Akcja „Góral”, czyli skok na sto baniek

Warszawa, 12 sierpnia 1943 roku, godzina 11:15.
Kierowca ciężarówki wypożyczonej z Zakładu Oczyszczania Miasta czuł się dość nieswojo. Nie pierwszy raz wiózł pieniądze z banku na dworzec, ale nigdy taką ilość! Dokładnej sumy oczywiście nie znał, ale po ilości worków z banknotami wiedział, że jest ona astronomiczna.
Ciężarówka jechała ulicą Senatorską w kierunku Placu Zamkowego. Na każdym z jej rogów stał uzbrojony niemiecki policjant, a na pace wśród worków z pieniędzmi siedziało kilku pracowników bankowych. Ich zadaniem będzie przeładowanie pieniędzy z samochodu na pociąg.
Tuż za nią jechał samochód osobowy z kilkoma uzbrojonymi policjantami i strażnikami bankowymi. Obecność tak silnej ochrony utwierdzała kierowcę w przekonaniu, że wiezie wyjątkowo cenny ładunek.
Konwój zbliżał się do skrzyżowania z ulicą Miodową. Kierowca mocniej ścisnął kierownicę i już-już miał wykonać skręt w prawo w ulicę Miodową, kiedy zauważył barierki blokujące przejazd. Za nimi zobaczył kilku ludzi w kombinezonach firmy remontowej.
Zaklnął cicho i wcisnął hamulec. Niemieccy policjanci stojący na rogach pojazdu mocniej chwycili się słupków.
Co teraz? Miał wyraźne polecenie jechania trasą prowadzącą przez Miodową. No, ale skoro jest ona zamknięta to pojedzie prosto Senatorską przez Plac Zamkowy.
Po parosekundowym postoju ciężarówka ruszyła znowu. Ulica Senatorska na tym odcinku zwężała się. Po lewej stronie widniały wypalone ruiny budynków zniszczonych podczas bombardowań w 1939 roku, zaś po prawej ciągnął się rząd sklepów.
Kilkanaście metrów przed wylotem na Plac Zamkowy, po  prawej stronie ulicy stał zaparkowany ciężarowy Ford zwany w przedwojennym slangu „kitajcem”. Widząc przeszkodę kierowca ponownie zaklnął.
Zwolnił do minimalnej prędkości i ostrożnie manewrując skręcił w lewo, by ominąć zawalidrogę.
Kiedy mijał Forda tuż zza niego na drogę wyjechał wózek załadowany jakimiś pudłami.
Tego było już za wiele!
- Co jest, do jasnej….! – nie dokończył przekleństwa, kiedy rozległ się wystrzał.
Kątem oka zauważył, że na pace Forda stoi dwóch ludzi z pistoletami maszynowymi w rękach.
Rozległ się głośny okrzyk:
- Polacy padnij!!!

Konspiracja to bardzo drogi interes. Potrzeba pieniędzy do zakupu broni, amunicji, materiałów wybuchowych, wykupu aresztowanych kolegów, wynajmu konspiracyjnych lokali, wsparcia rodzin aresztowanych i zabitych bojowców, druku ulotek i prasy oraz do dziesiątek innych rzeczy.
Kasa Państwa Podziemnego zazwyczaj świeciła więc pustkami. Przedwojenne fundusze szybko się wyczerpały. Sytuację ratowali Cichociemni – każdy z nich przywoził ze sobą sumę kilkudziesięciu tysięcy dolarów zaszytych w specjalnych pasach. Ich zrzuty odbywały się jednak głównie w miesiącach jesiennych i zimowych, gdy długie noce umożliwiały w miarę bezpieczny przelot bombowca z Anglii lub Włoch.
Na początku 1942 roku podczas spotkania z generałem „Grotem” Roweckim major Emil Kumor „Krzyś” rzucił pomysł zdobycia większej ilości pieniędzy poprzez… napad na bank. Niemiecki oczywiście. A raczej – będący pod zarządem niemieckim.
„Grot” zgodził się, ale pod pewnymi warunkami. Zrabowana kwota nie może być mniejsza, niż 30 milionów złotych. Akcja zapewne będzie skrajnie niebezpieczna i na narażanie ludzi dla mniejszej kwoty nie wyrazi on zgody.
Wobec takiego dictum w grę wchodził tylko jeden bank – Bank Emisyjny, którego warszawski oddział (bank miał siedzibę w Krakowie) mieścił się przy ulicy Bielańskiej 12.
Po opanowaniu Polski w 1939 roku Niemcy zdecydowali, że przedwojenne polskie banknoty zachowają wartość, z wyjątkiem tych o najwyższych nominałach, które zostały zastąpione nowymi, emitowanymi przez Bank Emisyjny. Jego kierownictwo powierzyli znanemu polskiemu ekonomiście Feliksowi Młynarskiemu, który po konsultacji z Państwem Podziemnym i generałem Sikorskim przyjął propozycję. Od jego nazwiska okupacyjne banknoty zwane były powszechnie „młynarkami”.
Banknot o nominale 500 złotych nazywano „góralem” od widniejącego na nim wizerunku bacy. Stąd nazwa całej akcji.
Ruszyły żmudne przygotowania. Rozpoczęto obserwację gmachu przy Bielańskiej, odnotowywano godziny przejazdów konwojów z pieniędzmi, ich trasę, liczbę ochroniarzy itp. Rozpatrywano różne warianty akcji – frontalny atak na gmach banku (szybko to odrzucono – był to prawdopodobnie najlepiej strzeżony budynek w Warszawie), atak na konwój, przejęcie pieniędzy podczas przeładunku na dworcu, a nawet atak na pociąg.

Gmach warszawskiego oddziału Banku Emisyjnego przy ulicy Bielańskiej.

Gmach warszawskiego oddziału Banku Emisyjnego przy ulicy Bielańskiej.

Za wszelką cenę starano się uzyskać źródła informacji w samym banku. I udało się! Pozyskano do współpracy dwóch urzędników Banku Emisyjnego – Ferdynanda Żyłę „Michała I” oraz Jana Wołoszyna „Michała II”. Ten drugi był szczególnie cenny – należał do bardzo wąskiego grona osób, które były informowane o terminach transportów pieniędzy z warszawskiego oddziału do centrali w Krakowie.
Do przeprowadzenia akcji generał „Grot” Rowecki wyznaczył najlepszych z najlepszych – oddział „Kosa-30″. Utworzony w maju 1942 roku jako oddział dyspozycyjny Komendy Głównej Armii Krajowej kilkudziesięcioosobowy zespół składał się z otrzaskanych w boju konspiratorów, których głównym zadaniem była fizyczna likwidacja najgroźniejszych gestapowców, szmalcowników i konfidentów. Był to oddział bezlitosnych, zawodowych zabójców, z których każdy miał na sumieniu od kilkunastu do kilkudziesięciu zlikwidowanych okupantów i szpicli.
Późną wiosną 1943 roku zakończył się etap przygotowań. Zdecydowano, że największe szanse powodzenia ma atak na konwój przewożący gotówkę na trasie Bielańska – Dworzec Wschodni. Dowództwo Armii Krajowej znało już dokładnie trasy przejazdu konwojów i liczbę policjantów towarzyszących każdemu z nich.
Wtedy na Państwo Podziemne spadł ogromny i niespodziewany cios.
W sobotę 5 czerwca 1943 roku w kościele św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyżu odbywał się ślub oficera oddziału „Kosa-30″ porucznika Mieczysława Uniejewskiego „Matrosa” z Teofilią Suchankówną. Wbrew wszelkim zasadom konspiracji w kościele znajdowało się ponad pięćdziesięciu żołnierzy tego elitarnego oddziału. Kościół został otoczony przez Gestapo, które aresztowało uczestników uroczystości. Część żołnierzy „Kosy-30″ została aresztowana, a pozostali trafili do obozów koncentracyjnych.
O zdradę oskarżono Stanisława Jastera „Hela”, który został skazany na śmierć przez sąd podziemny i stracony. Obecnie jednak wielu historyków powątpiewa w jego winę i twierdzi, że padł ofiarą tragicznej pomyłki.
Natychmiast zaprzestano wszelkich działań związanych z planowaną akcją w obawie, że torturowani żołnierze „Kosy” ujawnią ją i wydadzą zaangażowanie w nią osoby. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Żołnierze oddziału, mimo straszliwych tortur milczeli i nie doszło do żadnych aresztowań.
Jakby tego było mało – nieco ponad trzy tygodnie po tej gigantycznej wpadce, 30 czerwca 1943 roku w łapy Gestapo wpadł sam generał „Grot” Rowecki. Jego następca – generał Tadeusz „Bór” Komorowski po zapoznaniu się ze stanem przygotowań do akcji zdecydował o jej przeprowadzeniu.

Banknot o nominale 500 złotych zwany powszechnie "góralem".

Banknot o nominale 500 złotych zwany powszechnie „góralem”.

Wobec straty najbardziej doświadczonych konspiratorów zadanie jej przeprowadzenia powierzono innemu oddziałowi dyspozycyjnemu Komendy Głównej – „Motor 30″ wzmocnionemu harcerskim Oddziałem Specjalnym „Jerzy” oraz siedmioma żołnierzami „Kosy-30″, którzy ocaleli z wpadki na Placu Trzech Krzyży (po prostu spóźnili się na ślub…).
Nowowybrani członkowie akcji zostali w trybie ekspresowym wtajemniczeni w jej szczegóły. Przeprowadzili również kilkukrotne obserwacje bankowego konwoju, który po ruszeniu sprzed banku na ulicy Bielańskiej przejeżdżał przez Plac Teatralny, następnie jechał Senatorską do Miodowej, skręcał w Miodową, by przez Krakowskie Przedmieście i Plac Zamkowy dotrzeć do Mostu Kierbedzia.
Ustalono, że najlepszym miejscem na atak będzie krótki odcinek ulicy Senatorskiej między Miodową, a Placem Zamkowym. Po jednej jej stronie były sklepy i lokale usługowe, zaś po drugiej straszyły ruiny domów zbombardowanych we wrześniu 1939 roku. To umożliwiało ograniczenie liczby ofiar wśród osób postronnych – ruiny były przecież opustoszałe.
Należało sprawić, by konwój zamiast skręcić w Miodową pojechał dalej Senatorską w kierunku Placu Zamkowego. A jak to uczynić? Ano, najlepiej upozorować jakieś prace drogowe.
Konspiratorzy zostali podzieleni na trzy grupy. Pierwsza miała zaatakować ciężarówkę przewożącą worki z pieniędzmi, druga wyeliminować z walki policjantów siedzących w samochodzie ochrony, a trzecia miała zapewnić zabezpieczenie całej akcji.
Plan jest przygotowany bardzo starannie, ale ma też wady. Najpoważniejszą z nich jest fakt narażenia na niebezpieczeństwo cywilnych pracowników Banku Emisyjnego. Jedyne co można zrobić to ostrzec ich krzykiem tuż przed rozpoczęciem akcji.
Pierwsza próba ataku na konwój miała miejsce 5 sierpnia 1943 roku. Plan przewidywał, że na odcinku ulicy Senatorskiej między skrzyżowaniem z Miodową, a Placem Zamkowym stanie ciężarówka Forda zwana w przedwojennym slangu „kitajcem” (nie mająca nic wspólnego z prawdą plotka głosiła bowiem, że ten model ciężarówki montowany jest w Chinach), która zawęzi i tak wąską ulicę, a w momencie, gdy ją będzie mijał samochód z pieniędzmi drogę zatarasuje wózek z pudłami. Wtedy dwaj konspiratorzy ukryci na pace „kitajca” rozwalą ogniem stenów ochronę ciężarówki z pieniędzmi, drugi oddział zlikwiduje samochód ochrony, a zespół zabezpieczenia zastrzeli Niemców, którzy chcieliby przeszkodzić w przeprowadzeniu akcji.
Dwa dni wcześniej, 3 sierpnia dowódca akcji podporucznik Jerzy Kleczkowski „Jurek” – jeden z cudem uratowanych żołnierzy oddziału „Kosa-30″ otrzymał telefon od Jana Wołoszyna „Michała II” z informacją o planowanym transporcie ponad 50 milionów złotych.
5 sierpnia do akcji jednak nie doszło. Wskutek niedociągnięć organizacyjnych nie zostali o niej poinformowani dwaj kluczowi jej uczestnicy – podchorążowie AK Stanisław Zołociński „Doman” oraz Andrzej Żupański „Andrzej”. To właśnie oni mieli ogniem stenów zlikwidować ochronę ciężarówki z pieniędzmi.
Zgodnie z ustaleniami obaj konspiratorzy czekali na sygnał w katedrze Św. Jana Chrzciciela na ulicy Świętojańskiej. Niestety, kurier od podporucznika „Jurka” dotarł do nich za późno. Konspiratorzy mogli tylko patrzeć bezradnie jak wyładowana pieniędzmi ciężarówka toczy się spokojnie w kierunku Dworca Wschodniego.
Na domiar złego konspiratorzy, zgodnie z ustalonym planem przecięli kable telefoniczne łączące oddział banku z posterunkiem policji. Wywołało to alarm i wkrótce na ulicy Bielańskiej zaroiło się od Niemców.
Wściekły koordynator akcji major Jan Kiwerski „Lipiński” zażądał głowy dowódcy akcji. I dostał ją. Podporucznik Jerzy Kleczkowski „Jurek” został usunięty ze stanowiska dowódcy, a jego miejsce zajął porucznik Roman Kiźny „Pola”. „Jurek” został jego zastępcą.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. 11 sierpnia „Michał II” zameldował, że następnego dnia spod oddziału banku ruszy kolejny transport, tym razem wiozący dwukrotnie większą sumę pieniędzy.
Jest czwartek 12 sierpnia 1943 roku, godzina 8:00. Porucznik Roman Kiźny „Pola” wsiada do samochodu i objeżdża miejsce akcji, przejeżdża planowaną trasą odskoku, aż do miejsca, gdzie konspiratorzy planują zdeponować zrabowane pieniądze. Wszystko wygląda normalnie, oficer Podziemia nie stwierdza żadnej nadzwyczajnej aktywności Niemców. Ot, zwykła codzienność stolicy okupowanego kraju.
O 9:00 otrzymuje telefon od bankowego urzędnika, który potwierdza wiadomość o transporcie pieniędzy. Na ulice miasta ruszają kurierzy, by powiadomić uczestników akcji. Przed godziną 11:00 wszyscy są na pozycjach wyjściowych. Łącznie w akcji uczestniczy aż 43 żołnierzy Podziemia oraz dwie łączniczki.
Na ulicy Senatorskiej, kilkanaście metrów od wylotu na Plac Zamkowy parkuje ciężarowy „kitajec”. Na pace siedzą wspomniani „Doman” i „Andrzej” ściskający w rękach odbezpieczone steny oraz dowódca oddziału atakującego cenną ciężarówkę podchorąży Arnold Kubański „Jawor”. Na błotniku „kitajca” przycupnął dowódca całej akcji „Pola”. Przed ciężarówką czeka przy wózku wyładowanym pustymi pudłami podchorąży Zbigniew Skorowotko „Jarko”. We właściwym momencie wypchnie on wózek na środek ulicy tarasując ją.
Kilka metrów dalej, w sklepie elektrycznym znajduje się trzech kolejnych bojowców. Trzech dalszych udaje klientów sąsiedniego sklepu warzywnego – wszyscy oni są członkami „Kosy-30″ ocalonymi z czerwcowej wsypy. Teraz mają do wykonania najtrudniejsze zadanie – opanowanie ciężarówki z pieniędzmi.
Nieco dalej, w bramie domu przy ulicy Senatorskiej 7 oczekuje na rozpoczęcie akcji część zespołu podchorążego Klaudiusza Stysło „Białego”. Łącznie pięciu ludzi. Pozostała czwórka z tego zespołu siedzi w małej restauracji znajdującej się tuż obok.
Na ulicy Miodowej czuwa patrol pod dowództwem podporucznika Bogdana Gawrońskiego „Davy”. To właśnie oni są przebrani w kombinezony firmy remontowej i po otrzymaniu sygnału mają zatarasować ulicę uniemożliwiając bankowemu konwojowi skręt.
Cała okolica obstawiona jest uzbrojonymi żołnierzami Podziemia z grup osłonowych. Dowodzi nimi podchorąży Maciej Bittner „Maciek”, który przysiadł koło Kolumny Zygmunta. Na Placu Zamkowym parkuje samochód ciężarowy prowadzony przez Leona Stolarskiego „Leona”. Nie gasi on silnika – jego zadaniem będzie wywiezienie z miejsca akcji żołnierzy z grup osłonowych i ochrona porwanego samochodu z pieniędzmi.
Plan przewiduje, że w wypadku uszkodzenia ciężarówki z pieniędzmi worki z banknotami zostaną przeładowane na „kitajca”. W takim wypadku samochód prowadzony przez „Leona” będzie jedyną osłoną cennego ładunku.
Jest godzina 10:45. W małej herbaciarni przy ulicy Piwnej 2 terkocze telefon. Słuchawkę podnosi podporucznik „Jurek” i słyszy głos Jana Wołoszyna „Michała II”.
– Ciocia zajechała.
Oznacza to, że konwój jest już pod bankiem i są przeładowywane do niego pieniądze. Kilkanaście minut później ponownie słychać dzwonek telefonu. Tym razem „Michał II” melduje, że konwój właśnie ruszył z Bielańskiej.
„Jurek” wraz z towarzyszącym mu Stefanem Starzyńskim „Balonem” wychodzą z herbaciarni. „Jurek” wyjmuje z kieszeni chusteczkę do nosa.
Ten sygnał widzą dwie łączniczki – Barbara Rogowska „Baśka” i Maria Gabryjel „Myszka”. Wsiadają do samochodu i skręcają w ulicę Miodową. Powiadamiają tam podporucznika „Davy’ego”, który ze swoimi ludźmi natychmiast blokuje ulicę barierkami. Potem obie łączniczki jadą na Wolę, do Bronisława Ruchowskiego „Bartka”, ogrodnika, na którego posesji zostaną ukryte pieniądze.
Jest godzina 11:15. Od strony Placu Teatralnego nadjeżdża bankowy konwój. Kierowca chce skręcić w ulicę Miodową, ale widząc barierki hamuje. Po paru sekundach rusza znowu i jedzie dalej ulicą Senatorską. Widząc zaparkowanego „kitajca” skręca w lewo i jadąc z minimalną prędkością próbuje ominąć przeszkodę.
W tej chwili podchorąży „Jarka” wypycha na środek drogi wózek wyładowany pudłami. Bankowa ciężarówka staje.
Porucznik „Pola” wyjmuje pistolet i strzela w górę. To sygnał do rozpoczęcia akcji. Na pace „kitajca” podnoszą się „Doman” i „Andrzej” ze stenami w rękach. Tuż przed naciśnięciem spustu jeden z nich wrzeszczy „Polacy padnij!!!” po czym serie pistoletów maszynowych zasypują ciężarówkę pociskami. Niemcy stojący na rogach padają na pakę. Tylko jeden z nich próbuje odpowiadać niecelnym ogniem.
Do paki bankowego samochodu dopadają ludzie „Kosy”. Wyrzucają na ulicę ciała zabitych Niemców i pracowników bankowych. Jeden z żołnierzy siada za kierownicą.
Samochód ochrony jadący za ciężarówką z pieniędzmi zostaje otoczony przez grupę „Białego”, która w chwili rozpoczęcia akcji wybiegła ze sklepów i bram. Serie ze stenów i pociski z broni krótkiej w ciągu kilku sekund zamieniają osobówkę w sito. Siedzący w niej policjanci i strażnicy bankowi giną nie zdążywszy nawet sięgnąć po broń.
„Doman” i „Andrzej” zeskakują z paki „kitajca” i wdrapują się do opanowanej ciężarówki. „Doman” nagle krzyczy. Został trafiony w udo. Na Placu Zamkowym zatrzymał się samochód z oficerem Wehrmachtu, który widząc co się dzieje wyciągnął broń i otworzył ogień do konspiratorów. Jeden z żołnierzy grupy zabezpieczającej akcję Wiesław Krajewski „Semen” ścina go serią z thompsona. Od strony Pałacu Bruhla biegnie dwóch niemieckich policjantów. „Semen” znowu podnosi thompsona do oka. Dwie krótkie serie i na bruk padają kolejne dwa ciała.
Cała akcja trwa zaledwie nieco ponad dwie minuty. Czas na odskok. Ciężarówka z pieniędzmi i żołnierzami „Kosy” rusza jako pierwsza i skręca w ulicę Podwale. Konspiratorzy siedzący wśród worków z banknotami ze zdziwieniem odkrywają… chowającego się za nimi niemieckiego policjanta. Kuli się w kącie i przerażonym wzrokiem patrzy na uzbrojone postaci. Co z nim zrobić? Jeden z żołnierzy chwyta go za kołnierz i bezceremonialnie wyrzuca z pojazdu. Niemiec turla się po bruku, ale po chwili zrywa na nogi i ucieka do najbliższej bramy.
Za bankową ciężarówką jedzie „kitajec”, na który załadowała się grupa „Białego”. Konspiracyjny konwój zamyka pojazd prowadzony przez „Leona”, w którym jadą żołnierze grupy osłonowej „Maćka” zabezpieczający akcję.
Samochody jadą na Wolę, gdzie na ulicy Sowińskiego czeka już na nich „Bratek”.
Po drodze odłącza się ciężarówka prowadzona przez „Leona”. Wiezie ona ciężko rannego w czasie strzelaniny Stefana Starzyńskiego „Balona”. Jego stan pogarsza się i musi on znaleźć się jak najszybciej pod opieką lekarzy.
„Leon” skręca więc w stronę Szpitala Wolskiego. Parkuje pojazd na tyłach budynku. Koledzy wynoszą nieprzytomnego „Balona”, którym natychmiast zajmują się polscy lekarze. Nikt nie zadaje żadnych pytań. Po operacji ranny konspirator zostaje umieszczony w osobnej salce, na drzwiach której ktoś zawiesza tabliczkę z napisem „Uwaga! Gruźlica!”.
Dwa pozostałe samochody bez przeszkód docierają na posesję „Bratka”. Worki z pieniędzmi trafiają do uprzednio przygotowanego dołu i zostają przysypane ziemniakami. Następnego dnia pod silną eskortą zostają przewiezione do opuszczonego sklepu na ulicy Śliskiej, gdzie czeka na nie przedstawiciel Biura Finansów i Kontroli Komendy Głównej AK. Po przeliczeniu banknotów okazuje się, że Państwo Podziemne wzbogaciło się o 106 milionów złotych, czyli około milion ówczesnych dolarów.
Taka akcja spowodowała oczywiście gwałtowną reakcję Niemców. Tego samego dnia do Warszawy przybyła z Krakowa specjalna ekipa śledcza Gestapo. Przesłuchano wszystkich pracowników warszawskiego oddziału banku. Bezskutecznie. Na ulicach Warszawy rozklejono ogłoszenia oferujące pięć milionów złotych nagrody temu, kto wskaże sprawców napadu.
Warszawiacy doklejali na nich paski papieru z napisem „My dajemy 10 milionów każdemu, kto wskaże następny transport!”.
Komenda Gestapo została zasypana fałszywymi donosami. Jeden z nich był szczególnie ciekawy. Otóż informator mieszkający przy Placu Zamkowym 1 donosił w nim, że widział dokładnie całą akcję z dużej wysokości. Agenci, którzy udali się pod podany adres zorientowali się, że owym informatorem był… król Zygmunt III Waza, który ze swojej kolumny miał rzeczywiście idealny widok na całą akcję.

Niemiecki plakat oferujący 5 milionów złotych za wskazanie sprawców napadu z doklejoną "kontrofertą" Armii Krajowej.

Niemiecki plakat oferujący 5 milionów złotych za wskazanie sprawców napadu z doklejoną „kontrofertą” Armii Krajowej.

Akcja „Góral” była jedynym tego typu przedsięwzięciem Polski Podziemnej. Niemcy nie chcąc dopuścić do kolejnej kompromitacji zapewnili następnym konwojom niezwykle silną ochronę.
Na szczęście obyło się bez represji wobec ludności cywilnej. Zapewne dlatego, że Niemcy nie byli do końca pewni, czy była to akcja polskiego Podziemia, czy zwykły napad rabunkowy.
Niestety, podczas akcji oprócz Niemców zginęło także trzech cywilnych pracowników banku.
Mimo tego  wybitny znawca Polski Podziemnej nieżyjący już profesor Tomasz Strzembosz uznał ją  za najlepiej przeprowadzoną akcję zbrojną w całej okupowanej Europie.

Przeczytaj także:
Pierwsza krew
Warszawski kamikaze
Akcja „Za Kotarą”
Iza co nie znała strachu

Źródło:
Tomasz Strzembosz, Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1945, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1983.
Radosław „Butryk” Butryński, Polska Podziemna, Akcja „Góral”, http://www.dws-xip.pl, Dostęp 7.12.2013.
Jonasz Drobniak, 100 milionów w dwie minuty, czyli akcja „Góral”, http://jonaszdrobniak.blox.pl, Dostęp 7.12.2013.
Paweł Rzewuski, Akcja „Góral”: napad na bank w imieniu Polski Podziemnej, http://histmag.org, Dostęp 7.12.2013.
Akcja Góral, http://warszawa.wikia.com, Dostęp 7.12.2013.
Akcja Góral, http://pl.wikipedia.org, Dostęp 7.12.2013.