Polskie Termopile

Okolice wsi Kutkorz, obecnie Ukraina, 17 sierpnia 1920 roku, godzina 7:00.
Miły chłód poranka topniał pod promieniami słońca, które rozpoczęło codzienną wspinaczkę po nieboskłonie. Zapowiadał sie kolejny upalny dzień. Wzdłuż wysokiego nasypu kolejowego maszerował kilkusetosobowy oddział piechurów. Dowodzący nimi kapitan popatrzył z satysfakcją na młode twarze swoich żołnierzy, z których większość nie ukończyła dwudziestego roku życia.
Jeszcze kilka tygodni temu klnął jak szewc na wieść, że będzie dowodził jakąś „bandą uczniaków”. Teraz, kiedy miał okazję już kilkakrotnie zobaczyć ich w akcji całkowicie zmienił zdanie. Ci ochotnicy, w większości uczniowie ostatnich klas lwowskich liceów i studenci okazali się naprawdę dzielnymi żołnierzami. Brakowało im doświadczenia, ale nadrabiali to zapałem i niesłychanym męstwem.
Kapitan przystanął, zdjął rogatywkę i wyciągniętą z kieszeni chustką otarł czoło z potu.
W tej samej chwili z przodu, od strony Zadwórza rozległ się charakterystyczny terkot. Pociski wbiły się w nasyp kolejowy tuż nad głowami żołnierzy.
- Padnij! – krzyknął kapitan, kryjąc się za krzakiem jałowca. Jego ochotnicy natychmiast przywarli do ziemi.
Kolejne serie przeleciały znacznie niżej, niż pierwsza. Kapitan uważnie nasłuchiwał terkoczących odgłosów. Co najmniej trzy ckm-y ostrzeliwują jego oddział.
- Rozwinąć tyralierę! Za mną skokami naprzód! – krzyknął.

Zaszczytnym mianem „polskich Termopil” nazywa się kilka bitew w naszej historii. Są to między innymi bitwa pod Węgrowem stoczona podczas Powstania Styczniowego oraz obrona Wizny podczas kampanii wrześniowej, kiedy 720 polskich żołnierzy po dowództwem kapitana Władysława Raginisa przez trzy dni stawiało opór ponad czterdziestu tysiącom Niemców dowodzonych przez generała Heinza Guderiana i wspieranych przez 600 samolotów i 350 czołgów.
Moim skromnym zdaniem zmagania dzielnych Spartan sprzed 25 wieków najbardziej przypomina inna, nieco zapomniana bitwa. Był nią bój pod Zadwórzem stoczony podczas wojny polsko-bolszewickiej 17 sierpnia 1920 roku około trzydziestu kilometrów na wschód od Lwowa.
Nieco ponad trzysta „Lwowskich Orląt” pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego stawiło kilkunastogodzinny opór słynącej z okrucieństwa 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego.
Ale zacznijmy od początku…
Front wojny polsko-bolszewickiej składał się z dwóch głównych odcinków oddzielonych od siebie bagnami Polesia – terenem, na którym ruchy wielkich wojsk były niemożliwe. Działaniami na froncie północnym dowodził Michaił Tuchaczewski, prący przez Wilno i Białystok na Warszawę, zaś na południowym pierwsze skrzypce grał Siemion Budionny – dowódca budzącej powszechną grozę 1. Armii Konnej, która stanowiła trzon sił bolszewickich na tym odcinku..
Konarmia nie imponowała wyszkoleniem ani męstwem. Przyjmowano do niej niemal każdego chętnego, który spełniał dwa warunki: umiał jeździć konno i ślepo słuchał rozkazów. Większość jej żołnierzy stanowili Kozacy oraz chłopi. Główną jej zaletą była olbrzymia mobilność oraz ponura sława, która towarzyszyła tej zbieraninie. Okrutni Kozacy i niepiśmienni chłopi nie znali litości i zazwyczaj nie brali jeńców. Podczas przemarszu do Polski ta wygłodniała i zdziczała horda ogołacała z wszelkich dóbr ukraińskie wsie i miasteczka gwałcąc przy okazji kobiety i mordując wszystkich, którzy ośmielali się jej sprzeciwić.
Wobec regularnych wojsk najczęściej traciła ducha…
W czerwcu 1920 roku władze świeżo odrodzonej Polski zdały sobie sprawę z powagi sytuacji na froncie. Ofensywa bolszewicka zmiatała wszystko na swojej drodze i losy państwa zawisły na włosku. 1 lipca 1920 roku Sejm Rzeczypospolitej powołał do życia Radę Obrony Państwa, na czele której stanął Józef Piłsudski. Dwa dni później Rada opublikowała odezwę do Polaków wzywając wszystkich zdolnych do noszenia broni do wstąpienia w szeregi Armii Ochotniczej, której dowództwo objął generał Józef Haller.
Odzew był ogromny. Ponad sto tysięcy ochotników wstąpiło w szeregi armii, by bronić Ojczyzny przez bolszewicką zarazą. W obliczu śmiertelnego zagrożenia różnice polityczne i światopoglądowe poszły w niepamięć – do powszechnej mobilizacji wzywały wszystkie ówczesne partie polityczne z wyjątkiem komunistów, którzy agitowali aktywnie na rzecz bolszewików.
We Lwowie ochotnicy utworzyli dwa pułki piechoty, dwa ułanów oraz pułk artylerii. Oprócz tego powstała także samodzielna grupa operacyjna pod dowództwem rotmistrza Romana Abrahama, na którą złożyły się dwa bataliony piechoty oraz pięć szwadronów jazdy. Był to lotny oddział przeznaczony do nękania przeciwnika wojną podjazdową, który niemal natychmiast po sformowaniu ruszył do walki. Odbił Radziechów z rąk bolszewików, następnie walczył pod Tarnopolem, Horodyszczem, Chodaczkowem i Krasnem.
Budionny nieustannie parł na Lwów broniony przez dwie dywizje polskiej piechoty. Robił to wbrew rozkazom komisarza wojny Lwa Trockiego, który polecił Budionnemu ominąć Lwów i przez Zamość iść na Warszawę, by wesprzeć walczącą tam armię Tuchaczewskiego. Budionny popierany przez przewodniczącego Politbiura frontu południowego, niejakiego Józefa Stalina rozkazy Trockiego zlekceważył sądząc, że uda mu się w ciągu kilku dni zdusić opór Polaków i zdobyć miasto.
Jego niesubordynacja prawdopodobnie ocaliła Polskę i Europę. Gdyby dowodzona przez niego Konarmia wsparła oddziały Tuchaczewskiego wówczas bez wątpienia przegralibyśmy Bitwę Warszawską.
Około 30 kilometrów przed Lwowem od strony wschodniej znajdowała się miejscowość Zadwórze, w której Budionny postanowił zainstalować swój sztab i stamtąd dowodzić szturmem na miasto. Wsi bronił batalion polskiej piechoty, który 16 sierpnia 1920 roku został dosłownie zmieciony z powierzchni ziemi gwałtownym atakiem Kozaków. Polskie dowództwo zdecydowało o odbiciu Zadwórza z rąk bolszewików i powierzyło to zadanie części oddziału rotmistrza Abrahama, który w tym czasie zajął nieodległą miejscowość Krasne.
Wczesnym rankiem 17 sierpnia oddział 330 ochotników pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego wyruszył z Krasnego w kierunku Zadwórza. Znakomitą większość oddziału stanowili uczniowie lwowskich szkół i studenci liczący sobie od 16 do 20 lat życia. Wyposażeni byli w rozmaitą broń – od niemieckich Mauserów, poprzez austriackie Mannlichery, aż po rosyjskie Mosiny. Różnice w kalibrze tych karabinów przysparzały nieustannych kłopotów z zaopatrzeniem w amunicję.
Polacy szli w cieniu wysokiego nasypu kolejowego. W pobliżu stacji kolejowej Kutkorz od strony Zadwórza odezwały się bolszewickie karabiny maszynowe. Kapitan Zajączkowski rozkazał rozwinąć tyralierę i posuwać się skokami w kierunku nieprzyjaciela. Kiedy dotarli w pobliże stacji Zadwórze odezwały się działa nieprzyjaciela, których pociski trafiły w wozy z amunicją. Porucznik Antoni Dawidowicz poderwał swój oddział do szturmu i po krótkiej walce zdobył działa i opanował stację kolejową. W tym samym momencie na Polaków ruszyła kozacka szarża. Lwowiacy przywarli do ziemi i celnym ogniem powstrzymali atak. Następnie zajęli Zadwórze oraz jedno z okolicznych wzgórz. Wkrótce nadciągnęły nowe siły bolszewickie. Lwowskie Orlęta miały mało amunicji, więc podpuszczały nieprzyjaciela bardzo blisko, czekając na pewny strzał. Kiedy kończyły się im naboje wówczas zabierali karabiny zabitych lub rannych kolegów i walczyli dalej. Ogółem w ciągu kilkunastu godzin odparli sześć kozackich szarż. W pewnym momencie wsparły ich samoloty Albatros z 7. Eskadry Myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki pilotowane przez amerykańskich ochotników. Jankesi walczący po polskiej stronie ostrzelali Kozaków z karabinów maszynowych i obrzucili bombami.

Stanisław Kaczor-Batowski, "Bitwa pod Zadwórzem", 1929, Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Walka trwała nadal. Kapitan Zajączkowski odrzucił kilkakrotnie ponawiane wezwanie do poddania się. Kiedy zabrakło amunicji Orlęta walczyły kolbami i na bagnety. O zmierzchu przy życiu zostało już tylko około trzydziestu Polaków. Kapitan Zajączkowski zarządził odwrót do pobliskiego lasu. Podczas wycofywania nadleciały sowieckie samoloty, które zaatakowały lwowiaków. Do ostatecznego starcia doszło w pobliżu domku dróżnika przy zadworzańskiej stacji kolejowej. Otoczeni przez bolszewików Polacy, masakrowani ogniem karabinów maszynowych walczyli na bagnety do ostatniego żołnierza. W obliczu nieuchronnej klęski kapitan Zajączkowski popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę.
Bolszewicy rozwścieczeni oporem Polaków, którzy przez kilkanaście godzin powstrzymywali ich marsz na Lwów zmasakrowali ciała obrońców szablami, nielicznych rannych dobijali kolbami. Mścili się nawet na trupach. Poległym wydłubywano oczy bagnetami, obcinano głowy, a twarze rozbijano kolbami na miazgę. Z ponad trzystu ciał udało się potem rozpoznać niespełna sto.
Lwowskie Orlęta pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego (obwołanego po bitwie „polskim Leonidasem”) powstrzymały pochód armii Budionnego na Lwów dając obrońcom miasta bezcenny czas na przegrupowanie się i zajęcie pozycji obronnych.
Tuchaczewski nie doczekał się wsparcia Konarmii i poniósł pod Warszawą klęskę. Po wojnie starał się pociągnąć do odpowiedzialności Budionnego i Stalina, co okazało się być posunięciem nad wyraz nierozsądnym. Obydwaj oskarżeni, a zwłaszcza Stalin nie zapomnieli mu tego i w 1937 roku Tuchaczewski został aresztowany, oskarżony o fikcyjną zdradę i rozstrzelany.
Dwa tygodnie po bitwie Budionny poniósł ogromną klęskę pod Komarowem. W starciu z 1. Dywizją Jazdy dowodzoną przez pułkownika Juliusza Rómmla 1. Armia Konna straciła jedną trzecią żołnierzy i większość dowódców. Polscy ułani znający doskonale okrucieństwo bolszewickich bojców nie brali w tej bitwie jeńców. Konarmia straciła znaczenie jako jednostka bojowa i do końca wojny nie odegrała ważniejszej roli.

Konstanty Zarugiewicz

Jednym z poległych Orląt był 19-letni uczeń lwowskiej szkoły realnej Konstanty Zarugiewicz, pośmiertnie odznaczony orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. Jego ciała nie udało się zidentyfikować. Pięć lat po bitwie matka Konstantego –  Jadwiga Zarugiewiczowa została poproszona o wskazanie jednej z trzech trumien nierozpoznanych obrońców Lwowa. Jej wybór padł na trumnę zawierającą zwłoki ochotnika – takiego samego, jakim był jej syn. Wybrane zwłoki przełożono do ozdobnej trumny i przewieziono do Warszawy ze wszystkimi honorami.
Do dzisiaj spoczywają one w Grobie Nieznanego Żołnierza.

Przeczytaj także:
Spłacony dług

Źródło:
Alicja Trześniowska, Zapłacili najwyższą cenę, Nasz Dziennik, 2.11.2005
Stanisław Sławomir Nicieja, Zadwórze – polskie Termopile, Kraków 2000
Mikołaj Klorek, Bitwa pod Zadwórzem, Polskie Termopile 17 sierpnia 1920 roku, Custodes Memoriae, Instytut Historii UAM, 2011
Piotr Pacak, Bitwa pod Zadwórzem – polskie Termopile, Nowa Gazeta Jaworska, 15.02.2011
Redakcja, 17 sierpnia 1920: Bitwa pod Zadwórzem, http://www.konflikty.pl, Dostęp 5.02.2012