As i agent

Dokładny czas i miejsce nieznane. Prawdopodobnie początek lat 50-tych, gdzieś w Stanach Zjednoczonych.
W niewielkiej, ciemnej sali rozlegał się terkot projektora wyświetlającego na kwadratowym ekranie czarno-białe obrazy. Na widowni siedziało tylko dwóch ludzi. Jeden był w amerykańskim mundurze z dystynkcjami pułkownika, a drugi ubrany był po cywilnemu.
- Samolot, który pan widzi to Mig-15, najnowszy sowiecki myśliwiec. Rosjanie oblatali go kilka lat temu i natychmiast wdrożyli do produkcji. Teraz szkolą na nim Chińczyków i Koreańczyków, a ci zadają nam ciężkie straty. Tylko nasze myśliwce Sabre mogą się z nim równać, a i tylko wtedy, gdy za sterami siedzi świetnie wyszkolony pilot. Ten MIG to dla nas ciągle tajemnica. Nie znamy jego osiągów i możliwości. Sam pan rozumie, że musimy zdobyć chociaż jeden egzemplarz – mówił pułkownik.
- Chce pan, żebym poleciał do Korei i zdobył wam taki myśliwiec? – odezwał się cywil z silnym, słowiańskim akcentem.
- Nie, chcemy by przedostał się pan do ZSRR i nam jeden ukradł.

Józef Jeka urodził się w 1917 roku w Tupadłach na Kaszubach. Po ukończeniu gimnazjum w Wejherowie postanowił związać się z lotnictwem i wstąpił do wojska. W 1937 roku będąc w stopniu kaprala otrzymał przydział do 141 Eskadry Myśliwskiej wchodzącej w skład 4 Pułku Lotniczego w Toruniu. Latał na myśliwcach PZL-7, by po pewnym czasie przesiąść się na PZL-11c. Właśnie na „jedenastce” wziął udział w kampanii wrześniowej, nie odniósł jednak zwycięstw. Po kapitulacji podążył tą samą drogą, co wielu jego kolegów – przez Rumunię, Jugosławię, Grecję i Francję, by w lutym 1940 roku dotrzeć do Wielkiej Brytanii, gdzie natychmiast zgłosił się na ochotnika do RAF-u. Trafił do ośrodka szkoleniowego w Blackpool, gdzie spotkał wielu kolegów z Polski. Brytyjczycy wiedzieli, że Polacy mają już za sobą prawdziwe walki powietrzne w Polsce i we Francji, więc ich szkolenie zajęło zaledwie kilka miesięcy i ograniczyło się do przyspieszonego kursu „obsługi” Hurricana oraz nauki angielskich zwrotów i komend używanych w powietrzu. Jeka władał językiem angielskim jeszcze przed wojną, więc już na początku września 1940 roku otrzymał przydział do brytyjskiego 238 Dywizjonu Myśliwskiego stacjonującego w Middle Wallop.
Bitwa o Wielką Brytanię właśnie weszła w najgorętszą fazę. 15 września polski pilot zaliczył pierwsze dwa zestrzelenia. Podczas patrolu zniszczył dwa Messerschmitty 110. Jedenaście dni później nad wyspą Isle of Wight posłał na dół w płomieniach dwa bombowce Heinkel 111. 7 października zniszczył kolejny bombowiec – tym razem Junkersa 88, uzyskując tym samym tytuł asa myśliwskiego, który był przyznawany za pięć zestrzelonych samolotów wroga. Szczęśliwa passa skończyła się miesiąc później. Podczas walki nad miejscowością Tarrant Monkton w Dorset hitlerowski myśliwiec ostrzelał jego Hurricana i Józef musiał ratować się skacząc ze spadochronem. Przeżył, ale został ciężko ranny. Następne kilka miesięcy spędził w szpitalu, z którego wyszedł w lutym 1941 roku. W tym samym miesiącu otrzymał pierwszy Krzyż Walecznych. Nie wrócił do brytyjskiej jednostki – otrzymał przydział do 306 „Toruńskiego” Dywizjonu Myśliwskiego, który świeżo wyposażony w nowiutkie Spitfire’y prowadził wówczas loty na wymiatanie nad kanałem La Manche. Siedząc za sterami Spitfire’a zestrzelił dwa Messerschmitty 109. W listopadzie 1941 roku został promowany do stopnia podporucznika oraz otrzymał dwa najwyższe odznaczenia bojowe – brytyjski Distinguished Flying Medal oraz polski Virtuti Militari. W ramach odpoczynku szkolił przez kilka miesięcy młodych pilotów w Szkocji, by w maju 1942 roku wrócić do 306 Dywizjonu. Latał z nim przez kolejny rok zdobywając kolejne dwa Krzyże Walecznych. W maju 1943 roku przeniósł się do 316 „Warszawskiego” Dywizjonu Myśliwskiego, w którym zestrzelił kolejny hitlerowski myśliwiec nad Francją.

Nie był to koniec jego peregrynacji po polskich dywizjonach w Wielkiej Brytanii. 30 marca 1944 roku trafił do 308 „Krakowskiego” Dywizjonu Myśliwskiego i w jego szeregach latał nad Francję niszcząc niemieckie instalacje i czyszcząc teren przez nieodległą inwazją aliantów. Podczas jednego z takich lotów, 21 maja 1944 roku jego Spitfire został trafiony przez artylerię przeciwlotniczą i Jeka po raz kolejny musiał skakać ze spadochronem. Na szczęście jego skok widzieli francuscy partyzanci, którzy natychmiast go odnaleźli i ukryli u rodziny jednego z nich. Mieszkał z francuską rodziną przez dwa miesiące. Po tym czasie teren, na którym się ukrywał zajęli alianci i mógł bez przeszkód powrócić do swojej jednostki. Pod koniec wojny został dowódcą 306 Dywizjonu Myśliwskiego.
Po wojnie otrzymał propozycję pozostania w RAF-ie, którą przyjął. Ożenił się z Brytyjką i razem zamieszkali w środkowej Anglii. Służył w Niemczech jako żołnierz alianckich wojsk okupacyjnych. To prawdopodobnie właśnie tam podjął decyzję, która zaważyła na jego dalszym życiu.
Kiedy stacjonował w Niemczech w jednej z amerykańskich baz lotniczych otrzymał propozycję współpracy z CIA. Amerykanie skusili go perspektywą walki z Sowietami. Józef – radykalny antykomunista przyjął ofertę.
Wrócił do Wielkiej Brytanii w 1949 roku i zrezygnował ze służby w RAF-ie. Rozpoczął intensywne szkolenie w USA.
CIA uznała, że polski pilot jest idealnym kandydatem do niezwykłej misji mającej na celu wykradzenie Rosjanom ich najlepszego myśliwca – MIG-a 15.
W tym czasie trwała wojna w Korei. Początkowo Amerykanie niepodzielnie rządzili na koreańskim niebie, jednak wkrótce ich przeciwnicy zyskali potężnych sojuszników. Rosjanie zaczęli szkolić chińskich i koreańskich pilotów na swoim najnowszym myśliwcu. MIGi-15 przewyższały amerykańskie samoloty pod każdym względem. Były szybsze, zwrotniejsze, mogły latać na wyższym pułapie, no i były o wiele lepiej uzbrojone. Straty US Air Force w Korei zaczęły rosnąć w zastraszającym tempie. Amerykanie musieli za wszelką cenę uzyskać chociaż jeden egzemplarz MIGa-15, przebadać go, znaleźć jego słabe punkty i opracować taktykę walki z nim.
Plan przewidywał, że polski pilot (Jeka mówił świetnie po rosyjsku) zostanie zrzucony na spadochronie nad Związkiem Radzieckim w pobliżu jednej z baz lotniczych, dostanie się na jej teren z pomocą miejscowych agentów CIA, wykradnie MIGa i lecąc na możliwie najniższym pułapie dotrze do Finlandii.
Misja była samobójcza, ale na szczęście do niej nie doszło. Józefa wybawił z kłopotu… jego własny rodak.
W dniu śmierci Stalina 5 marca 1953 roku porucznik Franciszek Jarecki z jednostki lotniczej w Słupsku podczas rutynowego lotu patrolowego odłączył się od swoich kolegów, zrzucił dodatkowe zbiorniki paliwa, żeby odciążyć samolot i uciekł MIGiem-15 na Bornholm. Leciał bardzo nisko, tak by uniknąć radzieckich radarów i po kilkunastu minutach był nad wyspą, na której spodziewał się znaleźć amerykańską bazę wojskową. Ku swemu zdumieniu znalazł tylko niewielkie lotnisko polowe. Posadził na nim MIGa i oddał się w ręce Duńczyków. Ci natychmiast wezwali Amerykanów. Jareckiego przewieziono do Stanów, gdzie otrzymał wysoką nagrodę pieniężną i obywatelstwo bez wymaganych siedmiu lat pobytu (usynowił go jeden z kongresmanów polskiego pochodzenia). Ponadto podczas pobytu w Londynie otrzymał Krzyż Zasługi z Mieczami z rąk generała Władysława Andersa. Amerykańscy specjaliści dokładnie przebadali MIGa na Bornholmie, po czym odesłali go statkiem do Polski.
Józef Jeka był także jednym z kilku lotników przeszkolonych do pilotowania samolotów rozpoznawczych nowego typu, które kilka lat później świat poznał jako U2.
Prezydent Eisenhower naciskał na Siły Powietrzne, by tylko obcokrajowcy pilotowali U2 w misjach nad terytorium Związku Radzieckiego i innych krajów komunistycznych. W ten sposób w przypadku zestrzelenia samolotu i pochwycenia pilota łatwiej byłoby wykręcić się z całej sprawy. Siły Powietrzne nie uległy i U2 były pilotowane głównie przez Amerykanów.
W drugiej połowie lat 50-tych CIA opracowywała tajną operację „Haik” mającą na celu powstrzymanie komunistów w Indonezji.
Prezydent Indonezji Ahmed Sukarno od pewnego czasu niepokojąco dryfował w stronę komunizmu. Zacieśnił stosunki z Chinami i przyjął zdeklarowanych komunistów do swojego gabinetu. Część wojskowych zbuntowała się i utworzyła rebeliancką organizację pod nazwą PERMESTA. Szybko przejęli kontrolę nad centralną i północną częścią Sumatry i zwrócili sie o pomoc do Amerykanów. Ci nie odmówili. Przekazali rebeliantom kilkanaście bombowców B-26 Invader i myśliwców P-51 Mustang. Do ich obsługi CIA wysłała grupę kilkudziesięciu agentów i najemników złożoną z Filipińczyków, Tajwańczyków i… Polaków. Jednym z nich był Józef Jeka. Ich bazą było lotnisko w Manado. Polscy piloci siedząc za sterami amerykańskich bombowców równali z ziemią bazy komunistów ukryte w gęstej dżungli.
Wczesnym rankiem 13 kwietnia 1958 roku Józef Jeka zasiadł za sterami B-26 i zapuścił silniki. Tym razem celem miało być opanowane przez komunistów lotnisko w Makasso. Bombowiec rozpędził się, oderwał od pasa startowego i powoli nabierał wysokości. Kiedy znajdował się na pułapie kilkuset metrów jeden z silników zakrztusił się i zgasł. Po chwili za drugim silnikiem pojawiła się smuga dymu. Samolot przestał reagować na ruchy drążka sterowego i bezwładnie zwalił się na dół, w dżunglę. Cała trzyosobowa załoga poniosła śmierć.
Amerykanie przysłali żonie Józefa Jeki lakoniczną depeszę, że jej mąż zginął podczas ćwiczeń w Stanach Zjednoczonych.
Wkrótce potem wdowa po polskim pilocie włożyła wszystkie pamiątki po mężu (mundur, pamiętnik, medale, zdjęcia) do walizki i schowała na strychu.
Po pięćdziesięciu latach walizkę otworzyła córka Józefa Jeki (przyszła na świat już po jego śmierci). Postanowiła wystawić pamiątki po ojcu na sprzedaż.
W grudniu zeszłego roku pamiątki po polskim pilocie zostały sprzedane w Marlow, Buckinghamshire za sumę 31 tysięcy funtów.

 

Przeczytaj także:
Najemnik z Dywizjonu 303
Tułacze, robotnicy, więźniowie i najemnicy

Źródło:

World War Two hero’s memorabilia to be auctioned, The Telegraph, 30.11.2009.
Battle of Britain hero’s time capsule opened after 50 years by the daughter he never knew, Daily Mail, 30.11.2009.
http://www.dws.org.pl Dostęp 11.11.2010