytaj także:
Kryptonim „Brutus”

Źródło:
Testimony of Private Harold Baumgarten, http://www.americandday.org, Dostęp 17.03.2013.
Brian Williams, Omaha Beach, http://www.militaryhistoryonline.com, Dostęp 17.03.2013.
Laurent Lefebvre, 6-7 June 1944 – Omaha Beach, http://www.29infantrydivision.org, Dostęp 17.03.2013.
S.L.A. Marshall, First Wave at Omaha Beach, Atlantic Magazine, November 1960.