Bannockburn – bitwa o niepodległość
Wyspa Rathlin na północnym wybrzeżu Irlandii, zima 1306-1307.
Kilkunastu mężczyzn ukrytych w nadmorskiej jaskini drżało z zimna. Byli głodni, zziębnięci i brudni, ale i tak mogli uważać się za szczęściarzy w porównaniu do reszty towarzyszy, którzy polegli.
Jeden z nich próbował rozniecić ogień, ale pozostali natychmiast wyrwali mu krzesiwo z dłoni obrzucając go przy okazji wyrazami powszechnie uznanymi za wulgarne. Dym wydobywający się z jaskini natychmiast ściągnąłby im na głowę nieproszonych gości.
Jeden z uciekinierów leżał na piasku w głębi pieczary. Był wściekły i zrezygnowany. Chwycił w dłoń niewielki kamień i rzucił go ze złością w stronę dużej pajęczyny rozpiętej między dwoma kamieniami. Kamień zerwał ją i potoczył się ze stukotem w głąb jaskini.
Zza kamienia wypełzł pająk i zaczął budować nową sieć. Kiedy udało mu się połączyć nitką dwa kamienie, mężczyzna rzucił garścią piachu i zerwał ją. Pająk schował się na chwilę za kamieniem i rozpoczął pracę od nowa.
Mężczyzna chwycił kamień, by ponownie zepsuć pajęcze dzieło, kiedy nagle olśniła go pewna myśl…
Dnia 19 marca 1286 roku król Szkocji Aleksander III zginął w tragicznym wypadku spadając wraz ze swym koniem ze stromego urwiska. Był dobrym władcą. Umocnił szkocką gospodarkę, usprawnił sądownictwo i przyłączył do Szkocji Hebrydy. Niestety, nie zostawił po sobie męskiego potomka.
Jego córka wyszła za mąż za Eryka II, króla Norwegii i w 1283 roku urodziła córkę Małgorzatę, która w wieku 3 lat została namaszczona na królową Szkocji.
Król Anglii Edward I Długonogi postanowił wykorzystać okazję i szybko dogadał się z Erykiem w sprawie przyszłego małżeństwa Małgorzaty z jego synem Edwardem II.
Kiedy Małgorzata miała siedem lat Eryk wysłał ją do Szkocji, której nominalnie była królową. Niestety, surowy klimat nadwerężył jej zdrowie i Małgorzata zmarła podczas podróży. W Szkocji zapanowało bezkrólewie.
Pretendentów do tronu było kilkunastu i za żadne skarby nie mogli się dogadać. O rozstrzygnięcie sporu poprosili… Edwarda Długonogiego!
To mniej więcej tak, jakby polscy politycy poprosili Putina o wybranie polskiego premiera i prezydenta…
Edward Długonogi był bowiem królem twardym, okrutnym, ale niezwykle skutecznym. Był wojownikiem z krwi i kości, brał udział w jednej z krucjat i był znakomitym strategiem. Wytrwale dążył do wyznaczonego celu topiąc wszelką opozycję we krwi. Był kolesiem, który dobrze wiedział, czego chce i któremu lepiej było nie wchodzić w drogę.
Edward nie zdecydował od razu. Kłótnie i swary w krainie, którą planował zdobyć były mu bardzo na rękę. Dopiero w 1292 roku wybrał Jana Balliola na króla Szkocji. Nowy władca przysiągł wierność Edwardowi i dzielnie wypełniał obowiązki marionetki angielskiego władcy.
Anglia w tym czasie toczyła wojnę z Francją. By ją sfinansować Edward nałożył na Szkocję nowe podatki. Szkoci nie dość, że walczyli w tej wojnie, to jeszcze musieli ją finansować. To oczywiście bardzo im się nie podobało i postanowili rozpocząć potajemne pertraktacje z francuskim królem Filipem Pięknym. Kiedy Edward Długonogi dowiedział się o tych knowaniach, zalała go krew. W 1296 roku najechał Szkocję zdobywając jeden zamek za drugim, paląc i mordując wszystkie wsie i osiedla, jakie napotkał na drodze. Schwytał Jana Balliola, uwięził go w Tower i kontynuował brutalną pacyfikację Szkocji, dzięki której dorobił się przydomka „Młot na Szkotów”.
Spalił i zniszczył kraj, zmusił szkockich baronów do oddania mu hołdu, mianował namiestnika i wrócił do Londynu.
Szkoci zadziwiająco szybko pozbierali się po niszczycielskim najeździe. Już wiosną 1297 roku wybuchło antyangielskie powstanie pod wodzą Williama Wallace’a. Rosnące z dnia na dzień siły powstańców zniszczyły angielskie garnizony i wymordowały ich załogi. We wrześniu tego samego roku doszło do bitwy pod Stirling.
Szkoci nie mieli konnicy i konfrontacja z angielską armią dysponującą ciężką jazdą zakrawała na samobójstwo, jednak Wallace znalazł genialne wyjście z sytuacji.
Stworzył schiltrony – kolumny wojowników uzbrojonych w długie włócznie. Atak angielskiej konnicy na najeżone pikami szkockie oddziały skończył się masakrą. Anglicy stracili połowę żołnierzy, a dowodzący nimi namiestnik, hrabia Surrey zwiał sromotnie z pola walki.
Edward Długonogi szybko zebrał nową armię i pokonał Szkotów pod Falkirk w 1298 roku. Przekupił szkockich baronów i pozbawił Wallace’a ich poparcia. Szkocki bohater unieśmiertelniony przez Mela Gibsona w filmie „Braveheart” siedemset lat później, rozpoczął wojnę podjazdową, ale po siedmiu latach został schwytany i stracony w Londynie w widowiskowy sposób.
W Szkocji znowu zapanowało bezkrólewie, a pretensje do wakującego tronu zgłosiło kilkunastu kandydatów. Wśród nich był niejaki Robert the Bruce…
Nazywanie go szkockim patriotą to gruba przesada. Facet był jak chorągiewka – zmieniał strony i układy jak rękawiczki. Pochodził z bogatej rodziny. Był dziedzicem rozległych ziem leżących zarówno w Szkocji, jak i w Anglii. Także mając cały czas na uwadze szkocką koronę lawirował w ten sposób, by nie zdenerwować zbytnio Anglików i utrzymać swoje angielskie posiadłości. Początkowo poparł powstanie Wallace’a, potem jednak w bitwie pod Falkirk walczył po stronie Anglików. Po straceniu Wallace’a i nastaniu kolejnego bezkrólewia w Szkocji uznał, że nadszedł jego czas.
10 lutego 1306 roku zwabił do kościoła w Dumfries swojego głównego rywala do tronu Szkocji Johna Comyna i tam, nie zważając na świętość miejsca, zabił go. Sześć tygodni po tym wydarzeniu w Scone koło Perth koronował się na króla Szkocji.
Początki jego rządów nie wyglądały najlepiej. Anglicy spuścili mu potężny łomot pod Methven i pogonili aż na wybrzeże Irlandii.
Według legendy, chroniąc się przed Anglikami w jaskini na wyspie Rathlin Robert zniszczył pajęczą sieć. Zauważył, że po chwili pająk zaczął tkać nową. Kiedy Robert ponownie ją zniszczył, pająk znowu przystąpił do pracy. I tak kilka razy. Obserwując niestrudzone stworzenie Robert doznał olśnienia. On też musi postępować tak jak ten pająk, by w końcu osiągnąć sukces!
Edward Długonogi dowiedział się o koronacji Bruce’a i nie zamierzał puścić mu tej zdrady płazem. Zebrał armię i w 1307 roku znowu ruszył do Szkocji. Miał już jednak 68 lat (bardzo dużo, jak na tamte czasy!) i trudy podróży nadwerężyły jego i tak nie najlepsze zdrowie. Zmarł w Burgh-by-Sands zaledwie trzy mile przed granicą szkocką. Angielska armia zawróciła na południe.
Następcą Długonogiego został jego najstarszy syn – Edward II. Delikatnie mówiąc – nie dorastał on do pięt swojemu walecznemu ojcu. Podboje i sprawy wojskowe nie interesowały go w najmniejszym stopniu. Uwielbiał się pławić w przyjemnościach doczesnych. Zraził do siebie sporą część angielskich możnowładców – należne im przywileje rozdawał hojnie swoim kochankom (był homoseksualistą-nimfomanem).
Bruce zdawał sobie sprawę ze słabości nowego angielskiego króla i w ciągu następnych siedmiu lat oczyścił Szkocję z angielskich garnizonów. Z jednym wyjątkiem – zamku w Stirling.
Była to potężna budowla, istna brama do Szkocji. Zdobycie go było sprawą najwyższej wagi.
W 1314 roku zaczął go oblegać Edward Bruce, brat Roberta. Dowódca angielskiej załogi Philip Mowbray zaproponował układ – jeśli do dnia 24 czerwca nie doczeka się odsieczy z Londynu, wówczas podda zamek. Edward Bruce przystał na to i wycofał wojska.
Edward II rozpoczął wyścig z czasem. W pośpiechu zebrał armię i ruszył na północ.
Siły angielskie liczyły około 3 tysięcy ciężkozbrojnych jeźdźców i 15 tysięcy piechoty, wśród której było wielu budzących grozę w ówczesnej Europie łuczników.
Anglicy doprowadzili do doskonałości sztukę posługiwania się łukiem, a ponadto wynaleźli tzw. longbow, czyli długi łuk, nazywany często przez historyków „karabinem maszynowym Średniowiecza”. Była to straszliwa broń o skutecznym zasięgu do 250m. Sprawny łucznik był w stanie zabić w ciągu minuty do dwudziestu przeciwników.
Robert the Bruce wystawił armię mniej liczną – zaledwie około 10 tysięcy żołnierzy, wśród których było niewielu łuczników i tylko 500 jeźdźców. Była to lekka kawaleria, dobra do małych potyczek lub zadań zwiadowczych, ale niezdolna do generalnego ataku.
Król Robert był jednak dobrym i szybko uczącym się wojskowym. Pamiętał, w jaki sposób William Wallace wygrał bitwę pod Stirling i udoskonalił stworzone przez niego schiltrony. Zmniejszył liczbę ludzi w każdym z nich i skrócił piki tworząc z schiltronów jednostki mobilne, zdolne do przemieszczania się podczas walki oraz do zadań ofensywnych. Ponadto wyjątkowo starannie wybrał miejsce konfrontacji.
Wojska szkockie zajęły pozycję na skraju lasu New Park, nad strumieniem Bannockburn wpadającym do rzeki Forth, na niewielkim wzgórzu, mając po lewej ręce zamek Stirling, a przed sobą pokrytą mokradłami dolinę, której dnem płynął strumień. Do zamku wiodła tylko jedna droga zwana Roman Road.
Edward II przybywszy w pobliże zamku Stirling 23 czerwca 1314 roku zdecydował się na rozpoznanie walką. Pchnął do ataku dwa niewielkie oddziały kawalerii pod dowództwem Henry’ego de Bohun. Natarły one na Szkotów wzdłuż Roman Road.
Po przebyciu strumienia Henry de Bohun zobaczył przed sobą samotnego rycerza na koniu. Wytężył wzrok i… z trudem uwierzył własnym oczom! Przed nim stał Robert the Bruce we własnej osobie!
Król Szkocji właśnie udał się na rekonesans. Nie miał na sobie zbroi i siedział na jednym z zapasowych koni, zamiast na swoim bojowym rumaku. Zobaczył przed sobą zakutego w żelazo od stóp do głów de Bohuna siedzącego na ogromnym ogierze. Nie stracił jednak ducha – był bardzo doświadczonym żołnierzem. Tylko mocniej zacisnął dłoń na rękojeści topora.
Henry de Bohun rzucił się na niego kłując konia ostrogami i pochylając kopię. Robert poczekał na odpowiedni moment i w chwili, gdy angielski rycerz mijał go, uchylił się przed kopią i zadał straszny cios toporem, który rozpłatał głowę de Bohuna.
Widząc śmierć swego dowódcy Anglicy stracili serce do walki. Szkoci zepchnęli ich na drugą stronę strumienia.
Edward II zrozumiał, że atak wzdłuż Roman Road jest skazany na niepowodzenie, więc postanowił przesunąć swoją armię w prawo, przekroczyć strumień i zająć pozycje na drugim jego brzegu. Manewr zajął całą noc z 23 na 24 czerwca 1314 roku i był bardzo męczący. Ludzie i konie zapadali się w gęstym błocie i z wielkim wysiłkiem mogli posuwać się naprzód. Kiedy rankiem 24 czerwca znaleźli się na drugim brzegu strumienia byli zmęczeni i niewyspani.
W tym samym czasie Robert the Bruce wyprowadził swoją armię z lasu New Park i ustawił ją naprzeciw Anglików. Podzielił ją na cztery części, z których trzy – dowodzone przez jego brata Edwarda, hrabiego Murray oraz Jamesa Douglasa. Sam objął dowództwo czwartego oddziału, który trzymał w odwodzie. Odseparował także od reszty armii oddział 500 lekkozbrojnych jeźdźców.
Po wyjściu szkockiej armii z lasu New Park na jej miejscu zaczęły gromadzić się grupy cywilów. Była to mieszanka obozowych ciurów, dekowników i innych ciekawskich, którzy przyszli przyglądać się bitwie.
Średniowieczne zmagania były nie lada atrakcją dla miejscowej ludności, która gęsto obsiadała okoliczne wzgórza i wdrapywała się na drzewa, by popatrzeć na widowisko.
Nocny manewr wprowadził sporo zamieszania w armii angielskiej. Oddziały wymieszały się ze sobą i zamiast zwartych jednostek o świcie naprzeciw Szkotom stanęły dwie linie żołnierzy. Pierwszą tworzyła kawaleria. Była ona jednak rozmieszczona bardzo nierówno. Oddziały stojące na prawej flance liczyły około 250 jeźdźców, a te po lewej – ponad ośmiuset. Za nimi nieregularną linią ciągnęły się jednostki piechoty, wymieszane ze sobą, pozbawione kontaktu z dowódcami i śmiertelnie znużone.
Szesnaście lat wcześniej, pod Falkirk Edward Długonogi rozprawił się ze szkockimi schiltronami atakując je osobno i zasypując je strzałami łuczników. Edward II nie był jednak tak dobrym wojownikiem jak jego ojciec, delikatnie mówiąc…
Robert the Bruce postanowił zaatakować pierwszy. Wysunął dowodzony przez siebie schiltron na lewe skrzydło i wraz z oddziałami swego brata Edwarda, hrabiego Murraya i Jamesa Douglasa uderzył na Anglików.
Kawaleria angielska tworząca pierwszą linię przystąpiła do ataku, ale natarcie Szkotów znacznie skróciło dystans między dwiema armiami. Konie po prostu nie miały czasu się rozpędzić. Podobnie jak 17 lat wcześniej, w bitwie pod Stirling, szarża angielskiej kawalerii zatrzymała się na szkockich pikach. Zakuci w zbroje jeźdźcy nadziali się na nie jak na rożen. Szkoci początkowo skupili się na zabiciu koni, potem zajęli się wyrzynaniem zrzuconych zeń rycerzy. Angielska piechota bezradnie przyglądała się rzezi swoich towarzyszy. Łucznicy próbowali przyjść kawalerii z pomocą strzelając ponad ich głowami w gęste szeregi Szkotów, ale wiele strzał utkwiło także w plecach angielskich jeźdźców.
Niewielki oddział łuczników wysforsował się na prawe skrzydło i zaczął razić Szkotów z boku. Szkoci na lewym skrzydle zaczęli padać na ziemię trafieni strzałami. Robert the Bruce szybko zorientował się w sytuacji i pchnął przeciw łucznikom lekką kawalerię pozostającą dotychczas w odwodzie. Szkoccy jeźdźcy w try miga wycięli angielskich łuczników w pień.
Cztery szkockie schiltrony bezlitośnie nacierały na angielską piechotę, która zaczęła się rozpaczliwie bronić. Napór Szkotów był jednak zbyt silny i Anglicy zaczęli powoli cofać się w stronę strumienia Bannockburn.
Na ten widok z lasu New Park wypadły chmary szkockich ciurów i dekowników, w których nagle wezbrała odwaga i włączyli się do walki.
Tego już było za dużo dla Anglików. Rzucili się do panicznej ucieczki i wkrótce zrozumieli, że są w straszliwej pułapce. Drogę zagradzały im bagna ciągnące się wzdłuż strumienia, które z wielkim trudem przebyli poprzedniej nocy. Wtedy nie musieli się spieszyć, a teraz – owszem. Czując na plecach oddech Szkotów rzucali się do ucieczki przez grząski grunt tylko po to, by po kilkunastu krokach paść od ciosu szkockiego topora lub miecza. Ci, którym udało się zbiec z piekielnych bagien zazwyczaj padali ofiarą szkockiej ludności nienawidzącej Anglików. Król Edward II cudem uszedł z życiem.
Zmiażdżywszy Anglików Robert the Bruce splądrował angielskie wsie leżące na pograniczu, po czym ruszył do Irlandii, by oczyścić ten kraj ze wspólnego wroga. Powiodło mu się, a Irlandczycy w podzięce ogłosili go Wielkim Królem Irlandii w roku 1316.
Jednocześnie był bardzo sprawnym dyplomatą. Doprowadził do zaakceptowania w roku 1320 przez papieża Jana XXII Deklaracji z Arbroath – dokumentu wyrażającego wolę Szkotów w sprawie uniezależnienia się od Anglii, a osiem lat później do zdjęcia z siebie ekskomuniki, którą był obłożony (za zabójstwo Johna Comyna w kościele w Dumfries) oraz do podpisania układu w Edynburgu-Northampton, który ostatecznie potwierdzał fakt, że Szkocja jest wolnym, niepodległym państwem.
Czas, w którym napisałem ten artykuł jest oczywiście nieprzypadkowy. Za kilka dni, w czwartek 18 września mieszkańcy Szkocji, w tym także Polacy mieszkający w tym pięknym kraju dokonają wyboru – czy Szkocja ma być niepodległym krajem, czy ma pozostać częścią Wielkiej Brytanii.
Nie ukrywam, że jestem wielkim zwolennikiem niepodległości Szkocji. Za kilka dni będziemy ponownie „walczyć” o jej wolność. Nie za pomocą mieczy, łuków, czy pik, ale za pomocą kartki i długopisu. To będzie nasz drugi Bannockburn :-)
Źródło:
Edward I of England, http://en.wikipedia.org, Dostęp 14.09.2014.
Robert the Bruce, http://en.wikipedia.org, Dostęp 14.09.2014.
Battle of Bannockburn, http://en.wikipedia.org, Dostęp 14.09.2014.
Battle of Bannockburn, http://www.youtube.com, Dostęp 14.09.2014.