Warszawski kamikaze

Warszawa, wczesna wiosna 1943 roku.
Okna konspiracyjnego mieszkania wychodziły na dość podłe podwórko, na którym kilkoro dzieci grało w piłkę korzystając z jednego z cieplejszych dni tego roku. Kapitan Jerzy Lewiński ps. „Chuchro” – dowódca Kedywu Okręgu Warszawskiego otworzył je na oścież, wyjął z kieszeni papierosa i zapalił. Jeszcze raz przyjrzał się meldunkowi przesłanemu przez jednego z podwładnych. Zmiął go w dłoni.
- Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, o co prosi? – spytał się bladego, wysokiego mężczyzny stojącego w głębi pokoju.
Ten w odpowiedzi wyjął z kieszeni chustkę i przytknąwszy ją do ust kilkukrotnie kaszlnął. Na białym materiale wykwitły czerwone plamy.
- Tak, panie kapitanie! Przemyślałem wszystko gruntownie i jestem zdecydowany – odpowiedział opanowując na moment odruch kaszlu.
- Człowieku! Ty się nadajesz do szpitala, ale psychiatrycznego! W Tworkach! – kapitan nie zdołał opanować emocji.
- Panie kapitanie! Zostało mi kilka tygodni życia. Bardzo proszę o spełnienie mojej prośby. Ja naprawdę nie mam już nic do stracenia! – odpowiedział z mocą młody człowiek.
Oficer przez dłuższą chwilę przyglądał się przeraźliwie bladej twarzy młodzieńca.
- Dobrze. Pomyślę o tym. Odmaszerować!

Jan Kryst urodził się w kwietniu 1922 roku w Modlinie. W wieku 17 lat, kilka miesięcy przed wybuchem wojny ukończył technikum mechaniczne. Udzielał się w harcerstwie i w sekcji strzeleckiej Przysposobienia Wojskowego, gdzie otrzymał srebrną odznakę za celność.
Walczył jako ochotnik w obronie Warszawy we wrześniu 1939 roku, a podczas okupacji pracował jako ślusarz w prywatnej firmie. Wstąpił do tworzącej się konspiracji i został żołnierzem Armii Krajowej w Obwodzie Wola Okręgu Warszawskiego otrzymując pseudonim „Alan”.

Jan Kryst ps. „Alan”

Mniej więcej w tym czasie zachorował na gruźlicę. Choroba rozwijała się z każdym dniem. Na początku 1943 roku jego stan był już bardzo poważny. Podczas wizyty u lekarza wczesną wiosną usłyszał wyrok – zostało mu tylko kilka tygodni życia.
Wpadł wówczas na szalony pomysł. Jeśli i tak ma umrzeć, to niech jego śmierć ma jakiś sens. Zgłosił swojemu dowódcy gotowość wykonania skrajnie niebezpiecznego, wręcz samobójczego zadania. Dowódca napisał meldunek i przesłał go dalej. Dotarł on do dowódcy Kedywu (Kierownictwa Dywersji) Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej kapitana Jerzego Lewińskiego ps. „Chuchro”.
Ten doświadczony, przedwojenny oficer zareagował na meldunek z mieszanymi uczuciami. W tym samym czasie Niemcy wzmogli terror w mieście. Niemal codziennie dochodziło do publicznych egzekucji Polaków. Jako dowódca oddziałów dyspozycyjnych Kedywu „Chuchro” musiał na to odpowiedzieć. Uderzyć w Gestapo na tyle boleśnie, by Niemcy zrozumieli, że Polska Podziemna działa i potrafi się mścić. Ten młody, ciężko chory żołnierz spadł mu z nieba. Ale… czy ma prawo wykorzystać go, nawet jeśli w ten sposób spełnia jego prośbę?
„Chuchro” odbył długą rozmowę z „Alanem” próbując odwieść go od tego zamiaru. Widząc determinację w bladej twarzy ciężko chorego żołnierza w końcu zgodził się.
Jan Kryst otrzymał zadanie zlikwidowania maksymalnej liczby funkcjonariuszy Gestapo w restauracji „Adria”.
Mieszcząca się w budynku włoskiej firmy ubezpieczeniowej Riunione Adriatica di Sicurta przy ulicy Moniuszki 10 restauracja była najpopularniejszym lokalem przedwojennej stolicy. Założona w 1931 roku przez lwowskiego biznesmena Franciszka Moszkowicza „Adria” słynęła między innymi z pierwszej w mieście klimatyzacji, trzech doskonałych orkiestr, wykwintnych dań i drinków oraz z… wyskoków słynnego generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego. Podczas okupacji Niemcy zamienili ją w lokal „Nur für Deutsche”. I podobnie jak Polacy przed wojną – tłumnie ją odwiedzali.

Gmach włoskiej firmy ubezpieczeniowej przy ulicy Moniuszki 10 w Warszawie, gdzie mieściła się restauracja „Adria”.

„Alan” ma wejść do „Adrii” i zastrzelić tylu funkcjonariuszy Gestapo ilu zdoła. Najlepiej wysokich rangą. Dowództwo Kedywu rozważało przez chwilę, czy nie wyposażyć go w bombę. W ten sposób, podłożywszy ją będzie miał czas na wycofanie się. Zarzucono ten pomysł. Tu nie chodzi o śmierć jakichś tam przypadkowych żołdaków na przepustkach – to ma być precyzyjne uderzenie w oficerów Gestapo, ludzi bezpośrednio odpowiedzialnych za rozpętany terror. „Alan” nadaje się do tego znakomicie – jest przecież świetnym strzelcem.
Aby Niemcy nie mieli wątpliwości, że to akcja Polski Podziemnej, a nie czyn jakiegoś szaleńca „Alan” będzie miał w kieszeni kartkę z napisanym po niemiecku oświadczeniem wyjaśniającym powód akcji oraz grożącym dalszymi uderzeniami odwetowymi za gestapowskie zbrodnie.
Akcja jest samobójcza. Nie ma mowy, by „Alan” wyszedł żywy z lokalu pełnego uzbrojonych Niemców. Mimo to dowództwo Kedywu wyznacza dwóch doświadczonych bojowców, którzy będą czekali z pistoletami maszynowymi w pobliskich bramach. Jeśli jakimś cudem „Alan” wyjdzie z „Adrii” żywy wówczas osłonią go ogniem stenów.
Jest sobota 22 maja 1943 roku. O godzinie 21:30 do drzwi lokalu zbliża się wysoki mężczyzna w brązowym płaszczu. Otwiera je i podaje wykidajle – potężnemu grubasowi o nalanej twarzy swoje papiery. Są doskonale sfałszowane i nie budzą u ochroniarza żadnych podejrzeń. Kiwa głową i zaprasza gościa do środka sali.
Ta jest wypełniona po brzegi. Kilkuset gości je, pije i od czasu do czasu zerka w stronę sceny, na której półnaga tancerka tańczy w rytm „Bolero” Ravela. Przy kilku zsuniętych razem stołach hałaśliwie ucztuje grupa żołnierzy Wehrmachtu wracających z frontu wschodniego. Piją na umór, obłapiają siedzące razem z nimi prostytutki i co jakiś czas intonują jakieś sprośne piosenki. Wykidajło co chwilę musi ich uspokajać. Przy innych stołach siedzą niemieccy urzędnicy, jest grupa Włochów, no i są także gestapowcy.
„Alan” staje przy filarze znajdującym się koło położonej w centrum sali loży i uważnie rozgląda się po wypełnionej ludźmi sali. Szuka celów zamachu.
Kilka metrów od niego, w loży przy małym stoliku siedzi para. Ona jest blondynką o ostrych rysach twarzy, on nieco starszy od niej, lekko łysiejący właśnie nalewa jej kolejny kieliszek. Uwagę „Alana” przykuwa mundur przewieszony przez krzesło. Trzy gwiazdki i cztery paski na pagonach oraz romb z literami SD na ramieniu zdradzają kapitana Gestapo. On zginie pierwszy. Kilka stolików dalej siedzi dwóch innych gestapowców. Ci nawet nie zdjęli mundurów – „Alan” bezbłędnie identyfikuje ich jako poruczników.
Ma już trzy cele. Z wyboru pozostałych rezygnuje. Wie, że po jego pierwszych strzałach w lokalu zapanuje panika. Mimo to nadal uważnie obserwuje salę obliczając drogę z loży do wyjścia. A nuż uda się stąd wyrwać.
Rozbrzmiewają ostatnie takty „Bolera” i tancerka żegnana rzęsistymi brawami schodzi ze sceny. Wychodzi konferansjer i opowiada po niemiecku kilka głupich dowcipów. Sala rechocze ze śmiechu.
Gasną światła, z wyjątkiem kilku reflektorów skierowanych na scenę. Wychodzi na nią kilkunastoletni włoski harmonista. Siada na krześle i zaczyna śpiewać jakąś włoską piosenkę.
Pogrążona w mroku sala to idealna okoliczność dla „Alana”. Całą siłą woli powstrzymuje kaszel, sięga do kieszeni i przeładowuje pistolet. Jego oczy świecą w bladej twarzy jak dwa ogniki. Zdecydowanym krokiem podchodzi do stolika, wyciąga z kieszeni uzbrojoną dłoń i z odległości pół metra strzela w głowę kapitanowi Gestapo. Krew i fragmenty mózgu obryzgują jego towarzyszkę, która siedzi w szoku jak skamieniała. „Alan” podchodzi do stolika, gdzie siedzą dwaj porucznicy i z bliska pakuje im po dwie kule w głowę.
Salą wstrząsa potężny krzyk. Młody harmonista ucieka w popłochu ze sceny. Ktoś zapala światło.
„Alan” posyła trzy pozostałe kule w kierunku stolika, z którego poderwało się kilku mężczyzn z pistoletami w rękach. Jeden z nich upada. AK-owiec wyrzuca pusty magazynek na ziemię, wsuwa do pistoletu drugi, błyskawicznie przeładowuje i dalej strzela. Wycofuje się teraz tyłem w kierunku drzwi wejściowych.
W sali nadal rozlegają się krzyki przerażonych ludzi, płacz kobiet i pojedyncze strzały Niemców, którzy odpowiadają ogniem.
Koło drzwi siedzi jakiś Niemiec, który po pierwszych kilkunastu sekundach strzelaniny opanowuje się i zauważywszy zamachowca chwyta w dłonie masywne krzesło, wchodzi na drugie i zadaje wycofującemu się tyłem „Alanowi” potężny cios w tył głowy. „Alan” natychmiast upada i traci przytomność. Dopada go zgraja Niemców. Kopią go i biją krzesłami po głowie. Ktoś kilkukrotnie strzela do powalonego zamachowca. Jakiś gestapowiec siada przy nim i próbuje wydobyć z niego jakieś słowo. Na próżno. Z ust „Alana” wypływa fala krwi. Zamachowiec umiera.
Podczas swojej straceńczej, samobójczej akcji żołnierz Armii Krajowej Jan Kryst ps. „Alan” zdołał zastrzelić kapitana i dwóch poruczników Gestapo, a dwóch dalszych ranić.
Na miejscu natychmiast pojawiły się znaczne siły Gestapo. Przyjechał nawet gubernator Warszawy – SS Brigadeführer Ludwig Fischer i jego pełnomocnik Ludwig Leist. Aresztowano cały personel „Adrii” (później ich zwolniono) i rozpoczęto intensywne śledztwo. Mimo kartki, którą „Alan” miał w kieszeni wyraźnie informującej o przyczynach zamachu Gestapo podało do publicznej wiadomości, że zamachowcem był Żyd, uciekinier z getta, w którym sześć dni wcześniej zakończyło się powstanie. Niemcy nie zastosowali represji za tę akcję.
Ciało „Alana” złożone w kostnicy przy ulicy Oczki zostało stamtąd wykradzione i pochowane w bezimiennym grobie na Cmentarzu Wolskim. Miesiąc po zamachu w AK-owskim Biuletynie Informacyjnym ukazał się artykuł o nim zatytułowany „Kamienie przez Boga rzucane na szaniec”. Ten tytuł, będący fragmentem wiersza „Testament mój” Juliusza Słowackiego zainspirował Aleksandra Kamińskiego, którego książka „Kamienie na szaniec” ukazała się w lipcu tego samego roku.
Na początku Powstania Warszawskiego lokal „Adrii” znalazł się w rękach powstańców. 8 sierpnia 1944 roku zorganizowali oni krótką uroczystość upamiętniającą „Alana” i zawiesili w lokalu tablicę upamiętniającą jego czyn. Po wojnie zawisła tam nowa tablica, która wisi do dziś.

Tablica upamiętniająca samobójczą akcję „Alana”. Fot. Mateusz Opasiński.

Imieniem Jana Krysta „Alana” nazwano także jedną z ulic na warszawskiej Woli.

Przeczytaj także:
Kamikaze po polsku
Akcja „Za Kotarą”
Śmierć zdrajcy
Pierwsza krew

Źródło:
Mateusz Staroń, Samobójcza akcja żołnierza AK, http://blog.surgepolonia.pl, Dostęp 20.07.2013.
Robert Ramark, Jan Kryst „Alan” – warszawski kamikadze, http://www.wiadomosci24.pl, Dostęp 20.07.2013.
Whatfor, Jan Kryst „Alan”, Dostęp 20.07.2013.
Jan Kryst, http://pl.wikipedia.org, Dostęp 20.07.2013.