Giganci

Obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau, 19 maja 1944 roku, godzina 23:30.
Lokomotywa ciągnąca kilkanaście bydlęcych wagonów zatrzymała się ze zgrzytem kół przy rampie wyładowczej. Do wagonów podeszli wyselekcjonowani więźniowie w pasiakach i otworzyli ciężkie  wrota każdego z nich.
Stojący nieco dalej esesmani jak na komendę wyjęli z kieszeń chusteczki i przycisnęli je do nosów. Z otwartych wagonów buchnął bowiem niesamowity smród. Żaden z więźniów pracujących przy wyładunku nawet się nie skrzywił. Byli przyzwyczajeni do tego zapachu…
Z wagonów najpierw wyciągnięto trupy tych, którzy nie przeżyli kilkudniowej podróży z Węgier. Potem na rampę zaczęli wysiadać wykończeni ludzie. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że 90% z nich nie przeżyje kolejnej godziny.
Tłum na rampie gęstniał coraz bardziej. Za chwilę zacznie się selekcja.
Wśród esesmanów zapanowało pewne poruszenie. Kilku z nich zebrało się w grupę i żywo zaczęli o czymś dyskutować pokazując na coś palcami.
Na rampie, niedaleko lokomotywy stało… siedmiu krasnoludków.
Jeden z karzełków wyciągnął z kieszeni plik pocztówek i z wystudiowanym uśmiechem podszedł do esesmanów wręczając im po jednej kartce. Jeden z nich poszczuł go trzymanym na smyczy owczarkiem alzackim. Karzeł przewrócił się, a pocztówki rozsypały się na ziemi. Pozbierał je, otrzepał się i jakby nic się nie stało ponownie zaczął je rozdawać.
Jeden z esesmanów machinalnie wziął kartkę do ręki i spojrzał na podpisy widniejące na odwrotnej stronie. Zmarszczył brew. Spojrzał jeszcze raz na grupę karzełków, po czym przywołał do siebie adiutanta.
- Obudzić doktora! – rozkazał.

Rodzeństwo Ovitzów przyszło na świat w rumuńskiej wiosce Rozavlea niedaleko granicy z Ukrainą. Ich ojciec Samson Ovitz był wędrownym artystą (występował jako siłacz) oraz rabbim. Cierpiał na pseudoachondroplazję. Krótko mówiąc – był karłem. Ożenił się z Braną Fruchter, kobietą normalnego wzrostu, która urodziła mu dwie córki – Rozikę i Franzikę. Obie odziedziczyły chorobę ojca i były karlicami. Brana zmarła w wieku 33 lat i Samson ożenił się ponownie. Z drugiego małżeństwa z Batią Husz (również normalnego wzrostu) przyszło na świat ośmioro dzieci – Avram, Freida, Sarah, Micki, Leah, Elizabeth, Arie i Piroska zwana Perlą. Sarah, Leah i Arie byli normalnego wzrostu, a reszta rodzeństwa urodziła się z tą samą skazą genetyczną, co ich ojciec. Razem więc rodzeństwo Ovitzów liczyło dziesięć osób, spośród których siedmioro było karłami.
Samson zmarł w 1923 roku w wieku 55 lat i obowiązek utrzymania rodziny spadł na Batię. Posłała ona swoje dzieci do szkoły muzycznej. Po jej ukończeniu Ovitzowie założyli zespół artystyczny pod nazwą Trupa Liliputów i stopniowo zaczęli zyskiwać coraz większą popularność. Odgrywali skecze, grali na miniaturowych instrumentach i śpiewali. Podczas gdy siedmioro karłów występowało na scenie ich wyższe rodzeństwo zajmowało się konferansjerką, logistyką i generalnie całą obsługą rodzinnego przedsięwzięcia. Ovitzowie byli bardzo utalentowani. Śpiewali w pięciu językach i jeździli na tournee po Rumunii, a także Węgrzech i Czechosłowacji. Występowali nawet przed królem Rumunii Karolem II. W przerwach między wojażami mieszkali razem w dużym domu w Rozavlei.
We wrześniu 1940 roku Węgry zajęły Północną Transylwanię i w życie weszły antysemickie przepisy zabraniające m.in. żydowskim artystom zabawiania nie-Żydów. Ovitzowie, mimo, że byli bardzo religijni (nigdy nie występowali w szabas, przestrzegali zasad koszerności i często chodzili do synagogi) postarali się o aryjskie dokumenty i nadal zarabiali na chleb jako artyści.
Wiosną 1944 roku rozpoczęła się olbrzymia akcja eksterminacji Żydów węgierskich. Ovitzowie zostali przesiedleni do getta w miejscowości Dragomiresti i 12 maja 1944 roku razem z ponad trzema tysiącami pobratymców zapędzono ich na dworzec i wrzucono do pociągu jadącego na północny zachód.
Siedmioro Ovitzów nie miało nawet jednego metra wzrostu. Nie mogli sami wsiąść do pociągu. Na szczęście spotkali znajomego, który po kolei wsadził ich do wagonu.
Ovitzowie przetrzymali koszmarną, kilkudniową podróż w bydlęcym wagonie, mimo, że było im o wiele trudniej, niż pozostałym. W wagonie panował straszny zaduch. Ovitzowie o niskim wzroście nie mieli chwilami czym oddychać – o dopchaniu się i sięgnięciu do okna nie mogli przecież nawet marzyć. Musieli bardzo uważać, by nie zostać stratowanymi w potwornym ścisku i nie mogli nawet zaspokoić potrzeb fizjologicznych – kubeł stojący w rogu wagonu i pełniący funkcję toalety był dla nich po prostu za duży.
Cały czas jednak trzymali się razem. Mieli w pamięci słowa swojej matki, która zawsze im powtarzała „Bez względu na okoliczności nigdy się nie rozstawajcie! Wspierajcie się nawzajem, pomagajcie sobie i żyjcie jeden dla drugiego!”.
Jeden z ich braci – Arie zapomniał o słowach matki i próbował uciec z getta. Został schwytany i rozstrzelany.

Rodzina Ovitzów. Od lewej: Rozika, Franzika, Avram, Micki, Freida, Elizabeth i Perla.

19 maja 1944 roku krótko przed północą pociąg dotarł do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Podczas wyładunku na rampie Ovitzowie zwrócili na siebie uwagę więźniów i esesmanów.
Widok siedmiu karzełków przypomniał im niezmiernie popularny film Disneya, który wszedł do kin krótko przed wojną. Z tym, że zamiast czarodziejskiego lasu był obóz zagłady, a rolę Królewny Śnieżki miał wkrótce zagrać potwór w ludzkim ciele, jeden z najgorszych zbrodniarzy w historii ludzkości – Josef Mengele.
Mengele przebywał w Auschwitz już od roku. Był owładnięty manią stworzenia idealnej rasy aryjskiej oraz ideą zwiększenia ilości ciąż mnogich u niemieckich kobiet. Z tego powodu bardzo interesował się procesami dziedziczenia oraz bliźniętami, na których przeprowadzał okrutne eksperymenty.
Stworzył sobie coś, co nazywał „ludzkim zoo”. W odseparowanym bloku trzymał ludzi z interesującymi go anomaliami – hermafrodytów, ludzi z nietypowymi ułomnościami, karłów oraz ludzi o ponadprzeciętnym wzroście.
Stojąc na rampie wyładowczej Micki Ovitz, który zapewne nie orientował się, w jakim miejscu się znalazł zaczął rozdawać esesmanom pocztówki reklamujące Trupę Liliputów z autografami artystów. Jeden z esesmanów zwrócił uwagę na identyczne nazwisko wszystkich siedmiu i polecił, by natychmiast obudzono doktora Mengele.
Ten, gdy tylko usłyszał o rodzinie karłów natychmiast wyskoczył z łóżka i pojechał do Birkenau.
W międzyczasie Ovitzowie przyglądali się jak członkowie ich dalszej rodziny – ciotki, wujowie, a także znajomi i przyjaciele stają w dużej kolumnie i eskortowani przez więźniów funkcyjnych maszerują w kierunku dużego budynku z kominem, z którego biją w niebo kłęby gęstego dymu.
– Przepraszam, co to za budynek? Czy to piekarnia? – Perla Ovitz zaczepiła przechodzącego więźnia.
– To nie piekarnia, tylko Auschwitz, karlico! Ty też niedługo skończysz w piecu! – odpowiedział opryskliwie więzień i odszedł w swoją stronę.
W końcu na rampie zjawił się Mengele. Na widok Ovitzów wpadł w euforię. Rodzina, w której oprócz karłów są także osoby normalnego wzrostu – co za wspaniały materiał do badań nad procesami dziedziczenia!
Ovitzowie zorientowawszy się w sytuacji wmówili zbrodniarzowi, że ich przyjaciele i znajomi – w sumie około 20 osób, to ich krewni. Uratowali im tym życie – Mengele odseparował całą grupę od reszty więźniów.
Patrząc na grupę siedmiu karłów i ich dwie siostry normalnego wzrostu wykrzyknął w euforii:
Dzięki wam będę miał materiał do badań na dwadzieścia lat!
Perla Ovitz rozejrzała się dookoła z przerażeniem. Mają spędzić dwadzieścia lat w takim miejscu?!

Josef Mengele zwany „Aniołem Śmierci” – jeden z najgorszych zbrodniarzy w historii ludzkości.

Mengele bardzo zatroszczył się o swój nowy ludzki „materiał badawczy”. Ovitzowie zamieszkali w osobnym baraku, nie ogolono im głów i pozwolono zatrzymać własne ubrania. Nie musieli korzystać ze wspólnej latryny – dostali nocniki należące do zamordowanych dzieci. W rogu baraku ustawiono miskę. Mengele przywiązywał wielką wagę do higieny, i dbał by obiekty jego badań były czyste.
Wkrótce zaczął eksperymentować.
Pobierał od nich olbrzymie ilości krwi, aż mdleli na kozetkach. Prześwietlał ich promieniami Rentgena, wyrywał bez znieczulenia zęby i włosy z powiek szukając śladów chorób dziedzicznych. Zakraplał im oczy jakimiś świństwami, aż ślepli. Wlewał im do uszu na przemian lodowatą wodę i wrzątek. Do najboleśniejszych eksperymentów należało pobieranie szpiku kostnego.
Większość eksperymentów Josefa Mengele nie miała żadnych podstaw naukowych ani jakichkolwiek wartości poznawczych. Były to po prostu chore, zboczone tortury wylęgłe w zwyrodniałym umyśle zbrodniarza, który mógł sobie pozwolić na wszystko. Nie ograniczało go żadne prawo, żadne przepisy, czy nakazy etyczne. Działał w moralnej próżni, jaką był obóz zagłady.
Jego ofiary ginęły w męczarniach. Mengele dokonywał wiwisekcji, kastracji i amputacji kończyn bez znieczulenia. Próbował m.in. przeszczepić genitalia dorosłego mężczyzny małej dziewczynce oraz zszyć razem parę bliźniąt tworząc bliźniaki syjamskie. To tylko niektóre z długiej listy jego zbrodniczych eksperymentów.
Psychologowie zadawali Ovitzom setki pytań i kazali rozwiązywać niezliczone testy, by sprawdzić ich iloraz inteligencji.
Dora Ovitz, żona Avrama – najstarszego z karłów, będąca normalnego wzrostu musiała odpowiadać na pytania o najbardziej intymne sprawy. Po wojnie wspominała, że słuchając jej odpowiedzi Mengele bardzo się ślinił…
Rodzeństwo znosiło wszelkie tortury i upokorzenia wspierając się nawzajem. Czasem jedno z nich zgłaszało się na ochotnika do badań, by ochronić wycieńczonych eksperymentami braci i siostry.
Wiedzieli, że jak długo stanowią interesujący obiekt badań dla Mengele, tak długo mają nikłą szansę przeżycia. Płacili więc bez skargi straszliwą cenę za każdy kolejny dzień wśród żywych.
Mengele był wcieleniem czystego zła, ale jednocześnie gwarantem ich życia.
W Auschwitz Ovitzowie byli najbardziej bezbronnymi z bezbronnych. Sami nie potrafili nawet wdrapać się na pryczę, a esesmańskie owczarki alzackie były dla nich potworami wielkości nosorożców. Gdyby nie zainteresowanie zbrodniarza ich żywot byłby krótszy niż żywot motyla.
Widzieli na własne oczy co robił z tymi, którzy przestali go interesować jako obiekty badań.
Zastrzelił przy nich parę karłów – ojca i syna, których ciała wygotował i nagie szkielety wysłał do berlińskiego panoptikum. Innego karła kazał wrzucić do basenu z kwasem.
Ovitzowie tkwili więc w strasznej symbiozie z diabłem w ludzkiej skórze. Drżeli na myśl, że kiedyś eksperymenty się skończą lub Mengele zostanie odwołany z obozu, a wtedy zostaną natychmiast zamordowani, a ich szkielety trafią do któregoś z berlińskich muzeów.
W przerwach między eksperymentami Mengele autentycznie się o nich troszczył. Odgrywał rolę dobrego wujka, przynosił im słodycze, a nawet śpiewał z nimi piosenki. Po wojnie Perla Ovitz przyznała ze wstydem, że była do pewnego stopnia zafascynowana zbrodniarzem.
Mengele był bowiem bardzo przystojny. Miał urodę hollywoodzkiego gwiazdora.
Któregoś dnia Avram i Micki zostali „przypadkowo” wyselekcjonowani do komory gazowej przez innego nazistowskiego lekarza – rywala Mengele. Ten zdołał ich ocalić w ostatniej chwili.
Perla Ovitz wspominała także, że kiedy Samson –  18-miesięczny synek jej siostry Leah zaczął gaworzyć pewnego dnia na widok zbrodniarza zawołał „Tata!”.
Mengele uśmiechnął się i powiedział „Nie jestem twoim tatą. Jestem twoim wujkiem Mengele.”
Po czym przyniósł mu zabawki należące do zamordowanych przez niego dzieci.
Pewnego dnia Mengele kazał rodzeństwu ubrać się w najlepsze rzeczy, a kobietom starannie się umalować. Kiedy byli gotowi wsadził ich do samochodu i zawiózł do dużego budynku w części obozu, gdzie mieszkali esesmani. Tam dano im porządny obiad, a następnie kazano wejść na scenę.
Audytorium pełne było najwyższych rangą nazistowskich dostojników.
– Rozbierać się! – krzyknął do Ovitzów Mengele.
Cała siódemka zdjęła ubrania i stanęła w szeregu drżąc z zimna i zakrywając dłońmi piersi i genitalia.
– Ręce w górę! – zakomenderował Mengele.
Po czym wygłosił wykład na temat degeneracji rasy żydowskiej, na co Ovitzowie mieli być żywym dowodem. Wziął do ręki wskaźnik i jak na wykładzie zaczął pokazywać gościom lokalizację ich narządów wewnętrznych. Po wykładzie na scenę weszło kilkunastu esesmanów, by z bliska obejrzeć nagich, przerażonych Ovitzów.
Do Auschwitz zbliżała się Armia Czerwona. Mengele uciekł z obozu na dziesięć dni przed wkroczeniem Rosjan.
Nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie przed sądem. Dzięki pomocy watykańskiego hierarchy Aloisa Hudala uciekł do Argentyny. Izraelski wywiad zlokalizował go podczas akcji mającej na celu porwanie Adolfa Eichmanna – jednego z głównych organizatorów Holocaustu. Kiedy Eichmann został porwany, osądzony i powieszony w Izraelu na Mengele padł blady strach. Wyjechał do Paragwaju, uzyskał tamtejsze obywatelstwo, a następnie zamieszkał w Brazylii. Zmarł na atak serca 7 lutego 1979 roku podczas kąpieli w oceanie.
Po wyzwoleniu Auschwitz przez Armię Czerwoną Ovitzowie trafili do Związku Radzieckiego, następnie po kilku miesiącach podróży dotarli do swojego domu w Rumunii. Był on jednak całkowicie splądrowany. Wyjechali więc całą rodziną najpierw do Belgii, a w 1949 roku wyemigrowali do Izraela. Zaczęli występować na scenie, jak przed wojną, ale doświadczenia z obozu poważnie odbiły się na ich zdrowiu. W 1955 roku za zaoszczędzone pieniądze kupili kino i kawiarnię, które były ich źródłem utrzymania na emeryturze. Avram i Micki doczekali się potomków normalnego wzrostu. Ich siostry nie mogły mieć dzieci z powodu zbyt małych miednic.
Avram i Micki zmarli w 1972 roku, Freida w 1975, Franzika w 1980, Rozika w 1984, Elizabeth w 1992. Ostatnia z rodzeństwa Perla zmarła w 2001 roku.
To właśnie historia rodziny Ovitzów. Ciałem byli niewielcy, lecz duchem – gigantami.

Przeczytaj także:
Wola walki silniejsza od kalectwa
Douglas Bader – beznogi as przestworzy

Źródło:
Yehuda Koren, Eilat Negev, Sercem byliśmy wielcy. Niezwykła historia żydowskiej rodziny karłów ocalałej z Holocaustu, Videograf II, 2006.
Yehuda Koren, Eilat Negev, Siedmiu krasnoludków i bestia, Gazeta Wyborcza, 17.03.2006.
Yehuda Koren, Eilat Negev, How the seven dwarfs of Auschwitz fell under the spell of Dr Death: The hideous experiments carried out by Nazi Josef Mengele on seven trusting brothers and sisters, Daily Mail, 15.02.2013.
Warwick Davis, I wept to learn about the „Seven Dwarfs of Auschwitz”, The Sun, 9.03.2013.
Ovitz family, http://en.wikipedia.org, Dostęp 31.03.2013.