Polski mudżahedin

Był wyalienowanym romantykiem, desperatem i radykalnym antykomunistą. Jego życiorys pozbawiony był dwuznaczności. Nie zaangażował się w ruch „Solidarności” w Polsce – wolał bezpośrednią walkę. Zginął walcząc z Armią Czerwoną w Afganistanie w 1985 roku.
Lech Zondek urodził się w Elblągu w lutym 1952 roku, ale dzieciństwo i młodość spędził w Grodzisku Mazowieckim. Wychowywał go ojczym – były żołnierz Armii Krajowej. To od niego młody Lech „zaraził się” antykomunizmem. W 1978 roku rozpoczął studia na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, potem przeniósł się na resocjalizację.
Trenował zapasy (został wicemistrzem Warszawy) oraz wspinaczkę. Po powstaniu „Solidarności” stał się zwolennikiem najbardziej radykalnego jej nurtu. Nie interesowały go jakiekolwiek układy z komunistami. Ówczesną sytuację polityczną pojmował w czarno-białych kategoriach. Uważał, że Polska to „Kraj Przywiślański” rządzony przez gubernatorów z Moskwy i że należy z nimi walczyć z bronią w ręku. W tym czasie Związek Radziecki prowadził wojnę w Afganistanie. Lech postanowił wstąpić w szeregi afgańskich bojowników.

W 1981 roku wyemigrował z kraju. Wyjechał do Austrii, gdzie spędził pięć miesięcy w obozie dla uchodźców w Traiskirchen. Stamtąd pojechał do Australii.
Na Antypodach zarabiał na życie morderczą pracą w kopalni rudy żelaza na pustyni. Za pierwsze zarobione pieniądze kupił motocykl i karabin snajperski. Trenował oko strzelając do królików, wkrótce został członkiem elitarnego „Australian Pistol Club”. Ćwiczył wschodnie sztuki walki i bezskutecznie próbował wstąpić do australijskiej armii.
Zapisał się na uniwersytet w Melbourne i zaczął studiować nauki polityczne. Działał aktywnie w organizacjach polonijnych i nawiązał kontakt ze środowiskiem afgańskich uchodźców. Zgłębiał także sztukę survivalu. Sześć miesięcy spędził wśród Aborygenów, którzy uczyli go przetrwania w trudnych warunkach.

W maju 1984 roku otrzymał upragniony australijski paszport. Niecały miesiąc później pojechał do Pakistanu. Zatrzymał się w Peszawarze i stamtąd szukał możliwości przedostania się na terytorium Afganistanu. W końcu trafił tam z grupą mudżahedinów, którzy wracali do walki po krótkim urlopie w sąsiednim Pakistanie.
Walczył jako snajper w oddziale legendarnego komendanta Szaha Massuda zwanego „Lwem Panczsziru”, w czapce z orzełkiem w koronie. By trochę zarobić pisał reportaże dla „Głosu Ameryki”. Regularnie słał też listy do najbliższych.
„… Jestem cały w jednym kawałku i bez dziur. Tylko portki przestrzelone na wysokości kolana. Rodacy z Australii zrobili zrzutkę na super podwójne włoskie buty, tak że mi palce od nóg nie odpadają jak innym. Tak w ogóle to muszę przyznać, że miałem sporo szczęścia, bo na przykład mam dodatkową wentylację w czapce, a tylko leciutko skaleczony łeb, draśniętą skórę. Centymetr niżej i po kłopocie. To było z moździerza. Cały byłem w piasku. Wpadłem, jak gwizdnęło, do rowu. Ostatnio Afgańcy znów odesłali dwóch włoskich dziennikarzy z powodu pełnych gaci w trakcie akcji…”

Był kilkakrotnie ranny. Zawsze jednak po podleczeniu ran wracał do walki.
Na początku lipca 1985 roku przebywał ze swoim oddziałem w prowincji Nuristan. Podczas kilkudniowego postoju wpadł na pomysł, by nauczyć mudżahedinów walki wręcz. Broniąc się przed pozorowanym atakiem Afgańczyka powalił go chwytem judo. Nie zdawał sobie sprawy, że w ten sposób upokorzył go w oczach ziomków. Podczas kolejnej próby Afgańczyk, by pomścić upokorzenie zranił go nożem w rękę.
Następnego dnia wyruszali w góry. W czasie wspinaczki Lech nie zdołał utrzymać się na zranionej ręce i runął w kilkusetmetrową przepaść. Zginął na miejscu.
Pochowano go niedaleko miejca, gdzie spadł. Na jego grobie towarzysze broni postawili prosty drewniany krzyż z napisem „Polish soldier”.
Krzyż wkrótce zniknął. Okoliczni wieśniacy zużyli go na opał.

Oprócz Lecha Zondka w Afganistanie walczyli też inni Polacy. Warto wspomnieć choćby kilku…
Andy Skrzypkowiak – Polak z brytyjskim obywatelstwem. Syn żołnierza armii Andersa, weterana spod Monte Cassino, który osiadł w Wielkiej Brytanii. Andy był komandosem oddziałów SAS, w latach 70-tych walczył w Omanie. W Afganistanie zajmował się głównie filmowaniem. Zamordowany w 1987 roku przez fanatyków z partii Hezb-e-Islami.
Adam Khan (prawdziwe nazwisko Jacek Winkler) – walczył w oddziałach Szaha Massuda w 1985 i 1987 roku.
Radek Sikorski – trafił do Afganistanu w 1986 roku jako korespondent „The Sunday Telegraph”. Swoje przeżycia stamtąd opisał w książce „Prochy świętych”.
Stanisława Zedziełko – Polka z amerykańskim obywatelstwem. Pracowała jako lekarka w obozach mudżahedinów.

Dzisiaj polscy żołnierze walczą w Afganistanie przeciwko Talibom, wśród których być może są dawni towarzysze broni „polskich mudżahedinów”.
Historia znowu zatoczyła koło.
A raczej półkole.

Źródła:

Radosław Sikorski, Prochy świętych, AMF Plus Group, 2007.
Lech Zondek, http://www.videofact.com 3.04.2010.
Zbigniew Bohdan, Lech Zondek – żołnierz Solidarności, http://obiektyw.obiektyw.cp5.win.pl Dostęp 3.04.2010.