Faceci w bieli

Gdzieś nad Austrią, 8 maja 1972 roku, godzina 17:30.
Boeing belgijskich linii SABENA powoli nabierał wysokości po międzylądowaniu w Wiedniu. Pasażerowie – w większości Żydzi wracający do Izraela z Belgii i Holandii wyglądali przez okna, czytali gazety. Ot, zwykły, rutynowy lot z Brukseli z międzylądowaniem w stolicy Austrii.
W połowie kadłuba, na miejscu przy oknie siedział mężczyzna o śniadej twarzy. W pewnym momencie wstał i przeszedł na przód samolotu, udając, że czeka, aż zwolni się toaleta. Po chwili dołączył do niego drugi mężczyzna.
Z tyłu kadłuba ze swoich miejsc wstały dwie kobiety i razem weszły do drugiej toalety. Po minucie wyszły z niej i wróciły na swoje miejsca.
Mężczyźni ruszyli ku kabinie pilotów odtrącając brutalnie stewardessę. Bez problemu otworzyli drzwi kokpitu.
- Przejmujemy samolot! Leć do Tel Awiwu! – powiedział pierwszy z nich przyłożywszy pistolet do głowy kapitana. Jego towarzysz przystawił granat do skroni drugiego pilota i chwycił zawleczkę. Z kabiny pasażerów słychać było przerażone krzyki w kilku językach.
Kapitan Reginald Levy spojrzał na terrorystów jak na wariatów. Przecież i tak lecą do Tel Awiwu!
Chwycił mikrofon i bez cienia zdenerwowania powiedział do pasażerów:
- Jak państwo widzą, mamy niespodziewane towarzystwo w tym locie.

Organizacja Czarny Wrzesień powstała w 1971 roku jako odłam Al Fatahu. Jej głównym celem było pomszczenie szeregu represji, jakie spotkały Palestyńczyków przebywających w Jordanii po nieudanym zamachu na życie króla Husajna I. Wojska jordańskie w odwecie uderzyły na Palestyńczyków, którzy uciekli do Libanu.
Jednak głównym wrogiem Czarnego Września, tak jak i wszystkich palestyńskich organizacji terrorystycznych był Izrael i jego obywatele.
W poniedziałek 8 maja 1972 roku na lotnisku w Brukseli trwała odprawa pasażerów samolotu belgijskich linii lotniczych SABENA odlatującego do Tel Awiwu z międzylądowaniem w Wiedniu. Wśród nich było czterech terrorystów Czarnego Września – dowódca grupy używający pseudonimu Kapitan Rifat, jego towarzysz Abdel Al Atrash oraz dwie kobiety: Tirza Ishah Halasah i Ruma Isa Tanus. Mieli doskonale sfałszowane izraelskie paszporty, które bez problemu przeszły skrupulatną kontrolę.
Loty do Izraela były dodatkowo zabezpieczane – kontrola była bardzo staranna, policja lotniskowa postawiona w stan gotowości. Mimo tego czwórce terrorystów udało się przemycić na pokład pistolety, granaty (zaszyto je w podwójnym dnie podręcznych toreb) oraz materiały wybuchowe (terrorystki ukryły je w biustonoszach i pochwach).
Pierwsza część lotu przebiegła spokojnie – w Wiedniu wysiadła grupa pasażerów, a inni weszli na pokład. Po około 20 minutach od startu Kapitan Rifat przechodząc na przód samolotu dał sygnał do akcji. Dołączył do niego Abdel Al Atrash, a obie terrorystki udały się do toalety, gdzie wyciągnęły i uzbroiły ładunki wybuchowe. Kiedy wróciły do kabiny mężczyźni wpadli do kokpitu terroryzując kapitana oraz drugiego pilota. W tym samym momencie terrorystki pokazując uzbrojone ładunki nakazały pasażerom spokój. Mimo tego w kabinie rozległy się okrzyki przerażenia po angielsku, herbajsku, arabsku i francusku.
Kapitanem samolotu był Reginald Levy – Brytyjczyk pracujący dla SABENY. Urodzony w Portsmouth w 1922 roku w wieku 18 lat zgłosił się na ochotnika do Royal Air Force. Jako pilot 578 Dywizjonu Bombowego wziął udział w kilkudziesięciu misjach nad Niemcami. Krótko po wojnie współtworzył berliński most powietrzny dostarczając zaopatrzenie do miasta odciętego przez Sowietów.
Nie był to więc człowiek, którego można było przestraszyć byle czym. Na obecność dwóch terrorystów w kokpicie zareagował ze stoickim spokojem i powiadomił pasażerów o sytuacji na pokładzie słowami, które potem przeszły do historii lotnictwa cywilnego.
Martwił się tylko jednym – na pokładzie samolotu była jego żona podróżująca w sekcji pierwszej klasy. Oboje udawali się na urlop do Izraela, a darmowy bilet w pierwszej klasie dla żony kapitana był prezentem od linii lotniczej. Reginald Levy obchodził bowiem tego dnia swoje 50 urodziny.
Ze zdziwieniem zareagował na rozkaz terrorysty, który kazał mu lecieć do Tel Awiwu, który i tak był przecież portem docelowym.
Wiadomość o porwanym samolocie niemal natychmiast dotarła do Izraela. Powiadomiona została premier Golda Meir, minister obrony Mosze Dajan oraz dowódca jednostki specjalnej major Ehud Barak.
Sayeret Matkal, czyli Grupa Zwiadowców Sztabu Generalnego zwana także Jednostką 269 powstała w 1957 roku. Wzorowana na brytyjskim Special Air Service była szkolona i przygotowywana do przeprowadzania wszelkiego rodzaju operacji specjalnych i działań rozpoznawczych. Szczególną wagę przywiązywano w niej do operacji uwalniania zakładników.
Do dzisiaj jest jedną z najbardziej tajemniczych jednostek specjalnych. Izraelscy politycy do niedawna zaprzeczali nawet, że ona istnieje. Żydzi nie współpracują z innymi jednostkami tego typu i nie dzielą się swoimi doświadczeniami i rozwiązaniami.
Kiedy krótko po godzinie 19:00 porwany Boeing 707 dotknął kołami pasa startowego na lotnisku Lod w Tel Awiwie sztab kryzysowy był już gotowy. Zajęto się rodzinami pasażerów oczekującymi w sali przylotów, a porwaną maszynę skierowano na odległą część lotniska. Wokół Boeinga, poza zasięgiem wzroku terrorystów zajęli stanowiska snajperzy. Nawiązano kontakt z załogą. W obecności herszta bandytów trzymającego pistolet przy jego skroni kapitan Levy odczytał listę 317 palestyńskich terrorystów przetrzymywanych w izraelskich więzieniach. W zamian za zwolnienie zakładników mieli oni być uwolnieni i przewiezieni do Kairu. W przeciwnym wypadku terroryści wysadzą samolot w powietrze.
Sztab kryzysowy porozumiał się z premier Goldą Meir. Niemal natychmiast wydała ona rozkaz siłowego rozwiązania konfliktu. Jednostka Sayeret Matkal rozpoczęła przygotowania do operacji „Izotop”.
Najpierw jednak należało unieruchomić porwany samolot. Po zapadnięciu zmroku pod maszynę podkradło się dwóch komandosów, którzy przecięli przewody hydrauliczne i spuścili powietrze z opon.
Około godziny 22:00 z samolotu wyskoczył mechanik – członek załogi i zbadał stan podwozia. Oczywiście natychmiast odkrył przecięte przewody i brak powietrza w oponach. Przekazał informację kapitanowi Levy’emu, który utrzymał ją w tajemnicy przed porywaczami. Zdawał sobie sprawę, że to przygotowania do szturmu. Żeby odciągnąć uwagę terrorystów przez całą noc rozmawiał z nimi na najprzeróżniejsze tematy.
Jednocześnie sztab kryzysowy prowadził negocjacje z porywaczami. Starano się je jak najbardziej przedłużać, by dać czas grupie uderzeniowej, która w tym samym czasie, w odległym hangarze ćwiczyła warianty szturmu na identycznym samolocie. Ustalono, że samolot zaatakuje osiemnastu żołnierzy. Akcją dowodzić będzie major Ehud Barak (będący jednocześnie dowódcą Sayeret Matkal), a szefem jednej z grup szturmowych będzie porucznik Beniamin Netanjahu. W przyszłości  obydwaj zostaną premierami Izraela – Barak z ramienia lewicowej Partii Pracy, a Netanjahu – prawicowego Likudu.
Izraelskie oddziały specjalne od dawna są kuźnią kadr politycznych państwa żydowskiego.
Rankiem 9 maja do Tel Awiwu przylatuje delegacja belgijskiego rządu. Oferują oni terrorystom okup w wysokości dwóch milionów dolarów w zamian za zwolnienie zakładników. Propozycja zostaje jednak odrzucona. Ponawiają żądanie zwolnienia palestyńskich więźniów oraz zatankowania samolotu. Kiedy razem z uwolnionymi znajdą się w Kairze wówczas wypuszczą zakładników.
Około godziny 13:00 z samolotu wyskakuje kapitan Reginald Levy – terroryści posyłają go jako negocjatora, by przekonał władze do spełnienia ich żądań. Dają mu próbki materiałów wybuchowych. Kapitan Levy przekazuje Izraelczykom wszystko, co zaobserwował na pokładzie – że terrorystów jest czworo (władze sądziły, że jest ich trzech), jakie mają uzbrojenie, w jakich są nastrojach, w jakiej części samolotu przebywają itp. Co najważniejsze – informuje, że siedzenia w pobliżu wyjść awaryjnych na skrzydłach maszyny są puste.
Terroryści podzielili bowiem pasażerów. Żydom polecono przejść na przód samolotu, w pobliże kokpitu, zaś nie-Żydzi zostali wysłani do tyłu kabiny.
Kiedy kapitan wrócił do samolotu urządzono dla terrorystów pewne przedstawienie. W pewnej odległości od porwanej maszyny stanął Boeing 747 linii TWA, a na jego pokład zaczęli wchodzić mężczyźni w więziennych uniformach. Nie byli to jednak zwolnieni Palestyńczycy, ale przebrani izraelscy żołnierze. Aby uwiarygodnić mistyfikację władze zaaranżowały rozmowę telefoniczną między hersztem porywaczy a jednym z „więźniów”. Zadbano jednak, by połączenie nie było zbyt dobrej jakości. Podstęp się powiódł, a porywacze uznali, że ich postulat został spełniony. Ponownie zażądali zatankowania samolotu.
Właśnie moment tankowania maszyny został już wcześniej wybrany przez komandosów jako najlepsza okazja do szturmu. Zawory zbiorników paliwa w Boeingu 707 znajdują się na skrzydłach, co usprawiedliwi konieczność wejścia na nie. Tam też znajdują się wyjścia awaryjne z kabiny…
W hangarze osiemnastu żołnierzy Sayeret Matkal przebiera się w białe kombinezony techników lotniskowych. Nie biorą pistoletów maszynowych, tylko broń krótką – małe, poręczne pistolety Beretta kaliber .22. Kiedy są już gotowi siadają na wózki bagażowe, którymi podjadą do samolotu.
– Stać! – krzyczy nagle jeden z generałów.
Komandosi patrzą na niego ze zdziwieniem. Generał bez słowa wskazuje na ich stopy. Faktycznie, co za przeoczenie! Komandosi mają na sobie wojskowe, spadochroniarskie buty. Natychmiast je zmieniają.
Wózki powoli toczą się w kierunku samolotu. Komandosi wiedząc, że są obserwowani przez terrorystów starają się zachowywać jak najbardziej naturalnie – rozmawiają ze sobą i dowcipkują.
Przed samolotem zsiadają z wózków i stają na płycie lotniska tak, by porywacze ich widzieli. Zdejmują białe kombinezony, by pokazać, że nie mają broni. Mimo to terroryści są podejrzliwi. Ich szef – Kapitan Rifat każe jednemu ze stewardów wyjść z samolotu i obszukać ich. Ten oczywiście odkrywa broń, ale nie informuje o tym porywacza.
„Technicy” ponownie zakładają białe kombinezony i przystępują do pracy. Wdrapują się na skrzydło i zaczynają manipulować przy zaworach wlewu paliwa. Kilku z nich dyskretnie przystawia małą drabinkę do tylnego wyjścia z samolotu.
Jest godzina 16:30.
– Hikon!* – słychać głośny szept dowódcy oddziału, majora Baraka. Zaraz po nim wydaje on głośny gwizd. To sygnał do rozpoczęcia akcji.

Szturm oddziału Sayeret Matkal na porwany belgijski samolot. Fot. Israel Defence Forces.

Komandosi chwytają dźwignie zwalniające wyjścia awaryjne, otwierają je i wpadają do kabiny. Naprzeciw nich, w przejściu między rzędami foteli stoi jeden z terrorystów – Abdel Al Atrash. Ginie natychmiast podziurawiony jak sito kulami z pistoletów. Z tyłu kabiny wpada druga grupa żołnierzy. Pasażerowie pokazują im gestami postać skuloną między fotelami. To jedna z porywaczek – Ruma Isa Tanus. Komandosi chwytają ją i wyprowadzają z samolotu.
Herszt terrorystów nie zamierza poddać się bez walki. Ucieka w stronę kokpitu strzelając na oślep z pistoletu. Komandosi odpowiadają zmasowanym ogniem. Kapitan Rifat zatrzaskuje się w toalecie. To śmiertelna pułapka. Trzej żołnierze opróżniają magazynki dziurawiąc drzwi toalety i zabijając porywacza. Została jeszcze druga terrorystka –  Tirza Ishah Halasah. Podczas wymiany ognia została ciężko ranna i krwawi teraz na jednym z foteli.
Na nieszczęście nie tylko ona została ranna podczas akcji. Pociski zabiły jedną z pasażerek, która podczas szturmu wstała z fotela oraz lekko raniły sześciu innych cywilów. Ranny w rękę został także porucznik Beniamin Netanjahu – w ferworze walki postrzelił go jeden z kolegów.
Komandosi ewakuują pasażerów przez wyjścia awaryjne na skrzydłach. Operacja „Izotop” zakończyła się sukcesem.

Ewakuacja uwolnionych zakładników. Trzeci z lewej, w białym kombinezonie i z pistoletem w ręku to major Ehud Barak – dowódca Sayeret Matkal i przyszły premier Izraela. Fot. Israel Defence Forces.

Prezydent Zalman Shazar gratuluje rannemu podczas akcji porucznikowi Beniaminowi Netanjahu – obecnemu premierowi Izraela. Fot. Israel Defence Forces.

Kilka dni później premier Golda Meir wyda uroczysty obiad dla uczestników akcji, na który zostanie zaproszony także kapitan Reginald Levy z żoną. Pani premier osobiście pogratuluje mu niezłomnej postawy podczas porwania. Stanie się bardzo popularny, a jego zdjęcia pojawią się w każdej gazecie. Ta popularność będzie miała jednak wysoką cenę. Wskutek pogróżek ze strony terrorystów kapitan będzie zmuszony przenieść się na pewien czas z rodziną do RPA. Potem powróci do pracy, a na emeryturze zamieszka z powrotem w Wielkiej Brytanii. Umrze w Dover 1 sierpnia 2010 roku.

Kapitan Reginald Levy. Fot. Israel Defence Forces.

Dwie terrorystki, które przeżyły szturm otrzymają wyroki dożywotniego więzienia, a po dziesięciu latach zostaną zwolnione w ramach wymiany jeńców po wojnie libańskiej.
Feralny Boeing 707 będzie latał w barwach belgijskiej linii jeszcze przez pięć lat, po czym zostanie zakupiony przez Izraelczyków i przerobiony na samolot szpiegowski.
Czarny Wrzesień nie zapomni o klęsce swojej akcji. Cztery miesiące później palestyńscy terroryści porwą izraelskich sportowców podczas olimpiady w Monachium. Nieudolna próba odbicia zakładników przez zachodnioniemiecką policję skończy się olbrzymią tragedią.
Premier Golda Meir znowu będzie musiała podjąć trudną decyzję. I podejmie ją.
—————————
*Hikon – po hebrajsku: Przygotować się!

Przeczytaj także:
Upiorna odyseja
Operacja „Nimrod”
Bezpieczna przystań w PRL
Wojna w Święto Pojednania  
Terroryzm o kolonialnych korzeniach

Źródło:
dr hab. Kuba Jałoszyński, Odbicie samolotu SABENY przez izraelskie siły specjalne – 1972 rok, w: Terroryzm antyizraelski, Wydawnictwo AON, Warszawa 2001.
Phil Davidson, Reginald Levy: Pilot whose calmness under pressure helped end the 1972 SABENA hijacking, The Independent, 17.08.2010.
Dennis Hevesi, Reginald Levy is dead at 88; Hailed as a hero in a ’72 hijacking, The New York Times, 4.08.2010.
Sabena Flight 571, http://en.wikipedia.org, Dostęp 21.04.2013.