Kazik

Warszawa, 10 maja 1943 roku, godz. 22:00, ulica Prosta.

Ciężarówka z logo firmy meblarskiej wytacza się zza zakrętu. Staje przy krawężniku, za włazem kanalizacyjnym. Kierowca nie gasi silnika. Po chwili właz do kanału unosi się i z chrobotem odsuwa na bok. Ze studzienki wyłaniają się ręce, potem głowa. Pokryta szlamem postać wychodzi ze studzienki i z trudem wdrapuje się na pakę ciężarówki. Za nią jak duchy wychodzą z podziemi kolejne postaci. Nieliczni przechodnie przyglądają się tej niecodziennej scenie. Po chwili wszyscy jak na komendę sięgają po chusteczki – straszliwy smród ziejący od tych ludzi każe im zatkać nosy.

Kazik Ratajzer urodził się w 1924 roku na warszawskim Czerniakowie. Jego rodzice mieli mydlarnię na ulicy Podchorążych, a także, by nieco dorobić, sprzedawali pokątnie spirytus. Kazik wychowywał się w niepowtarzalnym klimacie przedwojennej Warszawy – w polsko-żydowskim tyglu kulturowym, wśród podmiejskiego proletariatu, doliniarzy, „dziewczynek”, robotniczych knajp, w których często błyskały noże i ballad granych przez wędrownych grajków na ciemnych podwórkach, zagłuszanych przez nawoływania żydowskich sklepikarzy.
Jego matka była Polką, a ojciec chasydem. Po mamie odziedziczył aryjski wygląd, który podczas wojny wiele razy ratował mu życie.
W młodości święty nie był. Łobuzował gdzie się dało, tu coś ukradł, tam naciągnął jakiegoś frajera. Był typowym warszawskim cwaniakiem, który jak trzeba, to i Kolumnę Zygmunta sprzeda.
W miarę beztroski żywot skończył się we wrześniu 1939 roku. Kilka miesięcy później Kazik z całą rodziną trafił do getta.
Żeby tam przeżyć Kazik wykorzystał cały swój spryt, instynkt i to czego się nauczył podczas łobuzerskich lat na Czerniakowie. Został kurierem i przemytnikiem. Niezliczoną ilość razy wychodził z getta na aryjską stronę, by zdobyć jedzenie. Zdobyć – znaczyło kupić za złoto, wyżebrać, w ostateczności ukraść. Tak robiło wielu żydowskich chłopaków, których wraz z rodzinami hitlerowcy zamknęli w getcie. Większość nie przeżyła. Zginęli zastrzeleni podczas próby sforsowania muru lub wydani przez polujących na nich szmalcowników po aryjskiej stronie. Kazikowi zawsze się udawało – ratował go „dobry” wygląd i charakterystyczna czerniakowska gwara, której nauczył się w dzieciństwie. W kwietniu 1943 roku Niemcy podjęli decyzję o ostatecznej likwidacji warszawskiego getta. Z około pół miliona zamkniętych w nim Żydów do tego czasu ocalało 60 tysięcy. Reszta zmarła z głodu, chorób lub w komorach gazowych. Wśród tych 60 tysięcy znajdowało się kilkuset bojowników. I to oni 19 kwietnia 1943 roku stanęli do rozpaczliwej walki. Nie walczyli o życie, ani o zwycięstwo – w starciu z niemiecką machiną wojenną nie mieli przecież żadnych szans. Walczyli o godną śmierć z bronią w ręku. Wiedzieli, że nie przeżyją.
Dowódcy powstania celowo nie przygotowali planów ewakuacji. Od początku zakładali, że wszyscy zginą.
Na samym początku powstania stała się rzecz niespodziewana – Niemcy byli bardzo zaskoczeni faktem, że „podludzie” stawiają im opór i… wycofali się. Zaczęli ostrzeliwać getto z dział i podpalać kolejne kamienice. Roztopiony asfalt płynął ulicami jak rzeka.
Mimo to Żydzi się nie poddawali.
Żydowscy bojownicy dysponowali kilkudziesięcioma pistoletami i kilkuset granatami. Ponadto Armia Krajowa dostarczyła im składniki do produkcji koktajli Mołotowa i prochu strzelniczego. Przeszkolono Żydów w zakresie budowy prowizorycznych fortyfikacji, a podczas trwania walk prowadzono akcję dozbrajania powstańców. Grupy polskich ochotników uczestniczyły w bezpośrednich walkach zdobywając doświadczenie, które przydało im się rok później, podczas Powstania Warszawskiego.
Powstanie trwało miesiąc, ale już po dwóch tygodniach walk jego dowództwo zmieniło zdanie w sprawie ewakuacji z tego piekła. Poproszono Kazika, by zorganizował odwrót grupy bojowników poza mury getta.
To nie był rozkaz, ponieważ takich rozkazów nie można było wydawać. To tak, jakby rozkazać komuś popełnić samobójstwo.
Kazik podjął się straceńczej misji. Razem z kolegą Zygmuntem Frydrychem w nocy z 30 kwietnia na 1 maja 1943 roku przeszli kanałami na aryjską stronę i skontaktowali się z Icchakiem „Antkiem” Cukiermanem – jednym z dowódców Żydowskiej Organizacji Bojowej, który został przerzucony poza getto jeszcze przed wybuchem powstania jako oficer łącznikowy przy Polsce Podziemnej. Cukierman był zdesperowany – nie był w stanie zorganizować wsparcia dla przyjaciół walczących w getcie. Kazik postanowił więc przejąć inicjatywę. Skontaktował się z królem warszawskich szmalcowników (człowiekiem, którego nazwiska nie udało mi się ustalić), który za pieniądze udostępnił mu mieszkanie przy ulicy Prostej, tuż przy włazie do kanału.
Kazik wmówił mu, że chce wydostać z getta Polaków zaskoczonych przez powstanie.
Znalazł też dwóch pracowników wodociągów miejskich, znających labirynt podziemnych kanałów lepiej niż on. We trójkę ruszyli w drogę. Kazik wziął ze sobą butelkę wódki i pistolet. Kiedy kanalarze przystawali dawał im wódkę, by szli dalej. Kiedy kategorycznie odmawiali dalszej drogi, sięgał po pistolet. W końcu dotarli do getta. Chodząc opustoszałymi ulicami, wśród wypalonych ruin natknęli się na grupę kilkudziesięciu bojowników pod dowództwem Marka Edelmana. 9 maja 1943 roku grupa około 50 żydowskich żołnierzy, wśród nich kilka kobiet, schodzi do kanału. Idą gęsiego, dźwigając w uniesionych rękach broń, w gównie sięgającym szyi, wśród wszechobecnych szczurów. Co jakiś czas któryś z idących osuwa się na dno kanału i już nie wstaje. Po kilkunastu godzinach są pod włazem na Prostej. Ale wyjść nie można – na powierzchni jest dzień. Widok kilkudziesięciu unurzanych w szambie ludzi wychodzących z kanału w try miga ściągnie patrol policji. Muszą czekać na zapadnięcie nocy. Pod włazem jest bardzo mało miejsca, więc niektórzy wchodzą do bocznych kanałów, by tam poczekać na wyjście. Kazik się na to nie zgadza – mimo ciasnoty mają stać jak najbliżej włazu, by wyjść na powierzchnię w możliwie najkrótszym czasie. Nie wszyscy go jednak słuchają.

Zapada noc. Około godziny 10 pod właz podjeżdża wynajęta ciężarówka do przewozu mebli. Kazik odsuwa właz i jeden za drugim bojownicy wychodzą na powierzchnię i wczołgują się na pakę samochodu. Widzi to granatowy policjant, który szybkim krokiem idzie w stronę niemieckiego posterunku. Kazik dogania go, pokazuje pistolet i mówi „To akcja polskiego podziemia, a ty nic nie widziałeś.”. Policjant rozumie, skręca w boczną uliczkę i znika im z oczu.
Mimo to sytuacja robi się coraz bardziej nerwowa. Na ulicy pojawia się coraz więcej przechodniów. Jeszcze chwila, a ktoś zaalarmuje Niemców, a ci błyskawicznie zablokują ulicę. Kazik każe kierowcy odjeżdżać. Jedna z kobiet krzyczy, że w kanale zostali jeszcze ludzie i grozi mu rewolwerem. Mimo to ciężarówka odjeżdża. Docierają do lasu pod Łomiankami.
Kiedy później Kazik wrócił do włazu zobaczył pod nim trupy tych, którym nie udało się wyjść na czas. Wśród nich był jego najlepszy przyjaciel Szlomo Szuster.
Rok później Kazik bierze udział w Powstaniu Warszawskim. Walczy na Starym Mieście. Dowódcy wykorzystują jego znajomość podziemnych przejść. Przeprowadza swój oddział kanałami na Żoliborz.
Tuż po wojnie wyjechał z Polski, ale nie pojechał prosto do Palestyny. Krążył po Europie, przebywał w Rumunii, Niemczech i Austrii. Nawiązał kontakt z organizacją „Mściciele”, skupiającą Żydów ocalałych z Holocaustu. W zemście za zagładę swojego narodu planowali zabicie możliwie największej liczby Niemców. Chcieli zatruć wodę w wodociągach największych niemieckich miast. Plan nie wypalił, ponieważ Brytyjczycy aresztowali ich kuriera, który w puszkach po mleku przewoził z Palestyny truciznę.
Zmienili plan. Postanowili wytruć esesmanów przetrzymywanych w barakach dawnych obozów koncentracyjnych. Tu powiodło im się lepiej. Kilkuset esesmanów z obozu pod Norymbergą zmarło po zjedzeniu chleba zatrutego arszenikiem.
Jesienią 1946 roku Kazik przyjeżdża do Tel Awiwu i wstępuje do paramilitarnej organizacji Hagana. Walczy w wojnie o niepodległość Izraela.
Potem osiada w Jerozolimie. Zmienia nazwisko na Symcha Rotem.
Mieszka w Jerozolimie do dzisiaj. Mówi czystą polszczyzną i często odwiedza Polskę. Dzięki niemu wielu Polaków zostało uhonorowanych tytułem Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata.
Jest jednym z ostatnich żyjących uczestników powstania w warszawskim getcie.

Symcha Rotem podczas spotkania w Jerozolimie w lutym 1997 roku. Zdjęcie dzięki uprzejmości Pana Roberta.

Źródła:
Witold Bereś, Krzysztof Burnetko, O Kaziku, który wrócił do piekła, Polityka, 14.04.2008.
Marta Tychmanowicz, Wyciągali nas jak szmaty, Wp.pl, 26.04.2010.