Hawajskie pozdrowienie

Morze Japońskie, 13 mil na wschód od wybrzeży Korei Północnej, 23 stycznia 1968 roku, godzina 13:00
Marynarz na mostku USS Pueblo beznamiętnie spoglądał na pomarszczoną powierzchnię morza. Myślami błądził zupełnie gdzie indziej. To był ostatni dzień nudnego patrolu – jutro wracali do Yokosuki. Nareszcie. Podniósł wzrok i zmarszczył brwi. Na horyzoncie pojawił się czarny, szybko powiększający się punkt. Marynarz pomyślał, że to pewnie kuter rybacki, taki sam jak te dwa, które poprzedniego dnia okrążyły okręt w odległości kilkudziesięciu metrów, ale nie podjęły żadnej próby kontaktu.
Ten punkt zbliżał się jednak zdecydowanie zbyt szybko. To nie mógł być kuter. Po chwili marynarz był już pewien – to koreański ścigacz. Zawołał kolegę, by zastąpił go przy sterze i szybko zbiegł do mesy.

USS Pueblo został zbudowany w 1944 roku jako statek transportowy i początkowo służył w Straży Wybrzeża. W 1966 roku przejęła go Marynarka Wojenna i przerobiła na okręt nasłuchu elektronicznego. Specjaliści z US Navy nafaszerowali go po brzegi najnowszą aparaturą szpiegowską dostępną w tamtych czasach.
5 stycznia 1968 roku USS Pueblo wypłynął z japońskiego portu Yokosuka i skierował się w stronę cieśniny Tsushima oddzielającej Japonię od Korei. Oficjalnie był statkiem hydrograficznym badającym prądy morskie. Jego prawdziwym zadaniem było monitorowanie ruchu radzieckich okrętów w cieśninie i nasłuchiwanie sygnałów z terenu Korei Północnej. Poruszał się na wodach międzynarodowych – kapitan Lloyd Bucher bardzo uważał, by nie przekroczyć 12-milowego pasa wód terytorialnych ciągnącego się wzdłuż wybrzeża.

USS Pueblo. Zdjęcie z 1967 roku.

Misja była nudna. Z Korei Północnej nie dochodziły żadne godne uwagi sygnały, więc jedynym zajęciem załogi było usuwanie z pokładu grubej warstwy lodu.
Po południu 22 stycznia, w przedostatnim dniu misji zaszedł pewien wypadek. Dwa północnokoreańskie kutry rybackie zbliżyły się do okrętu, okrążyły go kilka razy w odległości kilkudziesięciu metrów i odpłynęły. Kapitan Bucher zanotował to wydarzenie w dzienniku pokładowym i postanowił kontynuować misję. Być może gdyby wiedział o tym, co dzień wcześniej zdarzyło się w Seulu podjąłby inną decyzję.
21 stycznia 1968 roku grupa 31 północnokoreańskich komandosów przeniknęła do Korei Południowej z zadaniem zamordowania prezydenta Parka Chung-hee. Po przejściu strefy zdemilitaryzowanej zostali zauważeni przez cywilów, którzy zaalarmowali policję. Wzmocniono ochronę Blue House – siedziby prezydenta. Mimo tego komandosi postanowili kontynuować akcję. Przebrali się w mundury południowokoreańskiej armii i na bezczelnego pomaszerowali prosto do kwatery prezydenta udając oddział wracający z patrolu. W odległości około 800 metrów od celu zostali zatrzymani przez policjantów, którzy zaczęli ich wypytywać skąd są i co tu robią. Komandosi plątali się w odpowiedziach, więc jeden z policjantów odruchowo sięgnął po pistolet. Dywersanci spanikowali i otworzyli ogień. Wywiązała się strzelanina, w której zginął południowokoreański policjant i dwóch dywersantów. Pozostali rozbiegli się na wszystkie strony. Rozpoczęto olbrzymie polowanie. Dywersanci uciekając w stronę strefy zdemilitaryzowanej torowali sobie drogę bronią. Zastrzelili 68 południowych Koreańczyków – głównie policjantów i żołnierzy próbujących ich zatrzymać, ale także ponad dwudziestu cywilów. Krwawe polowanie zakończyło się śmiercią wszystkich dywersantów z wyjątkiem jednego, który dostał się do niewoli.
USS Pueblo miał rozkaz utrzymywania ciszy radiowej podczas swojej misji i jego kapitan nic nie wiedział o wydarzeniach w Seulu.
Następnego dnia, w czasie kiedy cała załoga jadła obiad w mesie do amerykańskiego okrętu zbliżył się z dużą prędkością północnokoreański ścigacz, który używając sygnałów flagowych zażądał jego identyfikacji. Załoga w odpowiedzi wywiesiła amerykańską flagę. Ścigacz odpowiedział kodem oznaczającym „Zatrzymajcie się, bo otworzymy ogień”. W kierunku USS Pueblo płynęły z lądu trzy kutry torpedowe, a nad głowami amerykańskich marynarzy przeleciały dwa MIGi-21. Kapitan Bucher przerwał ciszę radiową i poinformował macierzystą bazę w Japonii o całej sytuacji. Amerykanie obiecali przysłać na pomoc myśliwce. Nie przysłali.
Lotniskowiec USS Enterprise znajdował się wówczas w odległości 510 mil na południe od USS Pueblo. Myśliwce F-4 Phantom, które miał na pokładzie nie były przystosowane do atakowania celów nawodnych. By je odpowiednio wyposażyć potrzeba było kilku godzin.
Jeden z kutrów zbliżył się do okrętu, a grupa żołnierzy na jego pokładzie przygotowała się do abordażu. Widząc to sternik USS Pueblo wykonał gwałtowny manewr i próbował uciec prześladowcom. Kuter w odpowiedzi otworzył ogień z działa 57mm zabijając jednego z Amerykanów. USS Pueblo nie mógł się zrewanżować – jego dwa karabiny maszynowe nie były załadowane, a na dodatek, by uchronić je przed pokryciem lodem załoga owinęła je w brezent. Kapitan Bucher zarządził zniszczenie wszystkich instrumentów szpiegowskich i spalenie dokumentów. Grupa marynarzy z młotami i siekierami weszła pod pokład. Podczas kiedy jedni rozbijali na kawałki radary i sonary, inni wrzucali do pieca grube pliki dokumentów.
By uniknąć dalszych starć i chronić swoich ludzi kapitan Bucher zasygnalizował Koreańczykom, że będzie wykonywał ich rozkazy. Grupa okrętów skierowała się w stronę północnokoreańskiego portu Wonsan. Kiedy USS Pueblo wpłynął na wody terytorialne Korei Północnej grupa uzbrojonych żołnierzy przeskoczyła na jego pokład. Amerykanie zostali pobici i związani.
Po przybyciu do Wonsan cała grupa 82 jeńców została sprowadzona na ląd wśród wiwatujących tłumów.
Stany Zjednoczone natychmiast zażądały zwrotu okrętu i jego załogi. Korea Północna oczywiście odmówiła. Amerykanie rozważali odbicie okrętu i jego załogi siłą, ale uznali, że taki plan ma zerowe szanse powodzenia. Prezydent Johnson zdecydował, że kryzys należy rozwiązać środkami dyplomatycznymi.
Jeńcy w tym czasie zostali wciągnęci w wir północnokoreańskiej propagandy. Do ich rodzin w Stanach dochodziły nieudolnie sfałszowane listy, w których Amerykanie wychwalali szlachetność i miłosierdzie Kim Ir Sena. Koreańczycy przedstawiali cały incydent w taki sposób, jakby Amerykanie sami zdezerterowali do ich komunistycznego raju. Kręcili filmy propagandowe przedstawiające luksusowe warunki w jakich są przetrzymywani i robili im olbrzymie ilości starannie wyreżyserowanych zdjęć.
Kapitan Lloyd Bucher został zmuszony do napisania listu wychwalającego koreańskiego przywódcę. Kiedy odmówił został pobity, poddany torturom i postawiony przed plutonem egzekucyjnym, który strzelał ślepymi nabojami. W końcu jego oprawcy zagrozili, że na jego oczach rozstrzelają całą załogę. Wtedy uległ. Ponieważ żaden z Koreańczyków nie znał wystarczająco dobrze języka angielskiego kapitan Bucher sam zredagował ów list pochwalny.
Miał napisać „Sławimy Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną. Sławimy koreański lud. Sławimy Wielkiego Przywódcę Kim Ir Sena.” (We pean the DPRK. We pean the Korean people. We pean their Great Leader Kim Il Sung.)
Koreańczycy sprawdzili dokładnie co napisał, ale pewien drobiazg uszedł ich uwadze. Kapitan Bucher zamiast słowa „pean” (sławimy) we wszystkich trzech zdaniach napisał błędnie „paean”, które w wymowie brzmi identyczne jak „pee on”, które oznacza „oddawać mocz na coś lub kogoś”.
Reszta jeńców również nie pozostała dłużna oprawcom. Na propagandowych fotografiach, które robiono im każdego dnia Amerykanie dyskretnie pokazywali pewien popularny gest z wyprostowanym środkowym palcem. Koreańczycy żyjący w kraju całkowicie odizolowanym od reszty świata nie znali jego znaczenia. W końcu sami zapytali o to jeńców, a ci odparli, że to takie hawajskie pozdrowienie. Koreańczycy uwierzyli.

W przerwach między sesjami fotograficznymi Amerykanie byli regularnie bici, torturowani i poddawani praniu mózgów. Koreańczycy przedstawiali im między innymi własną wersję historii USA, co zmaltretowanych Jankesów, mimo ich tragicznej sytuacji, przyprawiało o śmiech.
W październiku 1968 roku magazyn Time opublikował jedno z północnokoreańskich zdjęć propagandowych, na którym amerykańscy jeńcy pokazywali wyprostowany środkowy palec i skomentował go tekstem w rodzaju „Patrzcie jak nasi chłopcy robią żółtków w konia!”. Jeden z egzemplarzy pisma dostał się w ręce Koreańczyków z Północy, którzy wreszcie zrozumieli, co naprawdę oznacza to „hawajskie pozdrowienie”. Wpadli w nieopisaną wściekłość i zafundowali jeńcom „Piekielny Tydzień” – siedem dni nieprzerwanych tortur i bicia połączonych z pozbawianiem snu.
W grudniu 1968 roku Stany Zjednoczone oficjalnie przyznały się do szpiegowania Korei Północnej, wystosowały list z przeprosinami i zobowiązały się powstrzymać od tego typu działalności w przyszłości. Następnego dnia Koreańczycy wsadzili jeńców do pociągu i przewieźli do strefy zdemilitaryzowanej. Po dokładnie jedenastu miesiącach niewoli osiemdziesięciu dwóch marynarzy ze swoim kapitanem na czele przeszło przez Most Bez Powrotu łączący oba krańce strefy zdemilitaryzowanej. Po drugiej stronie czekali już na nich amerykańscy żołnierze. Marynarzy natychmiast wsadzono do samolotu i przewieziono do Stanów, gdzie zostali powitani przez rodziny i tłum wymachujący gwiaździstymi flagami.

23 grudnia 1968 roku. Amerykańscy marynarze przechodzą przez Most Bez Powrotu.

Kapitan Lloyd Bucher i jego oficerowie stanęli przed sądem Marynarki Wojennej, który po przebadaniu sprawy uznał, że podczas swojej misji nie dopuścili się żadnych uchybień ani błędów. Wszyscy kontynuowali karierę w US Navy. Kapitan Bucher zmarł w San Diego w styczniu 2004 roku.
Okręt USS Pueblo nadal znajduje się w Korei Północnej. Jest zacumowany na rzece Taedong w Phenianie i służy za atrakcję turystyczną. Koreańczycy opowiadają odwiedzającym własną, naładowaną tandetną propagandą wersję wydarzeń sprzed 42 lat.
Mimo tego Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych nie skreśliła go z ewidencji. USS Pueblo nadal oficjalnie pozostaje w służbie czynnej, jako jedyny amerykański okręt przechwycony przez wroga.

Źródło:

Alan Bellows, The seizing of the Pueblo, http://www.damninteresting.com Dostęp 27.11.2010
Mitchell Lerner, The USS Pueblo Incident, Ohio State University Press, 2002.