Szkocki Robinson

Wyspa Mas a Tierra w archipelagu Juan Fernandez, Ocean Spokojny, 400 mil na zachód od zachodnich wybrzeży Ameryki Południowej, październik 1704 roku.
Przedmioty z cichym plaśnięciem lądowały na mokrym piasku plaży. Muszkiet, pistolet, woreczek z kulami, worek prochu, maczeta, nóż, garnek, Biblia… Marynarz wyprostował się, spojrzał na nie, po czym pochylił się ponownie do wnętrza łodzi. Wyrzucił z niej jeszcze worek z tytoniem, sekstant i butelkę rumu.
- Ktoś zostaje ze mną? – wyzywająco spojrzał na twarze towarzyszy.
Ci popatrzyli na siebie niepewnie. No dobra, ten Szkot ma rację, że ich łajba nie jest funta kłaków warta. Porządny niegdyś galeon „Cinque Ports” po półtorarocznej podróży zamienił się w miejsce przypominające dantejskie piekło. Był połączeniem pływającego szpitala z latryną i w dodatku wiecznie przeciekał. Ale żeby od razu skazywać się na pobyt na bezludnej wyspie?
Ten awanturnik przesadza!
Skierowali wzrok na młodego mężczyznę siedzącego z założonymi rękoma na dziobie łodzi. Ten spokojnie, a wręcz z lekkim uśmiechem przyglądał się poczynaniom Szkota. Był zadowolony, że wreszcie pozbywa się tego kłótliwego i niesubordynowanego gnojka, który od dłuższego czasu buntował załogę.
Kiedy tylko Szkot wyskoczył z łodzi dał marynarzom rozkaz do odpłynięcia. Silne dłonie chwyciły  wiosła i łódź zaczęła sunąć po powierzchni wyjątkowo spokojnego tego dnia oceanu w kierunku galeonu zacumowanego w odległości pół mili.
Kiedy była już kilkadziesiąt metrów od brzegu, człowiek stojący na plaży nagle rzucił się do wody.
- Poczekajcie!!! – krzyknął rozpaczliwie.
Marynarze zawahali się na moment. Pióra wioseł zawisły nad powierzchnią wody.
- Wiosłować dalej! – rozkazał młody mężczyzna.
Łódź znowu zaczęła oddalać się do brzegu.
Kapitan Thomas Stradling z mściwą satysfakcją obserwował sylwetkę Szkota miotającego się na plaży.
Ma w końcu to, czego sam chciał!

Z historią Robinsona Crusoe jest trochę tak, jak z telefonem słuchacza Radia Erewań, który chciał wiedzieć, czy naprawdę w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają za darmo samochody. Niby wszystko się zgadza, ale…
Alexander Selkirk (właściwie Selcraig) urodził się w 1676 roku w Lower Largo, niewielkiej wiosce rybackiej niedaleko Edynburga. Jego ojciec John był poważanym szewcem i garbarzem. Razem z żoną Euphan Mackie dorobił się siedmiu synów, z których Alexander był najmłodszy.
Siódemka w tym przypadku nie okazała się szczęśliwą liczbą.
Już w dzieciństwie Alex ujawnił swój awanturniczy i kłótliwy charakter wdając się co chwila w bójki z braćmi i kolegami. W wieku 17 lat stanął przed radą starszych wioski oskarżony o nieobyczajne zachowanie w kościele. Wyrok miał zapaść dwa dni później, jednak Alex już go nie usłyszał. Uciekł na morze.
Nie wiadomo dokładnie co robił przez następne kilka lat. Jedne źródła podają, że wraz z innymi Szkotami udał się w okolice dzisiejszej Panamy w celach kolonizatorskich.
Szkoci, którym ciążyło sąsiedztwo zaborczych Anglików intensywnie rozglądali się w tamtym czasie za nowym miejscem do osiedlenia.
Inne źródła podają z kolei, że Selkirk w tamtym czasie parał się piractwem na Pacyfiku. Nie wiadomo dokładnie jak długo przebywał na morzu, pewne jest jednak, że zdobył znaczne doświadczenie w nawigacji, co ułatwiło mu dalszą karierę.
Kolejna wzmianka o nim pochodzi z listopada 1701 roku, kiedy to znowu wpadł w kłopoty w rodzinnej wiosce. Jeden z jego braci zakpił sobie z niego i dał mu do picia kubek morskiej wody. Alex wpadł w szał, pobił go ciężko kijem oraz poturbował ojca i dwóch innych braci, którzy pospieszyli napadniętemu z pomocą. Ponownie stanął przed radą starszych. Zagrożony wysoką karą ukorzył się, przeprosił i obiecał poprawę.
Miał już jednak dość stęchłego i śmierdzącego rybami Largo. Wyjechał do Anglii i dołączył do słynnego korsarza Williama Dampiera organizującego kolejną wyprawę do Ameryki Południowej.
Dampier był w tamtym czasie chodzącą legendą. Podobnie jak Selkirk uciekł na morze w wieku 17 lat. Walczył z Holendrami jako marynarz Royal Navy, zarządzał plantacją na Jamajce, handlował w Hondurasie, potem jako korsarz łupił hiszpańskie okręty na Pacyfiku. Dołączywszy do floty kapitana Swana grasował u wybrzeży Afryki i na Karaibach. Był pierwszym człowiekiem, który trzykrotnie opłynął świat, a także jednym z pierwszych Europejczyków, którzy postawili stopę w Australii. Opisał swoje przygody w książkach „Nowa podróż dookoła świata” oraz „Podróż do Nowej Holandii” (tak nazwał Australię). Czytelnicy w Wielkiej Brytanii dosłownie wyrywali sobie je z rąk. Dampier był bowiem nie tylko piratem, korsarzem i znakomitym żeglarzem, ale także antropologiem, przyrodnikiem i odkrywcą obdarzonym lekkim piórem.
Jaka jest różnica między piratem, a korsarzem? Zasadnicza!
Pirat to morski rabuś, który łupi i topi wszystko co napotka, bez względu na banderę. Korsarz zaś to najemnik działający w imieniu któregoś z władców. Jest to innymi słowy „zalegalizowany pirat” posiadający tzw. list kaperski upoważniający go prowadzenia wojny na morzu w imieniu króla lub cesarza. Zatrudniający go władca mógł w ten sposób walczyć na morzu z przeciwnikiem nie wydając pieniędzy na własną marynarkę, a korsarz miał prawo do wpływania do jego portów celem naprawy lub uzupełnienia zapasów żywności. Jego wynagrodzenie stanowiły łupy, jakie zdobył na wrogu.
Schwytanego pirata po prostu wieszano na najwyższej rei jak zwykłego bandytę. Schwytanego korsarza traktowano zaś z pełną kurtuazją, jako cennego jeńca wojennego.
Dlatego też piraci często zaciągali się na służbę do któregoś z europejskich władców, stając się korsarzami. Korsarze z kolei, którym ta służba ciążyła stawali się piratami łupiąc statki swojego niedawnego mocodawcy.
W 1703 roku Dampier powierzył Selkirkowi rolę nawigatora okrętu „Cinque Ports”, który wraz z dowodzonym przez niego „St. George” miał wkrótce wypłynąć na morza południowe. Sugeruje to spore, wcześniej zdobyte doświadczenie nawigacyjne Szkota – Dampier nie powierzyłby przecież takiej roli jakiemuś żółtodziobowi.
Okręty wypłynęły 11 września 1703 roku z Kinsale w Irlandii. Kapitan „Cinque Ports” Thomas Stradling niemal natychmiast zaczął przeklinać Dampiera za zatrudnienie awanturniczego Szkota.
Według planu „St. George” oraz „Cinque Ports” mają podążyć na południe, wzdłuż wybrzeży Brazylii, ku Przylądkowi Horn, by po jego opłynięciu znaleźć się u zachodnich wybrzeży Ameryki Południowej. To korsarskie El Dorado pełne hiszpańskich galeonów wyładowanych towarem wracających z Azji.
Selkirk odpowiada za nawigację na „Cinque Ports”. Jest w tym niezły, ale należy pamiętać, że instrumenty nawigacyjne na początku XVIII wieku są mało precyzyjne, trudno więc dokładnie wyznaczyć pozycję okrętu. Na tym tle niemal codziennie dochodzi do karczemnych awantur z kapitanem Stradlingiem. Starszy o siedem lat Selkirk uważa 21-letniego Stradlinga za gówniarza, który nie wiadomo dlaczego został mianowany kapitanem.
Po dwóch tygodniach od wypłynięcia z Irlandii okręty docierają na Maderę, następnie na Wyspy Zielonego Przylądka, by potem przeciąć Atlantyk i wzdłuż brzegu Brazylii żeglują na południe, ku będącemu przekleństwem wszystkich żeglarzy Przylądkowi Horn.
Warunki na okrętach pogarszają się z każdym dniem. Marynarze masowo chorują na szkorbut spowodowany brakiem witaminy C. Nic dziwnego – ich dieta składa się z twardych jak kamień sucharów, grochu oraz solonego mięsa.
„St. George” i „Cinque Ports” w żadnym wypadku nie przypominają teraz romantycznych żaglowców znanych z wielu obrazów. To śmierdzące, zapowietrzone pływające kloaki pokryte ekskrementami, pełne karaluchów, szczurów oraz chorych na febrę i szkorbut ledwo żywych ludzi. Tyfus, biegunka i cholera zbierają krwawe żniwo. Trupy są natychmiast wyrzucane za burtę.
W końcu oba okręty docierają do południowego krańca Ameryki. Trzykrotnie próbują opłynąć Przylądek Horn, jednak za każdym razem wichry spychają je z powrotem na Atlantyk. Wreszcie w lutym 1704 roku czwarta próba sforsowania przeklętego przylądka kończy się powodzeniem. Okręty wpływają na Pacyfik i rozpoczynają polowanie na hiszpańskie galeony.
Mijają dni i tygodnie, a żadnego Hiszpana nie widać na horyzoncie. W maju „Cinque Ports” odrywa się od „St. George” i rozpoczyna polowanie na własną rękę. Bez skutku.
Załoga jest w coraz gorszym stanie, nieustannie podburzana przez Selkirka znajduje się na krawędzi buntu. Między nim, a Stradlingiem dochodzi już nie tylko do kłótni, ale do regularnych bójek.
Wymaltretowany wichrami i toczony przez korniki „Cinque Port” jest w równie opłakanym stanie, co jego załoga. Przecieka tak mocno, że kilku ludzi musi pracować przez cały czas tylko przy wypompowywaniu wody, inaczej pójdzie na dno.
We wrześniu 1704 roku „Cinque Ports” ostatkiem sił dowlókł się do wyspy Mas a Tierra w archipelagu Juan Fernandez. Wygłodniała załoga zredukowana z 90 do zaledwie 42 marynarzy wreszcie uzupełniła dietę o rzepę, kozie mięso i ryby. Ku zdumieniu Selkirka kapitan Stradling nie zarządził jednak żadnych napraw okrętu, twierdząc, że jest on w całkiem niezłym stanie.
Rozwścieczony do białości Selkirk zaczął namawiać załogę, by pozostali na wyspie i poczekali na inny okręt. „Cinque Ports”, jak twierdził, lada chwila pogrąży się w oceanie.
By udowodnić, że nie rzuca słów na wiatr zapakował do łodzi najpotrzebniejsze przedmioty i wyładował je na brzegu, cały czas namawiając towarzyszy, by poszli w jego ślady. Żaden z nich się jednak nie ruszył.
Kiedy łódź odbiła od brzegu Selkirk zdał sobie sprawę ze swojego szalonego uczynku i rzucił się za nią w pogoń, błagając, by wrócili. Kapitan Stradling kazał jednak wiosłować dalej. Był szczęśliwy, że wreszcie pozbył się kłótliwego nawigatora, którego zdążył znienawidzić do cna. Poza tym uznał, że będzie to doskonała lekcja dla całej załogi.
Widzicie tego głupiego gnojka, który teraz błaga, byśmy po niego wrócili? Spróbujcie się buntować, a czeka was taki sam los!
Łódź dotarła do „Cinque Ports”, który podniósł żagle i zniknął za horyzontem. Wkrótce okazało się, że Selkirk miał całkowitą rację co do kondycji okrętu. „Cinque Ports” zatonął niespełna miesiąc później niedaleko wyspy Malpelo u wybrzeży Kolumbii. Kapitan Stradling wraz z kilkoma marynarzami, którym udało się przeżyć trafił do hiszpańskiego więzienia.
Pozostawiony na wyspie Selkirk po krótkim załamaniu nerwowym odzyskał równowagę i doszedł do wniosku, że jakoś da sobie radę. Za kilka dni, najwyżej za kilka tygodni z pewnością zjawi się inny statek, który go stąd zabierze. Wyspa Mas a Tierra była bowiem dobrze znana żeglarzom i od czasu do czasu nawiedzana przez statki chcące uzupełnić zapasy słodkiej wody. Problem w tym, że najczęściej były to statki hiszpańskie…

Wyspa Mas a Tierra w archipelagu Juan Fernandez. Fot. G. Wilson.

Nie jest to duża wyspa – ma około 50 kilometrów kwadratowych. Jest pochodzenia wulkanicznego i porastają ją głównie krzaki. Panuje na niej klimat subtropikalny, łagodzony przez zimny Prąd Peruwiański. Średnia roczna temperatura wynosi 15 stopni Celsjusza.
Pierwsze dni Selkirk spędził na plaży, obserwując horyzont w poszukiwaniu wybawicielskiego statku. Żywił się tym, co dostarczyło mu morze – głównie małżami i krabami. Wkrótce jednak plaża zapełniła się słoniami morskimi, które właśnie zaczynały okres godowy. Selkirk uznał sąsiedztwo tych ogromnych ssaków za mało bezpieczne i przeniósł się wgłąb wyspy. Odkrył tam pozostałości zrujnowanej chatki – prawdopodobnie zbudowanej przez rybaków, którzy wcześniej spędzili na wyspie pewien czas. Naprawił ją używając pni drzewa pieprzowego i pokrył dachem z długiej trawy. Okazało się też, że fauna wyspy jest bardziej urozmaicona, niż przypuszczał. Po stromych, wulkanicznych wzgórzach chodzą stada zdziczałych kóz, między głazami uwijają się szczury i polujące na nie koty. Wszystkie te zwierzęta to najprawdopodobniej uciekinierzy z hiszpańskich statków. Tu i ówdzie rośnie dzika rzepa, kapusta i bogata w witaminy rukiew wodna. Mając muszkiet, pistolet i proch mógł łatwo rozniecić ogień i upolować kilka kóz. Ich mięso ugotował, a skóry wyprawił (w końcu był synem garbarza) robiąc z nich całkiem przyzwoite posłanie. Nocami nie mógł jednak spać – szczury podgryzały go i niszczyły jego sfatygowane ubranie. Za pomocą koziego mięsa zwabił więc i oswoił kilkanaście kotów, które zrobiły porządek ze szczurami i posłużyły jako towarzysze niedoli. Wkrótce zaczął z nimi rozmawiać jak z ludźmi.
Jego marynarskie ubranie było w opłakanym stanie, więc używając gwoździa w charakterze igły i kozich ścięgien jako nici uszył z wyprawionych skór coś w rodzaju poncza. Jego buty także się rozleciały, ale nie czuł potrzeby wyprodukowania nowych – po prostu skóra na jego stopach stwardniała do tego stopnia, że mógł się bez nich obyć.
Codziennie czytał na głos Biblię i śpiewał swoim kotom psalmy – by nie zwariować i nie zapomnieć języka.

Selkirk czytający Biblię. Ilustracja z XIX wieku.

Zapas prochu i kul szybko się skończył, więc Selkirk zaczął gonić kozy na własnych nogach. Wkrótce doszedł do takiej wprawy, że bez problemu doganiał każdą z nich i w biegu zabijał maczetą. Jeden z takich pościgów o mały włos nie zakończył się dla niego tragicznie. Dopadłszy swoją zdobycz nagle stracił grunt pod nogami i runął w kilkunastometrową przepaść. Spadł na skały, na szczęście koźlę, które chwycił nieco zamortyzowało upadek. Doznał jednak ciężkiego wstrząśnienia mózgu i leżał bez ruchu przez cały dzień zanim powoli poczołgał się do swojej chatki.
W jej pobliżu zbudował drugą, mniejszą, której używał jako warsztat i kuchnię.
W miarę upływu czasu Selkirk coraz bardziej się zmieniał. Jego broda sięgnęła niemal pasa, włosy opadły do pół pleców, schudł  i zczerstwiał. Chodził ubrany już tylko w kozie skóry. Nabrał niezwykłej siły i doskonałej kondycji fizycznej.
Nie zaprzestał obserwowania morza. Niemal codziennie wdrapywał się na najwyższe wzgórze i wpatrywał się w horyzont w nadziei zobaczenia zbawiennego statku.
Dwa razy się doczekał. W 1707 roku dwa statki przybiły do wyspy w odstępie kilku miesięcy. Niestety – oba były hiszpańskie. Selkirk jako Szkot nie chciał ryzykować zamiany swojej wyspy na hiszpańskie więzienie, dlatego wolał schować się w głębi wyspy. Mimo tego marynarze z jednego ze statków zauważyli go i puścili się za nim w pogoń. Łatwo im uciekł i schował się na drzewie. Prześladowcy porozglądali się dookoła, zabili kilka kóz, zniszczyli jego chatkę i odpłynęli. Selkirk odbudował swoje gospodarstwo i dalej prowadził swoją samotniczą egzystencję.
2 lutego 1709 roku w pobliżu Mas a Tierra rzuciły kotwicę dwa okręty – „Duke” oraz „Duchess” należące do korsarskiej wyprawy kapitana Woodesa Rogersa, którego nawigatorem był… William Dampier.
Kiedy tylko łódź z „Duke’a” dobiła do brzegu jej załodze ukazał się niezwykły widok. Oto w kierunku łodzi biegł z niezwykłą prędkością jakiś stwór pokryty kozimi skórami i wrzeszczący pojedyncze słowa w ich rodzinnym języku. Selkirkowi na widok wybawców poplątał się język, wpadł w szał radości, zaczął tańczyć i płakać. Kiedy się uspokoił oprowadził rodaków po swoim królestwie i pomógł im uzupełnić zapasy żywności i wody. Marynarze w osłupieniu słuchali jego historii opowiadanej bełkotliwym językiem i często przerywanej – Selkirk zdążył już zapomnieć wielu słów w języku angielskim.
Po kilkudniowym postoju „Duke” i „Duchess” podniosły kotwice i odpłynęły w kierunku wybrzeży dzisiejszego Chile. Selkirk wreszcie opuścił wyspę, na której spędził cztery lata i cztery miesiące.
Powrót do cywilizacji nie obył się bez problemów. Żołądek Selkirka przyzwyczajony do koziego mleka, świeżego mięsa i owoców nie mógł strawić podłego marynarskiego żarcia, a stwardniałe stopy puchły w butach. Wieczory spędzał w kabinie kapitana Rogersa, który pilnie spisywał wspomnienia Szkota. Obficie częstował go grogiem, po którym odzwyczajony od alkoholu Selkirk często tracił przytomność.
Okręty nie skierowały się od razu do Wielkiej Brytanii, lecz kontynuowały korsarską misję u zachodnich wybrzeży Ameryki Południowej. Selkirk, którego tożsamość potwierdził Dampier został mianowany drugim oficerem na „Duke”, a następnie dowodził zdobytym hiszpańskim okrętem „Increase”. Poprowadził atak na miasto Guayaquil w dzisiejszym Ekwadorze, gdzie zgarnął bogate łupy. Potem brytyjska ekspedycja popłynęła na północ, wzdłuż wybrzeży Meksyku, gdzie w ich ręce wpadło kilka bogatych hiszpańskich statków. Następnie okręty skierowały się na zachód, ku Indiom, opłynęły Przylądek Dobrej Nadziei i 1 października 1711 roku wróciły do Londynu.
Alexander Selkirk po ponad ośmiu latach znowu był w ojczyźnie. Otrzymawszy swoją dolę w wysokości 800 funtów (równowartość ponad 100 000 dzisiejszych funtów) za udział w wyprawie przez kilka miesięcy hulał po londyńskich knajpach i burdelach. Kapitan Rogers wydał zaś swoją książkę pt. „A Cruising Voyage Round the World”, w której zawarł wspomnienia Selkirka i która okazała się bestsellerem.
W 1713 roku Selkirk wrócił do Largo. Wybudował sobie ziemiankę niedaleko chaty ojca i w niej spędzał większość czasu obserwując morze w towarzystwie kilku kotów. Nie był jednak szczęśliwy. Zwykł mawiać „Jestem teraz wart 800 funtów, ale najszczęśliwszy byłem wtedy, kiedy nie byłem wart nawet pierdnięcia.”. Zaczął pić i awanturować się jak dawniej. Poznał młodą mleczarkę Sophię Bruce, z którą w 1717 roku wyjechał do Londynu. Tam, opuściwszy swoją narzeczoną (ślubu prawdopodobnie nie wzięli) zaciągnął się do Royal Navy. W 1720 roku podczas pobytu w Plymouth poznał Frances Candis, wdowę po karczmarzu, z którą się ożenił.

Statua Alexandra Selkirka na miejscu jego rodzinnego domu w Lower Largo w Szkocji. Fot. Sylvia Stanley.

Przygody Selkirka na bezludnej wyspie opisane w książce kapitana Rogersa zwróciły uwagę znanego już wówczas pisarza, dziennikarza i działacza politycznego Daniela Defoe. Nie miał on okazji poznać Selkirka osobiście, lecz spotkał się z Williamem Rogersem, który ze szczegółami opowiedział mu historię awanturniczego Szkota. Słynna powieść Defoe „Życie i niezwykłe przygody Robinsona Crusoe” ukazała się w roku 1719. Autor przerobił w niej Szkota na Anglika, zmienił południowy Pacyfik na Karaiby oraz okoliczności znalezienia się na bezludnej wyspie (Robinson był rozbitkiem, a Selkirk jak wiadomo został na wyspie z własnej woli), no i dodał swojemu bohaterowi kumpla w postaci Piętaszka.
W 1721 roku Alexander Selkirk został mianowany starszym oficerem na okręcie liniowym HMS „Weymouth” i wyruszył na misję antypiracką do zachodnich wybrzeży Afryki. Zapadł tam na żółtą febrę, która zdziesiątkowała załogę i zmarł 21 grudnia 1721 roku. Jego ciało wrzucono do morza.
Wyspa Mas a Tierra została przemianowana w 1966 roku przez rząd Chile na Robinson Crusoe Island. Obecnie mieszka na niej około 800 ludzi, których głównym źródłem utrzymania jest rybołówstwo i turystyka.

A teraz mała zagadka dla Czytelników. Wioska, z której pochodził Alexander Selkirk jest dość mocno związana z Polską. W jaki sposób?

Przeczytaj także:
Trafalgar – ostatnia bitwa żaglowców
Rozbitek

Źródło:
Bruce Selcraig, The Real Robinson Crusoe, Smithsonian magazine, July 2005.
William R. Wilson, Alexander Selkirk – the real Robinson Crusoe, http://travellinghistorian.com, Dostęp 7.07.2013.
Alexander Selkirk, http://en.wikipedia.org, Dostęp 7.07.2013.
Włodzimierz Kalicki, Nie Robinson, lecz Alex. Nie Crusoe, ale Selkirk. Nie Piętaszek tylko kot., Gazeta Wyborcza, 2.02.2004.