Operacja „Noe”

Gdzieś na jeziorze Kariba, pogranicze Zimbabwe i Zambii, kwiecień 2014 roku.
- O! Patrz Biszop! Słoń… hipopotam… antylopa… droga na Ostrołękę… – żona Biszopa zwana Biskupinką wychylona niebezpiecznie przez barierkę promu komunikowała swojemu ślubnemu co dostrzegła na zambijskim brzegu jeziora.
Ślubny zaś po opróżnieniu kolejnej puszki lokalnego piwa „Zambezi” wyciągnął się na leżaku i zajmował się błogim przechodzeniem w szósty wymiar.
Atmosfera na stateczku jako żywo przypominała kultowy film Piwowskiego. Tylko okoliczności przyrody (i tego… i niepowtarzalne…) były nieco inne.
Zamiast poczciwego parowca „Neptun” był równie sfatygowany boathouse o nazwie „Sea Lion”, zamiast Wisły były spiętrzone wody rzeki Zambezi tworzące jezioro Kariba, a w role Mamoniów i Sidorowskich wcieliło się międzynarodowe towarzystwo złożone z Holendrów, Amerykanów, Australijczyków i mieszkańców RPA. No i czwórka Polaków. A zamiast psów, kur, kaczek, gęsi i drogi na Ostrołękę z pokładu można było dostrzec całą gamę afrykańskich zwierzaków, które pod wieczór pojawiły się nad brzegami jeziora – gigantycznego wodopoju.
Większość pasażerów znajdowała się w podobnym stanie, co ekipa Piwowskiego podczas kręcenia kultowego filmu. Właściciel promu zrezygnował więc z roli kaowca i poszedł sprawdzić, czy wziął na pokład wystarczający zapas trunków…

Na początku lat 50-tych ubiegłego wieku władze brytyjskiej Federacji Rodezji i Niasy obejmującej dzisiejsze terytoria Zimbabwe, Zambii i Malawi postanowiły wybudować ogromną tamę na rzece Zambezi w pobliżu miejscowości Kariba w celu zaopatrzenia kraju (a zwłaszcza bogatych w miedź terenów dzisiejszej Zambii) w energię elektryczną.
Budowlę zaprojektował francuski inżynier Andre Coyne, a przetarg na jej budowę wygrała włoska firma Impresit. Prace ruszyły w drugiej połowie lat 50-tych. Wkrótce milion metrów sześciennych betonu zagrodziło bieg jednej z największych rzek Afryki.
Zanim to nastąpiło musiano przesiedlić kilkadziesiąt tysięcy ludzi z plemienia Batonga zamieszkujących dolinę Zambezi. Opuszczali oni swoje domostwa bardzo niechętnie, mimo lepszych warunków jakie zapewniono im w innej części kraju. Przestrzegali oni budowniczych przed potężnym bogiem rzeki – wężem Nyaminyami, który srogo zemści się za zalanie mu chaty betonem. Inżynierowie oczywiście kwitowali to śmiechem, ale faktem jest, że praca szła im jak po grudzie – rzeka wielokrotnie przerywała tamę, której budowa pochłonęła 86 ofiar śmiertelnych.

Zapora Kariba. Fot. Ben Bird

Zapora Kariba. Fot. Ben Bird

W końcu przesiedlono ludzi, a i bóg rzeki też się jakoś uspokoił. W 1958 roku betonowa ściana ostatecznie zagrodziła bieg Zambezi i dolina rzeki zaczęła wypełniać się wodą w tempie kilkudziesięciu centymetrów dziennie.
Przed powstaniem tamy dolina Zambezi była domem dla niezliczonej ilości dzikich zwierząt – od węży po słonie i nosorożce. Teraz zwierzęta dosłownie zaczęły tracić grunt pod nogami. Wzniesienia położone w dolinie stały się półwyspami, a potem wyspami. Dzika zwierzyna stłoczyła się na ostatnich skrawkach lądu. Czekała ją śmierć z głodu lub wskutek utonięcia. Na szczęście znalazł się ktoś, kto nie pogodził się z takim stanem rzeczy i ruszył zwierzętom na ratunek.
Rupert Bellamy Fothergill urodził się w 1912 roku w południowoafrykańskim Transvaalu, gdzie jego ojciec pracował w kopalni złota. Kiedy miał 10 lat rodzina przeniosła się do Południowej Rodezji – dzisiejszego Zimbabwe. Po wybuchu II Wojny Światowej wraz z braćmi wstąpił do południowoafrykańskiej armii i wziął udział w walkach w Europie. Po wojnie założył firmę inżynieryjną w Mutare.
Podobnie jak ojciec był wytrawnym myśliwym i traperem. Jeszcze w dzieciństwie nauczył się podchodzić zwierzynę i był ekspertem w sztuce przeżycia na sawannie. Kiedy w 1955 roku zobaczył ogłoszenie o konkursie na stanowisko szefa Departamentu Dzikiej Zwierzyny przy rządzie Rodezji nie wahał się ani chwili. Złożył aplikację i otrzymał ofertę pracy.

Rupert Fothergill. Fot. www.operationnoah.blogspot.com

Rupert Fothergill. Fot. www.operationnoah.blogspot.com

W przededniu ogromnej katastrofy ekologicznej w dolinie Zambezi miał do dyspozycji zaledwie dwóch współpracowników i kilka starych łodzi. Tylko tyle, by ocalić tysiące dzikich zwierząt z zalewanego terenu…
Zabrali się do tego gigantycznego zadania bardzo systematycznie. Fothergill co wieczór wyznaczał wyspy do „oczyszczenia”, na które płynęli następnego dnia rano. Dopłynąwszy do wyspy  rozwieszali na drzewach sieci, następnie opłynąwszy skrawek ziemi powoli zanurzający się w wodnych odmętach robili jak najwięcej hałasu, by napędzić do nich zwierzęta. Owinięte siecią antylopy, guźce, małpy i zebry krępowano, przenoszono do łodzi i ruszano na pełnym gazie w kierunku stałego lądu. Czas odgrywał tu ogromną rolę – chodziło o zmniejszenie stresu schwytanego zwierzęcia.
Kilka metrów od brzegu poluzowywano więzy i wrzucano do wody zwierzę, które do lądu dopływało już samodzielnie. Były jednak przypadki, że zszokowane antylopy zamiast ku lądowi zaczynały płynąć w przeciwną stronę. Manewrując łodzią należało wtedy zmusić zwierzę, by płynęło tam, gdzie trzeba.
Kiedy oczyszczana wyspa znajdowała się w miarę blisko lądu ratownicy mieli ułatwione zadanie – wpędzali zwierzęta do wody i płynąc obok nich łodziami „odprowadzali” je na stały ląd.

Fothergill z asystentem na jednej z zatopionych wysp. Fot. www.operationnoah.blogspot.com

Fothergill z asystentem na jednej z zatopionych wysp. Fot. www.operationnoah.blogspot.com

W przypadku większych i bardziej niebezpiecznych zwierząt, takich jak słonie, nosorożce, czy lwy trzeba było użyć środków uspokajających (Fothergill był jednym z pionierów ich użycia), po czym skrępowane zwierzę transportowano na ląd.
Do Fothergilla i jego współpracowników zaczęli dołączać ochotnicy. Szeregi ratowników rosły z każdym dniem. Równocześnie jednak cały czas podnosił się poziom wody na utworzonym przez tamę sztucznym jeziorze Kariba. Trwał wyścig z czasem.
Wyniknęły także inne problemy. Okazało się, że liny stosowane przez ratowników ranią skórę zwierząt. Fothergill wpadł więc na pomysł, by zastosować… kobiece pończochy. Są elastyczne i wytrzymałe, a więc doskonale nadają się do czasowego krępowania zwierząt.
O zastosowaniu nowych pończoch nie mogło być mowy – były za drogie. Ale przecież można użyć starych!

Antylopa Impala podczas transportu na ląd. Fot. www.operationnoah.blogspot.com

Antylopa Impala podczas transportu na ląd. Fot. www.operationnoah.blogspot.com

Tu z pomocą przyszli dziennikarze, którzy przyglądali się wysiłkom Fothergilla i jego towarzyszy. W Wielkiej Brytanii rozpoczęto wielką akcję zbierania starych pończoch, które wysłano do Rodezji. Ratownicy upletli z nich sieci, no i przede wszystkim używali ich do skrępowania schwytanej zwierzyny na czas transportu.
Praca była bardzo niebezpieczna. Oszalałe ze strachu zwierzęta stłoczone na niewielkich skrawkach lądu mogły zaatakować lub stratować ratowników. Gałęzie drzew uginały się pod ciężarem węży, wśród których nie brakowało śmiertelnie jadowitych czarnych mamb.
Chwytano je za pomocą długiej wędki zakończonej pętlą i wkładano do worków.
Tu i ówdzie na gałęziach leżały lamparty. „Zdejmowano” je przy użyciu środków uspokajających, po czym wyławiano cętkowanego drapieżnika z wody i czym prędzej odstawiano na ląd.
W wielu przypadkach ratownicy nie zdążyli na czas i w miejscu zatopionej wyspy znajdowali dziesiątki martwych ciał unoszących się na powierzchni jeziora…
Operacja „Noe” trwała przez sześć lat, aż do 1964 roku. Dzięki zaangażowanym w nią ludziom udało się ocalić tysiące zwierząt, z których większość trafiła do parku narodowego Matusadona w dzisiejszym Zimbabwe.
Rupert Fothergill pracował następnie dla Departamentu Parków Narodowych i Dzikiej Zwierzyny Południowej Rodezji przekształcając go w agencję aktywnie działającą na rzecz ochrony przyrody. Zmarł w 1975 roku.

Wyspy na jeziorze Kariba. Fot. Biszop

Wyspy na jeziorze Kariba. Fot. Biszop

Słoń... plaża... droga na Ostrołękę... (kto wie, może ten tr abalski jest jednym ze zwierząt uratowanych przez Fothergilla i jego towarzyszy?). Fot. Biszop

Słoń… plaża… droga na Ostrołękę… (kto wie, może ten trąbalski jest jednym ze zwierząt uratowanych przez Fothergilla i jego towarzyszy?). Fot. Biszop

Autor na promie na jeziorze Kariba. Fot. Biszop

Autor na promie na jeziorze Kariba. Fot. Biszop

O naszej wyprawie do Zimbabwe przeczytacie także na blogu mojej Żony zwanej Biskupinką. Zapraszam!

Serdeczne podziękowania dla Andrzeja i Yumei Chlebowskich dzięki którym przeżyliśmy niezwykłą przygodę!

Źródło:
Tony Bruce, Memories of „Operation Noah”: 1959, http://www.greatnorthroad.org, Dostęp 3.05.2014.
Melissa Shales, Operation Noah, Rescue of the Kariba Wildlife, http://www.safaribookings.com, Dostęp 3.05.2014.
Tim Abbott, „The Waters Prevailed Exceedingly Upon the Earth”; Rupert Fothergill and Operation Noah, http://greensleeves.typepad.com, Dostęp 3.05.2014.
Grandpa Rupert – My Hero, http://operationnoah.blogspot.co.uk, Dostęp 3.05.2014.