Zbrodnia i kara

W piątek 4 sierpnia 1944 roku na teren warszawskiej Ochoty wkroczyły oddziały Rosyjskiej Narodowej Armii Wyzwoleńczej RONA pod dowództwem pułkownika Bronisława Kamińskiego – rosyjskiego renegata i kolaboranta. Mimo swojej nazwy nie miały one z regularną armią nic wspólnego – były to grupy bandytów, dezerterów i morderców, których Niemcy po wkroczeniu na teren ZSRR powyciągali z więzień i utworzyli z nich brygadę Waffen SS.

Mieli oni rozkaz oczyszczenia dzielnicy z sił powstańczych, ale szybko okazało się, że przedstawiają nikłą wartość bojową – w kilku starciach Polacy zadali im ciężkie straty. Zamiast angażować się w walkę ronowcy zajęli się gwałtami i rabunkiem. Rozpoczęła się trzytygodniowa hekatomba tej dzielnicy Warszawy, która przeszła do historii jako „Rzeź Ochoty”.
Luźnie grupy żołdaków rozbiegły się po okolicy podpalając budynki, wyciągając z mieszkań lokatorów i grabiąc ich mienie. Na miejscu zabijano wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni i starców, którzy poruszali się z trudem. Pozostałych pędzono na Zieleniak – plac targowy zamieniony w prowizoryczny obóz przejściowy. Był to zwykły plac otoczony murem. Stłoczono tam kilkanaście tysięcy ludzi, a budki dozorców zamieniono na wartownie. Nie było tam żadnych urządzeń sanitarnych ani ujęć wody. Bandyci z RONA oczywiście nie zawracali sobie głowy dostarczaniem żywności uwięzionym.

Nocami, kiedy bandyci upijali się po „służbie” dochodziło tam do dantejskich scen.
Pijani żołdacy strzelali na oślep do stłoczonych na placu ludzi i wyciągali z ciżby kobiety – od kilkuletnich dziewczynek po staruszki. Wlekli je pod mur wśród nieludzkich ryków i śmiechów i tam na oczach uwięzionych gwałcili je, czasem po kilkunastu na jedną. Potem zabijali strzałem w głowę lub oblewali benzyną i palili żywcem.
Na Zieleniaku zginęło w ten sposób ponad tysiąc osób.
Ofiarą zbrodniarzy padły także szpitale – onkologiczny Instytut Radowy przy ulicy Wawelskiej oraz Szpital Dzieciątka Jezus przy Lindleya. Po wymordowaniu personelu ronowcy podpalili łóżka z pacjentami.
W Kolonii Staszica – zabytkowym osiedlu żołdacy odkryli grupę kobiet, dzieci i starców. Najpierw chcieli ich obrabować, ale okazało się, że uprzedził ich inny oddział. Przekonawszy się, że ci ludzie nie mają już nic, co warto zrabować zmasakrowali ich z karabinów maszynowych.
Trudno wymienić wszystkie zbrodnie i masowe egzekucje jakich się dopuścili. Praktycznie każde podwórko na Ochocie stało się miejscem przerażających scen.
Zagłada dzielnicy trwała do 25 sierpnia, kiedy Niemcy zdecydowali się wycofać bandytów, którzy nawet w nich budzili odrazę. Bronisław Kamiński został odwołany do Łodzi, gdzie rozstrzelano go za „skrajną niesubordynację i unikanie walki”.
Na Ochocie zostało zamordowanych ponad 10 tysięcy ludzi. Liczba zgwałconych kobiet jest trudna do oszacowania.
Bandytów z RONA wycofano do podwarszawskiej wsi Truskaw leżącej na skraju Puszczy Kampinoskiej.
W puszczy działała silna Grupa Kampinos licząca kilka tysięcy żołnierzy. Na rozkaz generała „Bora” około tysiąca z nich, doskonale uzbrojonych wsparło Powstanie. Pozostali wspierali powstańców dostarczając broń, leki i amunicję pochodzące z alianckich zrzutów.
W skład Grupy wchodziła m.in. Samodzielna Kompania Lotnicza do Zadań Specjalnych dowodzona przez porucznika Tadeusza Gaworskiego „Lawę” – cichociemnego przerzuconego do Polski w styczniu 1943 roku.

Po południu 2 września 1944 roku „Lawa” wrócił z odprawy dowódców, zebrał swój oddział i powiedział, że potrzebuje ochotników do niebezpiecznej misji. Zgłosili się wszyscy z wyjątkiem rannych. „Lawa” kazał im zostawić ciężką broń i wziąć jedynie pistolety maszynowe i granaty. Po czym ujawnił cel misji.
Po zmroku osiemdziesięciu partyzantów ruszyło w drogę. Część trasy przejechali na chłopskich podwodach, a kiedy znaleźli się w odległości około kilometra od Truskawia zeszli z wozów i ruszyli dalej piechotą. Cichociemny prowadził swój oddział rowem melioracyjnym okrążającym wieś. Obawiał się psów, które mogłyby szczekaniem zaalarmować bandytów. Psów jednak we wsi nie było – zostały wystrzelane lub odeszły z wypędzonymi mieszkańcami. Kiedy znaleźli się koło zabudowań po cichu wyskoczyli z rowu i weszli między budynki. Noc była bardzo pogodna i księżycowa. W świetle księżyca ujrzeli wartownika. Chwiał się lekko na nogach – był pogrążony w pijackim śnie. Już się nie obudził – jeden z partyzantów poderżnął mu gardło. Polacy po cichu rozbiegli się między chatami. Drzwi pierwszej z nich otworzyły się z głośnym skrzypieniem. To zaalarmowało bandytę, który spał na stole. Sięgał po broń stojącą pod ścianą kiedy seria ze stena ścięła go z nóg. W izbie stały piętrowe prycze pozbijane z desek, a na nich spali pijani ronowcy. Polacy siali po nich pociskami zabijając wszystkich. To samo działo się w innych chatach. Do niektórych chałup partyzanci nawet nie wchodzili – wrzucali do środka wiązki granatów lub barykadowali drzwi i podpalali dom strzelając do uciekających oknami żołdaków. Z niektórych chałup wybiegali półnadzy bandyci i zaraz padali skoszeni seriami. Trupy zasłały podwórka. Polacy zbliżyli się do stodoły w jednym z gospodarstw. W środku unosił się zaduch przetrawionego bimbru i słychać było głośnie chrapanie kilkunastu bandytów. Partyzanci podpalili stodołę z czterech stron. Chrapanie zamieniło się w wycie. Pewien opór napotkano przy stanowiskach artylerii na obrzeżu wsi. Ich obsługa była trzeźwa i stawiła opór. W walkach zginęło kilku partyzantów. Po zdobyciu stanowisk Polacy zniszczyli działa wrzucając do luf granaty. Potem nastąpił odwrót.
Polacy zmierzali w kierunku lasu niosąc kilku rannych. Za nimi dopalały się resztki chałup z trupami kilkuset bandytów…

Źródła:

Zygmunt Lipski „Sulima”, Uderzenie o północy, Rzeczpospolita, 4.09.2004.
Józef Kazimierz Wroniszewski, Ochota 1944,Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1970
Rzeź Ochoty, http://pl.wikipedia.org, Dostęp 8.08.2010