Polowanie na „Kobyłę”

Tel Awiw, styczeń 1964 roku
Siwiejący mężczyzna siedział przy jednym ze stolików na tarasie Cafe Roval i czytał gazetę. Co chwilę wystawiał twarz ku słońcu, jakby chciał nałapać jego promieni na zapas – następnego dnia wracał do zimnego, zaśnieżonego Wiednia. Nagle przy wejściu na taras stanął jeden z kelnerów i głośno powiedział „Pan Wiesenthal proszony jest do telefonu!”. Oczy wszystkich gości kawiarni spoczęły na mężczyźnie, który odłożył gazetę, wstał z krzesła i poszedł w kierunku wejścia. Kilku ludzi zaczęło bić brawo. Człowiek, którego nazwisko spędzało sen z powiek hitlerowskim zbrodniarzom ukrywającym się w tym czasie głównie w Ameryce Południowej podążył za kelnerem i zniknął w głębi kawiarni.
Wrócił po kilku minutach. Za zdziwieniem zauważył, że przy jego stoliku siedzą trzy kobiety. Kiedy do nich podszedł wszystkie wstały. Najstarsza z nich odezwała się po polsku:
„Bardzo pana przepraszamy, ale usłyszałyśmy pana nazwisko i bardzo chciałybyśmy z panem porozmawiać. My wszystkie jesteśmy z Majdanka. Czy wie pan co się stało z „Kobyłą”?”
Mężczyzna, który kilka lat wcześniej wytropił w Argentynie Adolfa Eichmanna spojrzał na nią pytająco. Nie, nie słyszał wcześniej o „Kobyle”.
„No tak, przepraszamy. To przezwisko nadałyśmy jej w obozie. Chodzi o Herminę Braunsteiner, Austriaczkę. Ona była najgorsza z nich wszystkich…”
Szymon Wiesenthal przez kilka godzin rozmawiał z tymi kobietami. Następnego dnia, kiedy przybył do Wiednia, prosto z lotniska pojechał do swojego biura i wyciągnął z archiwum wszystkie dokumenty dotyczące załogi obozu koncentracyjnego na Majdanku.
Łowca nazistów rozpoczął kolejne polowanie.

Hermina Braunsteiner urodziła się w lipcu 1919 roku w Wiedniu w rodzinie o bardzo rygorystycznych zasadach. W domu się nie przelewało, więc w wieku 14 lat zaczęła pracę jako służąca. Próbowała pojechać do siostry, która znalazła pracę w Holandii, ale zawrócono ją z granicy. Bezskutecznie próbowała dostać się do szkoły pielęgniarskiej. W 1938 roku rozpoczęła pracę w fabryce amunicji. Kiepsko tam płacili, więc w poszukiwaniu lepszych zarobków złożyła aplikację na stanowisko nadzorczyni w obozie koncentracyjnym Ravensbrück. Przyjęto ją. Szybko awansowała w obozowej hierarchii. W październiku 1942 roku przeniesiono ją do Majdanka. Tam pokazała w pełni na co ją stać…
Wiele strażniczek SS zostało skierowanych do tej pracy odgórnym nakazem. Wykonywały ją przyzwyczajając się powoli do tego horroru podobnie jak lekarz przyzwyczaja się do widoku krwi. Traktowały więźniów jak przedmioty i były brutalne wobec tych, którzy np. nie pracowali dość szybko opóźniając wykonanie jakiegoś zadania. Generalnie jednak nie były bestiami, którym zadawanie bólu sprawiało chorą przyjemność.
„Kobyła” była inna. Praca w obozie koncentracyjnym odkryła w niej nieprzebrane pokłady sadyzmu, którym upajała się jak narkotykiem. Chodziła w podkutych butach, którymi kopała więźniarki (stąd jej przydomek), a przy selekcji uwielbiała wyrywać matkom dzieci i deptać je przy nich na śmierć. Nie rozstawała się ze szpicrutą. Była bestią w ludzkim ciele.
Szymon Wiesenthal nie mógł uwierzyć własnym uszom, kiedy słuchał opowieści trzech zapłakanych kobiet na tarasie telawiwskiej kawiarni. Sam cudem przeżył Holocaust i ścigając nazistów po całym świecie od prawie dwudziestu lat wysłuchał tysięcy opowieści o niewyobrażalnym bestialstwie. To co usłyszał tego styczniowego popołudnia wstrząsnęło nawet nim.
„…obok „Kobyły” przechodziła pewna kobieta z plecakiem. Ta uderzyła w plecak szpicrutą i ku jej zdziwieniu ze środka dobiegł płacz. Zerwała plecak z tej kobiety, otworzyła go i wyciągnęła ze środka małego chłopca, najwyżej dwuletniego. Malec wyrwał się jej i zaczął uciekać. „Kobyła” wrzeszcząc pobiegła za nim, powaliła kopniakiem na ziemię i z pistoletu strzeliła dziecku prosto w twarz…”

 

 

Hermina Braunsteiner jako bestia z Majdanka…

 

 

W styczniu 1944 roku Braunsteiner została ponownie przeniesiona do Ravensbrück, gdzie objęła stanowisko kierowniczki jednego z podobozów. W 1945 roku uciekła do Austrii. Aresztowano ją w roku następnym i przewieziono do obozu dla internowanych. W listopadzie 1949 roku wiedeński sąd skazał ją na… trzy lata więzienia. Wyszła z niego już po kilku miesiącach – na poczet kary zaliczono jej okres internowania. Od tamtej pory słuch o niej zaginął.
Szymon Wiesenthal rozpoczął poszukiwania od przejrzenia akt procesów załogi Majdanka.
Do pierwszego z nich doszło już w listopadzie 1944 roku, tuż po wyzwoleniu obozu przez Armię Czerwoną. Rosjanie skazali na śmierć i powiesili najbardziej brutalnych funkcjonariuszy obozowej załogi.
Nazwiska „Kobyły” w tych aktach nie było. Znalazł jednak dokumenty z jej wiedeńskiego procesu z 1949 roku. Skazano ją wtedy tylko za czyny, których dokonała w Ravensbrück. W akcie oskarżenia nie było słowa o Majdanku. Przyjął założenie, że po odbyciu kary wróciła do Wiednia, skąd pochodziła. Pojechał pod jej dawny adres – Kahlenbergstrasse 44. Uznał, że byłoby nierozsądne po prostu zapukać do drzwi i pytać o nią. Postanowił porozmawiać z jej sąsiadami. Pierwszy z nich nie był zbyt rozmowny – kazał Szymonowi wynosić się. Na szczęście starsza pani mieszkająca naprzeciwko zgodziła się porozmawiać z łowcą. Znała Herminę od dziecka. Po wojnie spotkała ją tylko raz. Hermina powiedziała jej, że jedzie do swoich krewnych mieszkających w Karyntii i prawdopodobnie zatrzyma się u nich na dłużej.
Wiesenthal wiedział już gdzie ma szukać. Poprosił o pomoc swojego przyjaciela, który często jeździł do Karyntii w interesach. Niestety – Herminy Braunsteiner od dawna tam nie widziano. Nie była notowana przez policję, ani nie figurowała w spisie ludności. Łowca postanowił wysłać tam jednego ze swoich agentów, by nawiązał kontakt z krewnymi zbrodniarki i spróbował dyskretnie „pociągnąć ich za język”.
Do tego zadania wybrał swojego sekretarza Richarda. To był młody, niezwykle przystojny i wygadany chłopak, który na przekór swojemu ojcu – zajadłemu antysemicie bardzo zaangażował się w tropienie hitlerowskich zbrodniarzy.
Richard, poinstruowany odpowiednio przez Wiesenthala pojechał do Karyntii. Wynajął pokój w miasteczku, w którym mieszkała rodzina „Kobyły” i spróbował nawiązać z nimi kontakt. Ułożył sobie historyjkę, że jest studentem z Salzburga, którego część rodziny nosi nazwisko Braunsteiner i będąc na wakacjach w Karyntii dowiedział się, że mieszkają tu ludzie o takim samym nazwisku. Chciałby więc z nimi porozmawiać i sprawdzić, czy przypadkiem nie są jego dalekimi krewnymi.
Zapukał do drzwi domu krewnych „Kobyły”. Otworzyła mu starsza kobieta, która patrzyła na niego dość niechętnie. Richard bez zmrużenia oka „sprzedał” swoją legendę, ale wyraz nieufności nie zniknął z twarzy kobiety. Na szczęście przyszedł jej syn i zaprosił niespodziewanego gościa do środka. Bardzo zainteresował się historią opowiedzianą przez Richarda i chętnie przyjął jego zaproszenie na piwo.
Krok po kroku Richard wkradał się w łaski rodziny Braunsteinerów. Po kilku dniach zaprosili go do swojego domu na obiad. Kiedy pili poobiednią kawę Richard zarzucił przynętę. Wspomniał o swoim rzekomym wujku, który po wojnie trafił do więzienia niesłusznie oskarżony o zbrodnie wojenne. Obserwował jakie wrażenie na gospodarzach zrobi ta opowieść.
Ryba od razu chwyciła haczyk.
- To dokładnie tak samo jak z naszą Herminą - powiedziała gospodyni - Po wojnie trafiła do więzienia, bo w jakimś obozie dała po pysku paru Cygankom. Ale na szczęście już ją wypuścili. Wyszła za mąż za Amerykanina i teraz mieszka w Kanadzie.
Richard z trudem opanował podekscytowanie. Pomyślał jednak, że Hermina najpewniej przyjęła nazwisko męża i nazywa się teraz zupełnie inaczej. Musiał to ustalić. Znowu zaprosił syna gospodyni na piwo.
- Wiesz, w przyszłe wakacje prawdopodobnie pojadę do Kanady. Może spróbowałbym odszukać waszą krewną i przekazać jej pozdrowienia od was?
- Możesz spróbować. Mieszka w Halifaksie i nazywa się Ryan - odparł młodzieniec.
Richard wiedział już wszystko. Natychmiast poinformował Szymona Wiesenthala o wynikach swojego śledztwa. Ten od razu uruchomił swoje kontakty w Kanadzie. Jeden z jego przyjaciół, były więzień Oświęcimia ustalił, że Hermina Braunsteiner-Ryan nie mieszka już w Halifaksie, a poczta z jej dawnego adresu jest przekierowywana do Nowego Jorku na adres 5211 72nd Street, Maspeth, Queens, N.Y.
„Kobyła” została namierzona.
Wiesenthal skontaktował się z wiedeńskim korespondentem „The New York Timesa”. Ten zadzwonił do swojej redakcji. Na spotkanie z byłą esesmanką wysłano młodego reportera Josepha Lelyvelda. Kiedy powiedział jej w jakim celu przyszedł zbrodniarka spojrzała na niego i powiedziała „No tak. Wiedziałam, że kiedyś po mnie przyjdziecie.”
Jej mąż przeżył szok i długo nie chciał się pogodzić z tym, co powiedział mu reporter.

„Przecież moja żona nie skrzywdziłaby nawet muchy!”
14 czerwca 1964 roku w gazecie „The New York Times” ukazał się olbrzymi artykuł pod tytułem „Była esesmanka gospodynią domową na Queensie”. Lokalna społeczność przeżyła potężny szok.
To niemożliwe, żeby ta sympatyczna starsza pani, nasza ulubiona sąsiadka uwielbiana przez dzieci była bezwzględną morderczynią! Przecież to najmilsza kobieta pod Słońcem!

Wydawało się, że sprawa będzie w miarę prosta – „Kobyła” zostanie przekazana do Niemiec, gdzie stanie przed sądem i trafi do więzienia.
Ale w tej sprawie nic nie było proste.
Hermina poznała swojego męża Russela, żołnierza armii amerykańskiej pod koniec lat 50-tych. W 1958 roku wyszła za niego za mąż i razem wyjechali do Kanady. W roku następnym przenieśli się do Nowego Jorku. W styczniu 1963 roku Hermina Braunsteiner-Ryan otrzymała obywatelstwo amerykańskie.
Właśnie od odebrania jej obywatelstwa należało zacząć. Skoro je otrzymała to znaczyło, że aplikując o nie zataiła fakt bycia skazaną w 1949 roku w Austrii. To był mocny argument. Problem w tym, że sprawa nie miała precedensu – nikt wcześniej nie został pozbawiony obywatelstwa amerykańskiego za zbrodnie wojenne. Szymon Wiesenthal zebrał zeznania kilkuset świadków jej zbrodni i przesłał je amerykańskiemu prokuratorowi. Mąż Herminy wynajął adwokata, który starał się przeciągać sprawę jak długo się dało. W międzyczasie na spokojnej do tej pory 72. Ulicy na nowojorskim Queensie rozgrywały się dantejskie sceny. Przed domem „Kobyły” demonstrowali młodzi ludzie domagający się głowy zbrodniarki. Przychodzili gapie ciekawi jak wygląda bestia w ludzkiej skórze. Kilku narwańców zmajstrowało bombę, którą chcieli ją zgładzić. Niestety – pomylili się i zdemolowali dom Bogu ducha winnego sąsiada „Kobyły”.
Sprawa ciągnęła się niemiłosiernie. W końcu 28 września 1971 roku Hermina Braunsteiner-Ryan została oficjalnie pozbawiona obywatelstwa amerykańskiego i stała się bezpaństwowcem. Teraz można było rozpocząć procedury ekstradycyjne. Tu sprawę przyspieszyła… sama „Kobyła”.
Kiedy pozbawiono ją obywatelstwa rząd PRL natychmiast wystąpił z żądaniem przekazania zbrodniarki w ręce polskiego wymiaru sprawiedliwości. Argumentował to tym, że swoje zbrodnie popełniła na terenie Polski, a jej ofiarami byli w większości polscy obywatele.
Ekstradycja do Polski to było coś, czego Hermina obawiała się najbardziej. Zdawała sobie sprawę, że tam czeka ją najprawdopodobniej kara śmierci. Zgodziła się więc na ekstradycję do Niemiec Zachodnich.
6 sierpnia 1973 roku Hermine Braunsteiner-Ryan weszła na pokład samolotu Lufthansy w towarzystwie dwóch agentów federalnych i po kilku godzinach lotu znalazła się we Frankfurcie nad Menem. Po wylądowaniu trafiła do aresztu. Proces rozpoczął się w Düsseldorfie ponad dwa lata później – 26 listopada 1975 roku. Razem z „Kobyłą” na ławie oskarżonych zasiadło dziesięciu mężczyzn i cztery kobiety – wszystkim zarzucono zbrodnie dokonane w obozie koncentracyjnym na Majdanku. Proces trwał bardzo długo i był wielokrotnie przerywany. Wezwano ponad 250 świadków z Polski, Izraela i USA. Nie wszyscy jednak byli w stanie zeznawać. Wiele osób przeżyło szok na widok swoich dawnych oprawców. Organizacje neonazistowskie urządzały demonstracje w obronie oskarżonych przed gmachem sądu. Sama „Kobyła” podczas procesu zachowywała się wyjątkowo spokojnie. Przez większość czasu rozwiązywała krzyżówki. Do niczego się nie przyznała i nie wyraziła za nic skruchy. W końcu po niemal sześcioletniej sądowej batalii, 30 czerwca 1981 roku zapadł wyrok.
Hermina Braunsteiner-Ryan została uznana za winną zamordowania 80 ludzi, współudziału w zabiciu ponad setki dzieci oraz pomocnictwa w morderstwie ponad tysiąca ludzi.
To była tylko niewielka część jej zbrodni, którą udało się udowodnić.
Skazano ją na dożywocie.
Karę odbywała w więzieniu w Mühlheim. Zachowywała się spokojnie. Nie kontaktowała się z innymi więźniami i zajmowała się głównie szyciem lalek i innych zabawek dla dzieci. W 1996 roku, po piętnastu latach więzienia 77-letnia Hermina Braunsteiner-Ryan została ułaskawiona ze względu na zły stan zdrowia przez premiera Nadrenii Johannesa Raua (późniejszego prezydenta Niemiec).

Istnieją przypuszczenia, że więzienne zachowanie „Kobyły” było inspiracją dla Bernharda Schlinka, autora powieści „Lektor”, na podstawie której nakręcono film pod tym samym tytułem z oscarową rolą Kate Winslet. Schlink zaprzecza jednak tym pogłoskom.
Po zwolnieniu z więzienia „Kobyła” zamieszkała razem z mężem w domu opieki w Bochum-Linden. Reporter Süddeutsche Zeitung Magazin natknął się na nich w supermarkecie w 1996 roku. Russell Ryan pchał przed sobą wózek inwalidzki z kaleką staruszką (w więzieniu wskutek cukrzycy amputowano jej nogę). W pewnym momencie zatrzymał się i spytał, czy chciałaby dostać bukiet kwiatów. Staruszka pokręciła głową. On spojrzał na zegarek i pchnął wózek w kierunku wyjścia ze sklepu.
Hermina Braunsteiner-Ryan zmarła w Bochum 19 kwietnia 1999 roku.
Szymon Wiesenthal zmarł w Wiedniu 20 września 2005 roku.

Źródła:

Simon Wiesenthal, Justice not vengeance, Weidenfeld and Nicolson, London 1989.
Douglas Martin, A Nazi Past, a Queens Home Life, an Overlooked Death, The New York Times, 02.12.2005.