Pustynne piekło

Mirbat, Oman, 19 lipca 1972 roku, godzina 5:00.
Wschodzące słońce oświetlało zbocza gór Dhofar. Kapitan Mike Kealy, dowódca małego, zaledwie dziewięcioosobowego oddziału SAS właśnie skończył wartę na dachu piętrowego domu na przedmieściach Mirbatu i miał zamiar obudzić zmiennika, kiedy ruch na jednym ze wzgórz przykuł jego uwagę. Podniósł lornetkę do oczu. Kilkanaście postaci z kałasznikowami w rękach schodziło w dół zbocza. Nie wszczął alarmu sądząc, że to żołnierze rządowi wracają z patrolu.
Po chwili kolejne wzgórze zamrowiło się od schodzących postaci. Potem kolejne. I kolejne.
Mike nie miał już wątpliwości. To szturm.
Czyjaś ręka dotknęła jego ramienia. To był kapral Roger Cole.
- Ilu? – spytał krótko.
- Co najmniej trzystu – odpowiedział Mike.
- No to mamy przesrane – skwitował Roger.

Na przełomie lat 60-tych i 70-tych wojska rządowe Omanu zmagały się z komunistyczną partyzantką wlewającą się do kraju z sąsiedniego Jemenu. Bojownicy Ludowego Frontu Wyzwolenia Omanu szkoleni i zbrojeni przez chińskich i radzieckich doradców rośli w siłę z każdym dniem. Sytuacja stawała się katastrofalna.
W lipcu 1970 roku nieudolny sułtan Said bin Taimur został odsunięty od władzy w wyniku bezkrwawego zamachu stanu. Władzę przejął jego syn – Qaboos bin Said, który natychmiast wcielił w życie radykalne reformy gospodarcze, edukacyjne i wojskowe oraz poprosił o pomoc Wielką Brytanię. Ta od razu wyraziła zgodę.
Oman kontrolował Cieśninę Hormuz stanowiącą wejście do Zatoki Perskiej. Należało za wszelką cenę zapobiec wpadnięciu kraju w ręce komunistów.
Brytyjczycy wysłali do Omanu inżynierów, lekarzy, doradców i przede wszystkim – stuosobowy kontyngent komandosów SAS, którzy mieli szkolić siły rządowe i wspierać je w walce z komunistyczną partyzantką. Omańczycy otrzymali także nowoczesny sprzęt wojskowy – myśliwce Strikemaster i Hawker Hunter oraz śmigłowce Westland Wessex. Szkoleniem załóg zajęli się piloci RAF-u.
Siły rządowe wspierane przez Brytyjczyków wkrótce zdołały odciąć komunistów od pomocy płynącej z Jemenu. Ci jednak nie zamierzali rezygnować bez walki. Latem 1972 roku przypuścili szturm na nadmorskie miasta Mirbat i Taqah.
Na przedmieściach Mirbatu, w niewielkim piętrowym domu znajdowała się siedziba małego oddziału SAS, który szkolił omańskich żołnierzy. Kilka dni wcześniej wysłali swoich podopiecznych na placówkę zwaną „Night Picket” położoną w górach. Stamtąd mieli dać znać o ewentualnych ruchach komunistów.
Komandosi SAS kończyli już swoją turę służby i za kilka dni wracali do kraju. Wieczorem 18 lipca wypili po piwie, pograli trochę w karty i położyli się spać. Na otoczonym workami z piaskiem dachu domu jeden z nich rozpoczął pierwszą zmianę warty.
O godzinie 5 rano na dachu budynku czuwał dowódca oddziału, kapitan Mike Kealy. Kiedy zobaczył postaci schodzące z gór pomyślał, że to omańscy żołnierze z placówki „Night Picket” wracają do miasta. Po chwili zrozumiał, że się myli. Postaci było kilkunastokrotnie więcej, niż żołnierzy ze zwiadowczej placówki.
Komunistyczni partyzanci z Ludowego Frontu Wyzwolenia Omanu po wymordowaniu żołnierzy z „Night Picket” ruszyli tyralierą na miasto.
Dziewięciu komandosów SAS zajęło pozycje na dachu budynku. Mieli do dyspozycji pistolety maszynowe SLR, jeden ckm Browninga i kilkanaście granatów. Aby rozpocząć skuteczny ogień musieli poczekać, aż partyzanci podejdą bliżej.
Jeden z nich nie chciał czekać.
Pochodzący z Fidżi sierżant Talaiasi Labalaba puścił się biegiem do oddalonego o 800 metrów stanowiska artyleryjskiego, w którym stała 25-funtowa armatohaubica kalibru 86,6 mm.
Obsługa takiego działa to robota dla sześciu ludzi. Talaiasi, by odciągnąć partyzantów od kolegów sam ustawia lufę, ładuje, celuje i co minutę posyła w stronę partyzantów pociski, które wprowadzają chaos w ich szeregach. Część bojowników biegnie w jego stronę, by jak najszybciej uciszyć śmiercionośne działo. Pociski z kałasznikowów bębnią o pancerną osłonę armaty, ale Talaiasi nie przerywa ognia. Za chwilę zostaje ranny – pocisk z kałasznikowa rozcina mu czoło i krew zalewa komandosowi twarz. Przez radio prosi kolegów o wsparcie.

Na pomoc rusza mu inny Fidżijczyk – sierżant Sekonaia Takavesi. Kiedy biegnie pochylony w stronę działa komuniści prują do niego jak do kaczki. Czuje na twarzy pęd pocisków przelatujących kilka centymetrów od głowy. Jakimś cudem udaje mu się dobiec do działa. Błyskawicznie opatruje rannego kumpla, który z trudem dźwiga się na nogi i razem prowadzą ogień z działa. Za chwilę Sekonaia dostaje kulę w ramię.
Reszta komandosów w tym czasie ostrzeliwuje partyzantów z pistoletów maszynowych i ckm-u z dachu budynku. Radiooperator bezustannie próbuje połączyć się z siedzibą główną SAS w Um al Quarif, by wezwać wsparcie.
Komuniści są już tak blisko, że obydwaj ranni Fidżijczycy pochylają lufę działa do pozycji poziomej i strzelają celując wzdłuż niej, niemal z przyłożenia. Sierżant Talaiasi zostawia na chwilę kumpla i próbuje doczołgać się do odległego o kilkanaście metrów moździerza kaliber 60 mm. Niestety, kiedy jest w połowie drogi pocisk z kałasznikowa trafia go w głowę.
Sekonaia z kulą w ramieniu szachuje partyzantów ogniem swojego pistoletu maszynowego. Na pomoc osamotnionemu komandosowi biegnie dwóch kolejnych żołnierzy. Kapitan Kealy i szeregowy Tobin docierają do działa w momencie, kiedy dzielny Fidżijczyk dostaje kulę w brzuch.
Szeregowy Tobin czołga się w stronę ciała poległego sierżanta Talaiasi. Kiedy próbuje odciągnąć ciało kolegi dostaje dwa pociski w twarz.
Około południa sytuacja staje się tragiczna. Partyzanci są już kilkanaście metrów od pozycji Brytyjczyków. Komandosi SAS szykują się do beznadziejnej walki wręcz, kiedy ze wschodu dochodzi narastający huk silników. Na niebie pojawiają się cztery omańskie myśliwce Strikemaster, które masakrują komunistów bombami i ogniem broni pokładowej. Po chwili pojawiają się także helikoptery z żołnierzami SAS. Partyzanci chaotycznie wycofują się w góry zostawiając ciała ponad stu poległych.
Sześciogodzinna bitwa pod Mirbatem, w której dziewięciu komandosów SAS stawiło czoła ponad trzystu wrogom przez długi czas była skrywana przed opinią publiczną, podobnie jak całe zaangażowanie Wielkiej Brytanii w Omanie. Żołnierze w niej uczestniczący zostali odznaczeni dopiero trzy lata później.
To był ostatni większy epizod komunistycznej rebelii w Omanie. Rok później siły rządowe zdobyły główną siedzibę Ludowego Frontu Wyzwolenia Omanu mieszczącą się w jaskiniach Shershitti i pojmały przywódców. Niedobitki komunistów poddały się w styczniu 1976 roku.
25-funtowe działo, którego używali komandosi SAS w czasie bitwy pod Mirbatem jest dzisiaj ozdobą kolekcji Muzeum Artylerii w Woolwich.

Jednym z komandosów walczących w Omanie na początku lat 70-tych był Andy Skrzypkowiak, syn żołnierza Armii Andersa, weterana spod Monte Cassino, który po wojnie osiadł w Wielkiej Brytanii.

Przeczytaj także:
Operacja „Pewna Śmierć”

Źródło:

The Battle of Mirbat, http://www.britains-smallwars.com Dostęp 31.01.2011
Matt Warman, Special Forces Heroes, The Telegraph, 19.11.2008.
Mariusz Zieliński, Cyngle Królowej, CKM, 12/2009.