Largo House – tam, gdzie ćwiczyli Cichociemni

Tę wyprawę planowałem od dawna. Poprzedziłem ją godzinami spędzonymi w Internecie i kilkoma wizytami w bibliotece. W końcu udało mi się ustalić przybliżoną lokalizację miejsca, które odcisnęło swój ślad w historii Polski i Szkocji.

Largo House w czasie Drugiej Wojny Światowej był kwaterą główną Pierwszej Samodzielnej Brygady Spadochronowej utworzonej i dowodzonej przez generała Stanisława Sosabowskiego. Tam powstał słynny Małpi Gaj (Monkey Groove) i pierwsza wieża spadochronowa na Wyspach Brytyjskich zbudowana od podstaw rękami polskich żołnierzy.
Dziś po Małpim Gaju i wieży nie ma już śladu. Prawdopodobnie zostały rozebrane zaraz po wojnie.
Można jednak nadal zobaczyć sam Largo House. A raczej to, co z niego zostało…
Historia tego budynku sięga 1750 roku. Wybudował go John Durham – głowa najbogatszej rodziny w okolicy. Dom pozostał w rękach Durhamów aż do 1868 roku, kiedy to został sprzedany niejakiemu Johnstone’owi. Potem był wielokrotnie sprzedawany i kupowany, aż niedługo przed II Wojną został opuszczony. W 1941 roku budynek przejęło wojsko i oddało go do dyspozycji polskim spadochroniarzom.
W rezydencji urządzono kancelarię komendanta, jadalnię i pomieszczenia dla instruktorów. Żołnierze zostali natomiast zakwaterowani w namiotach ustawionych w parku. Dopiero w 1943 roku Brytyjczycy pozwolili zamiast namiotów postawić baraki, do których przenieśli się Polacy.
Szkolenie w Małpim Gaju i na wieży spadochronowej było niesamowicie wyczerpujące. Często już pod koniec pierwszego dnia ćwiczeń żołnierze nie mogli ustać na własnych nogach. Ale nie było zmiłuj. Jedna ocena negatywna pod koniec kursu od któregokolwiek z instruktorów powodowała powtórzenie całego szkolenia.

Morderczy trening przynosił jednak rezultaty. Kiedy rozeszła się wieść o doskonałych wynikach „absolwentów” Largo House zaczęto tam trenować spadochroniarzy innych nacji – głównie Francuzów i Norwegów przeznaczonych do koordynacji działań dywersyjnych w swoich krajach.
W Largo House bardzo intensywny trening przechodzili również kandydaci na Cichociemnych.
Wielu z nich było zresztą żołnierzami i oficerami Brygady Spadochronowej, którzy na ochotnika zgłosili się do służby specjalnej. Generał Sosabowski próbował nawet zablokować im możliwość zgłaszania się, nie chcąc tracić najlepszych ludzi na rzecz Cichociemnych.

Po przeróżnych kursach, jakie kandydaci do skoku do Polski musieli przejść, trafiali do Largo House na kurs spadochronowy, który wielu z nich później wspominało jako najtrudniejszy podczas całego cyklu szkolenia. Po zaliczeniu sprawdzianu w Małpim Gaju i wieży spadochronowej trafiali do Ringway (obecnie Manchester International Airport), gdzie ćwiczyli skoki z samolotów. Następnie byli delegowani do Audley End pod Londynem, gdzie odbywał się kurs odprawowy, na którym przyswajali sobie fałszywe życiorysy, zapoznawano ich z warunkami życia w okupowanym kraju, wyposażano w fałszywe dokumenty itp. Potem czekali już tylko na przerzut do Polski.
Krótko po wojnie w Largo House zainstalował się Polski Wojskowy Instytut Geograficzny. Mieścił się tam zaledwie przez rok. Potem Largo House zaczął popadać w ruinę. W 1951 roku usunięto dach, by uniknąć płacenia podatku. Dzisiaj można oglądać żałosne resztki wspaniałej rezydencji, która kiedyś gościła w swoich murach polskich żołnierzy…

Wsiadłem do samochodu i po dwóch godzinach jazdy znalazłem się w urokliwej nadmorskiej wiosce Upper Largo.

Właściciele miejscowego hotelu pozwolili mi skorzystać z ich parkingu i wskazali najkrótszą drogę do Largo House.

Niegdyś wspaniała budowla sprawia dziś przygnębiające wrażenie…

Opasuje ją płot zwieńczony drutem kolczastym, by powstrzymać ewentualnych amatorów silnych wrażeń. I słusznie – ta ruina nie wygląda na bezpieczną…

Przez lata teren wokół Largo House porósł nie tylko krzewami…

Wewnątrz ruin wyrosły nawet spore drzewa…

Herb Largo House zachował się w zadziwiająco dobrym stanie.

Pod herbem wyryto datę zbudowania rezydencji.

Obok domu znajdował się rozległy, zaniedbany park (a raczej jego pozostałość) ogrodzony murem. Przeskoczyłem przez mur w poszukiwaniu resztek Małpiego Gaju lub wieży spadochronowej, ale jedyne co znalazłem to chaszcze i zielsko po pas.

Przez zarośla majaczyła jednak jakaś wieża (bynajmniej nie spadochronowa). Prawdopodobnie to część pałacowego kompleksu, równie zaniedbana jak cała reszta.

Po odwiedzeniu smutnych ruin udałem się na miejscowy cmentarz w nadziei, że znajdę groby ze swojsko brzmiącymi nazwiskami.

Przeczucie mnie nie myliło!

Grób majora Wardzały. Po powrocie do domu przetrząsnąłem Internet w poszukiwaniu wiadomości o nim. Znalazłem pewien ślad we wspomnieniach Pani Haliny Szulakowskiej, córki kaprala Antoniego Szulakowskiego, który walczył pod dowództwem majora pod Arnhem. (http://www.bbc.co.uk/history/ww2peopleswar/stories/67/a7382667.shtml)

Ostatni rzut oka na zapomniany dom polskich żołnierzy.

Ruinami Largo House zarządza The Largo Trust. Jak piszą na swojej stronie internetowej – mają zamiar odbudować rezydencję. Patrząc na jej obecny stan trudno mi w to uwierzyć…

Miałem kiedyś zaszczyt spotkać Pana Przemysława Bystrzyckiego ps. „Grzbiet”, który został zrzucony do Polski jako Cichociemny w październiku 1944 roku. Po wojnie zamieszkał w Poznaniu. Opublikował kilkaset artykułów w prasie krajowej i zagranicznej. Był przyjacielem Gazety Poznańskiej, w której swego czasu pracowałem. Bywał w naszej redakcji. Zmarł w 2004 roku.
Moja Babcia od strony Ojca przyjaźniła się z Elżbietą Zawacką ps. „Zo” – jedyną kobietą wśród Cichociemnych, zmarłą w styczniu tego roku.