Polak, przed którym drżał Al Capone

Chicago, 11 października 1926 roku, North State Street.
Trzech ludzi szybkim krokiem przekracza ulicę North State Street zmierzając ku kwiaciarni Schofield. Przed drzwiami czeka już na nich inny mężczyzna z dłonią wyciągniętą na powitanie. Mężczyzna o ostrych rysach twarzy idący pośrodku uśmiecha się lekko i również wyciąga rękę z kieszeni.
Nagle rozlega się głośny grzechot pistoletów maszynowych. Serie z dwóch thompsonów przeszywają powietrze i dosięgają idących. Mężczyzna z prawej oraz ten pośrodku padają na bruk podziurawieni kilkunastoma kulami. Trzeci, ranny, wyciąga rewolwer i strzela w kierunku okien na drugim piętrze budynku sąsiadującego z kwiaciarnią. Po chwili jednak zdaje sobie sprawę, że nie ma szans w takiej konfrontacji i ucieka. Kryje się za rogiem pobliskiego kościoła. Mężczyzna, który czekał na nich przed drzwiami kwiaciarni dostaje pocisk w ramię. Ucieka wzdłuż ulicy zataczając się, kiedy dosięgają go trzy kule. Wbiega do jakiejś bramy i pada na ziemię.
Dwaj mordercy nieśpiesznie wychodzą z budynku i idą w kierunku West Superior Street.
Kilka godzin później na wieść o strzelaninie Al Capone uśmiecha się szeroko i oddycha z ogromną ulgą. Właśnie pozbył się swojego najgroźniejszego rywala.

Henryk Wojciechowski urodził się w styczniu 1898 roku na terenie zaboru rosyjskiego. Kiedy miał trzy lata wraz z rodzicami wyjechał do USA. Wojciechowscy osiedli w Chicago, w dość podłej północnej dzielnicy zamieszkanej głównie przez Irlandczyków i szybko zmienili nazwisko na Weiss.
Od najmłodszych lat Henryk zwany „Hymie” był na bakier z prawem – liczne rozboje, włamania i kradzieże sprawiły, że jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności miał bogatą kartotekę w chicagowskiej policji. Jego najbliższym przyjacielem został Irlandczyk Charles Dean O’Banion. Razem dokonywali przestępstw, a do nich wkrótce dołączyli inni. Młodociany gang zaczął się rozrastać. Po pewnym czasie powstały jego struktury i zarysowała się wyraźna hierarchia ważności. Na czele stanął Dean O’Banion, a Weiss został jego zastępcą i prawą ręką.
W 1920 roku na terenie USA wprowadzono prohibicję. Henryk „Hymie” Weiss wpadł na pomysł przemytu alkoholu z Kanady, co dla gangu okazało się prawdziwą żyłą złota. W nawiązaniu znajomości z producentami pomogła mu kanadyjska przyjaciółka Josephine Simard, którą poznał w Montrealu. Przemyt alkoholu przyniósł gangowi (znanemu już wówczas jako North Side Gang) olbrzymie zyski. Grupa rozrosła się do ogromnych rozmiarów i rządziła północną częścią metropolii.
W tym samym czasie w południowej części miasta coraz większe wpływy zdobywał gang Chicago Outfit kierowany przez Ala Capone i Johnny’ego Torrio, którzy stopniowo podporządkowywali sobie mniejsze gangi. Starcie obu przestępczych gigantów było już tylko kwestią czasu.
Pierwszy uderzył Capone.
W listopadzie 1924 roku trzech mężczyzn weszło do kwiaciarni należącej do Deana O’Banniona w północnej części miasta. Bez słowa wyciągnęli rewolwery i zastrzelili właściciela. Po śmierci przyjaciela Henryk „Hymie” Weiss objął kierownictwo North Side Gang i zaprzysiągł Alowi Capone zemstę. Dwa miesiące później trzej zabójcy zaczaili się na Capone przed jego ulubioną restauracją. Kiedy zauważyli samochód słynnego gangstera otworzyli ogień. Mimo, że samochód po ataku wyglądał jak sito Capone uszedł z życiem. Niegroźnie ranny został jego ochroniarz. Po tym wydarzeniu Capone zaczął poruszać się po Chicago opancerzoną limuzyną.

Dwa tygodnie później Hymie Weiss i George „Bugs” Moran usiłowali zlikwidować Johnny’ego Torrio – szefa i patrona Ala Capone. Dopadli go przed jego apartamentem i wpakowali w niego kilka kul. Torrio jednak przeżył. Zamach wstrząsnął nim do tego stopnia, że po wyjściu ze szpitala przekazał kierownictwo nad Chicago Outfit swojemu protegowanemu i wyjechał do Włoch. Nigdy już nie wrócił do Chicago. Zmarł w 1957 roku.
Po wyjeździe swojego mentora Al Capone został niekwestionowanym szefem gangsterskiego imperium. Na jego drodze do pełnej kontroli nad miastem stał tylko jeden człowiek – Henryk „Hymie” Weiss. To był jedyny człowiek, którego naprawdę się bał. Zrozumiał, że musi go zlikwidować albo prędzej czy później sam trafi do kostnicy.
Wojna gangów rozgorzała na dobre.
Najpierw ludzie Capone’a próbowali zabić Weissa wraz z jego ochroniarzem na ulicy. Bezskutecznie. Na odpowiedź Polaka nie trzeba było długo czekać. Miesiąc później kilka samochodów podjechało przed restaurację w Cicero koło Chicago, gdzie Capone jadł śniadanie. Rozległy się serie z thompsonów. Alowi życie uratował ochroniarz, który zasłonił go własnym ciałem.
Innym gangsterem, który liczył się w chicagowskim półświatku był Joseph „Polaczek Joe” Saltis. Kierował jednym z mniejszych gangów w południowej części miasta. Początkowo podporządkował się Alowi Capone, później jednak zaczął po cichu dogadywać się z jego głównym rywalem.
W sierpniu 1926 roku Saltis zastrzelił Johna Foleya z gangu Sheldon podporządkowanego Alowi Capone. Zabójstwo odbyło się na oczach wielu świadków i Saltis wkrótce trafił przed sąd oskarżony o morderstwo. Hymie Weiss postanowił mu pomóc. Liczył na to, że przekupując sędziów przysięgłych i uzyskując uniewinnienie Saltisa zaskarbi sobie jego wdzięczność i zyska sprzymierzeńca w walce z Capone. Podczas kolejnego dnia procesu – w środę 11 października 1926 roku umówił się na spotkanie z jego prawnikiem Williamem O’Brienem. Spotkanie miało się odbyć w kwiaciarni na North State Street należącej kiedyś do jego nieżyjącego przyjaciela O’Baniona. W budynku obok od tygodnia czekali już zabójcy wynajęci przez Ala Capone…
Do dzisiaj na ścianie kościoła stojącego przy North State Street widać ślady kul po tamtej strzelaninie.

Wśród gangsterów pracujących dla Ala Capone także byli Polacy. Jednym z jego najbliższych współpracowników był Jake „Śliski Paluch” Guzik. Urodził się w okolicach Krakowa i w wieku kilkunastu lat wyemigrował z rodzicami do Chicago. Gangsterską karierę zaczynał jako alfons. Pewnego dnia podsłuchał rozmowę dwóch ludzi planujących zamach na Ala Capone. Ostrzegł go i w ten sposób wszedł w jego łaski. Wkrótce stał się znaczącą figurą w Chicago Outfit. Capone powierzył mu prowadzenie wszystkich spraw finansowych gangu. To Guzik decydował kogo z urzędników i policjantów należy przekupić i jaką sumą.
Stąd jego przezwisko – mówiono, że palce na wiecznie tłuste od przeliczania pieniędzy.
Był nietypowym gangsterem – małym, wiecznie spoconym grubasem, który nigdy nie miał w rękach broni. Nie musiał – chronili go inni. Kiedy został pobity przez niejakiego Johna Howarda, Al Capone osobiście zastrzelił napastnika. Lojalność Guzika wobec gangu była stuprocentowa. Kiedy służby podatkowe w końcu dopadły go za jakieś finansowe machlojki nie wsypał podczas śledztwa nikogo i poszedł do więzienia na kilka lat. Po odsiadce wrócił na stanowisko głównego księgowego mafii. Jego kompetencje doceniali wszyscy główni bossowie, nawet ci skonfliktowani z Alem Capone. Zmarł na atak serca w 1956 roku.

Źródła:

Andrzej Gass, Al Capone bał się Polaka, Focus Historia, 9.06.2008.
http://www.hymieweiss.com/, Dostęp 13.06.2010
Hymie Weiss, http://www.myalcaponemuseum.com, Dostęp 13.06.2010