Jaś, Kubuś, Chwat i inne
Warszawa, ulica Szpitalna, 2 sierpnia 1944 roku, godzina 7:00.
W stronę placu Napoleona biegło kilku ludzi z biało-czerwonymi opaskami na rękawach. Biegli zgarbieni po obu stronach ulicy tuż przy murze, w rękach trzymając butelki z benzyną. Od strony placu dobiegł głośny chrzęst. Biegnący wpadli do najbliższych bram i przywarli do ścian.
U wylotu ulicy ukazał się niski, przysadzisty pojazd na gąsienicach i powoli wtoczył na ulicę Szpitalną. Kiedy zrównał się z bramą, w której przyczajeni byli powstańcy w jego stronę poleciały cztery butelki roztrzaskując się z hukiem na pancerzu. Buchnął ogień. Samobieżne działo stanęło w miejscu. Lufa ckm-u zamontowanego na dachu zionęła ogniem znacząc elewacje budynków rozbryzgami pocisków. Lufa uniosła się i powietrzem targnął potężny wystrzał. Z okna na pierwszym piętrze najbliższego budynku posypało się na ulicę szkło i gruz. Załoga pojazdu nie widząc przeciwnika strzelała na oślep.
Płomienie ogarniające pancerz po chwili przygasły. Z wnętrza stalowego żółwia zaczęły dochodzić jakieś chroboty – to kierowca walczył ze skrzynią biegów starając się jak najszybciej wyprowadzić działo ze śmiertelnej pułapki.
- Wyłazić, ale już! Komm, komm, cholerne szwaby! – rozległy się chaotyczne okrzyki.
Karabin maszynowy pojazdu ciągle pluł pociskami. Nagle, tuż przed działem pojawiła się mała, może dziesięcioletnia dziewczynka z dwiema butelkami w rękach. Przebiegła tuż pod lufą armaty i podała butelki mężczyźnie ukrytemu za załomem muru. W tym momencie stalowy potwór ruszył naprzód. Dwie butelki rzucone przez powstańca trafiły prezycyjnie w przedział silnikowy. Pojazd znów stanął w płomieniach, a jego silnik zamilkł. Z wewnątrz znów dobiegł chrobot i stłumione wrzaski.
Na unieruchomione działo sypią się dalsze butelki z benzyną. Bryła żelastwa płonie. Chrobot i wrzaski ze środka milkną.
Na długo przed 1 sierpnia 1944 roku dowództwo AK przewidywało, że w razie powszechnej konfrontacji zbrojnej z Niemcami powstańcom uda się zdobyć kilkanaście pojazdów pancernych i użyć ich w walce. Szkolono zatem kierowców i mechaników oraz zbierano instrukcje obsługi niemieckich pojazdów. Rzeczywistość Powstania brutalnie zweryfikowała te oczekiwania. Kilka pojazdów udało się zdobyć, jednak ich wpływ na przebieg walk był o wiele mniejszy, niż to zakładali AK-owscy stratedzy.
Pierwszy pojazd pancerny powstańcy zdobyli wczesnym rankiem 2 sierpnia. Na plac Napoleona od strony ulicy Świętokrzyskiej wjechały dwa samobieżne działa – niszczyciele czołgów Jagdpanzer 38(t) zwane nieoficjalnie „Hetzer”, czyli „Podżegacz”. Jeden z pojazdów skręcił w ulicę Moniuszki, następnie w Jasną, Sienkiewicza i ulicą Warecką pojechał w stronę Nowego Światu. Drugi przejechał koło gmachu Poczty Głównej i wjechał w ulicę Szpitalną. Tam został zaatakowany butelkami zapalającymi przez powstańców z batalionu „Kiliński”. Czteroosobowa załoga nie próbowała uciekać i upiekła się w stalowej trumnie. Powstańcy ugasili ogień, wyciągnęli ze środka spalone trupy i wmontowali działo w barykadę oddzielającą plac Napoleona od ulicy Szpitalnej.
Trzy dni później pojazd został odholowany za pomocą ciężarówki i autobusu na dziedziniec Poczty Głównej, gdzie przystąpiono do jego naprawy. Ogień z butelek zapalających dokonał co prawda znacznych szkód, ale w gmachu poczty znajdował się świetnie wyposażony warsztat samochodowy. Powstańczy mechanicy wzięli się do roboty i po kilku dniach pojazd nazwany „Chwatem” był gotowy.
Samobieżne działo miało ogromny potencjał. Mogło zostać wykorzystane do wsparcia szturmów na pozycje niemieckie, gdzie armata kalibru 75 milimetrów mogła oddać powstańcom nieocenione usługi. Mogło kontrolować teren placu Napoleona i okolicznych ulic. Mogło… Problem w tym, że aby „Chwat” mógł wyjechać na ulice miasta konieczna była rozbiórka kilku barykad. Na to zaś dowódca sił powstańczych pułkownik Antoni Chruściel „Monter” nie chciał się zgodzić. „Chwat” tkwił więc bezczynnie na dziedzińcu poczty, a dowództwo beztrosko o nim zapomniało. Nie wbudowano go nawet ponownie w barykadę, jak to zrobiono przed remontem. Ignorancja władz wojskowych Powstania pozbawiła żołnierzy bezcennego wsparcia.
Miesiąc później, 5 września budynek poczty został zbombardowany, a „Chwata” przysypały tony gruzów. Wyciągnięto go spod nich dopiero wiosną 1946 roku. Został przewieziony do Muzeum Wojska Polskiego, gdzie stał do roku 1948. Był solą w oku władz komunistycznych, niewygodnym dowodem męstwa powstańców, także został w końcu pocięty na kawałki i wysłany do huty. Do dzisiaj przetrwał tylko fragment jednego z kół jezdnych.
Tego samego dnia, o tej samej godzinie kiedy powstańcy z batalionu „Kiliński” na ulicy Szpitalnej obrzucali samobieżne działo butelkami zapalającymi stanowiska bronione przez żołnierzy „Parasola” na skrzyżowaniu ulic Żytniej i Karolkowej zostały zaatakowane przez dwa czołgi typu „Pantera”. Pojazdy bez problemu sforsowały wątłą barykadę utworzoną z mebli i śmietników i pojechały ulicą Karolkową w stronę skrzyżowania z Mireckiego. Skręciły w ulicę Mireckiego i dojechały do Okopowej, gdzie zostały obrzucone granatami przeciwpancernymi typu Gammon. Jeden z czołgów wpadł na słup sieci trakcyjnej, a załoga poddała się powstańcom. Druga „Pantera” zawróciła i ruszyła w stronę placu Kercelego. Tam powstańcy zaatakowali ją improwizowanym ładunkiem wybuchowym w postaci trotylu w brezentowym worku i poprawili strzałem z PIATa. „Pantera” wjechała w mur, następnie spadła ze skarpy i utknęła w jednym z ogródków działkowych. Załoga dobrowolnie oddała się do niewoli.
Dwie „Pantery” to już było coś! Należało je tylko przywrócić do stanu używalności. Czołg, który wyrżnął w słup nie chciał zapalić. Wzięty do niewoli niemiecki kierowca stwierdził, że to prawdopodobnie awaria pompy paliwowej. Mechanik Jan Uniewski odkrył przebicie pokrywy gaźnika i po jej naprawieniu uruchomił silnik.
Jeszcze tego samego dnia generał Tadeusz Komorowski „Bór” odznaczył Uniewskiego Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami.
Naprawioną „Panterę” wykorzystano do wyciągnięcia drugiego czołgu z ogródka działkowego. Jego naprawa zajęła więcej czasu – miał awarię układu elektrycznego, potłuczone peryskopy i dziurę w pancerzu od PIATa.
Na bazie tych dwóch czołgów utworzono jedyny oddział pancerny Powstania, który liczył 22 ludzi pod dowództwem porucznika Wacława Micuty „Wacka”. Pierwszy z czołgów nazwano „Pudlem” na cześć poległego kolegi o takim pseudonimie. Później zmieniono ksywkę na „Magda”, prawdopodobnie od imienia dziewczyny jednego z powstańców. Drugi czołg nie otrzymał nazwy. Na tylnej klapie wymalowano litery „WP” jak Wojsko Polskie.
Następnego dnia – 3 sierpnia przeprowadzono test „Pudla/Magdy”. Okazało się, że pancerniacy-amatorzy świetnie dają sobie radę. Czołg podjechał w pobliże kwatery sztabu na ulicy Mireckiego i jednym strzałem zniszczył niemieckie stanowisko ciężkiego karabinu maszynowego na wieży kościoła św. Augustyna.
Dzień później ten sam czołg wspierał natarcie żołnierzy batalionu „Miotła” na szkołę żandarmerii i Szpital św. Zofii zajęte przez Niemców. Atak nie powiódł się – przewaga ogniowa Niemców była zbyt duża. Czołg oddał kilkadziesiąt strzałów i osłaniał odwrót powstańców.
5 sierpnia „Magda” wzięła udział w jednej z najbardziej bohaterskich akcji podczas całego Powstania – wyzwoleniu obozu koncentracyjnego na Gęsiówce, gdzie uratowano ponad 300 Żydów.
Następnego dnia obie powstańcze „Pantery” wspierały ogniem natarcie żołnierzy „Brody 53” na cmentarze kalwiński i ewangelicki zajęte przez Niemców. Walki trwały przez całą noc, aż do 7 sierpnia. Niemcy zostali wyparci.
Załogi czołgów musiały stawić czoła problemom technicznym. W „Magdzie” wyczerpał się akumulator, a „WP” miał uszkodzone gąsienice. Usterki te udało się naprawić.
8 sierpnia czołg „WP” wziął udział w kontrataku na Niemców nacierających na pozycje oddziałów Zgrupowania „Radosław”. Na ulicy Karolkowej został trzykrotnie trafiony z niemieckiego działa przeciwpancernego i zaczął się palić. Kierowca pojazdu podporucznik Jerzy Misiewicz „Tomek” nie stracił zimnej krwi, wycofał płonący czołg za załom muru, gdzie poparzona załoga mogła się bezpiecznie ewakuować.
Powstańcom został już tylko jeden czołg.
10 sierpnia załoga „Magdy” wspierała obronę szkoły na ulicy Spokojnej. O wpół do dziewiątej rano Niemcy przypuścili szturm z użyciem trzech czołgów i samochodu pancernego. „Magda” zniszczyła samochód pancerny i uszkodziła jeden z czołgów, po czym ostrzelała stanowiska niemieckich snajperów na wieży kościoła św. Karola Boromeusza przy ulicy Powązkowskiej.
Następnego dnia podpułkownik „Radosław” nakazał odwrót swoich oddziałów na Starówkę. „Magda” osłaniała ewakuację trzymając w szachu niemieckie działa szturmowe atakujące od strony ulicy Powązkowskiej i w końcu zmusiła je do wycofania. Niemcy zajęli szkołę i magazyny na Stawkach. Powstała niebezpieczna sytuacja – duże zgrupowanie Kedywu mogło zostać odcięte od drogi ewakuacyjnej na Starówkę. „Radosław” nakazał odbicie Stawek za wszelką cenę. Zadanie to otrzymali żołnierze batalionu „Miotła”, a wspierać miał ich ostatni powstańczy czołg. Kontruderzenie powiodło się, magazyny na Stawkach znów znalazły się w polskich rękach, ale pocisk z niemieckiego działa przeciwpancernego zaklinował wieżę „Magdy”. W dodatku po raz kolejny rozładowały się akumulatory czołgu. Tuż przed wycofaniem się na Starówkę załoga oblała pojazd benzyną i podpaliła go.
Późnym wieczorem 7 sierpnia na placu Zamkowym pojawił się niemiecki półgąsienicowy transporter opancerzony Sd Kfz 251. Jego kierowca nieostrożnie podjechał za blisko barykady ustawionej u wylotu ulicy Świętojańskiej obsadzonej przez powstańców batalionu „Bończa”. W stronę pojazdu poleciały butelki z benzyną. Załoga uciekła w popłochu. Dwóch Niemców padło od powstańczych kul, a reszta zdołała ukryć się w ruinach. Żołnierze „Bończy” szybko ugasili ogień piaskiem i uruchomili transporter. Częściowo zdemontowano barykadę i pojazd wjechał na ulicę Świętojańską.
Transporter zaparkowano przy Katedrze św. Jana i ochrzczono mianem „Starówka”. Wymalowano na nim białego orła, biało-czerwoną szachownicę oraz symbol przedwojennych wojsk pancernych – koło z czarno-pomarańczową szachownicą. Podobnie jak „Chwat” nie został użyty w walce – uniemożliwiła to specyfika walk na Starówce. Na wąskich, pokrytych gruzem ulicach pojazd prędziej stałby się kłopotliwym zawalidrogą niż sprzymierzeńcem.
14 sierpnia na ulicę Bartoszewicza wjechał od strony Krakowskiego Przedmieścia identyczny transporter opancerzony. Był to teren opanowany przez powstańców z Grupy Bojowej „Krybar”. Pojazd zaatakowano wiązką granatów, butelkami zapalającymi i ogniem z broni maszynowej. Zabito jednego esesmana z załogi, a reszta, w tym niemiecka sanitariuszka salwowała się ucieczką.
W transporterze znajdował się spory zapas broni i amunicji. Najprawdopodobniej załoga miała wzmocnić niemieckie stanowiska na terenie Uniwersytetu, ale kierowca pomylił drogę i wjechał prosto na pozycje powstańców. Transporter nazwano „Jaś” od pseudonimu porucznika Jana Jasieńskiego, dowódcy oddziału, który go zdobył.
O świcie 23 sierpnia „Jaś” wraz z innym samochodem pancernym – „Kubusiem” wziął udział w krwawej akcji mającej na celu odbicie z rąk Niemców terenu Uniwersytetu Warszawskiego. Budynki uczelni górowały nad Powiślem i zainstalowani tam Niemcy dawali się we znaki powstańcom.
O 4:00 nad ranem transporter dowodzony przez plutonowego Adama Dewskiego „Szarego Wilka” podjechał do bramy wjazdowej Uniwersytetu od strony Krakowskiego Przedmieścia. Tuż przed nią znajdował się bunkier obsadzony niemiecką załogą. Niemcy nie zareagowali biorąc pojazd za swój. Powstańcy zaatakowali ich granatami i miotaczami płomieni wybijając do nogi. Pod bramę podłożono ładunki wybuchowe, które jednak nie zdołały jej wysadzić. Drogę utorowało więc kilka pocisków z PIATa i pojazdy wjechały na dziedziniec uczelni. Z okien uniwersyteckich gmachów posypał się grad pocisków z broni maszynowej. Kule zabębniły o pancerze nie wyrządzając jednak pojazdom większej krzywdy. Ukryci za nimi powstańcy zaczęli ostrzeliwać wroga.
W ferworze walki zapomniano wystrzelić czerwoną rakietę, która miała być sygnałem do ataku dla oddziałów przyczajonych od strony ulicy Browarnej. W rezultacie nie zaatakowano Niemców od tej strony, co stało się przyczyną klęski.
Na dziedzińcu wrzała gwałtowna walka. Powstańczy granatnik PIAT wystrzelił ponad 20 pocisków likwidując jeden po drugim punkty ogniowe wroga. Około godziny 5:00 Niemcy ruszyli do kontrnatarcia chcąc wyprzeć oba pojazdy z dziedzińca. Celny ogień powstańców zabił około 30 wrogów.
Nagle od strony ulicy dobiegł chrzęst czołgowych gąsienic. Powstańcy natychmiast wskoczyli do pojazdów i rozpoczęli odwrót. Pod ciagłym ostrzałem wycofali się w stronę ulicy Kopernika.
W ataku zginął między innymi dowódca „Jasia” – plut. Adam Dewski „Szary Wilk”. Od tej chwili transporter zaczęto nazywać pseudonimem jego dowódcy.
Po tej akcji pojazd trafił do warsztatu na Tamce, gdzie naprawiono podziurawiony pancerz i zamontowano karabin maszynowy Hotchkissa.
2 września „Szary Wilk” wziął udział w drugim ataku na Uniwersytet. Staranował bramę od strony ulicy Oboźnej i zatrzymał się koło gmachu Wydziału Chemii, by wspomóc oddziały powstańczej piechoty. Niestety, przewaga ogniowa Niemców ponownie zmusiła ich do odwrotu. Podczas wycofywania „Szary Wilk” wjechał w latarnię. Transporterem wstrząsnęło, a jego kierowca uderzywszy głową o pancerz stracił przytomność. Dowódca plutonowy „Krzysztof” natychmiast zastąpił kolegę i wyprowadził pojazd na ulicę Sewerynów. Potem zaparkowano go na ulicy Konopczyńskiego.
Cztery dni później oddziały powstańcze opuściły Powiśle. „Szary Wilk” prawdopodobnie wpadł w ręce Niemców. Jego dalszy los nie jest znany.
Opancerzony towarzysz broni „Szarego Wilka” – „Kubuś”, który wraz z nim uczestniczył w obu atakach na Uniwersytet to rzecz bez precedensu. Jest to jedyny pojazd pancerny zbudowany od podstaw przez żołnierzy Podziemia.
8 sierpnia dowódca grupy bojowej kapitan Cyprian Odorkiewicz „Krybar” polecił Walerianowi Bieleckiemu „Inżynier Jan” wykonanie lekkiego samochodu pancernego na podwoziu ciężarówki Chevrolet 157 znalezionej w zdobytej przez powstańców elektrowni. Ten szybko zorganizował potrzebne materiały – płyty pancerne, kątowniki i sprzęt spawalniczy i dobrał sobie współpracowników wśród których pierwsze skrzypce grał Józef Fernik „Globus”, przed wojną pracujący jako majster w zakładach lotniczych na Okęciu.
„Inżynier Jan”, z zawodu architekt rysuje plany pojazdu, a „Globus” kieruje pracą zespołu tnącego i spawającego blachy. Prace trwają w warsztacie należącym do strzelca Stanisława Kwiatkowskiego „Stacha”. Powoli powstają zarysy samochodu pancernego.
Pancerne blachy poddawane są próbom balistycznym. Okazuje się, że jedna warstwa nie zapewnia ochrony. Konstruktorzy weryfikują więc plany. Samochód będzie teraz pokryty dwoma warstwami blach oddalonymi od siebie o 6 milimetrów.
Pojazd nazwano „Kubusiem” od pseudonimu żony „Globusa”, która poległa kilka dni wcześniej.
Prace trwały do wczesnych godzin rannych 23 sierpnia. „Kubuś” prosto z warsztatu pojechał na Krakowskie Przedmieście, gdzie wraz z „Szarym Wilkiem” wziął udział w pierwszym ataku na Uniwersytet. Jego załogę stanowiło 12 ludzi uzbrojonych w karabin maszynowy, miotacz ognia, granaty i broń osobistą. Podczas akcji „Kubuś” spisał się dobrze zapewniając swoim żołnierzom skuteczną ochronę.
Po ataku przeprowadzono kilka zmian, m.in. poprawiono widoczność kierowcy i wykonano dodatkowe otwory strzelnicze.
2 września „Kubuś” wziął udział w ponownym ataku na Uniwersytet. Niestety, niemieckie pociski przebiły opony i pojazd musiał wycofać się ulicą Oboźną w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. Uszkodzony pojazd zostawiono w warsztacie na Tamce. Cztery dni później plutonowy Franciszek Kowalewski „Franc” dostał rozkaz zniszczenia pojazdu. Nie wykonał go. Wymontował jedynie aparat zapłonowy i wrzucił do kanału. Potem „Kubusia” przysypały gruzy zburzonego przez Niemców warsztatu.
Odnaleziono go podczas odgruzowywania na przełomie lat 1945/46. Został przekazany do Muzeum Wojska Polskiego, gdzie przez następnych 20 lat nikt się nim nie interesował – na szczęście, bo biorąc pod uwagę ówczesny klimat polityczny zapewne skończyłby w hutniczym piecu.
W 1967 roku podjęto decyzję o renowacji „Kubusia”. Dokonał jej jego twórca – Józef Fernik „Globus”. Odrestaurowany „Kubuś” do dzisiaj stoi w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. W Muzeum Powstania znajduje się natomiast jego replika.
Źródło:
Janusz Ledwoch, Powstańcza broń pancerna, Mówią Wieki, 24.08.2004
Mariusz Skotnicki, Powstańcze działo samobieżne „Chwat”, http://www.muzeumwp.pl, Dostęp 18.11.2011
Whatfor, Wozy bojowe Armii Krajowej